Informacje

  • Wszystkie kilometry: 21929.71 km
  • Km w terenie: 3652.47 km (16.66%)
  • Czas na rowerze: 42d 02h 41m
  • Prędkość średnia: 21.70 km/h
  • Więcej informacji.
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Follow me on Strava

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jarro.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 12 lipca 2015

Oficjalny objazd trasy Maratonu Dookoła Miedwia

Po wczorajszej jeździe dziś miałem nie ruszać roweru. Junior jednak wymyślił, że pojedzie na objazd trasy maratonu. Oficjalny organizowany przez STC. Jak widziałem jak rano  się zbiera, to jednak naszła mnie ochota i pojechałem. Założenie od razu było, że omijam co większe dziury i nie jadę pełnej trasy.

Na starcie stawiło się na moje oko ze 300 osób. Po 10 ruszyliśmy za samochodem policji i skodą sponsora, która kierował prezes. Do prostej na Giżyn jazda w grupie, regulowana przez auta prowadzące. Na prostej tradycyjnie zielone światło dla ścigantów i poszedł gaz. Ja na luzie, czyli lekko ponad 30, akurat tyle aby mnie psychole nie rozjechali. Po wjeździe na płyty, zwolniłem sobie do rozsądnej prędkości i na pierwszy rozjeździe pojechałem na Komorówko. I tak do mety, na skróty. Oprócz mnie kilka innych osób wybrało podobny wariant. Co raz mijaliśmy się z czubem ścigantów, którzy jechali pełną trasę.

W efekcie skrócenia trasy, dojechaliśmy do mety jakoś tak w pierwszej 10 :) Na zakończenie było ciast i napoje. Przyznam, że to dość miłe uczucie tak bez kolejki wziąć sobie prowiant i konsumując ciasteczko popijając kawą i patrzeć jak inni ludzie dojeżdżają umordowani na metę. Wiem, wiem, że zostało to osiągnięte niesportowo. 

Na koniec był koncert, ale zwinęliśmy się w momencie jego rozpoczęcia. W domu czekał obiad, a i nadciągające chmury zachęcały do powrotu pod dach. Po drodze pokropiło.
Fotek jakoś nie robiłem.


  • DST 97.90km
  • Teren 15.00km
  • Czas 04:32
  • VAVG 21.60km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 2717kcal
  • Podjazdy 231m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 lipca 2015

Gran Fondo

Wymyśliłem, że tym razem pojadę do Schwedt. W jedną stronę po niemieckiej stronie a wrócę po polskiej. Trasa dość znana i popularna.
Czasami są takie dni, że jest zawsze pod wiatr. Dziś miałem taki przypadek. Zaprogramował się, że dziś będzie wiało z północy. Więc OK -  Odra- Nysa z wiaterkiem w plecy a powrót pod wiatr w terenie bardziej osłoniętym. Rano prognozy nie sprawdziłem.
Dość szybko stwierdziłem, że coś z tym wiatrem jest nie tak, jak do Gryfina miałem w twarz. Oho, czyli wieje z zachodu :(
I faktycznie tak było, w praktyce cały czas miałem wiatr z boku i na wale dość mocny.Nie lubię jeździć na Rubi z bocznym wiatrem, wolę nawet jechać pod. Wycieczka przez to nieco straciła ze swojej atrakcyjności. Do Gryfina droga bez przygód. Pierwszy przystanek w lasku za Mescherin.


Moja ulubiona ławeczka z widokiem na Dolną Odrę

Jazda kolarką tą drogą nie jest najlepszym pomysłem, ze względu na nawierzchnię. NA drodze przez las dodatkowo dużo gałęzi i innych śmieci. Dopiero za Gartz po wjechaniu na asfalt  ONR robi się ekstra. Tylko ten wiatr...


Można się pościgać z motorówkami. Kolarka spoko daje radę :)


Schwedt na horyzoncie

Droga minęła na podziwianiu widoków. Sporo drapieżnych ptaków - głównie błotniaki chyba, gęgawy jak zwykle drące dzioby, wrony niechętnie usuwające się spod kół, trochę łabędzi i inne drobiazgi.
W Schwedt przejechałem na Polską stronę, chwila zastanowienia i wybór drogi na Ognicę, a nie na Chojnę. Wybrałem widoki malowniczej drogi, zamiast malowniczych widoków gęsto stojących na drodze do Chojny leśnych ssaków...


Do Szczecina tylko 58 km

Po skierowanie się na północ wiatr się zmieniła, zamiast wiać w prawe ucho wiał w lewe. Musi być symetria. Dzięki sporej liczbie lasów, jechał się jednak lepiej. Za Ognicą dość długi podjazd, aż dziwne, że nie ma segmentu na Stracie, chyba zrobię, choć wlokłem się na nim jak ślimak po tartanie. Generalnie w ogóle dziś tempa nie to nie miałem zbyt imponującego. 
Po drodze na CPN wciągnąłem hot doga i popiłem magnezowym Oshee. Aż do domu odbijało mi się plastikiem. Autentycznie.
Jak dojechałem do Gryfina to wpadłem na pomysł, że pojadę do domu dookoła Puszczy i zrobię Gran Fondo. Dla nie wtajemniczonych to takie rywalizacja na Stravie. W tym miesiącu trzeba zrobić jednorazowo 130 km i można wtedy kupić specjalną koszulkę, że się jest niby takim prosem. No dobra.
Droga dookoła Puszczy bez przygód. Po zrobionej setce nie chciało, mi się już jechać tą dobrze znaną drogą, ale jakoś się dokulałem.
Złośliwy wiatr zaczął zmienić kierunek z zachodniego na północny i zamiast wiać z tyłu znów wiał raczej z boku.... Ehh :)

Fajna wycieczka. Ładna pogoda, temperatura idealna.


  • DST 130.50km
  • Czas 05:05
  • VAVG 25.67km/h
  • VMAX 47.20km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Kalorie 2859kcal
  • Podjazdy 663m
  • Sprzęt Rubi
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 8 lipca 2015

Lody w Lubczynie

Po obejrzeniu 4 etapu Tour de France naszła mnie ochota na loda. Szybko doszedłem do wniosku, że najlepszym miejscem realizacji mojej zachcianki będzie plaża w Lubczynie, więc wziąłem Rubi i jedziemy :)

O godzinie 18 z minutami było jeszcze gorąco, żar buchał od asfaltu i zacząłem żałować, że nie poczekałem jeszcze z godzinkę z jazdą. No ale nic to, tempomat ustawiony na 28-30 i kręcimy. Po drodze wymyśliłem, że aby lód smakował lepiej zahaczę najpierw o Goleniów. O mało nie skończyło się to tragicznie. Przy Orlenie kierowca dostawczaka totalnie zajechał mi drogę, chcąc skręcić na stacje. Nie wiem czy mnie nie widział, czy źle oszacował moją prędkość, w każdym razie na szczęście przyhamował w ostatniej chwili, co pozwoliło mi wyminąć go na milimetry. Obaj byliśmy na tyle w szoku, że on zatrzymał się i stał dłuższą chwilę na jezdni, a ja zamiast skręcić na Lubczynę pojechałem prosto. Zaczynam się naprawdę  bać  jeździć rowerem.
Tak w ogóle to miejsce jest coś niebezpieczne, bo niedawno czytałem, ze też tam kierowca potrącił dziewczynkę na rowerze, którą w ciężkim stanie zabrał helikopter. Brrry.

Wracając do przyjemniejszych rzeczy, po opadnięciu poziomu adrenaliny zawróciłem na rondzie i pojechałem w kierunku Lubczyny. Droga bez przygód, w lesie fajny chłodek. Bardzo duży ruch rowerowy. Przydała by się DDR-ka na plażę, o której władze Goleniowa myślą. Na plaży o tej godzinie luzik i bardzo przyjemna atmosfera.


Okolice godziny 20 a jeszcze lampa

Była też główna atrakcja wycieczki, czyli lodzik. Byłem bardzo przyjemnie zaskoczony, bo w tamtym roku lody w budzie w barwach Pogoni było kiepskie. Teraz Pani przeszła na Zieloną Budkę, która jest jakościową lepsza. Do tego Pani nakłada, duże gałki i naprawdę od serca. 2 zł za gałkę. W tym sezonie mogę lody w Lubczynie polecić z czystym sumieniem. Jak tak się delektowałem podziwiając plażowe widoki ;), przyjechał junior, który się wybrała na rower trochę wcześniej i trochę dalej. Zdziwił się mocno, bo jak wychodził z domu to ja w najlepsze oglądałem Tour. Tak w ogóle to piękne zwycięstwo Tony Martina. w sumie to liczyłem, że go złapie gdzieś po drodze. Do domu wróciliśmy razem. Młody dzielnie dawał radę na kole szosówki, a na dziurach wyrywał się nawet do przodu.  I on narzeka, że nie jest w formie...No ale jak ja bym miał 22 lata i 20 kg mniej :)




  • DST 57.50km
  • Czas 02:02
  • VAVG 28.28km/h
  • VMAX 46.10km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Kalorie 1849kcal
  • Podjazdy 137m
  • Sprzęt Rubi
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 lipca 2015

Sprawdzić czy Puszcza Bukowa jeszcze stoi

Po tygodniu niewidzenie znajomych okolic postanowiłem sprawdzić, czy Puszcza Bukowa jeszcze stoi, czyli objechać ją dookoła. Uff stoi :) Po nocnych burzach pomysł rannej jazdy zapowiadał się nieźle. Niestety z przyczyn obiektywnych, udało mi się wyjść z domu dopiero o 10 i upałowi udało się mi trochę dokuczyć. Większość trasy jednak w przyjemnej temperaturze, fajne było szczególnie na odcinkach leśnych gdzie asfalt jeszcze nie wysechł.

Tym razem zabrałem na wycieczkę Rubi, bo Axis jeszcze nie doszedł do siebie po północnym kacu :) Od miesiąca, czyli skręcania kostki po raz pierwszy założyłem buty SPD. Wcześniej się nie dało. Da się już jeździć, prawie. Co ciekawe miałem wrażenie, że w prawej nodze (tej skręconej) powinienem przestawić blok w bucie. Hmmm czyżby coś mi się w stawie zmieniło? Zobaczę jak jeszcze trochę pojeżdżę. Tak w ogóle to w dalszym ciągu miękko, bez stawania na pedały, ciśnięcia na podjazdach i innych koksiarskich zachowań. 

Po drodze napatoczyłem się na zawody triathlonowe i Pani pilnująca ruchu (w jakiś moro) nie chciał mnie na drogą stronę krzyżówki przepuścić, taka była spięta. Dopiero policjant pomógł.
Przed Starym Czarnowem wyjazd w wielką górę błota, przed nowo położonym asfaltem. "Remont" drogi w tym miejscu to już nawet śmieszny nie jest. Tempo i sposób wykonywania prac, prześcignęło nawet to co śp. Bareja wymyślił.

Połowa trasy bez licznika, bo się bateryjka wyczerpała. Dziwne uczucie jak się jedzie nie wiedząc z jaką prędkością. Okazuje się, że to kolejne uzależnienie, tak jak brak telefonu komórkowego, czy czegoś do czytania jak się idzie do toalety :)




  • DST 57.60km
  • Czas 02:06
  • VAVG 27.43km/h
  • VMAX 47.90km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Kalorie 1269kcal
  • Podjazdy 251m
  • Sprzęt Rubi
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 3 lipca 2015

Rozjeżdżanie Północy V, czyli kot na gorąco

Tym razem wyruszyłem z mocny postanowieniem znalezienia DDR Łęgi -Buk, którą ostatnio haniebnie ominąłem. Pierwsza część trasy to droga przez las z Węgornika do Grzepnicy. Zdecydowanie lepsze niż testowana poprzednio do Bartoszewa ale też fragmentami mocno grzązłem. Z Grzepnicy dobrze znaną już drogą do Dobrej, i tam w końcu skręciłem tak jak trzeba czyli w ulicę Sportową, która doprowadziła mnie do wspomnianej DDR.  Droga w standardzie niemieckim, naprawdę nie ma do czego się przyczepić, tylko żal, że wszystkich nowych DDR tak nie budują.


Fragment DDR. Dalej było jeszcze ładniej i szerzej

Po dojechaniu do ronda granicznego obrałem kierunek na Rothenklempenow ( ja pierdziu - jak lubię niemieckie drogi tak nie lubię nazw niemieckich miejscowości). Pojechałem przez Mewegen. Droga jest rewelacyjna. Muszę się kiedyś tam wybrać Rubi. Takie asfalty to pieszczota dla jej kół. Rothen-tfu-klempenow okazało się bardzo fajną wioską.


"Wiejska chata" na tle kościoła barokowego

Oczywiście odwiedziłem pozostałości dawnego zamku. Wszedłem na schodzi licząc, że wieża będzie otwarta i uda się wejść na szczyt. Niestety drzwi były zamknięte, a ja musiałem czym prędzej ewakuować się na dół ze względu na jej aktualnych mieszkańców.


Wieża zamkowa


Okazałe stado paskowanych Messerchmittów, którym moja wizyta nie przypadła do gustu


Park zamkowy

Niestety nie udało mi się znaleźć gorzelni, która ponoć była w zamkowym folwarku, a piwniczka koło wieży była mocno zaryglowana.
No to o suchym pysku pojechałem nad jeziorko w pobliżu, bo gdzieś czytałem, że ładne. No może być, choć woda brudna.


Haussee

Przy okazji okazało się, że droga do jeziorka prowadzi do Lasu Dorotki.


Las Dorotki tylko 3 km

Po chwili namysłu, doszedłem do wniosku, że odpuszczę sobie penetrowanie zarośli innej Dorotki i wrócę do swojej. Po powrocie na właściwe tory, czyli do Czerwonych Klemp, czekała mnie ważniejsza decyzja. W lewo, czy w prawo, czyli do kot czy znów do Dobieszczyna . Kot wygrał, bo być na północy i nie odwiedzić kota to grzech niewybaczalny. No i w sumie doszedłem, do wniosku, że prędzej piwa napije się w Locknitz niż gdzieś na północnym wygwizdowiu. 
Plan powiódł się tylko częściowo. Wymyśliłem, że napije się na zamku. Niestety na zamku w piwnicy, było punkt informacji turystycznej. Oby was... :)


Zamek w Locknitz. W sumie tylko z nazwy, bo jakaś licha ta budowa

Niepocieszony pojechałem do kota.Jakoś nie trafiłem po drodze na sensowną knajpkę więc zdesperowany kupiłem browca w REWE, a napije się z kotem.


Cwaniak w cieniu się schował

Jak spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy, doszedłem do wniosku, że nie jesteśmy na tyle zaprzyjaźnieni aby wypić razem browara i pojechałem napić się z rybą. Co uczyniliśmy na parkingu przy drodze.


Rybka też była spragniona

Po wyjechaniu z parkingu trafiłem na całkiem spory wmordewind, do tego słoneczko raźnie prażące zamieniło się w full lampę, a nóżki po piwku zrobił mi się ciężkie. No i te hopki. Drogą do granicy umordowałem się nieziemsko. 


Droga przez mękę

Formę odzyskałem dopiero na bruk w kierunku Dobrej. W lesie było chłodniej i wiatr już nie męczył. Bruk odkryłem przypadkiem, bo tą drogą jeszcze nie jechałem. Następny przystanek pod sklepem, gdzie poszła cała 1,5 butelka wody. Większość do żołądka, cześć na głowę i reszta do bidonu. Oj był mi już mocno ciepło.

Taka mała dygresja. Podziwiam hardkorów, którzy dają radę jeździć w największe upały. Mój organizm przegrzewa się w takich warunkach i może to się źle skończyć. Wide setka w tamtym roku w czerwcowym upale i coś na kształt udaru cieplengo, który przeżyłem, pomimo kasku i odpowiedniej ilości picia. Dla odmiany z lekkim zdziwieniem czytam, zimowe wpisy o specjalnych ochraniaczach na stopy, które i tak marzną, grubych rękawicach itp. Mi wystarczą co najwyżej podwójne skarpetki do zwykłych butów, lekko góra i jest OK. Tak do minus 5. Widocznie jedni mają tak inni inaczej.

Po nawodnieniu i schłodzeniu organizmu, dalsza droga była już przyjemnością. Bartoszewo, Tanowo i żużlówka do Węgornika. I koniec.


Gunica - po drodze

Wyszło łącznie 72 km fajnej wycieczki. Okazało się, że na tym zakończyłem moje północe wyprawy. Byłe jeszcze plan na sobotę, ale przegrałem z upałem, jak zobaczyłem, że o 8 rano jest 29 stopni to sobie odpuściłem. Perspektywa siedzenia w wodzie z zimny drinkiem, była zdecydowanie atrakcyjniejsza niż smażenie się na asfalcie.
I tak jestem zadowolony a mojej eksploracji Terytoriów Północnych. Pomimo, trochę dokuczającej kostki i dość nieprzyjaznej temperatury większość planu została zrealizowana. I ekstra bonus, czyli żona wyciągnięta na rower dwa razy.


  • DST 72.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 03:33
  • VAVG 20.28km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Kalorie 2164kcal
  • Podjazdy 300m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 2 lipca 2015

Rozjeżdżanie Północy IV, czyli szukając cienia

To był pierwszy dzień upałów. Czytelników proszę o nie robienie wielkich oczu, bo wpis dodaje z lekki poślizgiem :)
Tym razem w ramach moich północnych wędrówek postanowiłem udać się do Niemiec, a po drodze zwiedzić DDR w kierunku Rieth.
Wyruszyłem o 8 rano i droga przez lasy Puszczy Wkrzańskiej była bardzo przyjemna.


Asfalciki Puszczy Wkrzańskiej

Tak sobie nieśpiesznie kręcąc i wypłaszając różne zwierzaki z zarośli dotarłem do drogi najpierw na Myślibórz Wielki, a potem w kierunku Nowego Warpna. Ta ostatnia jak dla mnie to jedna z fajniejszych dróg w okolicy. MA w sobie dużo uroku do tego gładziutki asfalt. Miałem też szczęście do malutkiego ruch samochodowego.
W końcu dotarłem do skrętu w DDR.


DDR do granicy

Droga jest fajna i malownicza. Zastanawia mnie tylko dlaczego w Polsce DDR-ki zwykle są robione z chropowatego asfaltu. Wystarczy tylko podpatrzyć technologię budowy u Niemców. Abstrahując już od samego komfortu jazdy to jest przecież w zimie w takie pory wchodzi woda, potem zamarza i potem to wszystko pęka się i kruszy. A może o to właśnie chodzi. Będzie robota przy naprawach. DDR kończy się na rzece granicznej :)


Rzeka graniczna
Po niemieckiej stronie małe rozczarowanie, bo tam już nie ma tak dobrze jak w Polsce.


Zjazd z DDR po niemieckiej stronie i widoczny po lewej stronie szlak rowerowy. Kolarką nie pojedziesz :)

Po jakimś kilometrze czy dwóch jazdy przez wertepy dotarłem do cywilizacji czy asfaltu i miejscowości Rieth. Tam się trochę pokręciłem szukają primo jakiegoś widoku na zalew a secundo dalszej drogi.

Oznaczenia jak to w Germanii mnogie, aż za mnogie

W końcu udało mi się znaleźć przystań jachtową i rzucić okiem na zalew.


Widok z przystani

Po wjechaniu do "centrum" Rieth miałem szansę spełnić rowerowy dobry uczynek. Pomogłem wydostać się z tej miejscowości niemieckiej rowerowej turystce, która stał bezradna pod kierunkowskazami. Przy okazji odkryłem, że na niemieckich mapach nazwy polskich miejscowości są po niemiecku, to raz a dwa, że jakoś nie mieści się im w głowie, że prom który jest zaznaczony na mapie nie pływa jakoś regularnie. Chodzi o ten w Nowym Warpnie. Turystka objeżdżała mały zalew i chciał tam przepłynąć. Suma sumarum i tak pojechała do Nowego Warpna, bo założyła, że widocznie źle mnie rozumie. Pojechała w końcu w kierunku, z którego ja przyjechałem a ja na Warsin. Po drodze bardzo fajna DDR przez las i nad zalewem. Postój przy wieży widokowej. W Warsin chwila zastanowienia, czy jechać do Starego Warpna, decyzja na nie, bo obiecałem żonie, że do 12 wrócę. Od tych rozmyślań zapomniałem w końcu poszukać widoku na Zalew.
Następny postój to Luckow, gdzie w kościele z przyjemnością skorzystałem z napojów i ciasteczek dla strudzonego wędrowca. Słońce zdrowo już przygrzewało, a w bidonie robiły się coraz większe pustki.


Poczęstunek. Ciasteczka były tylko 4, więc grzecznie zażarłem tylko dwa.


Wpisałem się do księgi pamiątkowej :)


Kościół w Luckow


Po drodze zajechałem jeszcze Christianbergu, ale stwierdziłem, że 5 ojro na oglądaniu ogrodu nie dam. Przyjadę ze sponsorką, czyli żoną :). Zresztą ciepło było.
Z Ahlbecku pojechałem drogą wzdłuż poligonu. Po drodze ostrzeżenie przed kolegą Adamem Z Goleniowa, czyli Pancernikiem z Legionów Ulicy :)


i spotkanie ze Strusiem prawdziwym a nie rowerowym.


Upał plus zwierzęta - poczułem się jak w Afryce

Z Hintersee do Dobieszczyna i na bazę. Bidon skończył się na granicy, więc już nie miałem ochoty na dalszej jeżdżenie. Dopiero z perspektywy czasu widzę, że nie było jeszcze aż tak gorąco :)





  • DST 74.10km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:35
  • VAVG 20.68km/h
  • VMAX 38.20km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 2050kcal
  • Podjazdy 298m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 1 lipca 2015

Rozjeżdżanie Północy III, czyli z Dorotką do Stolca

Za dużo to się w tym odcinku nie narozjeżdzałem Terytoriów Północnych. Dorotka dała się namówić na wieczorną wycieczką nad jezioro w Stolcu. Warunki były dwa - rower z miękkim siodełkiem i trasa 10 km. Pojechała więc rowerem z koszykiem, który ma siodło ho ho Selle Italia. Odkryłem to jak zdjąłem z niego żelowy pokrowiec :) Hmmm muszę poważnie z kolegą (właścicielem roweru) porozmawiać ;) Co do drugiego warunku powiedziałem, że nie będzie nawet 10 km, zapomniałem tylko dodać, że w jedną stronę.
Droga, która gdy była skuta lodem, jak to na północ przystało, była całkiem dobra. O tej porze roku okazała się w jednej trzeciej jedną wielką łachą piachu, po pozostałej części niewiele lepiej + sporo dziur i kamieni. No i węży i jaszczurek, bo padalec to też jaszczurka choć nie wygląda ;) Chyba płaz ,ale to Ula będzie wiedziała lepiej ;) Akurat chyba była ich pora wygrzewania, bo co kawałek można coś pełzało. Dobrze, że Dorotka była skupiona na trzymaniu kierownicy i nie zwracał uwagi na takie szczegóły, bo byśmy chyba nie dojechali :) Na szczęście raczej zaskrońce, choć jedna sztuka to mi pod żmiję podała.
Tak to studiując herpetologię dojechaliśmy na miejsce. Chwilka odpoczynku nad jeziorkiem. Łączka-plaża cała była wypełniona stolczanami w tym kwiatem lokalnej młodzieży więc warunków do odpoczynku nie było. Pojechaliśmy jeszcze obejrzeć pałacyk, który mój pracodawca :) przejął klika lat temu i ...tyle. Z tego co wiem, oddał w tym roku gminie, bo budynek od nie dbania o niego zaczął się zawalać. Teraz jest szansa, że coś w niego będzie.


Pałacyk, choć to Axis na pierwszy planie

Chciałem małżowinę namówić na powrót inną drogą, ale nie dała się tym razem naciągnąć na jakieś pętelki i wróciliśmy tak samo.


No to wracamy i grzęźniemy

Po drodze jeszcze rzut oka na Ośrodek Edukacji Ekologicznej w Bolkowie.  Chłopaki z WFOŚ to mają klawe życie. Ciekawe jak tam dojeżdżają potencjalne wycieczki jak nie ma żadnej drogi utwardzonej.


Ośrodek w Bolkowie, czyli 50% zabudowy w tej miejscowości

Na koniec jeszcze wizyta nad Świdwiem. Widok z wieży był malowniczy o tej godzinie, niestety żadna fotka nie wyszła sensownie. Miałem jeszcze ochotę na dalszą wycieczkę przy blasku księżyca, ale przyziemnie obowiązki (czyli szukanie kota) mnie uziemiły. Kot się i tak znalazł dopiero rano. Widocznie jego też ciepła noc i księżyc w pełni zafascynowały.





  • DST 16.80km
  • Teren 16.80km
  • Czas 01:35
  • VAVG 10.61km/h
  • VMAX 31.70km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Kalorie 374kcal
  • Podjazdy 21m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 30 czerwca 2015

Rozjeżdżanie Północy II, czyli dookoła Świdwia

Kolejny dzień zwiedzania terenów na północ od Szczecina. Wyszła pętelka tak mniej więcej dookoła Rezerwatu Świdwie. 
Tytuł właściwie powinien brzmieć: "nie jedzcie truskawek przed jazdą rowerem". Ja zjadłem i z planowej większej pętli wyszła mniejsza i to ledwie dałem radę dojechać... Zwykle truskawki ze śmietaną nie działają na mnie w ten sposób, ale cóż  bywa, a może po prostu przejazd przez miejscowość nomen omen Stolec wywołał skojarzenie w moim organizmie :)
Wracają do meritum. Od Węgornika pojechałem szutrówką w kierunku Tanowa, aby odbić za mostem na Gunicy w kierunku Bartoszowa. Nie znałem tej drogi a na mapie wyglądała zachęcająco. Niestety piach, piach i piach. Lepiej jednak od razu jechać na Grzepnice, są dziury ale jest bardziej twardo. Szutrówka z Węgornika też nieciekawa, po naprawie jaka była na wiosnę, jest mniej dziur ale jest sypko i koszmarnie się kurzy.
Do Bartoszewa dotarłem jak po sznurku, pomimo kilku krzyżujących się dróg w lesie. Akurat wprost nad jezioro.


Jezioro Bartoszewo

Z Bartoszewa pojechałem w kierunku Dobrej, z zamiarem poznania DDR do przejścia granicznego w Buku. Niestety przejechałem Dobrą a DDR nie znalazłem. Znalazłem ją od drugiej strony, ale nie chciało mi się już nią wracać. Wiem gdzie nie skręciłem więc będzie na następny raz. 
Dalej wzdłuż granicy z postojem nad jeziorem Stolsko. Czysta woda i malownicze. Tam też po drodze spotkałem Psa Beskerwilów, czyli owczarka na 3 nogach z błękitnymi oczami. Pies robi niesamowite wrażanie. Brrrry.


Jezioro Stolsko

Ze Stolca dalej wzdłuż granicy do Dobieszczyna. Stamtąd miałem zamiar pojechać w kierunku Nowego Warpna i na rondzie w kierunku Trzebieży aby poszukać nad Jeziorem Piaski wieży widokowej, której z żoną jakoś nie znaleźliśmy. Niestety bulgoty z brzucha skłoniły mnie do weryfikacji planów ;) i przez Zalesie dotarłem do Węgornika.


Droga z Zalesia


.
  • DST 40.00km
  • Teren 11.00km
  • Czas 01:53
  • VAVG 21.24km/h
  • VMAX 38.50km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 1212kcal
  • Podjazdy 169m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozjeżdżanie północy, czyli do Trzebieży z Dorotką

Korzystają z pobytu nad Świdwiem postanowiłem trochę pozwiedzać rowerowo Północ. Oczywiście północ w sensie terenów na północ od Szczecinie. Nie są to dla mnie tereny całkiem nieznane, ale jak przystało na szczecińskiego "południowca" odwiedzane rzadko.
Dziś nawet udało mi się namówić żonę na wycieczkę. Owszem potrafi jeździć na rowerze, ale czyni to tylko przy jakiś specjalnych okazjach :) Ostatni raz...eeee....dwa lata temu przy okazji pobytu w Cieszynie nad jeziorem Siecino.
No to dziś z grubej rury od  razu dystans maratonu :) Magnesem była przepiękna trasa przez Puszczę Wkrzańską, unikalne jezioro Piaski i lody, a może coś więcej w Trzebieży. Do tego idealna pogoda. Ja zabrałem swojego Axisa, a Dorotka była skazana na rower znajomych, który średnio do niej pasuje. Wpadłem więc na pomysł, że pierwszy etap skończymy w TOEE w Zalesiu i tam wypożyczymy coś bardziej komfortowego. Efekt tej zamiany był średnio udany. Owszem Rometem z TOEE jechało się lepiej, ale z to siodełko miał zdecydowanie mniej komfortowe. W efekcie od połowy trasy słyszałem już uwagi dotyczące tylko jednego aspektu, a konkretniej części ciała. Po za tym było OK :)


Dorotka na "no name" z koszykiem, ale z to z wygodnym siodełkiem

Trasa z Zalesia najpierw leśną drogą nr 14, potem 18 w kierunku jeziora Piaski. Jak dla mnie te drogi to genialne drogi dla rowerów, choć wiadomo, że ich przeznaczenie jest inne. A mianowicie jak najsprawniej wywieźć jak największą ilość drewna z lasu. No może jeszcze jakby się paliło to ugasić czym prędzej, bo jak się spali samo z siebie to kasy nie będzie, a jak się zetnie i wrzuci do pieca w ramach współspalania to będzie i to sporo. Ot taka gospodarka leśna.
Nad jeziorem chwilka odpoczynku i sesja foto ;)


Zgrany duet

Od przesiadki na Rometa do Trzebieży udało nam się utrzymywać prędkość w granicach 17 km/h, czyli całkiem przyzwoicie. Nie mniej na miejscu starczyło czasu tylko na lody i kontemplacje widoków.


Zalew Szczeciński
Trzeba było wracać, bo TOEE wypożycza rowery tylko do 15.30, a przewidywałem, że tempo w drodze powrotnej może spaść... ;)
Rzeczywiście w sumie to początku jak wjechaliśmy na drogę 14 za "bocznicą do drzewa ekspedycji" to odezwało się niedopasowanie siodełek. Rometa i moje żony :)
Nie mniej droga nadal malownicza i bardzo przyjemna. I tak nieśmiesznie dojechaliśmy do TOEE, tam przesiadka na "no name". Uff jak ulga i uśmiecha na twarzy ;). Jeszce tylko 3 km po piachu i koniec wycieczki.
Podsumowując: bardzo fajna trasa. Dorotka spokojnie dała radę.
Jak się rozwiną moje dalsze plany eksploracji północy zobaczymy. Obiektywnie nie powinienem za dużo jeździć, no ale kusi...:)
Do trasy dodane 10 km, bo zapomniałem stravę "odpauzować" za Piaskami i nie policzyło, choć krechę przez las narysowało.






  • DST 42.00km
  • Teren 8.00km
  • Czas 02:50
  • VAVG 14.82km/h
  • VMAX 29.50km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Kalorie 1000kcal
  • Podjazdy 124m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 26 czerwca 2015

Rehabilitacyjnie po okolicy

Niestety mojej kostce jeszcze daleko do normy. Na szczęście pogoda nas nie rozpieszcza więc aż tak bardzo rower nie kusi. Nie mniej wczoraj się nie oparłem i sobie troszkę pokręciłem po okolicy. Wieczorkiem było na tyle chłodno, że mogłem założyć koszulkę z długim rękawem, co by nie epatować moją łapą Frankensteina :). Jakoś da się jechać, przy założeniu, że po równym i bez mocnego naciskania na pedały. Średnio to rokuje w kontekście moich przyszło tygodniowych planów eksploracji Północy :)  No ale zobaczymy. Przy okazji doskonale technikę, czyli skończyło się branie zmarszczek ala Condador, czyli na twardym przełożeniu stając na pedały, a wjeżdżam na Frooma czyli bieg w dół i miękkie kręcenie :)
Doceniłem jak to fajnie w ogóle móc pojeździć rowerem :) Jazda po okolicy ostatnio mnie nużyła, a wczoraj to nawet te najbardziej zjeżdżone drogi były fajne. Wczorajsza wycieczka pełna była intensywnych zapachów. Pachniało lasem po deszczu, jaśminem, pieczonym chlebem koło piekarni i niestety też śmiercią koło Agryfu i rybami koło jeziora.


Korek i jazda 8 km/h :)

Oko Saurona


  • DST 38.60km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:47
  • VAVG 21.64km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Kalorie 1100kcal
  • Podjazdy 132m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl