Sobota, 18 października 2014
Zarazić cyklozą kolegę
Po tygodniu bez roweru udało mi się w końcu w sobotę trochę pokręcić. Zastanawiając się gdzie by tu pojechać wpadłem na pomysł, że spróbuję na rower namówić kolegę. Piotr z przekonania (głownie dlatego, że boi się samochodów) nie che jeździć rowerem, za to biega. Akurat złapał kontuzję i musi sobie hasanie po lasach odpuścić na jakiś czas, a w ramach rehabilitacji ma nawet zalecony.... rower, którym oczywiście nie jeździ:). Więc jak nie namówię go teraz to chyba już nigdy. Jeden tel i bez oporów dał się namówić, tym bardziej, że w sobotnie przedpołudnie siedział sam w domu. Tak na marginesie to kolega ma fantastyczne tereny do jazdy, bo mieszka koło jeziora Świdwie. A ja mam do niego 30 km w jedną stronę
Przebijanie się przez całe miasto bez historii. Nie lubię tej drogi. Dopiero po wyjechaniu za Głębokie zrobił się fajnie. Po dojechaniu do kolegi kawałek serniczka na odbudowanie poziomu glikogenu i w drogę. Okazało się, że kolega ma w miarę przyzwoity rower, co prawda jakiś taki supermarketowy góral 26 cali z domontowanym koszykiem z przodu, ale na grubych oponach i sprawny:).
Jako, że to jego tereny to kolega obiecał, że pokaże mi fajną drogę przez las. Pojechaliśmy przez Zalesie w kierunku głównej drogi. I rzeczywiście po jej przekroczeniu wjechaliśmy na fantastyczną asfaltówkę ciągnącą się przez malownicze lasy.
Leśna droga
Okazało się, że jest to droga, którą wybudowali leśnicy i mogę nią jeździć tylko oni i rowerzyści. Kolega trzymał niezłe tempo oscylujące około 20-24 km/h . Widać, że bieganie buduje kondycję. Na pogaduchach szybko minął czas i droga się skończyła pod Trzebierzą. Kolega nie dał się namówić na zrobienie pętelki już po drogach z normalnym ruchem samochodowym więc wróciliśmy to samą drogą.
W drodze powrotnej Piotr zaczął odczuwać pomału trudy wycieczki. Nie mniej razem zrobiliśmy 32 km ze średnią około 20 km/ h co dla kogoś, kto naprawdę tylko sporadycznie jeździ po parę kilometrów jest niezłym osiągnięciem. Pod koniec kolega zaczął wspominać, że przydał by mu się lepszy rower jakby miał za mną jeździć na wycieczki.
Po pożegnaniu z Piotrem znów czekało mnie 30 km przebijania się przez miasto. Na Głębokim jak meldowałem żonie, o której będę na obiedzie, jakoś niechcący wyłączyło mi się endomondo. Więc ostatnie 17 km dopisane.
Wycieczka fajna i po raz kolejny miałem się okazję przekonać, że tereny po drugiej stronie miast oferują wiele fajnych wrażeń.
Jednak najfajniejszy był sms od kolegi: "Dzięki za super wycieczkę, może kupię ten rower i będzie przez Ciebie ".
Bakcyl cyklozy zaczął już atakować mózg Piotra :)
Przebijanie się przez całe miasto bez historii. Nie lubię tej drogi. Dopiero po wyjechaniu za Głębokie zrobił się fajnie. Po dojechaniu do kolegi kawałek serniczka na odbudowanie poziomu glikogenu i w drogę. Okazało się, że kolega ma w miarę przyzwoity rower, co prawda jakiś taki supermarketowy góral 26 cali z domontowanym koszykiem z przodu, ale na grubych oponach i sprawny:).
Jako, że to jego tereny to kolega obiecał, że pokaże mi fajną drogę przez las. Pojechaliśmy przez Zalesie w kierunku głównej drogi. I rzeczywiście po jej przekroczeniu wjechaliśmy na fantastyczną asfaltówkę ciągnącą się przez malownicze lasy.
Leśna droga
Okazało się, że jest to droga, którą wybudowali leśnicy i mogę nią jeździć tylko oni i rowerzyści. Kolega trzymał niezłe tempo oscylujące około 20-24 km/h . Widać, że bieganie buduje kondycję. Na pogaduchach szybko minął czas i droga się skończyła pod Trzebierzą. Kolega nie dał się namówić na zrobienie pętelki już po drogach z normalnym ruchem samochodowym więc wróciliśmy to samą drogą.
W drodze powrotnej Piotr zaczął odczuwać pomału trudy wycieczki. Nie mniej razem zrobiliśmy 32 km ze średnią około 20 km/ h co dla kogoś, kto naprawdę tylko sporadycznie jeździ po parę kilometrów jest niezłym osiągnięciem. Pod koniec kolega zaczął wspominać, że przydał by mu się lepszy rower jakby miał za mną jeździć na wycieczki.
Po pożegnaniu z Piotrem znów czekało mnie 30 km przebijania się przez miasto. Na Głębokim jak meldowałem żonie, o której będę na obiedzie, jakoś niechcący wyłączyło mi się endomondo. Więc ostatnie 17 km dopisane.
Wycieczka fajna i po raz kolejny miałem się okazję przekonać, że tereny po drugiej stronie miast oferują wiele fajnych wrażeń.
Jednak najfajniejszy był sms od kolegi: "Dzięki za super wycieczkę, może kupię ten rower i będzie przez Ciebie ".
Bakcyl cyklozy zaczął już atakować mózg Piotra :)
- DST 92.00km
- Teren 5.00km
- Czas 04:13
- VAVG 21.82km/h
- VMAX 32.40km/h
- Temperatura 17.0°C
- Kalorie 2700kcal
- Podjazdy 335m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 października 2014
Rundka po mieście
Tym razem była jazda miejska. Naszło mnie aby pojechać do centrum i objechać Szczecin drogami, którymi zwykle nie jeżdżę. Jak pomyślałem tak uczyniłem:)
Zaskoczyła mnie ul Chopina. Nie spodziewałem się, że jest aż tak długo pod górkę. Samochodem jakoś tego nie czuć. Zjazd Miodową sama przyjemność. Zaliczyłem też Bezrzecze. W tej dzielnicy byłem pierwszy raz w życiu. Fajny widok, ze wzgórza.
Sporo jazdy ścieżkami rowerowymi z polbruku. Jak ja ich nie lubię. Po za tym całkiem fajna wycieczka.
Zaskoczyła mnie ul Chopina. Nie spodziewałem się, że jest aż tak długo pod górkę. Samochodem jakoś tego nie czuć. Zjazd Miodową sama przyjemność. Zaliczyłem też Bezrzecze. W tej dzielnicy byłem pierwszy raz w życiu. Fajny widok, ze wzgórza.
Sporo jazdy ścieżkami rowerowymi z polbruku. Jak ja ich nie lubię. Po za tym całkiem fajna wycieczka.
- DST 49.16km
- Czas 02:16
- VAVG 21.69km/h
- VMAX 46.90km/h
- Temperatura 16.0°C
- Kalorie 1643kcal
- Podjazdy 269m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 8 października 2014
Na nowym napędzie, czyli uciekając przed deszczem
Dziś odebrałem Axisa z serwisu Turowski. Wymieniłem cały napęd czyli nie tylko łańcuch, kasetę, ale i korbę, która też już nie wyglądała dobrze. Łańcuch i kaseta standardowe za to korba trochę lepsza niż była seryjnie zamontowana. Z radą samego Szefa :), dałem założyć SRAMowego Truvativa X-flow. Żadna rewelacja, ale na trekkinga starczy w zupełności.
Na poprzednim napędzie zrobiłem wg Bikestata 7658 km, a w rzeczywistości pewnie coś bliżej 8 tys. z tego całkiem sporo w terenie, 2 raz MTB Dookoła Miedwia i sporo innych dziur. Uważam, że jak na komponenty klasy Altus, a korba Tourney wynik zacny :)
Nowy napęd
Oczywiście po odebraniu musiałem zrobić test. Warunki pogodowe nie były zachęcające, bo nadciągał deszcz, ale udało się wykroić dosłownie godzinkę na jazdę. Zacząłem z obiadem, który jeszcze dobrze nie dotarł do żołądka i skończyłem wraz z pierwszymi,większymi kroplami deszczu.
Nowy napęd chodzi jak masełko. I cóż więcej dodać :).
Na poprzednim napędzie zrobiłem wg Bikestata 7658 km, a w rzeczywistości pewnie coś bliżej 8 tys. z tego całkiem sporo w terenie, 2 raz MTB Dookoła Miedwia i sporo innych dziur. Uważam, że jak na komponenty klasy Altus, a korba Tourney wynik zacny :)
Nowy napęd
Oczywiście po odebraniu musiałem zrobić test. Warunki pogodowe nie były zachęcające, bo nadciągał deszcz, ale udało się wykroić dosłownie godzinkę na jazdę. Zacząłem z obiadem, który jeszcze dobrze nie dotarł do żołądka i skończyłem wraz z pierwszymi,większymi kroplami deszczu.
Nowy napęd chodzi jak masełko. I cóż więcej dodać :).
- DST 22.14km
- Czas 01:00
- VAVG 22.14km/h
- VMAX 31.30km/h
- Temperatura 16.0°C
- Kalorie 751kcal
- Podjazdy 110m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 4 października 2014
Pożegnianie lata z PCF i Gryfusem, czyli rajd po Pojezierzu Ińskim
Tym razem wyjazdowo. Wybrałem się na piątkowo-niedzielne pożegnania lata i podsumowanie sezonu organizowane w Wisoli przez PCF Cycling Team i Szczeciński Klub Rowerowy Gryfus. Ośrodek w Wisoli bardzo ładny, impreza świetna a towarzystwo przednie. Jako, że bikestats jak sama nazwa wskazuje winien skupiać się na wyczynach rowerowych, to też na takich się skupię, czyli na sobotniej wycieczce. Inne równie miłe niech pozostaną okryte mgłą unoszącą się nad ińskim jeziorami :)
Uczestnicy "pożegnania" podzielili się na poranny śniadaniu na dwie grupy. Lajtową czyli 30 dokoła jeziora i długodystansową, czyli odważnych na przeciągnięcia po okolicy przez dwukrotnego zdobywce Himalajów na rowerze czyli Zbyszka. Do tego Zbyszek jest tubylcem, więc rajdzik zapowiadał się interesująco. Cóż, żal by było nie skorzystać z okazji więc było długodystansowo.
"Długodystansowcy" gotowi do startu © SKR Gryfus
Na początku obie grupy pojechały razem wzdłuż jeziora, polną drogą. Od razu na początku miałem problem, na podjeździe z dużą ilością piachu jak mocnej depnąłem zaczął przeskakiwać mi łańcuch. Kasetę i łańcuch już od pewnego czasu wypadało by wymienić, ale ostatnio jeździłem po płaskich asfaltach i nic się nie działo. Więc oczywiście zabrakło czasu na oddanie roweru do serwisu. Duży błąd jak się okazało, ale nie uprzedzajmy faktów.... :)
W Ińsku grupy się pożegnały i prowadzeni przez Zbyszka raźno ruszyliśmy ...po skarpie nad jeziorem. W międzyczasie przybyło chętnych do do grupy długodystansowej. Na jakiś czas :)
"Długodystansowcy" w maksymalnym składzie © SKR Gryfus
Jazda po skarpie była bardzo fajna, do czasu aż się zaczął stromy podjazd, na którym jak depnąłem to ...stanąłem w miejscu, bo łańcuch w ogóle nie chciał łapać zębów. No i gleba, bo się nie wypiąłem z wrażenia. Po takim przeciągnięciu już nie mogło być dobrze, ale jako że miał być niedługo asfalt pojechałem dalej. I tak aby nie przynudzać z kłopotami technicznymi męczyłem się aż do Węgorzyna. Co piach, górka itp. czyli mocniejsze naciśnięcie to zero jazdy. Wszelkie kombinacje przełożeń niewiele pomagały.
Skupiając się na trasie. Od 13 kilometra pojechaliśmy malowniczą asfaltówką w kierunku miejscowości Granica. Droga wije się jak wąż pomiędzy wzniesieniami i od czasu do czasu spotyka się zabudowania, i tak przez 5 km. Nagle droga się kończy i wyjeżdża się wprost na Księżyc. Przynajmniej takie wrażenie robi przejazd przez teren dużej żwirowni, która nagle pojawia się dosłownie znikąd.
Od żwirowni pojechaliśmy w kierunku jeziora Studnica i dalej w kierunku poligonu drawskiego.
Przejazd przez poligon robi wrażenie. Co prawda jechaliśmy grzecznie główną drogą, ale stojące co kawałek tablice w stylu uwaga ostrzał, czy znaki uwaga czołg stwarzają klimat :)
Niestety skupiony na zmaganiu z rowerem jakoś nie miałem ochoty na robienie zdjęć. Po przebyciu poligonu - bez ofiar, udaliśmy się do Drawska. Co prawda w uszczuplonym składzie, ale to na skutek rezygnacji niektórych osób jeszcze przed terenem wojskowym.
Po uzupełnieniu zapasów w miejscowym Netto zrobiliśmy sobie przerwę obiadową, gdzieś w polu.
Każdy spożywa to co lubi ;)
Jak widać trochę nas ubyło ale jedyna perełka, czyli Gosia trzymał się dzielnie. Skąd w takim kruchym ciele tyle siły?
Po nabraniu sił, pojechaliśmy głównie asfaltem do Węgorzyna. Bocznymi drogami, przy praktycznie zerowym ruchu samochodowym i przez malownicze okolice. Pięknie.
W Węgorzynie wiedząc, że znów wjedziemy w teren postanowiłem odłączyć się od grupy i pojechać główną drogą. Bałem się, że po prostu w którymś momencie rower całkowicie odmówi współpracy. Rzem ze mną pojechało jeszcze 4 kolegów. Pomysł ten okazał się nie do końca dobrym rozwiązaniem, bo 20 km pod wiatr w odkrytym terenie, zamiast w grupie i w lesie, było lekko męczące. Na szczęście dotarłem bez kłopotu. Łącznie wyszło 87 km, Ci którzy zrobili pełną trasę dokręcili do setki.
Podsumowując: Przepiękne tereny, a "tubylec" w roli przewodnika to jest to :). Swoją drogą dobrze, że Zbyszek był chory i jechał "pomału", bo by nas zajeździł. A i tak na wieczornym ognisku skład był mocno przetrzebiony :)
Fotki będę jak jeszcze raz zrobię tą trasę.
Axis wylądował w serwisie. Od jutra będzie miał nowy napęd.
Uczestnicy "pożegnania" podzielili się na poranny śniadaniu na dwie grupy. Lajtową czyli 30 dokoła jeziora i długodystansową, czyli odważnych na przeciągnięcia po okolicy przez dwukrotnego zdobywce Himalajów na rowerze czyli Zbyszka. Do tego Zbyszek jest tubylcem, więc rajdzik zapowiadał się interesująco. Cóż, żal by było nie skorzystać z okazji więc było długodystansowo.
"Długodystansowcy" gotowi do startu © SKR Gryfus
Na początku obie grupy pojechały razem wzdłuż jeziora, polną drogą. Od razu na początku miałem problem, na podjeździe z dużą ilością piachu jak mocnej depnąłem zaczął przeskakiwać mi łańcuch. Kasetę i łańcuch już od pewnego czasu wypadało by wymienić, ale ostatnio jeździłem po płaskich asfaltach i nic się nie działo. Więc oczywiście zabrakło czasu na oddanie roweru do serwisu. Duży błąd jak się okazało, ale nie uprzedzajmy faktów.... :)
W Ińsku grupy się pożegnały i prowadzeni przez Zbyszka raźno ruszyliśmy ...po skarpie nad jeziorem. W międzyczasie przybyło chętnych do do grupy długodystansowej. Na jakiś czas :)
"Długodystansowcy" w maksymalnym składzie © SKR Gryfus
Jazda po skarpie była bardzo fajna, do czasu aż się zaczął stromy podjazd, na którym jak depnąłem to ...stanąłem w miejscu, bo łańcuch w ogóle nie chciał łapać zębów. No i gleba, bo się nie wypiąłem z wrażenia. Po takim przeciągnięciu już nie mogło być dobrze, ale jako że miał być niedługo asfalt pojechałem dalej. I tak aby nie przynudzać z kłopotami technicznymi męczyłem się aż do Węgorzyna. Co piach, górka itp. czyli mocniejsze naciśnięcie to zero jazdy. Wszelkie kombinacje przełożeń niewiele pomagały.
Skupiając się na trasie. Od 13 kilometra pojechaliśmy malowniczą asfaltówką w kierunku miejscowości Granica. Droga wije się jak wąż pomiędzy wzniesieniami i od czasu do czasu spotyka się zabudowania, i tak przez 5 km. Nagle droga się kończy i wyjeżdża się wprost na Księżyc. Przynajmniej takie wrażenie robi przejazd przez teren dużej żwirowni, która nagle pojawia się dosłownie znikąd.
Od żwirowni pojechaliśmy w kierunku jeziora Studnica i dalej w kierunku poligonu drawskiego.
Przejazd przez poligon robi wrażenie. Co prawda jechaliśmy grzecznie główną drogą, ale stojące co kawałek tablice w stylu uwaga ostrzał, czy znaki uwaga czołg stwarzają klimat :)
Niestety skupiony na zmaganiu z rowerem jakoś nie miałem ochoty na robienie zdjęć. Po przebyciu poligonu - bez ofiar, udaliśmy się do Drawska. Co prawda w uszczuplonym składzie, ale to na skutek rezygnacji niektórych osób jeszcze przed terenem wojskowym.
Po uzupełnieniu zapasów w miejscowym Netto zrobiliśmy sobie przerwę obiadową, gdzieś w polu.
Każdy spożywa to co lubi ;)
Jak widać trochę nas ubyło ale jedyna perełka, czyli Gosia trzymał się dzielnie. Skąd w takim kruchym ciele tyle siły?
Po nabraniu sił, pojechaliśmy głównie asfaltem do Węgorzyna. Bocznymi drogami, przy praktycznie zerowym ruchu samochodowym i przez malownicze okolice. Pięknie.
W Węgorzynie wiedząc, że znów wjedziemy w teren postanowiłem odłączyć się od grupy i pojechać główną drogą. Bałem się, że po prostu w którymś momencie rower całkowicie odmówi współpracy. Rzem ze mną pojechało jeszcze 4 kolegów. Pomysł ten okazał się nie do końca dobrym rozwiązaniem, bo 20 km pod wiatr w odkrytym terenie, zamiast w grupie i w lesie, było lekko męczące. Na szczęście dotarłem bez kłopotu. Łącznie wyszło 87 km, Ci którzy zrobili pełną trasę dokręcili do setki.
Podsumowując: Przepiękne tereny, a "tubylec" w roli przewodnika to jest to :). Swoją drogą dobrze, że Zbyszek był chory i jechał "pomału", bo by nas zajeździł. A i tak na wieczornym ognisku skład był mocno przetrzebiony :)
Fotki będę jak jeszcze raz zrobię tą trasę.
Axis wylądował w serwisie. Od jutra będzie miał nowy napęd.
- DST 87.58km
- Teren 25.00km
- Czas 04:26
- VAVG 19.75km/h
- VMAX 87.58km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 2872kcal
- Podjazdy 608m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 2 października 2014
Test siodełka
Straciłem cierpliwość do standardowego siodełka w Axisie. Nie podobało się ono mojemu tyłkowi od początku, dlatego dość szybko zmieniłem je na jakiś tani model Selle Royal, który miałem w domu od innego roweru. I tak w miarę wygodnie jeździło mi się do wiosny tego roku, gdzie po lekkim crash`u siodełko się uszkodziło. Wróciłem do standardowego. Po 3 miesiącach czekania aż się ono dopasuje do mojego tyłka lub odwrotnie powiedziałem dość i kupiłem Selle Royal lookin moderate. Wygląda trochę "kanapowo" ale w teorii ma być wygodne. Po kilku korektach ustawienia wygląda na to, że będzie wygodnie.
Wybiegając w przyszłość czyli do następnego wpisu, bo ten jest trochę zaległy mogę stwierdzić, że po przejechaniu 100 km( w tym sporo w terenie) jest wygodnie. I o to chodziło :)
Wybiegając w przyszłość czyli do następnego wpisu, bo ten jest trochę zaległy mogę stwierdzić, że po przejechaniu 100 km( w tym sporo w terenie) jest wygodnie. I o to chodziło :)
- DST 21.40km
- Czas 00:59
- VAVG 21.76km/h
- VMAX 32.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 699kcal
- Podjazdy 74m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 27 września 2014
Dokoła Puszczy Bukowej
Tradycyjna trasa dookoła Puszczy Bukowej. Ładna pogoda nie licząc chłodnego wiatru, który jakoś tak wiał, że zarówno na odcinku dom -Radziszewo jak i Stare Czarnowo-dom wiał w twarz, a wzdłuż puszczy z boku. Jesieni jeszcze prawie nie widać.
Dziś przekroczyłem liczbę kilometrów zrobioną w tamtym roku. Niby powód do zadowolenia, ale nie do końca. Na początku roku, liczyłem, że tak się stanie jakoś tak w wakacje. Niestety kompilacja różnych okoliczności zmusiła mnie aby zweryfikować moje rowerowe plany na znacznie skromniejsze.
Mam nadzieję, że do końca roku dociągnę do 5,5 tys., co da mi 10 tys. od początku Bikestats`a.
W Starym Czarnowie ciekawe spotkanie. Dzięki kamizelce z objazdu zalewu zostałem rozpoznany przez innego uczestnika tej imprezy i sobie pogadaliśmy jak dobrzy znajomi, choć z "objazdu" nie bardzo się pamiętamy. Rower zbliża ludzi :)
Fotek coś mi się dziś nie chciało robić. Poczekam aż przyjdzie złota jesień.
Dziś przekroczyłem liczbę kilometrów zrobioną w tamtym roku. Niby powód do zadowolenia, ale nie do końca. Na początku roku, liczyłem, że tak się stanie jakoś tak w wakacje. Niestety kompilacja różnych okoliczności zmusiła mnie aby zweryfikować moje rowerowe plany na znacznie skromniejsze.
Mam nadzieję, że do końca roku dociągnę do 5,5 tys., co da mi 10 tys. od początku Bikestats`a.
W Starym Czarnowie ciekawe spotkanie. Dzięki kamizelce z objazdu zalewu zostałem rozpoznany przez innego uczestnika tej imprezy i sobie pogadaliśmy jak dobrzy znajomi, choć z "objazdu" nie bardzo się pamiętamy. Rower zbliża ludzi :)
Fotek coś mi się dziś nie chciało robić. Poczekam aż przyjdzie złota jesień.
- DST 57.26km
- Czas 02:29
- VAVG 23.06km/h
- VMAX 35.80km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 1980kcal
- Podjazdy 223m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 23 września 2014
Tyrannosaurus rex
Doszły mnie plotki, że w Goleniowie grasuje jakaś bestia. Na dodatek próbuje wyżerać ze szkoły co ładniejsze dziewczyny. Zagrała we mnie krew Don Kichote, wsiadłem więc na mojego rumaka i pojechałem zobaczyć w czym rzecz.
Po godzinnym przebijaniu się pod zimny, północy wiatr zawitałem do Goleniowa. Skoro wieść niosła, że wyżera uczennice to postanowiłem skierować się na ulicę Szkolną. Droga okazała się ....nieprzejezdna. Ale nic mi to - chodnikiem, polem i trawnikiem przebiłem się przez remontowany odcinek. Czyżby rzeczywiście tu jakaś Godzilla grasowała i jezdnie zrujnowała? Eee li to plotki chyba tylko... Nagle, co to za dziwo? Tyrannosaurus rex jak żywy wspina się do okien :)
T-Rex, ja i mój rumak
Widząc na schodach dwa rumaki bez jeźdźców - jako, żywo bestia już ich pożarła, postanowiłem udać się z wiatrem w kierunku zachodzącego słońca :)
Tyranozaur, tyranozaurem ale nadchodzi gorsza bestia. Już czuć, szczególnie o zmroku, nadchodzący chłód jesiennych dni. Było jeszcze całkiem nieźle ale coś czuję, że lada dzień skończy się komfort termiczny i mróz wyszczerzy swoje zęby.
Po godzinnym przebijaniu się pod zimny, północy wiatr zawitałem do Goleniowa. Skoro wieść niosła, że wyżera uczennice to postanowiłem skierować się na ulicę Szkolną. Droga okazała się ....nieprzejezdna. Ale nic mi to - chodnikiem, polem i trawnikiem przebiłem się przez remontowany odcinek. Czyżby rzeczywiście tu jakaś Godzilla grasowała i jezdnie zrujnowała? Eee li to plotki chyba tylko... Nagle, co to za dziwo? Tyrannosaurus rex jak żywy wspina się do okien :)
T-Rex, ja i mój rumak
Widząc na schodach dwa rumaki bez jeźdźców - jako, żywo bestia już ich pożarła, postanowiłem udać się z wiatrem w kierunku zachodzącego słońca :)
Tyranozaur, tyranozaurem ale nadchodzi gorsza bestia. Już czuć, szczególnie o zmroku, nadchodzący chłód jesiennych dni. Było jeszcze całkiem nieźle ale coś czuję, że lada dzień skończy się komfort termiczny i mróz wyszczerzy swoje zęby.
- DST 55.00km
- Czas 02:18
- VAVG 23.91km/h
- VMAX 36.80km/h
- Temperatura 14.0°C
- Kalorie 1938kcal
- Podjazdy 71m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 września 2014
Jak w 972....
Młody miał sprawę w Chojnie, więc wpadłem na pomysł, że go podrzucę autem, a sam wykorzystam okazję aby pojeździć na rowerze po okolicy, bo jeszcze tam nie "rowerowałem". W trakcie jazdy pierwotny plan, czyli objechać Cedyński Park Krajobrazowy zmienił mi się na pomysł wyprawy na Niemcy. Zostawiłem auto pod górą Czcibora i jak Mieszko w 972 ruszyłem na Germanów :)
Axis gotowy do ataku, a towarzystwo zacne :)
Na początku musiałem przebijać się przez przyczółek niemiecki, czyli Osinów Dolny. Miejscowość po stronie polskiej a napisy po niemiecku, wszystkie ceny w euro....oj Czcibor w grobie się przewraca, na myśl o takim bezkrwawym oddaniu ziemi.
W miejscu brodu most żelazny
Po przejechaniu Odry korzystając z mgły snującej się nad wodą postanowiłem zaatakować miasto Oderberg od prawej flanki. Pojechałem kawałek szlakiem Odra-Nysa do miejscowości Hohen... coś tam a potem przez lasy wyszedłem na tyły Oderbergu. Miasteczko malownicze choć malutkie i w terenie jak sama nazwa wskazuje ...górzystym. Tak w tym rejonie mamy całkiem ładnie pofałdowany teren.
Oderberg zdobyty :)
Po powyższym sukcesie postanowiłem przedrzeć się przez "góry" i zaatakować kluczową dla niemieckiej gospodarki podnośnię statków w Niederfinow. Droga malownicza, kilka podjazdów tak na oko miejscami po 6-8 %. Po lewej stronie widoki na kanał. Niestety fotka nie wyszła :(
Pomimo ograniczeń w ruch ja miałem światło zielone
Po szybki zjeździe ze wzgórz załoga niemiecka została zaskoczona i "wanna" wzięta :)
Schiffshebewerk Niederfinow
Konstrukcja imponująca. Obowiązkowy punkt wycieczek dla każdego miłośnika techniki. Podnośna nadal działa, choć obok kończy się budowa nowej, betonowej. Już niedługo stalowa Schiffshebewerk będzie tylko zabytkiem. Niestety na górę podnośni nie wszedłem, bo nie miałem zapięcia do roweru. Niemcy, Niemcami ale lich nie śpi.
Dalszy ciąg swojego najazdu postanowiłem poprowadzić w kierunku miasta Bad Freienwalde. Po drodze przy pomniku Fontanna urządziłem sobie krótki popas. Po pokrzepieniu ciała i duszy skierowałem Axisa w dalszą drogę.
Pomnik Fontana - Pan nie był jakby mogło sugerować nazwisko ani Francuzem, ani wynalazcą fontanny tylko niemieckim pisarzem
Droga na tym odcinku już się wypłaszczyła. Lasy zostały z boku, a z wody znów wypełzła mgła. Mało przyjemnie. Nawet przez chwilę popadał lekki deszczyk.
Kościoły w Bad Freienwalde
Rozczarowany po zdobyciu Bad Freienwalde - bo i skarbiec pusty i białogłowy uciekły w pobliskie lasy postanowiłem zaatakować miasto Wrizen. Po drodze napotkałem pierwszą poważną przeszkodę w postaci... niemieckiej drogi ekspresowej. Jak wiadomo po ekspresówkach rowerem nie wolno i w tym wypadku kontratak niemieckiej policji drogowej mógłby być miażdżący dla mojego skarbca. Pewien odcinek udało się przejechać, ze względu na objazd i tym samym zmianę statusu drogi - choć, przy pędzących samochodach nie było to miłe wrażenie. Dalej zjechałem już na niemieckie polne drogi ( czyli gładki asfaltówki) i nie nadkładając za dużo drogi dotarłem do przedmieść Wrizen.
Z tego miasta według mapy prowadzi DDR po szlaki linii kolejowej wprost do mostu na Odrze i szlaku Odra- Nysa. Niestety oznaczeń brak więc po chwili namysłu zaatakowałem kierunek "centrum, banhof". Niestety początku DDR nie znalazłem za to na ryneczku trafiłem na niezwykłą fontannę.
Fontanna na tle częściowo zburzonego kościoła jest ... hmmm....przesadzona:). Nie sposób jej w pełni objęć jednym zdjęciem więc cała sesja fotograficzna poniżej:
Jak widać na ostatnich zdjęciach zaplątał się tu nawet kultowy "Kot z Locknitz" :)
Kościół pozbawiony przez Armię Czerwoną w 1945 dachu i tak już zostało do dziś
Lekko skołowany fontanną postanowiłem obrać kierunek na wschód - gdzieś tam pewnie jest jakaś cywilizacja pardon DDR wzdłuż Odry. Moje "drag nach osten" stało się coraz bardziej palące, ponieważ czułem coraz większe parcie...:) Jaka było moja radość jak na rogatkach miasta zobaczyłem małą brązową tabliczkę z rowerkiem i napisałem "Zum Oder". Po chwili wjechałem na poszukiwaną DDR. Okazał się ona po niemiecku cholernie nuda. Gładka i prosta jak strzelił. Marzył bym o takiej nudzie w Polsce.
DDR "Zum Oder"
Po jakiś 12 kilometrach dotarłem do mostu kolejowego na Odrze. Jak byłem tutaj rok temu, był ona na głucho zamknięty i zadrutowany. Teraz coś po nim jeździ. Ponoć drezyna, która ponoć wozi turystów. Niestety przez 15 minut nie doczekałem się na ten tajemniczy pojazd. Grupa Niemców, z których jeden wypatrywał go nawet przez lornetkę, również.
Most po którym nie przejedzie już żaden pociąg. Może więc udostępnijmy go rowerom?
Z tego miejsca, ze względu na poważne braki aprowizacyjne, wszak na początku nie planowałem najazdu na Niemcy, li tylko rajd po Cedyńskich wzgórzach, postanowiłem udać się najkrótszą drogą do Osinowa. Planowe zdobycie przeprawy promowej w Gozdowicach będzie musiało poczekać na inną okazję.
W drodze do Osinowa, czyli "Oder Neisse Radweg"
Po przekroczeniu granicy na pierwszej stacji benzynowej pożarłem cheesburgera i popiłem colą. Tak mnie ten najazd wyczerpał :).
Później już tylko powrót do Góry Czcibora. Chciałem jeszcze wjechać na nią rowerem, ale niestety droga okazała się na tyle piaszczysta, że moje oponki były bez szans, a wprowadzać to nie honor. I tak to zakończyłem mój rajd.
Podsumowując: Bardzo ciekawe tereny. Jedne z większych o ile nie największe górki w rejonie. Przewyższenia wzięte za Stravy 491 m. Nice. Gdzieś tam jest nawet skocznia narciarska, niestety nie byłem przygotowany do wycieczki i nie szukałem. Będzie okazja wybrać się tam jeszcze raz. Co ciekawe - miałem dość kiepskawą pogodę, a w tym samym czasie w Chojnie i Szczecinie cały czas świeciło słońce.
Axis gotowy do ataku, a towarzystwo zacne :)
Na początku musiałem przebijać się przez przyczółek niemiecki, czyli Osinów Dolny. Miejscowość po stronie polskiej a napisy po niemiecku, wszystkie ceny w euro....oj Czcibor w grobie się przewraca, na myśl o takim bezkrwawym oddaniu ziemi.
W miejscu brodu most żelazny
Po przejechaniu Odry korzystając z mgły snującej się nad wodą postanowiłem zaatakować miasto Oderberg od prawej flanki. Pojechałem kawałek szlakiem Odra-Nysa do miejscowości Hohen... coś tam a potem przez lasy wyszedłem na tyły Oderbergu. Miasteczko malownicze choć malutkie i w terenie jak sama nazwa wskazuje ...górzystym. Tak w tym rejonie mamy całkiem ładnie pofałdowany teren.
Oderberg zdobyty :)
Po powyższym sukcesie postanowiłem przedrzeć się przez "góry" i zaatakować kluczową dla niemieckiej gospodarki podnośnię statków w Niederfinow. Droga malownicza, kilka podjazdów tak na oko miejscami po 6-8 %. Po lewej stronie widoki na kanał. Niestety fotka nie wyszła :(
Pomimo ograniczeń w ruch ja miałem światło zielone
Po szybki zjeździe ze wzgórz załoga niemiecka została zaskoczona i "wanna" wzięta :)
Schiffshebewerk Niederfinow
Konstrukcja imponująca. Obowiązkowy punkt wycieczek dla każdego miłośnika techniki. Podnośna nadal działa, choć obok kończy się budowa nowej, betonowej. Już niedługo stalowa Schiffshebewerk będzie tylko zabytkiem. Niestety na górę podnośni nie wszedłem, bo nie miałem zapięcia do roweru. Niemcy, Niemcami ale lich nie śpi.
Dalszy ciąg swojego najazdu postanowiłem poprowadzić w kierunku miasta Bad Freienwalde. Po drodze przy pomniku Fontanna urządziłem sobie krótki popas. Po pokrzepieniu ciała i duszy skierowałem Axisa w dalszą drogę.
Pomnik Fontana - Pan nie był jakby mogło sugerować nazwisko ani Francuzem, ani wynalazcą fontanny tylko niemieckim pisarzem
Droga na tym odcinku już się wypłaszczyła. Lasy zostały z boku, a z wody znów wypełzła mgła. Mało przyjemnie. Nawet przez chwilę popadał lekki deszczyk.
Kościoły w Bad Freienwalde
Rozczarowany po zdobyciu Bad Freienwalde - bo i skarbiec pusty i białogłowy uciekły w pobliskie lasy postanowiłem zaatakować miasto Wrizen. Po drodze napotkałem pierwszą poważną przeszkodę w postaci... niemieckiej drogi ekspresowej. Jak wiadomo po ekspresówkach rowerem nie wolno i w tym wypadku kontratak niemieckiej policji drogowej mógłby być miażdżący dla mojego skarbca. Pewien odcinek udało się przejechać, ze względu na objazd i tym samym zmianę statusu drogi - choć, przy pędzących samochodach nie było to miłe wrażenie. Dalej zjechałem już na niemieckie polne drogi ( czyli gładki asfaltówki) i nie nadkładając za dużo drogi dotarłem do przedmieść Wrizen.
Z tego miasta według mapy prowadzi DDR po szlaki linii kolejowej wprost do mostu na Odrze i szlaku Odra- Nysa. Niestety oznaczeń brak więc po chwili namysłu zaatakowałem kierunek "centrum, banhof". Niestety początku DDR nie znalazłem za to na ryneczku trafiłem na niezwykłą fontannę.
Fontanna na tle częściowo zburzonego kościoła jest ... hmmm....przesadzona:). Nie sposób jej w pełni objęć jednym zdjęciem więc cała sesja fotograficzna poniżej:
Jak widać na ostatnich zdjęciach zaplątał się tu nawet kultowy "Kot z Locknitz" :)
Kościół pozbawiony przez Armię Czerwoną w 1945 dachu i tak już zostało do dziś
Lekko skołowany fontanną postanowiłem obrać kierunek na wschód - gdzieś tam pewnie jest jakaś cywilizacja pardon DDR wzdłuż Odry. Moje "drag nach osten" stało się coraz bardziej palące, ponieważ czułem coraz większe parcie...:) Jaka było moja radość jak na rogatkach miasta zobaczyłem małą brązową tabliczkę z rowerkiem i napisałem "Zum Oder". Po chwili wjechałem na poszukiwaną DDR. Okazał się ona po niemiecku cholernie nuda. Gładka i prosta jak strzelił. Marzył bym o takiej nudzie w Polsce.
DDR "Zum Oder"
Po jakiś 12 kilometrach dotarłem do mostu kolejowego na Odrze. Jak byłem tutaj rok temu, był ona na głucho zamknięty i zadrutowany. Teraz coś po nim jeździ. Ponoć drezyna, która ponoć wozi turystów. Niestety przez 15 minut nie doczekałem się na ten tajemniczy pojazd. Grupa Niemców, z których jeden wypatrywał go nawet przez lornetkę, również.
Most po którym nie przejedzie już żaden pociąg. Może więc udostępnijmy go rowerom?
Z tego miejsca, ze względu na poważne braki aprowizacyjne, wszak na początku nie planowałem najazdu na Niemcy, li tylko rajd po Cedyńskich wzgórzach, postanowiłem udać się najkrótszą drogą do Osinowa. Planowe zdobycie przeprawy promowej w Gozdowicach będzie musiało poczekać na inną okazję.
W drodze do Osinowa, czyli "Oder Neisse Radweg"
Po przekroczeniu granicy na pierwszej stacji benzynowej pożarłem cheesburgera i popiłem colą. Tak mnie ten najazd wyczerpał :).
Później już tylko powrót do Góry Czcibora. Chciałem jeszcze wjechać na nią rowerem, ale niestety droga okazała się na tyle piaszczysta, że moje oponki były bez szans, a wprowadzać to nie honor. I tak to zakończyłem mój rajd.
Podsumowując: Bardzo ciekawe tereny. Jedne z większych o ile nie największe górki w rejonie. Przewyższenia wzięte za Stravy 491 m. Nice. Gdzieś tam jest nawet skocznia narciarska, niestety nie byłem przygotowany do wycieczki i nie szukałem. Będzie okazja wybrać się tam jeszcze raz. Co ciekawe - miałem dość kiepskawą pogodę, a w tym samym czasie w Chojnie i Szczecinie cały czas świeciło słońce.
- DST 82.12km
- Czas 03:54
- VAVG 21.06km/h
- VMAX 41.50km/h
- Temperatura 21.0°C
- Kalorie 2699kcal
- Podjazdy 491m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 16 września 2014
40-tka po okolicy
Trasa z cyklu - przejażdżka bez większego celu dla zdrowotności :). Pogoda jest piękna i niestety mnóstwo obowiązków więc na rower nie zostaje zbyt wiele czasu. Szkoda, bo pewnie niedługo ten luksus pogodowy się skończy.
Jazda jak lecie - komfort termiczny, w ogóle nie czuć jesieni, no chyba że się przejeżdża akurat pod kasztanowcami :).
Do odnotowania dwa zdarzenia:
1. Kolejna leśna droga rozryta przez samochody wywożące drewno z lasu - tym razem leśny odcinek będący przedłużeniem Mokradłowej. Totalnie zryta na długości jakiś 300 metrów a odcinek 50m kompletnie nieprzejezdny. Nie pierwsza to już droga zdewastowana w ten sposób i niestety widzę, że drogi zastają dalej w takim stanie. Kompletnie nie rozumiem polityki Lasów Państwowych w tym zakresie. A może to właśnie brak polityki.
2. Na ścieżce rowerowej na Szybowcowej spotkałem dwie Pani idące z kijami (nie mylić z nordic walkingiem ) obok siebie. Jakoś nie czuły potrzeby aby mi zrobić miejsce bym mógł je wyminąć, więc grzecznie zwróciłem uwagę, że to jest ścieżka rowerowa. W odpowiedzi usłyszałem że ...rowerem można jeździć po jezdni , a ścieżka rowerowa jest też do chodzenia. Oczywiście obie nafochowane. Z całym szacunkiem dla tych Pań ale nie wiem co w nich przeważało bezczelność czy głupota.
A tak po za tym to jeździło się naprawdę miło :)
Jazda jak lecie - komfort termiczny, w ogóle nie czuć jesieni, no chyba że się przejeżdża akurat pod kasztanowcami :).
Do odnotowania dwa zdarzenia:
1. Kolejna leśna droga rozryta przez samochody wywożące drewno z lasu - tym razem leśny odcinek będący przedłużeniem Mokradłowej. Totalnie zryta na długości jakiś 300 metrów a odcinek 50m kompletnie nieprzejezdny. Nie pierwsza to już droga zdewastowana w ten sposób i niestety widzę, że drogi zastają dalej w takim stanie. Kompletnie nie rozumiem polityki Lasów Państwowych w tym zakresie. A może to właśnie brak polityki.
2. Na ścieżce rowerowej na Szybowcowej spotkałem dwie Pani idące z kijami (nie mylić z nordic walkingiem ) obok siebie. Jakoś nie czuły potrzeby aby mi zrobić miejsce bym mógł je wyminąć, więc grzecznie zwróciłem uwagę, że to jest ścieżka rowerowa. W odpowiedzi usłyszałem że ...rowerem można jeździć po jezdni , a ścieżka rowerowa jest też do chodzenia. Oczywiście obie nafochowane. Z całym szacunkiem dla tych Pań ale nie wiem co w nich przeważało bezczelność czy głupota.
A tak po za tym to jeździło się naprawdę miło :)
- DST 41.18km
- Teren 5.00km
- Czas 01:54
- VAVG 21.67km/h
- VMAX 33.40km/h
- Temperatura 24.0°C
- HRmax 151 ( 81%)
- HRavg 141 ( 75%)
- Kalorie 1379kcal
- Podjazdy 262m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 13 września 2014
Lotnisko Kluczewo
Tym razem za cel wycieczki obrałem byłe radzieckie lotnisko w Kluczewie pod Stargardem. Dla mieszkańców Stargardu to pewnie nic nowego ale dla mnie interesujące nowe miejsce :). W czasach słusznie minionych była tam duża baza lotnicza i cały teren "nie istniał" dla polskiej administracji. Historia lotniska sięga czasów sprzed II Wojny Światowej w latach 20-tych zbudowali je Niemcy w w czasie wojny stacjonowały na nim m.in. Komety - pierwsze myśliwce o napędzie rakietowym. O historii lotniska więcej tutaj <klik>.
Wyjechałem z domu dopiero o 11.30, bo pogoda poranna nie nastrajała optymistycznie a i ranny sobotni leń dał znać o sobie. Obrałem dobrze znaną drogę, czyli przez Wielgowo, Niedźwiedź i Reptowo do DDR Stargard-Miedwie.
Na dzień dobry odwiedziłem jelonka w Ośrodku Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Wielgowie.
Jelonek
i gęgawy...
Mistrzyni drugiego planu :)
W lesie trochę błota. Ze DDR zjechałem na drogę w kierunku Kunowa i przez Skalin dotarłem do ronda przy fabryce Bridgestona. Tam po chwili zastanowienia pojechałem w prawo i droga zaprowadziła mnie do następnych fabryk. Dalej w lewo i przez nową budową drogę. Jestem pod wrażeniem jak rozwija się strefa przemysłowa pod Stargardem. W Szczecinie na prawobrzeżu ma powstać coś podobnego - teren już jest tylko inwestorów brak. Pożyjemy zobaczymy. Tak przy okazji w Stargardzie od razu przy nowych drogach w strefie przemysłowej buduje się DDR, u nas na wstępie od razu o tym zapomniano.
Wracając do tematu. Po przejechaniu nowo budowaną drogą dotarłem do celu. Ukazały mi się rzędy hangarów stojących na polu. Na wstępie musiałem pokonać ławice błota i kałuże mętnej wody. Potem było już względnie sucho.
Hangary zostały zaadaptowane przez rolników na ...stodoły i w większości są zamknięte. Do jednego udało mi się jednak wejść. Wrażenie robią wrota i konstrukcja stropu. Widać, że budowa z założenia miały być odporne nawet na bezpośrednie trafienie bombą.
Otwarty hangar - drzwi są konstrukcją współczesną
Tutaj widać grubość wrót
Strop odporny na zawalenie
Jeszcze sobie trochę pojeździłem po lotnisku i przejechałem dawnym pasem startowym wzdłuż, którego trwają jakieś prace polegając na usypywaniu czegoś na kształt band. Hmm.
I tak to wyjechałem z lotniska od strony Osiedla Kluczewo. Skierowałem się w kierunku domu tą samą drogą. Po przejechaniu DDR nad Miedwiem pojechałem leśną drogą do Płoni. A stamtąd Szosą Stargardzką. Jeszcze krótki przystanek na Majowym w celu opłukania roweru z błota i do domu.
Lotnisko zrobiło na mnie wrażenie. Pomimo totalnego zaniedbania i zamienienia tego terenu w coś pomiędzy bazą rolnicza a wysypiskiem śmieci ( tak - też są tam ich całe hałdy i śmierdzi) to czuć jakąś ukrytą moc i łatwo sobie wyobrazić startujące codziennie uzbrojone Migi i Su, które jeszcze dziś tworzyły by potężną siłę.
Wyjechałem z domu dopiero o 11.30, bo pogoda poranna nie nastrajała optymistycznie a i ranny sobotni leń dał znać o sobie. Obrałem dobrze znaną drogę, czyli przez Wielgowo, Niedźwiedź i Reptowo do DDR Stargard-Miedwie.
Na dzień dobry odwiedziłem jelonka w Ośrodku Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Wielgowie.
Jelonek
i gęgawy...
Mistrzyni drugiego planu :)
W lesie trochę błota. Ze DDR zjechałem na drogę w kierunku Kunowa i przez Skalin dotarłem do ronda przy fabryce Bridgestona. Tam po chwili zastanowienia pojechałem w prawo i droga zaprowadziła mnie do następnych fabryk. Dalej w lewo i przez nową budową drogę. Jestem pod wrażeniem jak rozwija się strefa przemysłowa pod Stargardem. W Szczecinie na prawobrzeżu ma powstać coś podobnego - teren już jest tylko inwestorów brak. Pożyjemy zobaczymy. Tak przy okazji w Stargardzie od razu przy nowych drogach w strefie przemysłowej buduje się DDR, u nas na wstępie od razu o tym zapomniano.
Wracając do tematu. Po przejechaniu nowo budowaną drogą dotarłem do celu. Ukazały mi się rzędy hangarów stojących na polu. Na wstępie musiałem pokonać ławice błota i kałuże mętnej wody. Potem było już względnie sucho.
Hangary zostały zaadaptowane przez rolników na ...stodoły i w większości są zamknięte. Do jednego udało mi się jednak wejść. Wrażenie robią wrota i konstrukcja stropu. Widać, że budowa z założenia miały być odporne nawet na bezpośrednie trafienie bombą.
Otwarty hangar - drzwi są konstrukcją współczesną
Tutaj widać grubość wrót
Strop odporny na zawalenie
Jeszcze sobie trochę pojeździłem po lotnisku i przejechałem dawnym pasem startowym wzdłuż, którego trwają jakieś prace polegając na usypywaniu czegoś na kształt band. Hmm.
I tak to wyjechałem z lotniska od strony Osiedla Kluczewo. Skierowałem się w kierunku domu tą samą drogą. Po przejechaniu DDR nad Miedwiem pojechałem leśną drogą do Płoni. A stamtąd Szosą Stargardzką. Jeszcze krótki przystanek na Majowym w celu opłukania roweru z błota i do domu.
Lotnisko zrobiło na mnie wrażenie. Pomimo totalnego zaniedbania i zamienienia tego terenu w coś pomiędzy bazą rolnicza a wysypiskiem śmieci ( tak - też są tam ich całe hałdy i śmierdzi) to czuć jakąś ukrytą moc i łatwo sobie wyobrazić startujące codziennie uzbrojone Migi i Su, które jeszcze dziś tworzyły by potężną siłę.
- DST 73.46km
- Teren 10.00km
- Czas 03:21
- VAVG 21.93km/h
- VMAX 33.10km/h
- Temperatura 22.0°C
- HRmax 178 ( 95%)
- HRavg 150 ( 80%)
- Kalorie 2471kcal
- Podjazdy 203m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze