Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2016
Dystans całkowity: | 590.60 km (w terenie 240.00 km; 40.64%) |
Czas w ruchu: | 28:47 |
Średnia prędkość: | 20.52 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.00 km/h |
Suma podjazdów: | 3236 m |
Suma kalorii: | 21610 kcal |
Liczba aktywności: | 11 |
Średnio na aktywność: | 53.69 km i 2h 37m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 31 maja 2016
Upgrade :)
Znów na rowerze po przerwie, w której znajomi bili rekordy i zdobywali nagrody w zawodach. Miała być mała rundka przed deszczem w celu próby odbudowania formy nadszarpniętej weselem na lubelszczyźnie ;) Oraz w celu sprawdzenia jak się sprawują nowe zabawki Cieniostowora. Wyszła 50-tka, bo deszcze przyszedł później niż w prognozie.
Co do trasy to nic szczególnego. Trochę po lesie w okolicy Wielgowa, gdzie spotkam mnie prawdziwy szok. Leśnostrada ukryta przed cywilizacją...
Ni stąd ni zowąd takie cudo w środku lasu
Później przez Bukową i rundka dookoła Szmaragdowego.
Jezioro Szmaragdowe. O tej porze roku nazwa jak najbardziej adekwatna
Na koniec jeszcze pojechałem zobaczyć na wpół zawalony most. Kuźwa, człowiek na 5 dni wyjechał i już mu jedyną przeprawę do pracy zepsuli.
Jeszcze stoi... Nawet się nim przejechałem tam i z powrotem. Mam nadzieję, że nie ostatni raz.
Wracając do tytułu. Canyon przeszedł dość istotny upgrade w kierunku turystycznych. Przed wszystkim coś dla ciała, czyli zmieniłem mu siodełko, ze średnio wygodnego oryginalnego na dedykowane dla mnie Selle Italia. Zrobiłem sobie pomiary ID match i wyszło mi L3. Kupiłem Max Flite Gel Flow. Pierwsze wrażenia - powinno być dobrze i chyba nie żal wydanej kasy.
Drugi zakup to Garmin Edge 810 w wersji Bundle, czyli z czujnikami kadencji, prędkości, tętna. Poszalałem :) Szczerze mówiąc to, aż tak wypasionego sprzętu bym sobie nie kupił, ale skoro został on sfinansowany z... grantu badawczego wiec musi być z najwyższej półki ;)
Kolejny gadżet, pardon - sprzęt badawczy leży jeszcze w pudełku, bo zabrakło mi czasu na... rozpakowanie ;) Do Garmina też jeszcze nie zainstalowałem czujników. Na razie testowałem działanie map i ogólnie jak się to to sprawuje. Pierwsze wrażenie - mały komputer. Kurcze chyba już jestem za stary na ogarnięcie takiej ilości funkcji. Trochę za mało czytelny ekran podczas nawigowania.
Nowy kokpit Cieniostwora
Będziemy testować dalej. Tym bardziej, że okazji będzie aż nadto na najbliższym czasie...
To teraz tu pojeździmy :)
Co do trasy to nic szczególnego. Trochę po lesie w okolicy Wielgowa, gdzie spotkam mnie prawdziwy szok. Leśnostrada ukryta przed cywilizacją...
Ni stąd ni zowąd takie cudo w środku lasu
Później przez Bukową i rundka dookoła Szmaragdowego.
Jezioro Szmaragdowe. O tej porze roku nazwa jak najbardziej adekwatna
Na koniec jeszcze pojechałem zobaczyć na wpół zawalony most. Kuźwa, człowiek na 5 dni wyjechał i już mu jedyną przeprawę do pracy zepsuli.
Jeszcze stoi... Nawet się nim przejechałem tam i z powrotem. Mam nadzieję, że nie ostatni raz.
Wracając do tytułu. Canyon przeszedł dość istotny upgrade w kierunku turystycznych. Przed wszystkim coś dla ciała, czyli zmieniłem mu siodełko, ze średnio wygodnego oryginalnego na dedykowane dla mnie Selle Italia. Zrobiłem sobie pomiary ID match i wyszło mi L3. Kupiłem Max Flite Gel Flow. Pierwsze wrażenia - powinno być dobrze i chyba nie żal wydanej kasy.
Drugi zakup to Garmin Edge 810 w wersji Bundle, czyli z czujnikami kadencji, prędkości, tętna. Poszalałem :) Szczerze mówiąc to, aż tak wypasionego sprzętu bym sobie nie kupił, ale skoro został on sfinansowany z... grantu badawczego wiec musi być z najwyższej półki ;)
Kolejny gadżet, pardon - sprzęt badawczy leży jeszcze w pudełku, bo zabrakło mi czasu na... rozpakowanie ;) Do Garmina też jeszcze nie zainstalowałem czujników. Na razie testowałem działanie map i ogólnie jak się to to sprawuje. Pierwsze wrażenie - mały komputer. Kurcze chyba już jestem za stary na ogarnięcie takiej ilości funkcji. Trochę za mało czytelny ekran podczas nawigowania.
Nowy kokpit Cieniostwora
Będziemy testować dalej. Tym bardziej, że okazji będzie aż nadto na najbliższym czasie...
To teraz tu pojeździmy :)
- DST 51.10km
- Teren 15.00km
- Czas 02:30
- VAVG 20.44km/h
- VMAX 56.00km/h
- Temperatura 25.0°C
- Kalorie 1781kcal
- Podjazdy 366m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 24 maja 2016
Po deszczu
W końcu trochę popadało. W efekcie zamiast jakieś 50-tki tylko rundka po okolicy jak lekko obeschło. Aby nie było całkiem piknikowo to zaliczone trzy podjazdy na Bukowym, a na koniec trochę interwałów.
Aha, było też testowanie nowej zabawki :) Niestety dalszy ciąg testów dopiero po długim weekendzie.
Aha, było też testowanie nowej zabawki :) Niestety dalszy ciąg testów dopiero po długim weekendzie.
- DST 30.20km
- Czas 01:19
- VAVG 22.94km/h
- VMAX 47.90km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 1069kcal
- Podjazdy 154m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 22 maja 2016
Wełtyń
Pojechałem nad jezioro Wełtyń. Co by nie było nudno to nie normalnie, zwykłymi drogami ale na "szagę" jak to mawiała moja babcia. Do Radziszewa jeszcze standardowo i było by bez historii, gdyby nie szoszon, który złapał mnie na światłach w Podjuchach. No to jak wyprzedził to jak pijawka siadłem mu na koło i z prędkością 30-32 dociągnął mnie do skrętu na Gardno. Jako, że jechał w tym samym kierunku to nawet dałem zmianę w godnym tempie. Chwilę później pojechałem w las, co kolega przyjąłem z lekkim żalem.
Do Starych Brynek dojechałem malowniczą i twardą drogą wzdłuż Omólnej. Za Brynkami zapuściłem się w nieznany teren kierując się na oko w mniej więcej w kierunku Wełtynia. Według mapy jest tam nawet niebieski szlak turystyczny, ale nie udało mi się na niego trafić. Choć brakowało niewiele. Droga przez pola, dziurawa, piaszczysta, ale co tam nie dla tempa tu pojechałem. Po drodze za to super widoki. Krajobraz lekko wyżynny.
Zboże jak z "Gladiatora"
Po dojechaniu do Wełtynia pojechałem nad jezioro o tej samej nazwie.
Jezioro Wełtyń
Na mini plaży - lato. Kocyki, leżaki, opalanie bladych ciał. Chwilkę posiedziałem i pojechałem nad bardziej zaciszne jezioro. Po drodze trochę wspinaczki. Drogi też jakieś takie nie nizinne.
Wełtyń z góry
Droga jak z południa Polski
Trasa widoczne powyżej zaprowadziła mnie najpierw do bramy zamkniętego ośrodka nad Wełtyniem, a później udało mi się jej odnogą dotrzeć do jeziora Wirów. Jazda wzdłuż jego brzegu dostarczyła miłych wrażeń. Urokliwe miejsce.
Jezioro Wirów
Za Wirówem wjechałem na asfalt. Przez Chwarstnicę dojechałem do Sobieradza, a dalej przez asfaltówkę wśród pól, dotarłem do Dżenina. Następnie żużlówką przez aleję kasztanowców do Żelisławca. Aleja śliczna, płatków na drodze tyle, że miejscami biało jak na śniegu, a zapach zapierał dech w piersiach. Niestety musiałem sobie odpuścić robienie fotek, bo na początku żużlówki wyprzedziłem kurzący samochód i nie chciałem mu dać szansy na dogonienie mnie ;)
Z Żelisławca już bez kombinacji. Kierunek na Starcze Czarnowo i tym razem wariant do domu przez Dobropole i Puszczę Bukową . Po drodze we wioskach wszystkie sklepiki zamknięte, więc dojechałem solidnie głodny.
Dziś było mocno ciepło. Tym razem cieszyłem się z wiatru, bo gdy nie on to upał dokuczałby konkretnie.
Do Starych Brynek dojechałem malowniczą i twardą drogą wzdłuż Omólnej. Za Brynkami zapuściłem się w nieznany teren kierując się na oko w mniej więcej w kierunku Wełtynia. Według mapy jest tam nawet niebieski szlak turystyczny, ale nie udało mi się na niego trafić. Choć brakowało niewiele. Droga przez pola, dziurawa, piaszczysta, ale co tam nie dla tempa tu pojechałem. Po drodze za to super widoki. Krajobraz lekko wyżynny.
Zboże jak z "Gladiatora"
Po dojechaniu do Wełtynia pojechałem nad jezioro o tej samej nazwie.
Jezioro Wełtyń
Na mini plaży - lato. Kocyki, leżaki, opalanie bladych ciał. Chwilkę posiedziałem i pojechałem nad bardziej zaciszne jezioro. Po drodze trochę wspinaczki. Drogi też jakieś takie nie nizinne.
Wełtyń z góry
Droga jak z południa Polski
Trasa widoczne powyżej zaprowadziła mnie najpierw do bramy zamkniętego ośrodka nad Wełtyniem, a później udało mi się jej odnogą dotrzeć do jeziora Wirów. Jazda wzdłuż jego brzegu dostarczyła miłych wrażeń. Urokliwe miejsce.
Jezioro Wirów
Za Wirówem wjechałem na asfalt. Przez Chwarstnicę dojechałem do Sobieradza, a dalej przez asfaltówkę wśród pól, dotarłem do Dżenina. Następnie żużlówką przez aleję kasztanowców do Żelisławca. Aleja śliczna, płatków na drodze tyle, że miejscami biało jak na śniegu, a zapach zapierał dech w piersiach. Niestety musiałem sobie odpuścić robienie fotek, bo na początku żużlówki wyprzedziłem kurzący samochód i nie chciałem mu dać szansy na dogonienie mnie ;)
Z Żelisławca już bez kombinacji. Kierunek na Starcze Czarnowo i tym razem wariant do domu przez Dobropole i Puszczę Bukową . Po drodze we wioskach wszystkie sklepiki zamknięte, więc dojechałem solidnie głodny.
Dziś było mocno ciepło. Tym razem cieszyłem się z wiatru, bo gdy nie on to upał dokuczałby konkretnie.
- DST 70.40km
- Teren 30.00km
- Czas 03:24
- VAVG 20.71km/h
- VMAX 46.00km/h
- Temperatura 29.0°C
- Kalorie 2526kcal
- Podjazdy 395m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 19 maja 2016
W poszukiwaniu jezior
Pojechałem bez większego planu. Pokręcić się po Puszczy, zobaczyć jak wyglądają jeziorka po jej południowej stronie i takie tam. Co by nie było lekko, na początek zmierzyłem się z brukowym podjazdem z Kijewka pod Kołowo. Lekka zaginka i jako, że dziś coś to nie był mój dzień pod szczytem zdyszałem się jak rekrut za zaprawie. Ha. I zdyszanie poszło na marne, bo dziś satelitom coś się tory lotu odchyliły i potraktowały mój podjazd jakbym gdzieś po lesie koło drogi jechał. Więc jak wypadł stravowy segment - nie wiadomo.
Wracając do jezior. Pierwsza próba to Piasecznik Wielki. Specjalnie do niego zjechałem drogą z Kołowa przez pola. Piach i kurz. Rower do mycia. Foty nie ma, bo jeziora za bardzo nie zobaczyłem - stoją nad nim posiadłości, a droga prowadząca wzdłuż kończy się u kogoś na podwórku. Na mapie jest namalowane, że prowadzi tam szlak turystyczny. Taaa... pewnie gdzieś wzdłuż płotu. No cóż...nie ma to jak Park Krajobrazowy.
Potem pojechałem w kierunku Glinnej. Po drodze takie kocie łebki i takie drzewka.
Przed wspomnianą Glinną zapuściłem się drogą w kierunku jezior Dereń i Leniwe. Droga za chwilę się skończyła i zamieniła w coś co ktoś wyjeździł w zbożu
Nawet ładnie. Tyle, że zaraz się ta autostrada zwęziła do ledwo widocznych kolein. Nie wiedziałem, że zboże potrafi tak ciachać po łydach.
A właśnie. Jeziora...
Dereń
Leniwe
Niestety nie dane mi było delektować się widokami, bo żyje tam miliard komarów na metr kwadratowy. Na dodatek zajebiście głodnych. Jeszcze jak to piszę to, co chwilę się drapię, po tym co miałem odsłonięte. Inne spotkane zwierzęta - czapla, myszołów, sarna wybałuszały gały zdziwione widokiem człowieka. Kompletne bezludzie. Jakże by było pięknie, gdyby nie te brzęczące skur...ny :)
Za jeziorami droga mi się skończyła. Widocznie rolnik uznał, że nie ma sensu jechać dalej i robić oprysków, czy też innej gnojowicy rozlewać. No i egoista nie wyjeździł mi drogi rowerowej. W sumie, to chyba droga była wyjeżdżona w zbożu pomiędzy jeziorami, ale na tyle ledwie widoczna, że nie zorientowałem się, że jest. A może też się gdzieś kończyła. Za parę dni skończy się jeżdżenie bez nawigacji, to może będzie ciekawiej i bez błądzenia. Czyli wróciłem po śladach.
Dalej to już zaraz była Glinna i zatankowanie płynów w sklepie. Przed Starym Czarnowem chwila rozterki - pod górę, czy przez pola rzepaku. Wygrała opcja dla leniwych, czyli góry nie uciekną a rzepak przekwitnie.
Tak przy okazji, nie pomyślałem, że już w średniowieczu stosowano płodozmian i zamiast ubiegłorocznych imponujących, żółtych ścian na drodze do Dębiny spotkam pole z jakimiś rachitycznymi roślinkami. Albo i z posadzonym... niczym.
Trochę rzepaku spotkałem przed Kołbaczem, ale z to w dość nieoczekiwanym miejscu.
Jak już dziś jeździłem przez zboże, to można i przez oleiste
Z Kołbacza to już nuda. Do Kobylanki, Reptowa i przez Niedźwiedź do domu.
Wracając do jezior. Pierwsza próba to Piasecznik Wielki. Specjalnie do niego zjechałem drogą z Kołowa przez pola. Piach i kurz. Rower do mycia. Foty nie ma, bo jeziora za bardzo nie zobaczyłem - stoją nad nim posiadłości, a droga prowadząca wzdłuż kończy się u kogoś na podwórku. Na mapie jest namalowane, że prowadzi tam szlak turystyczny. Taaa... pewnie gdzieś wzdłuż płotu. No cóż...nie ma to jak Park Krajobrazowy.
Potem pojechałem w kierunku Glinnej. Po drodze takie kocie łebki i takie drzewka.
Przed wspomnianą Glinną zapuściłem się drogą w kierunku jezior Dereń i Leniwe. Droga za chwilę się skończyła i zamieniła w coś co ktoś wyjeździł w zbożu
Nawet ładnie. Tyle, że zaraz się ta autostrada zwęziła do ledwo widocznych kolein. Nie wiedziałem, że zboże potrafi tak ciachać po łydach.
A właśnie. Jeziora...
Dereń
Leniwe
Niestety nie dane mi było delektować się widokami, bo żyje tam miliard komarów na metr kwadratowy. Na dodatek zajebiście głodnych. Jeszcze jak to piszę to, co chwilę się drapię, po tym co miałem odsłonięte. Inne spotkane zwierzęta - czapla, myszołów, sarna wybałuszały gały zdziwione widokiem człowieka. Kompletne bezludzie. Jakże by było pięknie, gdyby nie te brzęczące skur...ny :)
Za jeziorami droga mi się skończyła. Widocznie rolnik uznał, że nie ma sensu jechać dalej i robić oprysków, czy też innej gnojowicy rozlewać. No i egoista nie wyjeździł mi drogi rowerowej. W sumie, to chyba droga była wyjeżdżona w zbożu pomiędzy jeziorami, ale na tyle ledwie widoczna, że nie zorientowałem się, że jest. A może też się gdzieś kończyła. Za parę dni skończy się jeżdżenie bez nawigacji, to może będzie ciekawiej i bez błądzenia. Czyli wróciłem po śladach.
Dalej to już zaraz była Glinna i zatankowanie płynów w sklepie. Przed Starym Czarnowem chwila rozterki - pod górę, czy przez pola rzepaku. Wygrała opcja dla leniwych, czyli góry nie uciekną a rzepak przekwitnie.
Tak przy okazji, nie pomyślałem, że już w średniowieczu stosowano płodozmian i zamiast ubiegłorocznych imponujących, żółtych ścian na drodze do Dębiny spotkam pole z jakimiś rachitycznymi roślinkami. Albo i z posadzonym... niczym.
Trochę rzepaku spotkałem przed Kołbaczem, ale z to w dość nieoczekiwanym miejscu.
Jak już dziś jeździłem przez zboże, to można i przez oleiste
Z Kołbacza to już nuda. Do Kobylanki, Reptowa i przez Niedźwiedź do domu.
- DST 59.20km
- Teren 20.00km
- Czas 02:55
- VAVG 20.30km/h
- VMAX 42.50km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 2063kcal
- Podjazdy 332m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 15 maja 2016
Do lasu przed frontem
Po wczorajszym przegonieniu Cieniostwora po asfaltach wokół Miedwia, dziś zabrałem go do lasu. Tak nawiasem mówiąc chyba nie dałem z siebie wszystkiego, bo dziś zero zmęczenia w nogach. Po 12 miał nadejść front atmosferyczny, a i tak już wiało bardzo solidnie. Pojechałem więc bez większego planu pokręcić się przez dwie godziny po leśnych drogach Puszczy Goleniowskiej.
Takie dróżki i pagóreczki
Niestety rzeczywistość w lesie była mało ciekawa. Piach przeogromny. Mało przyjemności z jazdy jak człowiek grzęźnie po obręcze. Po kilku kilometrach mordęgi wydostałem się na twardszą drogę Wielgowo-Sowno i wróciłem do tego pierwszego.
Potem pojechałem do Płoni i przez Mokradłową (znów ruchome piaski) dotarłem do Kijewa. Na horyzoncie zamajaczyła pierwsza czarna chmura, a wiatr chciał rower przewrócić.
Wróciłem więc do domu. 20 minut później lunął deszcz. Czas wykorzystany optymalnie.
Takie dróżki i pagóreczki
Niestety rzeczywistość w lesie była mało ciekawa. Piach przeogromny. Mało przyjemności z jazdy jak człowiek grzęźnie po obręcze. Po kilku kilometrach mordęgi wydostałem się na twardszą drogę Wielgowo-Sowno i wróciłem do tego pierwszego.
Potem pojechałem do Płoni i przez Mokradłową (znów ruchome piaski) dotarłem do Kijewa. Na horyzoncie zamajaczyła pierwsza czarna chmura, a wiatr chciał rower przewrócić.
Wróciłem więc do domu. 20 minut później lunął deszcz. Czas wykorzystany optymalnie.
- DST 37.90km
- Teren 15.00km
- Czas 01:54
- VAVG 19.95km/h
- VMAX 42.50km/h
- Temperatura 12.0°C
- Kalorie 1245kcal
- Podjazdy 104m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 14 maja 2016
I Szosowy Maraton Dookoła Jeziora Miedwie
Pierwszy szosowy maraton w moim życiu zaliczony. Po prawdzie
to na wpół szosowy ;), bo pojechałem w kategorii rower inny, czyli na góralu.
Zdecydowałem się właściwie w ostatniej chwili, więc nie było nawet czasu aby
pomyśleć o innych oponach niż terenowe.
Skutkiem zapisu w przeddzień maratonu, było dopisanie mnie do przedostatniej grupy która starowała, czyli rokowania na jazdę w jakieś większe grupie marne. Na szczęście w praktyce okazało się, że trafiłem razem z Krzyśkiem, Arkiem i jeszcze dwom innymi mocnymi zawodnikami. Od startu poszło mocne tempo i reszta grupy została urwana jeszcze przed zjazdem promenady. Pojechaliśmy w pięciu. Krzysiek i Arek poszli tak ostro, że o mało nie zgubiłem koła już na samym początku jazdy. Jakoś nie jestem przyzwyczajony do jazdy na mtb z prędkością około 35 km/h i więcej. Również do wchodzenia w zakręty z takim prędkościami i w każdym przód naszego pociągu lekko mi uciekał. I tak do Warnic nasz mały pociąg pędził mijając zawodników, którzy wystartowali wcześniej. Na czele przeważnie Krzysiek i Arek. Tak to dojechaliśmy do Warnic. Tam kolejny zakręt i znów lekko straciłem na zakręcie i gdy przycisnąłem troszkę mocniej aby dociągnąć to… pociągnęło mnie, ale w łydce. Skurcz, chwila odpuszczenia i pociąg odjechał. W sumie i tak wcześniej, czy później to by się stało, ale szkoda, że akurat przed wjazdem na odcinek pod wiatr.
Od tego momentu dostosowałem tempo jazdy do moich możliwości i walczyłem ze skurczami, które próbowały, co jakiś czas łapać mnie w łydki. Aż do okolic Ryszewka jechałem sam. Tam udało mi się złapać mieszaną grupkę szosowo-trekkingową i jechałem z nimi do dawnej drogi nr 3. Tempo było liche 20-24, więc jak wyszliśmy na wspomnianą drogę i nikt się nie kwapił do szybszej jazdy do wyszedłem na czoło i zacząłem rozpędzać grupę 23..25…27…i skurcz w nogę. Jak ją rozmasowałem do grupa było 100 metrów z przodu. Łydka twarda jak kamień i zimna jak lód. Do końca już jechałem sam. A wiatr dmuchał tęgo. W sumie i tak udało mi się prawie wszystkich z tej grupki dogonić i wyprzedzić. Plus mnóstwo innych zawodników. Szczególnie na górce przed Starym Czarnowem. Na podjeździe pod Kołbacz łyknął mnie peleton szosowców jadących dystans mega. Szkoda, że akurat pod górkę. Jeszcze tam kogoś po drodze wyprzedziłem i meta. Czas 2:17:58. Miejsce 47 open i 13 w kategorii. W sumie nie najgorzej. Myślę jednak, że mogło być trochę lepiej. Miałem bardzo fajną grupę i szkoda, że nie udało mi się jechać z nimi dłużej. Nauczka na przyszłość: więcej magnezu i zakryte łydki jak będzie tak zimno. Dzięki Arek i Krzysiek i spółka.
Po maratonie pogadałem ze spotkanymi znajomymi, zjadłem lichy obiadzik i pojechałem do domu, aby się ogarnąć i wróciłem na dekoracje i losowanie nagród. Dekoracja jako to zwykle bywa, ale za to losowanie nagród to duża niespodzianka. Nagród było…5. W zestawieniu ilością nagród w maratonie MTB to mały szok. Generalnie i tak jestem zadowolony, że pojechałem. Kolejne nowe doświadczenia. Trzeba doskonalić technikę i mieć mocno na uwadze wychładzanie organizmu.
Czas oficjalny: 2:17:56
Miejsce: 47 open, 13 M4
PS. Taka ciekawostka - w sumie to był... trzeci Maraton Szosowy Dookoła Jeziora Miedwie. Ale owszem pierwszy organizowany przez STC.
Fotki za startu © Fotografia Stargard
i trasy © Fotografia Stargard
Skutkiem zapisu w przeddzień maratonu, było dopisanie mnie do przedostatniej grupy która starowała, czyli rokowania na jazdę w jakieś większe grupie marne. Na szczęście w praktyce okazało się, że trafiłem razem z Krzyśkiem, Arkiem i jeszcze dwom innymi mocnymi zawodnikami. Od startu poszło mocne tempo i reszta grupy została urwana jeszcze przed zjazdem promenady. Pojechaliśmy w pięciu. Krzysiek i Arek poszli tak ostro, że o mało nie zgubiłem koła już na samym początku jazdy. Jakoś nie jestem przyzwyczajony do jazdy na mtb z prędkością około 35 km/h i więcej. Również do wchodzenia w zakręty z takim prędkościami i w każdym przód naszego pociągu lekko mi uciekał. I tak do Warnic nasz mały pociąg pędził mijając zawodników, którzy wystartowali wcześniej. Na czele przeważnie Krzysiek i Arek. Tak to dojechaliśmy do Warnic. Tam kolejny zakręt i znów lekko straciłem na zakręcie i gdy przycisnąłem troszkę mocniej aby dociągnąć to… pociągnęło mnie, ale w łydce. Skurcz, chwila odpuszczenia i pociąg odjechał. W sumie i tak wcześniej, czy później to by się stało, ale szkoda, że akurat przed wjazdem na odcinek pod wiatr.
Od tego momentu dostosowałem tempo jazdy do moich możliwości i walczyłem ze skurczami, które próbowały, co jakiś czas łapać mnie w łydki. Aż do okolic Ryszewka jechałem sam. Tam udało mi się złapać mieszaną grupkę szosowo-trekkingową i jechałem z nimi do dawnej drogi nr 3. Tempo było liche 20-24, więc jak wyszliśmy na wspomnianą drogę i nikt się nie kwapił do szybszej jazdy do wyszedłem na czoło i zacząłem rozpędzać grupę 23..25…27…i skurcz w nogę. Jak ją rozmasowałem do grupa było 100 metrów z przodu. Łydka twarda jak kamień i zimna jak lód. Do końca już jechałem sam. A wiatr dmuchał tęgo. W sumie i tak udało mi się prawie wszystkich z tej grupki dogonić i wyprzedzić. Plus mnóstwo innych zawodników. Szczególnie na górce przed Starym Czarnowem. Na podjeździe pod Kołbacz łyknął mnie peleton szosowców jadących dystans mega. Szkoda, że akurat pod górkę. Jeszcze tam kogoś po drodze wyprzedziłem i meta. Czas 2:17:58. Miejsce 47 open i 13 w kategorii. W sumie nie najgorzej. Myślę jednak, że mogło być trochę lepiej. Miałem bardzo fajną grupę i szkoda, że nie udało mi się jechać z nimi dłużej. Nauczka na przyszłość: więcej magnezu i zakryte łydki jak będzie tak zimno. Dzięki Arek i Krzysiek i spółka.
Po maratonie pogadałem ze spotkanymi znajomymi, zjadłem lichy obiadzik i pojechałem do domu, aby się ogarnąć i wróciłem na dekoracje i losowanie nagród. Dekoracja jako to zwykle bywa, ale za to losowanie nagród to duża niespodzianka. Nagród było…5. W zestawieniu ilością nagród w maratonie MTB to mały szok. Generalnie i tak jestem zadowolony, że pojechałem. Kolejne nowe doświadczenia. Trzeba doskonalić technikę i mieć mocno na uwadze wychładzanie organizmu.
Czas oficjalny: 2:17:56
Miejsce: 47 open, 13 M4
PS. Taka ciekawostka - w sumie to był... trzeci Maraton Szosowy Dookoła Jeziora Miedwie. Ale owszem pierwszy organizowany przez STC.
Fotki za startu © Fotografia Stargard
i trasy © Fotografia Stargard
- DST 64.70km
- Czas 02:18
- VAVG 28.13km/h
- VMAX 44.30km/h
- Temperatura 15.0°C
- Kalorie 2613kcal
- Podjazdy 188m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 10 maja 2016
Spalanie tłuszczyku
Jak wróciłem do domu po gonitwie na cieniostworze to przyszło mi do głowy, że jest tak ładny wieczór, że aż szkoda już kończyć. Przy okazji warto po dwóch godzinach wypalania glikogenu zajęć się trochę innymi zapasami energetycznymi. Napiłem się (oczywiście wody :) ) i zrobiłem rundkę w tempie fat burn dookoła lotniska, zakończoną małym relaksem na plaży w Dąbiu.
- DST 14.60km
- Czas 00:44
- VAVG 19.91km/h
- VMAX 35.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 500kcal
- Podjazdy 31m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 10 maja 2016
Cieniostwór w galopie
Ostatnimi czasy ciągałem cieniostwora po jakiś krzaczorach, bagniskach i ruchomych piaskach. Najwyższa pora była trochę go przegonić po asfalcie. Cóż by tu napisać odkrywczego o tak oklepanej trasie...może tylko, że wiało dziś ze wschodu, temperatura była optymalna, a lody w Lubczynie zamknięte.
Co by ktoś nie pomyślał, że szosie pojechałem :)
Co by ktoś nie pomyślał, że szosie pojechałem :)
- DST 49.40km
- Czas 01:52
- VAVG 26.46km/h
- VMAX 39.00km/h
- Temperatura 25.0°C
- Kalorie 1900kcal
- Podjazdy 76m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 maja 2016
Rezerwaty Oseto i Trawiasta Buczyna
Tak tam terenowa rundka, aby podelektować się pięknym, wręcz upalnym dniem, zapachami kwitnących drzew i zielenią bukowych lasów. Przy okazji zahaczyć rowerem o dwa rezerwaty przyrody - Osetno i Trawiasta Buczyna. Szczególnie ten drugi mnie interesował, ze względu na istniejące na jego terenie groby megalityczne sprzed około 3000 lat.. O tak, mamy tak blisko Szczecina takie mało rozpropagowane ciekawostki. Pierwsza część trasy do Kołbacza drogami bocznymi przez Rekowo. Rany... ile piachu.
Z Kołbacza wyjazd na dawną 3 lekko w lewo i w prawo zielonym szlakiem. Rezerwat Osetno. W sumie nic ciekawego. Może po prostu dlatego, że to rezerwat mykologiczny więc dopiero jesienią może być ciekawie :) Za to jeszcze więcej piachu i do tego sporo pod górę. Uff, koszulka przylepiła się do pleców :)
Z Dobropola zjechałem w kierunku Starego Czarnowa i na 120 obrałem kierunek na Glinną. W lesie pierwszą i chyba jedyną drogą w lewo. Droga biegnie dość prosto tak jakby po śladzie jakieś starej drogi.
Widać, że nikt tędy nie jeździ
Po dojechaniu do czegoś w rodzaju skrzyżowania, skręciłem drogą w głąb lasu. Ta to już była totalnie nie przejezdna. Co kawałek leżał na niej przewrócone drzewa i rower musiałem przenosić. Przez te mniejsze to jeszcze Ok, ale jak przenosiłem przez buka o około 70 cm średnicy to okazało się to wcale nie takie proste.
Droga obalonych drzew
Ambitnie jednak brnąłem dalej. Generalnie las wygląda tak jak poniżej.
Ładnie i dziko
Kurhanów nie znalazłem. Za to w lesie jest mnóstwo porozrzucanych głazów, ponoć właśnie z grobów megalitycznych. Na poszukiwanie zachowanych - ponoć są 3 - będę musiał udać się bez roweru i z konkretniejszymi namiarami. Po wyjechaniu z lasu trafiłem na drogą z płyt jumbo i nią dojechałem do Glinnej. Po zatankowaniu w miejscowym sklepie kontynuowałem odkrywanie nowych dróg. Znalazłem gruntówkę, równoległą do 120, która zaprowadziła mnie do Żelisławca. Tam już bez kombinowania i przez Gliniecki Bruk do Binowa, dalej przez Puszczę Bukową do domu.
Dla wielbicieli wysokich średnich małe usprawiedliwienie. Przed obiadem byłem na zakupach z żoną. W sklepach z ciuchami... Nie muszę chyba dodawać jaki zajechany wyruszyłem na rower :)
Z Kołbacza wyjazd na dawną 3 lekko w lewo i w prawo zielonym szlakiem. Rezerwat Osetno. W sumie nic ciekawego. Może po prostu dlatego, że to rezerwat mykologiczny więc dopiero jesienią może być ciekawie :) Za to jeszcze więcej piachu i do tego sporo pod górę. Uff, koszulka przylepiła się do pleców :)
Z Dobropola zjechałem w kierunku Starego Czarnowa i na 120 obrałem kierunek na Glinną. W lesie pierwszą i chyba jedyną drogą w lewo. Droga biegnie dość prosto tak jakby po śladzie jakieś starej drogi.
Widać, że nikt tędy nie jeździ
Po dojechaniu do czegoś w rodzaju skrzyżowania, skręciłem drogą w głąb lasu. Ta to już była totalnie nie przejezdna. Co kawałek leżał na niej przewrócone drzewa i rower musiałem przenosić. Przez te mniejsze to jeszcze Ok, ale jak przenosiłem przez buka o około 70 cm średnicy to okazało się to wcale nie takie proste.
Droga obalonych drzew
Ambitnie jednak brnąłem dalej. Generalnie las wygląda tak jak poniżej.
Ładnie i dziko
Kurhanów nie znalazłem. Za to w lesie jest mnóstwo porozrzucanych głazów, ponoć właśnie z grobów megalitycznych. Na poszukiwanie zachowanych - ponoć są 3 - będę musiał udać się bez roweru i z konkretniejszymi namiarami. Po wyjechaniu z lasu trafiłem na drogą z płyt jumbo i nią dojechałem do Glinnej. Po zatankowaniu w miejscowym sklepie kontynuowałem odkrywanie nowych dróg. Znalazłem gruntówkę, równoległą do 120, która zaprowadziła mnie do Żelisławca. Tam już bez kombinowania i przez Gliniecki Bruk do Binowa, dalej przez Puszczę Bukową do domu.
Dla wielbicieli wysokich średnich małe usprawiedliwienie. Przed obiadem byłem na zakupach z żoną. W sklepach z ciuchami... Nie muszę chyba dodawać jaki zajechany wyruszyłem na rower :)
- DST 57.90km
- Teren 45.00km
- Czas 03:07
- VAVG 18.58km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 26.0°C
- Kalorie 2105kcal
- Podjazdy 436m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 5 maja 2016
Powrót do Bukowej
Ostatnio trochę zaniedbałem Puszczę Bukową tym przyjemniej było dziś pojeździć. Przez dwa tygodnie sporo się zmieniło. Drogi stały się dużo bardziej piaszczyste, a drzewa zieleńsze :) Na obrzeżach lasu kwitną wszelkie możliwe drzewa owocowe. Ich zapach aż zapiera dech w płucach. Jednym słowem piękna wiosna.
Co do trasy to tradycyjnie już mieszanka znanych dróg i odkrywanie nowych. Pod Jezioro Szmaragdowe podjechałem drogą podpatrzoną u kolegów z Fasta. Nie licząc gigantycznej ławicy piachu przy szlabanie to nawet fajna. Pierwszy raz też jechałem Zygzakiem do góry. Drogą tą wielokrotnie wcześniej wędrowałem a to pieszo, a to na nartach, a to na rowerze z góry, ale nigdy do góry. Nie polecam za to szlaku od cmentarza w Glinnej do Dobropola. Skrót fajny, ale gigantyczne dziury i koleiny.
Znalazłem też chwilę na poszukiwania Uli, która jakoś zniknęła z BS i tylko czasami się ujawnia. Niestety pomimo, że na moje nawoływania odpowiedział cały chór żabich rechotów to tego jednego zabrakło :)
Nie mniej 50 km po górkach i ponad 500 metrów w pionie zrobione.
Może to już nudne, ale jednak będę wrzucał zdjęcia rzezi robionej przez leśników
Ula jesteś tam :)?
Co do trasy to tradycyjnie już mieszanka znanych dróg i odkrywanie nowych. Pod Jezioro Szmaragdowe podjechałem drogą podpatrzoną u kolegów z Fasta. Nie licząc gigantycznej ławicy piachu przy szlabanie to nawet fajna. Pierwszy raz też jechałem Zygzakiem do góry. Drogą tą wielokrotnie wcześniej wędrowałem a to pieszo, a to na nartach, a to na rowerze z góry, ale nigdy do góry. Nie polecam za to szlaku od cmentarza w Glinnej do Dobropola. Skrót fajny, ale gigantyczne dziury i koleiny.
Znalazłem też chwilę na poszukiwania Uli, która jakoś zniknęła z BS i tylko czasami się ujawnia. Niestety pomimo, że na moje nawoływania odpowiedział cały chór żabich rechotów to tego jednego zabrakło :)
Nie mniej 50 km po górkach i ponad 500 metrów w pionie zrobione.
Może to już nudne, ale jednak będę wrzucał zdjęcia rzezi robionej przez leśników
Ula jesteś tam :)?
- DST 54.80km
- Teren 40.00km
- Czas 02:50
- VAVG 19.34km/h
- VMAX 52.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 2108kcal
- Podjazdy 561m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze