Wtorek, 6 maja 2014
Na stację BP
Tym razem postanowiłem skorzystać z namiarów podanych przez kolegę Trendixa i przetestować alternatywną drogę w kierunku Stargardu. Na początku kierunek na Płonie i za działkami, przez mostek na Płoni najpierw leśną ścieżynką a potem polną drogą do Jezierzyc. Tam już zamiast tradycyjnego kierunku ul. Gościnną wzdłuż stawów skręt w niepozorną drogę prowadzącą w las. Droga z początku niepozorna okazała się całkiem niezła - twarda i prawie bez piachu. Miejscami nawet malownicza.
Droga alternatywna
Jadąc cały czas prosto wyjechałem na stację BP w Motańcu, za którą zaczyna się już ścieżka rowerowa do Stargardu. Bardzo fajna droga i dzięki za ten namiar.
Z Kobylanki skręciłem w kierunku Kołbacza. Na skrzyżowaniu stała grupka rowerzystów i wypatrując czy nie ma kogoś znajomego i równocześnie skręcając i pozdrawiając bikerów dostałem pouczenie od nestora wycieczki, że złamałem przepisy. No wiem, wiem :), ale czasami nie sposób.
Z Bielikowa skierowałem się w kierunku Jezierzyc i dalej już tradycyjnie przez Gościnną. Potem Struga na wyścigi z tirami i na koniec jeszcze rundka dookoła lotniska.
Droga alternatywna
Jadąc cały czas prosto wyjechałem na stację BP w Motańcu, za którą zaczyna się już ścieżka rowerowa do Stargardu. Bardzo fajna droga i dzięki za ten namiar.
Z Kobylanki skręciłem w kierunku Kołbacza. Na skrzyżowaniu stała grupka rowerzystów i wypatrując czy nie ma kogoś znajomego i równocześnie skręcając i pozdrawiając bikerów dostałem pouczenie od nestora wycieczki, że złamałem przepisy. No wiem, wiem :), ale czasami nie sposób.
Z Bielikowa skierowałem się w kierunku Jezierzyc i dalej już tradycyjnie przez Gościnną. Potem Struga na wyścigi z tirami i na koniec jeszcze rundka dookoła lotniska.
- DST 46.00km
- Teren 20.00km
- Czas 02:05
- VAVG 22.08km/h
- VMAX 41.30km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 172 ( 96%)
- HRavg 143 ( 79%)
- Kalorie 1559kcal
- Podjazdy 206m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 4 maja 2014
Święta tam i z powrotem
Dziś nie specjalnie chciało mi się wsiadać na rower. Widocznie wychodzi.. zmęczenie majówką. Po wczorajszym dniu spędzonym na deptaniu w rocznicę Konstytucji III Maja ogrodów i pałaców królów pruskich, którzy walnie przyczynili się do rozbiorów Polski i 450 km w samochodzie miałem lenia. Ale szkoda dnia marnować więc jednak rower z tym, że miało być spokojne i przyjemne pokręcenie.
No to może do miejscowości Święta, gdzie za Niemca była przeprawa między Goleniowem a Policami i nie trzeba było jeździć przez Szczecin... Jakoś tam jeszcze nie byłem, ze względu na dość specyficzną konfigurację terenu trudno zrobić jakąś pętelkę, chyba, że na 29-rze a nie na szosie.
Sprawdziłem prognozę - wiatr północno-zachodni - ok w jedną stronę będzie w twarz ale z powrotem będzie w plecki. No to jadę tak aby na obiadek wrócić. Wiatr rzeczywiście twarzowo-boczny mocny i zimny. Jeszcze trochę takiej jazdy i twarz będę miał ogorzałą jak marynarz albo kolesie spod monopola ;). Stałe mniej więcej 25 ot tak puls około 145 i kadencja 90.
Po drodze nic szczególnego. Dopiero gdzieś w drodze już za Goleniowem pierwsze grzyby w tym roku.
Takich drzew było kilka, byłoby na zupę dla kompani wojska :)
Walcząc z wiatrem w końcu dotarłem do celu.
Trochę dalej skończył się asfalt...
No to Rubi ma okazję pokazać, że jest Roubaix. No niestety na bruku praktycznie nie dało się jechać, zwłaszcza, na tym Bruku. Jakiś koszmar. Praktycznie samochodem tam też nie przejadę, bo zaryje podwoziem.
Okazało się za to, że nieźle sobie daje radę na piachu i trawie.
W końcu droga się skończyła...
No to do Polic nie pojedziemy
Dawna przystań - obraz nędzy i rozpaczy. Ruina okraszona gęsto śladami różnych imprez.
Ot taki smętny obraz
Po zjedzeniu kanapki powrót do domku. Tą samą trasą. Na początku dość przyjemnie - wiatr tylno boczny. Po dojechaniu do Goleniowa i skręceniu na południe zaskoczenie. Wiatr został ale tylko zachodni, czyli boczny. Nici z przyjemnej jazdy. Szczególnie, że Rubi jest jak cholera wrażliwa na boczne powiewy. No i tak sobie kręciłem. Ostatnie kilometry w... korku. Dzięki powstaniu nowego ronda majówkowicze wracający trasą alternatywną stali w 2-3 kilometrowym korku. A było kiedyś tak pięknie :). Ja oczywiście wkur...co, czyli raz z prawej raz z lewej między autami i w miarę sprawnie się przepchałem. Co prawda było i po piachu i po trawce i na czołówkę ale dało radę :), obiad czekał :)!
Szczęśliwie dotarłem. Generalnie wiatr mocno przeszkadzał i trochę zmarzłem. Droga głównie dziurawa.
No to może do miejscowości Święta, gdzie za Niemca była przeprawa między Goleniowem a Policami i nie trzeba było jeździć przez Szczecin... Jakoś tam jeszcze nie byłem, ze względu na dość specyficzną konfigurację terenu trudno zrobić jakąś pętelkę, chyba, że na 29-rze a nie na szosie.
Sprawdziłem prognozę - wiatr północno-zachodni - ok w jedną stronę będzie w twarz ale z powrotem będzie w plecki. No to jadę tak aby na obiadek wrócić. Wiatr rzeczywiście twarzowo-boczny mocny i zimny. Jeszcze trochę takiej jazdy i twarz będę miał ogorzałą jak marynarz albo kolesie spod monopola ;). Stałe mniej więcej 25 ot tak puls około 145 i kadencja 90.
Po drodze nic szczególnego. Dopiero gdzieś w drodze już za Goleniowem pierwsze grzyby w tym roku.
Takich drzew było kilka, byłoby na zupę dla kompani wojska :)
Walcząc z wiatrem w końcu dotarłem do celu.
Trochę dalej skończył się asfalt...
No to Rubi ma okazję pokazać, że jest Roubaix. No niestety na bruku praktycznie nie dało się jechać, zwłaszcza, na tym Bruku. Jakiś koszmar. Praktycznie samochodem tam też nie przejadę, bo zaryje podwoziem.
Okazało się za to, że nieźle sobie daje radę na piachu i trawie.
W końcu droga się skończyła...
No to do Polic nie pojedziemy
Dawna przystań - obraz nędzy i rozpaczy. Ruina okraszona gęsto śladami różnych imprez.
Ot taki smętny obraz
Po zjedzeniu kanapki powrót do domku. Tą samą trasą. Na początku dość przyjemnie - wiatr tylno boczny. Po dojechaniu do Goleniowa i skręceniu na południe zaskoczenie. Wiatr został ale tylko zachodni, czyli boczny. Nici z przyjemnej jazdy. Szczególnie, że Rubi jest jak cholera wrażliwa na boczne powiewy. No i tak sobie kręciłem. Ostatnie kilometry w... korku. Dzięki powstaniu nowego ronda majówkowicze wracający trasą alternatywną stali w 2-3 kilometrowym korku. A było kiedyś tak pięknie :). Ja oczywiście wkur...co, czyli raz z prawej raz z lewej między autami i w miarę sprawnie się przepchałem. Co prawda było i po piachu i po trawce i na czołówkę ale dało radę :), obiad czekał :)!
Szczęśliwie dotarłem. Generalnie wiatr mocno przeszkadzał i trochę zmarzłem. Droga głównie dziurawa.
- DST 79.44km
- Czas 03:09
- VAVG 25.22km/h
- VMAX 34.80km/h
- Temperatura 8.0°C
- HRmax 170 ( 94%)
- HRavg 147 ( 82%)
- Kalorie 2778kcal
- Podjazdy 108m
- Sprzęt Rubi
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 2 maja 2014
Dookoła Puszczy Bukowej w rzepaku
Na dziś miałem troszkę ambitniejsze plany. Ale jak wstałem rano i zobaczyłem +3 stopnie to mi się trochę odechciało. Po wczorajszej wycieczce samochodowo-pieszej nad morze na jakiś czas mam dość marznięcia. Widoki z mola w Ahlbeck przy kilku stopniach w skali Beauforta niezapomniane ale wiatr przewiewał na wylot. Wracając do roweru... Dziś 50 standardową trasą dookoła Puszczy Bukowej W końcu trzeba zacząć jeździć szosą, bo zupełnie odwykłem. I chyba coś jest na rzeczy, bo ciężko mi się dziś jechało. Fakt, że wiatr przeszkadzał a i temperatura nie rozpieszczała, ale powinno być troszkę lżej. Może taki dzień po prostu.
Okoliczne pola żółto- zielone. Z przewagą żółtego. Pomimo chłodu zapach kwitnącego rzepaku bardzo intensywny. Fajnie.
Po za tym trasa bez historii.
Okoliczne pola żółto- zielone. Z przewagą żółtego. Pomimo chłodu zapach kwitnącego rzepaku bardzo intensywny. Fajnie.
Po za tym trasa bez historii.
- DST 51.84km
- Czas 02:00
- VAVG 25.92km/h
- VMAX 44.20km/h
- Temperatura 7.0°C
- HRmax 175 ( 97%)
- HRavg 148 ( 82%)
- Kalorie 1862kcal
- Podjazdy 209m
- Sprzęt Rubi
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 30 kwietnia 2014
Nad Miedwie krzaczorami
Po dwóch dniach rowerowego lenistwa wypadło w końcu skorzystać z idealnej pogody i trochę pokręcić. Cel na dziś był jeden - wybrać taką trasę aby nie wchodzić w drogę kierowcom spieszącym na majówkę. Ehhh licho nie śpi więc po co pchać się na drogi. No to postanowiłem odwiedzić lasy Puszczy Wkrzańskiej i przeciągnąć juniora po leśnych drogach, których nie znał.
Na początek przez las do Płoni - drogą które nie lubię, bo jest w lecie piaszczysta jak plaża w Łebie. W Płoni postanowiłem odszukać drogę równoległą do S10 co mi się średnio udało. Tzn owszem droga była ale chyba nie do końca ta o której się spodziewałem. I znów sporo piachu.
Męczarnie zostały wynagrodzone dość nieoczekiwanym odkrycie. Odkryłem osadę trolli. Takie pierwsze skojarzenie..
Opuszczone domy gdzieś za ekranem dźwiękochłonym. Prawie opuszczone, bo widać jakieś ślady ludzkiej bytność. Po drodze minęliśmy trójkę kloszardów...
Dalej skierowaliśmy się na drogę o lepszej jakości, która zaprowadziła nas do Niedźwiedzia. Szybki zastanowienie i hop nad Miedwie.
Rzut oka na panoramę Miedwia i stado kotów oraz przejażdżka moją ulubioną ścieżką nad bagniskiem. Tak przy okazji wpadł mi pomysł, że była by ona genialnym, aczkolwiek mocno hardkorowym zakończeniem maratonu MTB Dookoła Miedwia :)
Znad jeziora dalej przez lasy tak mniej więcej na Cisewo. Później już dobrze znaną drogą do Wielgowa i przez Struga do domu.
Cel osiągnięty - przejażdżka udana a styczność z autami w niewielkim stopniu.
Na początek przez las do Płoni - drogą które nie lubię, bo jest w lecie piaszczysta jak plaża w Łebie. W Płoni postanowiłem odszukać drogę równoległą do S10 co mi się średnio udało. Tzn owszem droga była ale chyba nie do końca ta o której się spodziewałem. I znów sporo piachu.
Męczarnie zostały wynagrodzone dość nieoczekiwanym odkrycie. Odkryłem osadę trolli. Takie pierwsze skojarzenie..
Opuszczone domy gdzieś za ekranem dźwiękochłonym. Prawie opuszczone, bo widać jakieś ślady ludzkiej bytność. Po drodze minęliśmy trójkę kloszardów...
Dalej skierowaliśmy się na drogę o lepszej jakości, która zaprowadziła nas do Niedźwiedzia. Szybki zastanowienie i hop nad Miedwie.
Rzut oka na panoramę Miedwia i stado kotów oraz przejażdżka moją ulubioną ścieżką nad bagniskiem. Tak przy okazji wpadł mi pomysł, że była by ona genialnym, aczkolwiek mocno hardkorowym zakończeniem maratonu MTB Dookoła Miedwia :)
Znad jeziora dalej przez lasy tak mniej więcej na Cisewo. Później już dobrze znaną drogą do Wielgowa i przez Struga do domu.
Cel osiągnięty - przejażdżka udana a styczność z autami w niewielkim stopniu.
- DST 55.00km
- Teren 45.00km
- Czas 02:35
- VAVG 21.29km/h
- VMAX 37.90km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 1820kcal
- Podjazdy 349m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 27 kwietnia 2014
Objazd zalewu z PCF i Gryfusem - Dzień II
No to dzień drugi czyli powrót. Noc przespałem całkiem nieźle. Co prawda poleżało by się jeszcze ale nie ma zmiłuj. Śniadanie o 6.30. Po doświadczeniach z Konstelacji wolałem nie ryzykować późniejszego przyjścia :). Obawy okazały się tym razem płonne. Szwedzki stół, jajeczniczka na ciepło, kawa, herbata. Naprawdę przyzwoicie. Jak za nocleg za 50 zł to bardzo ładnie. Duży plus dla Jowisza, choć to też element konstelacji gwiezdnej... Widocznie jedna inne niebo:)
Po godzinie 8 w nieco przerzedzonym składzie wystartowaliśmy w drogę powrotną.Część osób wróciła pociągiem. Grupa I trzymała się dzielnie :)
Axis już czeka z niecierpliwością :)
Najpierw obowiązkowa fotka na plaży
Ekipa dnia drugiego © Gryfus
oczywiście ja też byłem:
Stylowa focia na plaży :)
Następnie przeprawa promem, policzenie składu, podział na grupy i start do domku. Pogoda znów dopisywała. Jechało się przyjemnie a czas mijał na pogaduchach
Pod biało-czerwoną banderą © Gryfus
Droga głównie po asfaltach i bez większych przygód nie licząc kierowców szarżujących pomiędzy naszymi kolumnami. Cóż Polska.
Dłuższy postój w Stepnicy. Ze względu na długą kolejką zdecydowałem się tylko na najszybsze danie, czyli zupę gulaszową. Cóż... była ciepła i chyba tylko o niej można powiedzieć :)
Ze Stepnicy do Lubczyny - co by nie było nudo - krótki odcinek pokonaliśmy po masakrycznych płytach, którymi już raz jechałem do betonowca i powiedziałem, że nigdy więcej. Jak widać były to słowa rzucone na wiatr. Na szczęście obyło się po drodze bez ofiar. Z Lubczyny do Dąbia nudno doskonale mi znaną drogą.
Przed tablicą "Szczecin" oczywiście obowiązkowa fotka.
No to objechaliśmy :)! © Gryfus
Na pętli w Dąbiu pożegnałem się z grupą, którą jeszcze dotarła na Jasne Błonia.
Podsumowując. Świetna wycieczka, organizacja na medal, niezapomniane wrażenia. Fajni ludzi, których sporo poznałem.
Kondycyjnie 260 km w dwa dni - no problemo :)
Piszę się na następne wyprawy:)
Po godzinie 8 w nieco przerzedzonym składzie wystartowaliśmy w drogę powrotną.Część osób wróciła pociągiem. Grupa I trzymała się dzielnie :)
Axis już czeka z niecierpliwością :)
Najpierw obowiązkowa fotka na plaży
Ekipa dnia drugiego © Gryfus
oczywiście ja też byłem:
Stylowa focia na plaży :)
Następnie przeprawa promem, policzenie składu, podział na grupy i start do domku. Pogoda znów dopisywała. Jechało się przyjemnie a czas mijał na pogaduchach
Pod biało-czerwoną banderą © Gryfus
Droga głównie po asfaltach i bez większych przygód nie licząc kierowców szarżujących pomiędzy naszymi kolumnami. Cóż Polska.
Dłuższy postój w Stepnicy. Ze względu na długą kolejką zdecydowałem się tylko na najszybsze danie, czyli zupę gulaszową. Cóż... była ciepła i chyba tylko o niej można powiedzieć :)
Ze Stepnicy do Lubczyny - co by nie było nudo - krótki odcinek pokonaliśmy po masakrycznych płytach, którymi już raz jechałem do betonowca i powiedziałem, że nigdy więcej. Jak widać były to słowa rzucone na wiatr. Na szczęście obyło się po drodze bez ofiar. Z Lubczyny do Dąbia nudno doskonale mi znaną drogą.
Przed tablicą "Szczecin" oczywiście obowiązkowa fotka.
No to objechaliśmy :)! © Gryfus
Na pętli w Dąbiu pożegnałem się z grupą, którą jeszcze dotarła na Jasne Błonia.
Podsumowując. Świetna wycieczka, organizacja na medal, niezapomniane wrażenia. Fajni ludzi, których sporo poznałem.
Kondycyjnie 260 km w dwa dni - no problemo :)
Piszę się na następne wyprawy:)
- DST 96.36km
- Teren 5.00km
- Czas 04:45
- VAVG 20.29km/h
- VMAX 39.20km/h
- Temperatura 21.0°C
- Kalorie 3221kcal
- Podjazdy 452m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 kwietnia 2014
Objazd zalewu z PCF i Gryfusem - Dzień I
Są imprezy, których ominąć po prostu nie można. Więc nie ominąłem i objechałem - Zalew Szczeciński ze 140 innymi osobami. Wyjazd zorganizowali ludzie połączeni pod wspólnym sztandarem PCF Cycling Team i Szczecińskim Klubem Rowerowym Gryfus. Było super.
Pobudka - barbarzyństwo o 4.30, czyli spałem 3 godzin. O 5.15 musiałem być na parkingu przed Netto aby spotkać się z grupą z Dąbia. Po krótkim przywitaniu start w kierunku Głębokiego i w sprawnym tempie dojechaliśmy do miejsca zbiórki. Tam szybko w rosnącą kolejkę,a by podpisać "listę startową" i odebrać okolicznościową kamizelkę. Okazało się, że załapałem się go grupy pierwszej. Potem jeszcze była dłuugga chwila na kawę i obserwację rosnącego tłumu rowerzystów.
Axis czeka, kawa stygnie a kolejka rośnie :)
Krótka odprawa przeprowadzona przez Marlenę - naszą "grupową" i start w okolicach godziny 7.
Pierwszy postój na granicy i okolicznościowa fota
Sporo nas w tym kadrze :) © Gryfus
Od granicy pomknęliśmy głownie ścieżkami rowerowymi i leśnymi duktami w kierunku Zalewu Szczecińskiego. Tutaj pierwsza niespodzianka - myślałem, że taki dystans będzie pokonywany raczej po asfalcie, ale organizatorzy zadbali o trasę bardziej atrakcyjną i bezpieczniejszą przy okazję. Bardzo fajny wybór.
Następny przestanek w okolicy wieży widokowej. Chwila na wyrównanie bilansu płynów w organizmie i zjedzenie małego co nie co z zapasów.
Start i kierunek na Uckermunde. Tam postój - a jakże by inaczej na rynku.
Dalej to już dla mnie terra incognita :) I było już tylko ładniej. Co prawda na moich mało terenowych oponach jazda po bezdrożach rozlewisk Anklamer Stadtbruch nie należała do szczególnie przyjemnych ale za to jakie widoki. Pięknie. Nie znałem tego miejsca, a śmiało może konkurować z PN Ujścia Warty.
Marna namiastka uroku tego miejsca
Za rozlewiskami cześć grupy odbiła w kierunku promu. Mnie też kusiła ta przeprawa, ze względu na możliwość obejrzenia z bliska unikatowego zabytku starej dobrej niemieckiej sztuki inżynierskiej czyli zwodzono-podnoszonego przęsła nieistniejącego już mostu kolejowego ale nie tym razem - jak ma być objazd zalewu to objazd a nie na skróty: )
Po rozdziale wygłodniała grupa dotarła do Anklam. Tam mały zonk pizzernia zamknięta i zamiast jakiegoś makaroniku musiałem tak jak inni zadowolić się kebabem. Nie jestem zwolennikiem takiego jedzenia szczególnie podczas jazdy rowerem no ale na bezrybiu i rak ryba. Kabab potem odpłacił mi się ze wzajemnością i jeździł po jelitach. No cóż... wzajemna niechęć jeszcze wzrosła.
Oczywiście był też czas na odpoczynek.
"Plażing" przy fontannie
Przyznam, że mnie ten odpoczynek.... zmęczył. Godzinna przerwa to troszkę za długo i potem znów start jak mięśnie ostygną to nie jest to co lubię. Nie mniej jak widać wielu wycieczkowiczom był on mocno potrzebny.
Z Anklam kierunek Usedom. Po drodze fragment niezwykle fajnych serpentynek na ścieżce rowerowej w lesie i dwa crashe bikerów, którzy nie wyrobili się w zakrętach. Na szczęście obyło się bez poważnych obrażań, choć były i otarcia i siniaki i uszkodzone rowery.
Za mostem na Uznam kolejny postój i jak dociągnęła reszta grupy dalsza jazda w kierunku Świnoujścia. Ten odcinek po hopkach z zimnym czołowym wiatrem. Niektórzy szli naprawdę ostrym tempem - jak mnie skurcz zacząłem łapać w łydkę to odpuściłem i spadłem z pierwszej piątki :).
W lesie przed samym Świnoujściem nasza grupka lekko pomyliła drogę i troszkę okrężną drogą dotarliśmy do upragnionej tablicy :)
Jedynka w oczekiwaniu na pozostałe segmenty naszego bikerowego węża
W Świnoujściu zakwaterowanie. Mi przypadł Jowisz. Szybki prysznic z z kolegami z pokoju hop na miasto. Najpierw promenada i plaża potem troszkę okrężna droga na miejsce kolacji, czyli do lokalu Konstelacja.
W drodze na kolację
Rzeczywiście była to prawdziwa Konstelacja.... wpadek.
Najpierw kłopot z miejscami, bo trwało jakieś inne przyjęcie. Później okazało się, że obsługa która spodziewała się wygłodniałych bikerów miała do zaoferowania tylko kiełbaski z grilla. Dosłownie kiełbaski - coś z 7 cm długości. Na szczęście dzięki refleksowi kolegów udało nam się zjeść po dwie i jakoś tam zaspokoić głód. Inni nie mieli tyle szczęścia, bo kiełbaski ...się skończyły. Dań z baru nie było, a jak się już udało naszej wegetariance zamówić pierogi to dostała je za skwarkami. Ukrytymi w środku. Niestety okazałem się złym prorokiem....
Skończyło się na grupowym zamówieniu pizzy, która przyjechała po około 1,5 godziny po kilku monitach, bo pizzermenom zamówienie wydawało się niewiarygodne. Kuźwa co za miasto. Mimo to atmosfera przy stoliku była miła. Później powrót plażą w ciemnościach i grzecznie lulu w łóżeczku :)
Pobudka - barbarzyństwo o 4.30, czyli spałem 3 godzin. O 5.15 musiałem być na parkingu przed Netto aby spotkać się z grupą z Dąbia. Po krótkim przywitaniu start w kierunku Głębokiego i w sprawnym tempie dojechaliśmy do miejsca zbiórki. Tam szybko w rosnącą kolejkę,a by podpisać "listę startową" i odebrać okolicznościową kamizelkę. Okazało się, że załapałem się go grupy pierwszej. Potem jeszcze była dłuugga chwila na kawę i obserwację rosnącego tłumu rowerzystów.
Axis czeka, kawa stygnie a kolejka rośnie :)
Krótka odprawa przeprowadzona przez Marlenę - naszą "grupową" i start w okolicach godziny 7.
Pierwszy postój na granicy i okolicznościowa fota
Sporo nas w tym kadrze :) © Gryfus
Od granicy pomknęliśmy głownie ścieżkami rowerowymi i leśnymi duktami w kierunku Zalewu Szczecińskiego. Tutaj pierwsza niespodzianka - myślałem, że taki dystans będzie pokonywany raczej po asfalcie, ale organizatorzy zadbali o trasę bardziej atrakcyjną i bezpieczniejszą przy okazję. Bardzo fajny wybór.
Następny przestanek w okolicy wieży widokowej. Chwila na wyrównanie bilansu płynów w organizmie i zjedzenie małego co nie co z zapasów.
Start i kierunek na Uckermunde. Tam postój - a jakże by inaczej na rynku.
Dalej to już dla mnie terra incognita :) I było już tylko ładniej. Co prawda na moich mało terenowych oponach jazda po bezdrożach rozlewisk Anklamer Stadtbruch nie należała do szczególnie przyjemnych ale za to jakie widoki. Pięknie. Nie znałem tego miejsca, a śmiało może konkurować z PN Ujścia Warty.
Marna namiastka uroku tego miejsca
Za rozlewiskami cześć grupy odbiła w kierunku promu. Mnie też kusiła ta przeprawa, ze względu na możliwość obejrzenia z bliska unikatowego zabytku starej dobrej niemieckiej sztuki inżynierskiej czyli zwodzono-podnoszonego przęsła nieistniejącego już mostu kolejowego ale nie tym razem - jak ma być objazd zalewu to objazd a nie na skróty: )
Po rozdziale wygłodniała grupa dotarła do Anklam. Tam mały zonk pizzernia zamknięta i zamiast jakiegoś makaroniku musiałem tak jak inni zadowolić się kebabem. Nie jestem zwolennikiem takiego jedzenia szczególnie podczas jazdy rowerem no ale na bezrybiu i rak ryba. Kabab potem odpłacił mi się ze wzajemnością i jeździł po jelitach. No cóż... wzajemna niechęć jeszcze wzrosła.
Oczywiście był też czas na odpoczynek.
"Plażing" przy fontannie
Przyznam, że mnie ten odpoczynek.... zmęczył. Godzinna przerwa to troszkę za długo i potem znów start jak mięśnie ostygną to nie jest to co lubię. Nie mniej jak widać wielu wycieczkowiczom był on mocno potrzebny.
Z Anklam kierunek Usedom. Po drodze fragment niezwykle fajnych serpentynek na ścieżce rowerowej w lesie i dwa crashe bikerów, którzy nie wyrobili się w zakrętach. Na szczęście obyło się bez poważnych obrażań, choć były i otarcia i siniaki i uszkodzone rowery.
Za mostem na Uznam kolejny postój i jak dociągnęła reszta grupy dalsza jazda w kierunku Świnoujścia. Ten odcinek po hopkach z zimnym czołowym wiatrem. Niektórzy szli naprawdę ostrym tempem - jak mnie skurcz zacząłem łapać w łydkę to odpuściłem i spadłem z pierwszej piątki :).
W lesie przed samym Świnoujściem nasza grupka lekko pomyliła drogę i troszkę okrężną drogą dotarliśmy do upragnionej tablicy :)
Jedynka w oczekiwaniu na pozostałe segmenty naszego bikerowego węża
W Świnoujściu zakwaterowanie. Mi przypadł Jowisz. Szybki prysznic z z kolegami z pokoju hop na miasto. Najpierw promenada i plaża potem troszkę okrężna droga na miejsce kolacji, czyli do lokalu Konstelacja.
W drodze na kolację
Rzeczywiście była to prawdziwa Konstelacja.... wpadek.
Najpierw kłopot z miejscami, bo trwało jakieś inne przyjęcie. Później okazało się, że obsługa która spodziewała się wygłodniałych bikerów miała do zaoferowania tylko kiełbaski z grilla. Dosłownie kiełbaski - coś z 7 cm długości. Na szczęście dzięki refleksowi kolegów udało nam się zjeść po dwie i jakoś tam zaspokoić głód. Inni nie mieli tyle szczęścia, bo kiełbaski ...się skończyły. Dań z baru nie było, a jak się już udało naszej wegetariance zamówić pierogi to dostała je za skwarkami. Ukrytymi w środku. Niestety okazałem się złym prorokiem....
Skończyło się na grupowym zamówieniu pizzy, która przyjechała po około 1,5 godziny po kilku monitach, bo pizzermenom zamówienie wydawało się niewiarygodne. Kuźwa co za miasto. Mimo to atmosfera przy stoliku była miła. Później powrót plażą w ciemnościach i grzecznie lulu w łóżeczku :)
- DST 156.00km
- Teren 30.00km
- Czas 07:56
- VAVG 19.66km/h
- VMAX 37.40km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 5116kcal
- Podjazdy 1287m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 21 kwietnia 2014
Lany poniedziałek w Izerach
W tym roku postanowiliśmy spędzić święta w Szklarskiej Porębie. Zamiast zakupów, gotowania, pielgrzymki od stołu do stołu, zmywania i gromadzenia kalorii postawiliśmy na ODPOCZYNEK :). Być w Szklarskiej i nie pojeździć na rowerze to prawie grzech i w poniedziałek udało mi się namówić żonę na górską przejażdżkę. Szczerze mówiąc nawet za bardzo nie musiałem namawiać. Ochota była :), pomimo naprawdę nieciekawej pogody. Chmurnie, chłodno i mglisto.
Rowery wypożyczyliśmy w Jakuszycach w firmie RoweryIzery. Tak, w świąteczny poniedziałek bez problemu wypożyczalnia była czynna. Dysponują rowerami HEAD. Praktycznie nowe, zadbane, sprawne. Kompetentna obsługa, jak ktoś nie ma to kasku to w komplecie dodają, plus gratis mapa ścieżek rowerowych. Z synem wzięliśmy twentyniner`y, żona dała się namówić na trekinga na terenowych oponach. Założenia - trasy i tempo takie aby Dorotka nie zrobiła sobie krzywdy, bo siada na rower okazyjnie - ostatni raz był w.... sierpniu.
Początek trasy to asfaltówka do schroniska Orle. Tam chwila na odpoczynek
i na zastanowienie się nad kierunkiem dalszej jazdy
Prawdziwa rowerowa kraina :)
Pojechaliśmy szutrem do Chatki Górzystów. Po drodze malownicza Izera
Rzeka jest naprawdę urokliwa meandrując przez łąki i torfowiska. Wytrwali mogą znaleźć w jej korycie różne kamienie półszlachetne i szlachetne począwszy od izerytów poprzez agaty do szafirów i rubinów. Mi się nie udało. Tym razem :)
Zauroczony krajobrazem nie zauważyłem, że wyjechaliśmy poza ...mapę. Hmm na orientację i troszkę dla skrótu wybrałem drogę, która po zatoczeniu malowniczego koła doprowadziła nas w to samo miejsce. Cóż... wybrałem tak jak chciałem trasę nr 13 tylko, że w drugą stronę. Ale za to ładnie i ciekawie było :)
Dorotka na trasie
i moje szaleństwa na twentyninerze :)
Suma sumarum lekko już przemoczeni mżawką i zmarznięci postanowiliśmy już nie naprawiać błędu i robić pętli w drugą stronę tylko wrócić znaną i wygodną drogą do Jakuszyc. Co okazało się dobrym pomysłem, bo Dorotce już starczyło na dziś. Nie mniej ponad 30 km po górach do imponujący wynik. Mi i synowi pozostał niedosyt.
Podsumowując: miła wycieczka w bardzo malowniczych okolicach, pomimo siąpiącego deszczu - prawdziwy lany poniedziałek.
Rowery wypożyczyliśmy w Jakuszycach w firmie RoweryIzery. Tak, w świąteczny poniedziałek bez problemu wypożyczalnia była czynna. Dysponują rowerami HEAD. Praktycznie nowe, zadbane, sprawne. Kompetentna obsługa, jak ktoś nie ma to kasku to w komplecie dodają, plus gratis mapa ścieżek rowerowych. Z synem wzięliśmy twentyniner`y, żona dała się namówić na trekinga na terenowych oponach. Założenia - trasy i tempo takie aby Dorotka nie zrobiła sobie krzywdy, bo siada na rower okazyjnie - ostatni raz był w.... sierpniu.
Początek trasy to asfaltówka do schroniska Orle. Tam chwila na odpoczynek
i na zastanowienie się nad kierunkiem dalszej jazdy
Prawdziwa rowerowa kraina :)
Pojechaliśmy szutrem do Chatki Górzystów. Po drodze malownicza Izera
Rzeka jest naprawdę urokliwa meandrując przez łąki i torfowiska. Wytrwali mogą znaleźć w jej korycie różne kamienie półszlachetne i szlachetne począwszy od izerytów poprzez agaty do szafirów i rubinów. Mi się nie udało. Tym razem :)
Zauroczony krajobrazem nie zauważyłem, że wyjechaliśmy poza ...mapę. Hmm na orientację i troszkę dla skrótu wybrałem drogę, która po zatoczeniu malowniczego koła doprowadziła nas w to samo miejsce. Cóż... wybrałem tak jak chciałem trasę nr 13 tylko, że w drugą stronę. Ale za to ładnie i ciekawie było :)
Dorotka na trasie
i moje szaleństwa na twentyninerze :)
Suma sumarum lekko już przemoczeni mżawką i zmarznięci postanowiliśmy już nie naprawiać błędu i robić pętli w drugą stronę tylko wrócić znaną i wygodną drogą do Jakuszyc. Co okazało się dobrym pomysłem, bo Dorotce już starczyło na dziś. Nie mniej ponad 30 km po górach do imponujący wynik. Mi i synowi pozostał niedosyt.
Podsumowując: miła wycieczka w bardzo malowniczych okolicach, pomimo siąpiącego deszczu - prawdziwy lany poniedziałek.
- DST 34.37km
- Teren 34.37km
- Czas 02:24
- VAVG 14.32km/h
- VMAX 44.70km/h
- Temperatura 5.0°C
- Kalorie 1751kcal
- Podjazdy 557m
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 15 kwietnia 2014
Na Wyspę Pucką
Trochę dziś dmuchało ale na rower się trzeba było chwilkę znaleźć tym bardziej, że czeka mnie świąteczna przerwa. Chyba, że da się coś w Szklarskiej wypożyczyć i pojeździć. Na początek odwiedziłem Śnieżka i Śnieżynkę tym razem już nie z pustymi rękami.
Przy okazji ciekawostka - nad Dąbskim też pojawiły się bobry.
Dalej pojechałem zobaczyć co słychać na wyspie Puckiej. Po drodze pobiłem rekord w przekraczaniu dozwolonej prędkość. Nawet samochodem nie udało mi się zrobić tak hardkorowego wyczynu. Przekroczyłem dozwoloną prędkość 5-krotnie! Jak to możliwe ano tak jak poniżej....
...jak ruszyłem to pod mostem miałem 25 km/h. Normalnie zbrodnia komunikacyjna - to tak jakby na 50 jechać 250 km/h.
Cóż.... takie znaki i ograniczenia zamiast bezpiecznych dróg to tylko w Polsce.
Droga powrotna przez Zdroje i Kijewo. Sporo naprawdę silnego bocznego wiatru i coraz więcej ołowianych chmur. Na szczęście śnieg nie spadł :)
Przy okazji ciekawostka - nad Dąbskim też pojawiły się bobry.
Dalej pojechałem zobaczyć co słychać na wyspie Puckiej. Po drodze pobiłem rekord w przekraczaniu dozwolonej prędkość. Nawet samochodem nie udało mi się zrobić tak hardkorowego wyczynu. Przekroczyłem dozwoloną prędkość 5-krotnie! Jak to możliwe ano tak jak poniżej....
...jak ruszyłem to pod mostem miałem 25 km/h. Normalnie zbrodnia komunikacyjna - to tak jakby na 50 jechać 250 km/h.
Cóż.... takie znaki i ograniczenia zamiast bezpiecznych dróg to tylko w Polsce.
Droga powrotna przez Zdroje i Kijewo. Sporo naprawdę silnego bocznego wiatru i coraz więcej ołowianych chmur. Na szczęście śnieg nie spadł :)
- DST 30.73km
- Czas 01:21
- VAVG 22.76km/h
- VMAX 39.20km/h
- Temperatura 7.0°C
- Kalorie 1057kcal
- Podjazdy 93m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 kwietnia 2014
Goleniów
Rundka przez Goleniów. Droga dobrze znana. W Goleniowie troszkę się pokręciłem po wyremontowanych ulicach. Niby lepiej ale jakoś bez rewelacji. Oczywiście obowiązkowa fotka Miga
Jadąc z Goleniowa zajrzałem nad Inę.
i oczywiście fotka Axisa w wiosennej scenerii
a propos wiosny - akurat trafiłem na mrówcze gody.
Z nad Iny przez Stawno i Kliniska do domu. Asfalt na tym odcinku coraz gorszy, czy wręcz koszmarny. Miejscami wyjeżdżone są obok asfaltu ścieżki, którymi jedzie się lepiej... Coś jak Paryż - Roubaix.
Po przeziębieniu jeszcze odczuwam jego skutki.
Jadąc z Goleniowa zajrzałem nad Inę.
i oczywiście fotka Axisa w wiosennej scenerii
a propos wiosny - akurat trafiłem na mrówcze gody.
Z nad Iny przez Stawno i Kliniska do domu. Asfalt na tym odcinku coraz gorszy, czy wręcz koszmarny. Miejscami wyjeżdżone są obok asfaltu ścieżki, którymi jedzie się lepiej... Coś jak Paryż - Roubaix.
Po przeziębieniu jeszcze odczuwam jego skutki.
- DST 60.60km
- Teren 4.00km
- Czas 02:45
- VAVG 22.04km/h
- VMAX 29.70km/h
- Temperatura 10.0°C
- HRmax 172 ( 96%)
- HRavg 144 ( 80%)
- Kalorie 2351kcal
- Podjazdy 252m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 10 kwietnia 2014
Wentylacja płuc po chorobie
Musiałem sobie zrobić przerwę od roweru, bo ubiegłotygodniowe przeziębienie rozwinęło się zapaleniem oskrzeli. Ehhh trzeba uważać szczególnie na wiosnę. Pomimo, że jeszcze mi coś siedzi w płucach wczoraj już nie wytrzymałem i stwierdziłem, że muszę je przewietrzyć. Syn słysząc mój kaszel przed wyjściem z domu stwierdził, że mam coś z głową idąc na rower. No cóż...:)
Co by nie przeginać 20 km rundka w spacerowym tempie tak aby się nie spocić.
Na początek rekonesans w kierunku postępu prac "nowoprzestrzennego" przejazdu do Wielgowa. I tu drogowcy mnie zaskoczyli, bo jest już wyasfaltowany wiadukt nad linią kolejową i od nowego ronda do mostu nad autostradę można bez problemu przejechać asfaltem. Fajnie się tak jedzie puściutką drogą.
Nowy wiadukt
Most nad autostradę niestety jeszcze w fazie budowy i można sobie wpaść w dziurę wprost pod pędzące auta.
Dalej z braku lepszego pomysłu pojechałem przez Kijewo i Zdroje dookoła lotniska odwiedzić zaprzyjaźnione łabędzie.
Śnieżek i Śnieżynka
Po krótkiej wychowawczej rozmowie dlaczego tym razem nie przywiozłem jakiegoś smakołyka i mojej obietnicy poprawy pojechałem dalej. Zaraz obok dwie ciekawostki. Najpierw kot bestia.
No cholernik wyraźnie się na mnie szczerzył
A kawałek dalej odkrycie prawie na miarę drugiego Kuwejtu. Pokłady gazu ziemnego nieopodal lotniska w Dąbiu !
Dołek w którym raźno bulgoczą bąble gazu. Jak widać ktoś już to odkrył i opisał. I tak się zastanawiam, co to odkrycie oznacza. Czy jest to nadzieja na niezależność energetyczną od Rosji czy zapowiedź, że lada dzień zostanę bez gazu w domu? Niestety raczej ten drugi wariant oznaczający dziurę w gazociągu pod urokliwie bulgoczącą kałużą.
Tak swoją drogą ciekawe kto płaci za ten gaz beztrosko unoszący się w powietrze? No wiem, wiem, ze to pytanie retoryczne.
Ciekawe kiedy ktoś dla jaj wrzuci do jeziorka niedopałek...
Z tymi rozmyśleniami wróciłem do domu. Dziś kaszel się nie nasilił, czyli pomału mogę wracać na rower. Chyba :)
Co by nie przeginać 20 km rundka w spacerowym tempie tak aby się nie spocić.
Na początek rekonesans w kierunku postępu prac "nowoprzestrzennego" przejazdu do Wielgowa. I tu drogowcy mnie zaskoczyli, bo jest już wyasfaltowany wiadukt nad linią kolejową i od nowego ronda do mostu nad autostradę można bez problemu przejechać asfaltem. Fajnie się tak jedzie puściutką drogą.
Nowy wiadukt
Most nad autostradę niestety jeszcze w fazie budowy i można sobie wpaść w dziurę wprost pod pędzące auta.
Dalej z braku lepszego pomysłu pojechałem przez Kijewo i Zdroje dookoła lotniska odwiedzić zaprzyjaźnione łabędzie.
Śnieżek i Śnieżynka
Po krótkiej wychowawczej rozmowie dlaczego tym razem nie przywiozłem jakiegoś smakołyka i mojej obietnicy poprawy pojechałem dalej. Zaraz obok dwie ciekawostki. Najpierw kot bestia.
No cholernik wyraźnie się na mnie szczerzył
A kawałek dalej odkrycie prawie na miarę drugiego Kuwejtu. Pokłady gazu ziemnego nieopodal lotniska w Dąbiu !
Dołek w którym raźno bulgoczą bąble gazu. Jak widać ktoś już to odkrył i opisał. I tak się zastanawiam, co to odkrycie oznacza. Czy jest to nadzieja na niezależność energetyczną od Rosji czy zapowiedź, że lada dzień zostanę bez gazu w domu? Niestety raczej ten drugi wariant oznaczający dziurę w gazociągu pod urokliwie bulgoczącą kałużą.
Tak swoją drogą ciekawe kto płaci za ten gaz beztrosko unoszący się w powietrze? No wiem, wiem, ze to pytanie retoryczne.
Ciekawe kiedy ktoś dla jaj wrzuci do jeziorka niedopałek...
Z tymi rozmyśleniami wróciłem do domu. Dziś kaszel się nie nasilił, czyli pomału mogę wracać na rower. Chyba :)
- DST 22.72km
- Czas 01:03
- VAVG 21.64km/h
- VMAX 30.60km/h
- Temperatura 8.0°C
- HRmax 160 ( 89%)
- HRavg 132 ( 73%)
- Kalorie 783kcal
- Podjazdy 181m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze