Czwartek, 17 września 2015
Dookoła Puszczy Bukowej trochę jak Nibali
Kolejna wycieczka z cyklu, gdzie to pojechać popołudniu i zmieścić się w dwóch godzinach. Tym razem wybór padł na standardową szosową 50-tkę, dookoła Puszczy Bukowej. Byłoby nudno jak zwykle i nie byłoby o czym pisać, gdyby nie spotkanie z olbrzymim traktorem. Otóż to ta olbrzymia bestia dogoniła mnie na Struga i wyprzedziła. To ja oczywiście hop na koło,a pociągnę się jak Nibali na Vulecie :) Oczywiście za klamkę nie łapałem, walczyłem bardziej po sportowemu.
Nie było to takie proste przy przeciwnym wietrze, ale wydusiłem z siebie tyle watów mocy, co mała elektrownia na biogaz i dociągnąłem te parę metrów. Pan traktorzysta widząc rowerową pijawkę postanowił sprawdzić moją wytrzymałość i podkręcił obroty silnika. Więc jak podkręciłem obroty korbą, co już było zdecydowanie łatwiejsze jak udało mi się schować w jego cieniu aerodynamicznym. W sumie tak sobie jechaliśmy aż do Starego Czarnowa utrzymując prędkość na poziomie 43 km/h. Chyba traktor miał jakiś limiter, bo jechał niezmiennie z taką. Jazda nad wyraz przyjemna nie licząc stresu, że jak on zahamuje to ja dostane się pod ogromne koło, które zmieli mnie na kiszonkę dla trzody. Sztuką było utrzymanie się w linii za kołem, bo jak jechałem w osi traktora to turbulencje znacznie utrudniały jazdę. Sporym wysiłkiem mimo to było nie zgubienie koła pod górkę przed Starym Czarnowem, jechanie ponad 40 pod górę nawet w tunelu powietrznym znów wydusiło ze mnie kilka kilo :)watów. Dałem radę i mogłem puścić koło wtedy jak miałem ochotę. Dalsza część trasy już standardowo bez wspomagaczy.
Jadąc z traktorem udało mi się zrobić 3 Stravowe KOM-y. Aby nie było niesportowo, to trening przeniesiony do prywatnych. Chociaż...wiem teraz skąd są niektóre KOM-y z kosmicznymi średnimi ponad 50 km/h. No, ale ja taki nie będę. Mapka z Endomondo.
Jeszcze pewne wnioski. Zwykle jeżdżę sam, więc nie wiem jakim niesamowitym handikapem jest jazda w peletonie. Myślę, że jazdę za traktorem można porównać do jazdy w dużej grupie. Średnie dobrze powyżej 30 - no problem. I tak jeszcze przy okazji. Niektórzy zawodowi kolarze np Kwiatkowski używają Stravy podczas wyścigów i tak sobie myślę, że też powinni swoje jazdy z nastukanymi KOM-ami przenosić do treningów prywatnych.
Nie było to takie proste przy przeciwnym wietrze, ale wydusiłem z siebie tyle watów mocy, co mała elektrownia na biogaz i dociągnąłem te parę metrów. Pan traktorzysta widząc rowerową pijawkę postanowił sprawdzić moją wytrzymałość i podkręcił obroty silnika. Więc jak podkręciłem obroty korbą, co już było zdecydowanie łatwiejsze jak udało mi się schować w jego cieniu aerodynamicznym. W sumie tak sobie jechaliśmy aż do Starego Czarnowa utrzymując prędkość na poziomie 43 km/h. Chyba traktor miał jakiś limiter, bo jechał niezmiennie z taką. Jazda nad wyraz przyjemna nie licząc stresu, że jak on zahamuje to ja dostane się pod ogromne koło, które zmieli mnie na kiszonkę dla trzody. Sztuką było utrzymanie się w linii za kołem, bo jak jechałem w osi traktora to turbulencje znacznie utrudniały jazdę. Sporym wysiłkiem mimo to było nie zgubienie koła pod górkę przed Starym Czarnowem, jechanie ponad 40 pod górę nawet w tunelu powietrznym znów wydusiło ze mnie kilka kilo :)watów. Dałem radę i mogłem puścić koło wtedy jak miałem ochotę. Dalsza część trasy już standardowo bez wspomagaczy.
Jadąc z traktorem udało mi się zrobić 3 Stravowe KOM-y. Aby nie było niesportowo, to trening przeniesiony do prywatnych. Chociaż...wiem teraz skąd są niektóre KOM-y z kosmicznymi średnimi ponad 50 km/h. No, ale ja taki nie będę. Mapka z Endomondo.
Jeszcze pewne wnioski. Zwykle jeżdżę sam, więc nie wiem jakim niesamowitym handikapem jest jazda w peletonie. Myślę, że jazdę za traktorem można porównać do jazdy w dużej grupie. Średnie dobrze powyżej 30 - no problem. I tak jeszcze przy okazji. Niektórzy zawodowi kolarze np Kwiatkowski używają Stravy podczas wyścigów i tak sobie myślę, że też powinni swoje jazdy z nastukanymi KOM-ami przenosić do treningów prywatnych.
- DST 51.94km
- Czas 01:41
- VAVG 30.86km/h
- VMAX 45.30km/h
- Temperatura 23.0°C
- Kalorie 1993kcal
- Podjazdy 250m
- Sprzęt Rubi
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 14 września 2015
Zmarszczki przed deszczem
Wszystkie znaki na niebie i internecie wskazywały, że koło 17 lunie deszcz. Co można zrobić mając godzinę czasu? Wiele miłych rzeczy, ale na rowerze?
Można pojechać na Kolorowych Domów, czyli najbliższą lokalną Miodową i pojeździć w koło. Tak też zrobiłem. Trzy razy Kolorowe Domy wzięte od frontu, a raz od tyłu, czyli przez Mączną. Podjazdy są całkiem fajne, ale zwykle omijane, bo po co jeździć między blokami, jak kawałek dalej jest Puszcza Bukowa, czyli mniejszy ruch samochodowy i świeże leśne powietrze. Szczególnie Mączna jest ciekawym podjazdem, bo kończy się ścianką 16-18 %.
Dziś było dość ciężko, bo zrobiłem zbyt krótką przerwę po obiedzie - coś z 10 minut :) i pod górkę wiatr miałem w twarz lub z boku.
Tym razem nie ryzykowałem przemoczenia i po godzinie byłem w domu. 15 minut później spadł deszcz.
Można pojechać na Kolorowych Domów, czyli najbliższą lokalną Miodową i pojeździć w koło. Tak też zrobiłem. Trzy razy Kolorowe Domy wzięte od frontu, a raz od tyłu, czyli przez Mączną. Podjazdy są całkiem fajne, ale zwykle omijane, bo po co jeździć między blokami, jak kawałek dalej jest Puszcza Bukowa, czyli mniejszy ruch samochodowy i świeże leśne powietrze. Szczególnie Mączna jest ciekawym podjazdem, bo kończy się ścianką 16-18 %.
Dziś było dość ciężko, bo zrobiłem zbyt krótką przerwę po obiedzie - coś z 10 minut :) i pod górkę wiatr miałem w twarz lub z boku.
Tym razem nie ryzykowałem przemoczenia i po godzinie byłem w domu. 15 minut później spadł deszcz.
- DST 25.80km
- Czas 01:05
- VAVG 23.82km/h
- VMAX 50.40km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 843kcal
- Podjazdy 252m
- Sprzęt Rubi
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 września 2015
Brawo Majka
Tytuł miał brzmieć "marazm", ale wobec dzisiejszego sukcesu Rafała Majki nie mógł być inny. Na taki etap czekałem całą Vueltę. Na kilku poprzednich wydawało się, że powinien odjechać, na usta cisnęło się jedź, jedź a on nie jechał. I jak wydawało się, że znów nic i zostanie to czwarte miejsce to taka piękna akcja. Na pewno pomogła akcja Quintany i zaskakująca niedyspozycja Dumulina. Równie zaskakująca jak wcześniejsza dyspozycja...
Szkoda, że nie udało jeszcze kliku sekund urwać, bo Purito był też już słabiutki. I tak pudło w wielkim turze to super sukces.
Wracając do marazmu. Od czwartku coś się nieszczególnie czuje. Jakiś wirus, czy coś. Niby objawów przeziębienia nie ma, ale organizm jakiś taki rozbity. W efekcie dziś pomimo, pogody i zielonego światła od żony to niespecjalnie chciało mi się gdzieś ruszać. Nie mniej trzeba korzystać z okazji, bo takich będzie z każdym dniem coraz mniej.
Pojechałem bez większego pomysłu tak aby zrobić z 50 km i nie powtórzyć trasy, którą niedawno jechałem. W efekcie wyszło tak, że droga zaprowadziła mnie najpierw do Kobylanki, potem do Kołbacza i aby nie było za łatwo to przejechałem jeszcze Puszczę Bukową przez Dobropole. Dużo było jazdy było wiatr, który dziś wiał z południowego-wschodu. W plecy miałem w Puszczy, ale tam nie był odczuwalny i na Struga.
Generalnie tempa nie forsowałem, bo jak wspomniałem wcześniej raczej niewyraźnie się czułem. Jedyny moment, w którym serce zabiło żywiej to "urwania pijawki". Zwykle się nie ścigam i raczej jestem dość przyjaznym rowerzystą, ale nie lubię jak ktoś siądzie na koło, ani się nie przywita, ani nie zagada tylko siedzi. Z takim egzemplarzem miałem do czynienia, za Bielkowem. Gdzieś tam pijawka przyczepiła mi się do pleców i siedziała. Akurat zaczęła się górka więc nic nie zrobiłem, tylko utrzymałem to samo tempo co na płaskim, czyli jakieś marne 27 km/h, no może podkręciłem do 29... W połowie podjazdu usłyszałem grzechot nerwowo zmienianym przełożeń dobiegający gdzieś z tyłu, co zmotywowało mnie żeby nie zjeść poniżej 30. Po wypłaszczeniu zostało mi na liczniku 30+, jak za jakiś czas rzuciłem okiem do tyłu to pijawka była z 200 metrów dalej. No i tyle :)
Co tu jeszcze ciekawego było. Aaaa aleja z dzikimi owocami. Śliwki bardzo smaczne, gruszeczki też, jabłek nie próbowałem, bo psiury. Trochę poniewczasie przypomniałem sobie, że nie powinno się owców popijać surową wodą, a taka jest w bidonie. Na szczęście rewolucji nie było.
Smaczne śliweczki
Szkoda, że nie udało jeszcze kliku sekund urwać, bo Purito był też już słabiutki. I tak pudło w wielkim turze to super sukces.
Wracając do marazmu. Od czwartku coś się nieszczególnie czuje. Jakiś wirus, czy coś. Niby objawów przeziębienia nie ma, ale organizm jakiś taki rozbity. W efekcie dziś pomimo, pogody i zielonego światła od żony to niespecjalnie chciało mi się gdzieś ruszać. Nie mniej trzeba korzystać z okazji, bo takich będzie z każdym dniem coraz mniej.
Pojechałem bez większego pomysłu tak aby zrobić z 50 km i nie powtórzyć trasy, którą niedawno jechałem. W efekcie wyszło tak, że droga zaprowadziła mnie najpierw do Kobylanki, potem do Kołbacza i aby nie było za łatwo to przejechałem jeszcze Puszczę Bukową przez Dobropole. Dużo było jazdy było wiatr, który dziś wiał z południowego-wschodu. W plecy miałem w Puszczy, ale tam nie był odczuwalny i na Struga.
Generalnie tempa nie forsowałem, bo jak wspomniałem wcześniej raczej niewyraźnie się czułem. Jedyny moment, w którym serce zabiło żywiej to "urwania pijawki". Zwykle się nie ścigam i raczej jestem dość przyjaznym rowerzystą, ale nie lubię jak ktoś siądzie na koło, ani się nie przywita, ani nie zagada tylko siedzi. Z takim egzemplarzem miałem do czynienia, za Bielkowem. Gdzieś tam pijawka przyczepiła mi się do pleców i siedziała. Akurat zaczęła się górka więc nic nie zrobiłem, tylko utrzymałem to samo tempo co na płaskim, czyli jakieś marne 27 km/h, no może podkręciłem do 29... W połowie podjazdu usłyszałem grzechot nerwowo zmienianym przełożeń dobiegający gdzieś z tyłu, co zmotywowało mnie żeby nie zjeść poniżej 30. Po wypłaszczeniu zostało mi na liczniku 30+, jak za jakiś czas rzuciłem okiem do tyłu to pijawka była z 200 metrów dalej. No i tyle :)
Co tu jeszcze ciekawego było. Aaaa aleja z dzikimi owocami. Śliwki bardzo smaczne, gruszeczki też, jabłek nie próbowałem, bo psiury. Trochę poniewczasie przypomniałem sobie, że nie powinno się owców popijać surową wodą, a taka jest w bidonie. Na szczęście rewolucji nie było.
Smaczne śliweczki
- DST 51.60km
- Czas 02:04
- VAVG 24.97km/h
- VMAX 46.40km/h
- Temperatura 19.0°C
- Kalorie 1136kcal
- Podjazdy 293m
- Sprzęt Rubi
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 8 września 2015
Zatęskniłem...
Dawno go już nie odwiedzałem. Jest fajny choć twardy, zimny i trochę niezgrabny. Pomimo, że jest samotny to nie pogada ze mną jak go odwiedzę. Ale i tak lubię go :)
Ja i on. Rubi trochę nafochowana
Dziś nadal wiało. Konkretny zimny wiatr z północy. No, ale pojechać gdzieś trzeba. Jak widać na załączonym obrazku motywacją była chęć odwiedzenia kamiennej bestii. Nawet junior się ze mną wybrał tym razem. Założył jakiś czas temu do swojego roweru wąskie slicki więc chciał dotrzymać tempa staremu ojcu na kolarce. W sumie, to mu się udało ;)
Droga do żółwika pod wiatr, ale i tak średnia do Goleniowa wyszła 27,5 km/h. W mieście jednak trochę czasu zmitrężyliśmy.
Z powrotem z wiatrem w plecy i pomimo, że cały czas było ponad 30 to i tak średnia wyszła 27,6 km/h.
Droga bez jakiś szczególnych ciekawostek.
Ja i on. Rubi trochę nafochowana
Dziś nadal wiało. Konkretny zimny wiatr z północy. No, ale pojechać gdzieś trzeba. Jak widać na załączonym obrazku motywacją była chęć odwiedzenia kamiennej bestii. Nawet junior się ze mną wybrał tym razem. Założył jakiś czas temu do swojego roweru wąskie slicki więc chciał dotrzymać tempa staremu ojcu na kolarce. W sumie, to mu się udało ;)
Droga do żółwika pod wiatr, ale i tak średnia do Goleniowa wyszła 27,5 km/h. W mieście jednak trochę czasu zmitrężyliśmy.
Z powrotem z wiatrem w plecy i pomimo, że cały czas było ponad 30 to i tak średnia wyszła 27,6 km/h.
Droga bez jakiś szczególnych ciekawostek.
- DST 68.10km
- Czas 02:28
- VAVG 27.61km/h
- VMAX 43.20km/h
- Temperatura 17.0°C
- Kalorie 1908kcal
- Podjazdy 194m
- Sprzęt Rubi
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 6 września 2015
Za wąskie okno pogodowe
Dziś warunki pogodowe były wybitnie niekorzystne dla rowerzystów. Podziwiam wszystkich, którzy wybrali się na dłuższe wyprawy. Ja wyskoczyłem tylko na chwilkę. Akurat przez jakieś czas się przejaśniło, drogi obeschły to pomyślałem, że zrobię szybką godzinną rundkę przed obiadem. Przy okazji sprawdzę jak Rubi się sprawuje na takich wiatrach. Sprawuje się dość słabo, przy bocznym podmuchu na zakręcie można orła wywinąć. Na szczęście dało się zachować kontrolę.
Aby nie była to całkiem jałowa jazda, to zrobiłem podjazdy "Dąbska" i "pod Bukowe". Z założenia miało być w raźnym tempie, ale na Dąbskiej wiatr w twarz skutecznie wywiał mi z głowy ostre tempo, a na Bukowym zatrzymało mnie czerwone światło w połowie podjazdu. Za to przycisnąłem trochę pomiędzy wiaduktami na Nowoprzestrzennej (ciekawe kiedy ta ulica doczeka się normalnej nazwy).
Niestety pojechałem za wolno i czarne chmury gnane wiatrem znad centrum, przed którymi liczyłem zdążyć usiekły mnie deszczem na 5 minut przed powrotem do domu.
Aby nie była to całkiem jałowa jazda, to zrobiłem podjazdy "Dąbska" i "pod Bukowe". Z założenia miało być w raźnym tempie, ale na Dąbskiej wiatr w twarz skutecznie wywiał mi z głowy ostre tempo, a na Bukowym zatrzymało mnie czerwone światło w połowie podjazdu. Za to przycisnąłem trochę pomiędzy wiaduktami na Nowoprzestrzennej (ciekawe kiedy ta ulica doczeka się normalnej nazwy).
Niestety pojechałem za wolno i czarne chmury gnane wiatrem znad centrum, przed którymi liczyłem zdążyć usiekły mnie deszczem na 5 minut przed powrotem do domu.
- DST 21.10km
- Czas 00:47
- VAVG 26.94km/h
- VMAX 45.40km/h
- Temperatura 15.0°C
- Kalorie 470kcal
- Podjazdy 110m
- Sprzęt Rubi
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 4 września 2015
Grodzka zajechana od tyłu...
Zaczęło się niewinnie. Wybrałem się nad Miedwie zjeść gofra. Ciepło, niebieskie niebo z niewielką ilością chmurek, sucha szosa. Lajcik, nic nie zwiastowało przyszłych wydarzeń. W Wielgowie się zdziwiłem, bo miała tu miejsce lokalna anomalia klimatyczna. Drogi były mokre, a z szutrówki zrobiło się błotko. Hmm. Spojrzałem na mój wylizany po Borach Tucholskich napęd i z szacunku do mojej pracy zmieniłem plany. Pojechałem w kierunku Puszczy Bukowej. Aby nie było nudno to tym razem wspiąłem się podjazdem od Śmierdnicy. Nie przepadam za nim, bo tylko pierwszy odcinek jest fajny. Potem jest kilkaset metrów kostki, a dalej do samego końca dziurawy asfalt. Profil jest fajny, ale ta nawierzchnia. Po przejechaniu Bukowej nie chciało mi się wracać jeszcze do domu. Wszak do meczu jeszcze daleko i dziś na dodatek był Dzień Laryngologa, czyli moja małżowina spotkała się z innym małżowinami, na tradycyjne małżowanie przy kawie i tuczących dodatkach. W takim dniu to mogę niezauważony pojechać nawet na Śnieżkę tam i z powrotem.
Wracając do tematu, jak tak sobie rozmyślałem, gdzie by tu jeszcze pojechać do wpadł mi do głowy pomysł, że zajadę w okolice lokalnej wylęgarni koksów :). Dawno nie byłem na Łasztowni a tam się cięgle coś zmienia. Przy okazji może uda mi się zeżreć jakiegoś pomidora z Ogrodu Społecznego :)
Niestety pomidorki okazały się jeszcze niedojrzałe...
Ogród Społeczny
Z to pooglądałem sobie sobie odremontowany i ozdobione budynki
Wow :)
oraz wjechałem na mostek prowadzący na Wyspę Grodzką
Łasztownia z perspektywy mostku
Jak tak sobie na nim stałem i podziwiałem widoki to dotarła do mnie z całą grozą świadomość tego co zrobiłem. Zajechałem Grodzką od tyłu :) Urok prysł. Zniesmaczony udałem się w drogę powrotną do domu rozmyślając nad ciężkim losem tych, którzy muszą to robić codziennie. No, 5 dni w tygodniu :)
Wracając do tematu, jak tak sobie rozmyślałem, gdzie by tu jeszcze pojechać do wpadł mi do głowy pomysł, że zajadę w okolice lokalnej wylęgarni koksów :). Dawno nie byłem na Łasztowni a tam się cięgle coś zmienia. Przy okazji może uda mi się zeżreć jakiegoś pomidora z Ogrodu Społecznego :)
Niestety pomidorki okazały się jeszcze niedojrzałe...
Ogród Społeczny
Z to pooglądałem sobie sobie odremontowany i ozdobione budynki
Wow :)
oraz wjechałem na mostek prowadzący na Wyspę Grodzką
Łasztownia z perspektywy mostku
Jak tak sobie na nim stałem i podziwiałem widoki to dotarła do mnie z całą grozą świadomość tego co zrobiłem. Zajechałem Grodzką od tyłu :) Urok prysł. Zniesmaczony udałem się w drogę powrotną do domu rozmyślając nad ciężkim losem tych, którzy muszą to robić codziennie. No, 5 dni w tygodniu :)
- DST 53.50km
- Teren 3.00km
- Czas 02:23
- VAVG 22.45km/h
- VMAX 47.20km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 1580kcal
- Podjazdy 241m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 2 września 2015
15 k
Odrobinę sentymentalnie. Mały jubileusz. Wykręciłem 15 tysięcy
kilometrów od czasu jak zacząłem jeździć rowerem, czyli od marca 2013.
Dokładnie 30 miesięcy. Średnio 500 km na miesiąc. Okrągłe liczby. Niby
nie wiele. Są tacy, którzy robię więcej w jeden sezon, ale dla mnie te
30 miesięcy to takie moje Mount Ventoux. Zdobyte. Nie jeździłem rowerem
przez jakieś ...30 lat, czyli od czasu jak rozwaliłem kolarzówkę na
wybojach koło ciepłowni Dąbska. Pamiętam do dziś. Potem to już zamiast
roweru były inne atrakcje wieku dojrzewania ;) Później praca, rodzina. Rower pojawił się znów w moim życiu trochę w trosce o poprawę kondycji, ale głównie za względu na inne wcale nie fajne okoliczności.
15 tysięcy "stuknęło" mi gdzieś między Wielgowem a Drogą Bieszczadzką. Pojechałem tam nie przypadkowo. Jest to "góra", z którą mierzyłem się na początku moim rowerowych przejażdżek. Nie udawało mi się wjechać całego podjazdu bez odpoczynku, a jak w końcu wjeżdżałem to oddech łapałem jak ryba a serce chciało wyskoczyć z piersi. Ławeczka na górze była zabawieniem. Teraz ...mam KOM-a na Bieszczadzkiej (czyli rekord podjazdu wg Stravy), co jest dla mnie małym zwycięstwem nad słabościami i miarą przebytej drogi.
Ławeczka. Toast wzniesiony, niestety tylko izotonikem ;)
Co mi dało blisko 600 godzin na siodełku? Oprócz niezaprzeczalnej poprawy kondycji poznałem sporo fajnych ludzi, zwiedziłem mnóstwo miejsce, do których w inny sposób bym nie dotarł. Polubiłem ten sposób spędzania czasu.
Co dalej. Myślę, że zbyt dużo nie zmienię. Rower zawsze i tak będzie tylko miłym dodatkiem, a nie sensem życia. Amatorem wyczynowcem nie zostanę, bo i tak nie mam predyspozycji. Chodzi mi po głowie kupno porządnego 29 i więcej jazdy po bezdrożach. Może mając taki sprzęt przy okazji skuszę się na jakieś maratony MTB. A może nie :)
W przyszłym roku pewnie będzie 20k . Ciekawe co wtedy napiszę.
15 tysięcy "stuknęło" mi gdzieś między Wielgowem a Drogą Bieszczadzką. Pojechałem tam nie przypadkowo. Jest to "góra", z którą mierzyłem się na początku moim rowerowych przejażdżek. Nie udawało mi się wjechać całego podjazdu bez odpoczynku, a jak w końcu wjeżdżałem to oddech łapałem jak ryba a serce chciało wyskoczyć z piersi. Ławeczka na górze była zabawieniem. Teraz ...mam KOM-a na Bieszczadzkiej (czyli rekord podjazdu wg Stravy), co jest dla mnie małym zwycięstwem nad słabościami i miarą przebytej drogi.
Ławeczka. Toast wzniesiony, niestety tylko izotonikem ;)
Co mi dało blisko 600 godzin na siodełku? Oprócz niezaprzeczalnej poprawy kondycji poznałem sporo fajnych ludzi, zwiedziłem mnóstwo miejsce, do których w inny sposób bym nie dotarł. Polubiłem ten sposób spędzania czasu.
Co dalej. Myślę, że zbyt dużo nie zmienię. Rower zawsze i tak będzie tylko miłym dodatkiem, a nie sensem życia. Amatorem wyczynowcem nie zostanę, bo i tak nie mam predyspozycji. Chodzi mi po głowie kupno porządnego 29 i więcej jazdy po bezdrożach. Może mając taki sprzęt przy okazji skuszę się na jakieś maratony MTB. A może nie :)
W przyszłym roku pewnie będzie 20k . Ciekawe co wtedy napiszę.
- DST 32.90km
- Teren 5.00km
- Czas 01:29
- VAVG 22.18km/h
- VMAX 32.60km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 1122kcal
- Podjazdy 250m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 31 sierpnia 2015
Szoszon
Coś ostatnio podałem w syndromowi leniwego kręcenia. Dlatego dziś nie było fotek, przystanków i innych takich tam. Była Rubi i trójka na budziku. Niestety na dziurach musiałem trochę odpuszczać. Droga do Lubczyny z tygodnia na tydzień coraz gorsza.
Dziś trasa ze starym dobrym Endomondo, bo na (nie)stravę nie mogłem się zalogować. Niewłaściwe hasło lub email mi pisała. Taaa jasne - taki sam jak zawsze.
Dziś trasa ze starym dobrym Endomondo, bo na (nie)stravę nie mogłem się zalogować. Niewłaściwe hasło lub email mi pisała. Taaa jasne - taki sam jak zawsze.
- DST 50.21km
- Czas 01:45
- VAVG 28.69km/h
- VMAX 42.30km/h
- Temperatura 28.0°C
- Kalorie 1859kcal
- Podjazdy 157m
- Sprzęt Rubi
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 sierpnia 2015
Wysypać piasek z butów
Od powrotu z Borów jakoś nie składało mi się pójść na rower. Dziś się w końcu wybrałem z mocnym postanowieniem pojechania po twardych asfaltach. Widok piasku przyprawia mnie teraz o obrzydzenie . Ciekawe jak ja jutro z żoną na plażę pojadę :)
Jak asfalt to trzeba było Rubi odkurzyć. Pojechałem pojeździć "po drugiej stronie" Puszczy Bukowej. Drogi między Pyrzycami, Gryfinem a Starym Czarnowem to całkiem fajny pofałdowany teren. Przyzwoity asfalt, znikomy ruch samochodowy. Niestety odkryty i zwykle dość mocno hula tam wiatr. Jakoś tak składa się, że rzadko tam jeżdżę.
Trasa alternatywna przy S3, niestety po 500 m się kończy
Dziś plan był ambitniejszy niż to co zrobiłem. Chciałem pojechać dalej, czyli przez Nowe Linie, Parsów i Wirów. Niestety po paru kilometrach rozbolały mnie więzadła w kolanie. Przez jakiś czas myślałem, że się rozjeździ ale nic z tego, więc trasę skróciłem.
Inny rower, inna pozycja i chyba trochę za mocno pojechałem na Struga zanim się rozgrzałem.
Szkoda, bo warunki do jazdy były idealne.
Aaa. Dziś była w Szczecinie Wielka Inauguracja Szybkiego Tramwaju. W Zdrojach tłum ludzi na wiadukcie w oczekiwaniu aż zobaczą przejeżdżającego Swinga. Ale wiocha :) Oczywiście się nie doczekali, bo się pourywały pantografy, potem trakcja. Syn chciał się dziś przejechać - ja widząc przez długie miesiące (codziennie stanie w korku) jak przebiegła budowa stwierdziłem: "poczekaj, bo na pewno się zepsuje". No cóż....
Poniżej fotka okolicznościowa (zrobiona kiedyś tam wcześniej) ....
Słuszne normy spożycia mają nasi tramwajarze :)
Jak asfalt to trzeba było Rubi odkurzyć. Pojechałem pojeździć "po drugiej stronie" Puszczy Bukowej. Drogi między Pyrzycami, Gryfinem a Starym Czarnowem to całkiem fajny pofałdowany teren. Przyzwoity asfalt, znikomy ruch samochodowy. Niestety odkryty i zwykle dość mocno hula tam wiatr. Jakoś tak składa się, że rzadko tam jeżdżę.
Trasa alternatywna przy S3, niestety po 500 m się kończy
Dziś plan był ambitniejszy niż to co zrobiłem. Chciałem pojechać dalej, czyli przez Nowe Linie, Parsów i Wirów. Niestety po paru kilometrach rozbolały mnie więzadła w kolanie. Przez jakiś czas myślałem, że się rozjeździ ale nic z tego, więc trasę skróciłem.
Inny rower, inna pozycja i chyba trochę za mocno pojechałem na Struga zanim się rozgrzałem.
Szkoda, bo warunki do jazdy były idealne.
Aaa. Dziś była w Szczecinie Wielka Inauguracja Szybkiego Tramwaju. W Zdrojach tłum ludzi na wiadukcie w oczekiwaniu aż zobaczą przejeżdżającego Swinga. Ale wiocha :) Oczywiście się nie doczekali, bo się pourywały pantografy, potem trakcja. Syn chciał się dziś przejechać - ja widząc przez długie miesiące (codziennie stanie w korku) jak przebiegła budowa stwierdziłem: "poczekaj, bo na pewno się zepsuje". No cóż....
Poniżej fotka okolicznościowa (zrobiona kiedyś tam wcześniej) ....
Słuszne normy spożycia mają nasi tramwajarze :)
- DST 60.80km
- Czas 02:18
- VAVG 26.43km/h
- VMAX 45.00km/h
- Temperatura 24.0°C
- Kalorie 1898kcal
- Podjazdy 215m
- Sprzęt Rubi
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 23 sierpnia 2015
Gochy na pożegnanie z Borami
W ostatnim dniu pobytu w Borach Tucholskich udało mi się
jeszcze „liznąć” rejon zwany Gochy. Po śniadaniu trzeba już było się pomału
pakować więc na rower wyrwałem się przed śniadaniem :) Dałem sobie dwie
godzinki, stąd pełna świadomość, że będzie to tylko liźnięcia i nie ma szans
abym dotarł do serca Gochów, czyli Borowego Młyna.
Co to takiego te Gochy. To kolejny rejon Kaszub, który wykształcił swoją specyficzną kulturę i dialekt. To właśnie Kaszubi z tego rejonu dzielnie walczyli pod Wiedniem, za co Król Sobieski nadał im tytułu szlacheckie. Do tej pory pamięć o tym jest kultywowana, a mieszkańcy są dumni ze swoich podwójnych nazwisk. I jak widać powyżej są dumni ze swojej tożsamości.
Hmmm :)
Pojechałem trasą, która przez większość drogi pokrywała się ze szlakiem czarnym Kaszubskiej Marszruty. Do Konarzyn była to DDR, a dalej boczne drogi asfaltowe.
W Zielonej Chocinie zamiast pojechać szlakiem, pojechałem asfaltem w kierunku Konarzyn, bo dobrze wiedziałem jakie to piaskowe pułapki czekają na mnie w lesie. Przy okazji niechcący wyłączyła mi się strava.
Na DDR przed Konarzynami warty odnotowania znak, którego jeszcze nigdy nie spotkałem w ciągu przejechanych prawie 15 tys. km na rowerze.
Dość gruntownie obejrzałem okolicę i nie znalazłem przyczyn jego postawienia.
Powrót do Sworów dobrze już znaną DDR. Na śniadanie zdążyłem. Ssanie w brzuchu już było konkretne. Ponad 40 km tylko na bananie to nie jest dobra opcja.
Pora na małe podsumowanie. Trochę bardziej ogólne, bo rower był tylko dodatkiem na nie głównym celem. Na rowerze pojeździłem trochę mniej niż zamierzałem i do wielu miejsc nie dotarłem, choć i tak jestem bardzo zadowolony.
Swornegacie i okolica jest doskonałym miejscem na wypoczynek. Szczególnie dla osób lubiących pływanie kajakami i turystykę rowerową. Wypożyczalni kajaków jest kilka i praktycznie o dowolnej porze można zamówić dowóz z kajakami do wskazanego miejsca lub odbiór z tego dokąd się dopłynie. Rzeki do rekreacyjnego pływania idealne, płytkie, szerokie z leniwym nurtem. Kilkanaście jezior większych mniejszych. O sieci szlaków rowerowych pisałem wcześniej. Dodatkowo we wsie trzy porządne knajpy ze smacznym i niedrogim jedzeniem + smażalnia ryb i bar z fast foodami. Ze 3 wypożyczalnie rowerów. Ja mieszkałem akurat w środki wsi i np do sklepu z pieczywem, domowym ciastem i innymi przekąskami w płynie miałem 50 kroków. Liczyłem :) Mimo to cisza, dostęp do Brdy na posesji, darmowy sprzęt pływający, co wieczór ognisko jak ktoś miał ochotę. Sympatyczny gospodarz. Największa wady to akurat trwająca susza i upierdliwe czarno-żółte towarzystwo podczas posiłków....Ale z tym to w tym roku była ponoć plaga w całej Polsce.
Ta to tak się urąbała piwem, że spadła na podłogę i nie miała siły polecieć. Innej dwa dni później udało się upierdzielić mnie w kolano.
Po za tym Park Narodowy Bory Tucholskie taki sobie. Zwykłe lasy sosnowe, z ładnymi dzikimi jeziorami o krystalicznej wodzie. Ryb jak mrówek. Jesienią ponoć mega dużo grzybów rośnie w okolicznych lasach. Warto zobaczyć rezerwat Cisy Staropolskie, który jest na drugim końcu borów. Sercem borów są Chojnice, ładne miasteczko z ogromną galerią handlową Brama Pomorza na przedmieściach, jeżeli ktoś lubi, lub nie ma co zrobić z żoną :)
Co to takiego te Gochy. To kolejny rejon Kaszub, który wykształcił swoją specyficzną kulturę i dialekt. To właśnie Kaszubi z tego rejonu dzielnie walczyli pod Wiedniem, za co Król Sobieski nadał im tytułu szlacheckie. Do tej pory pamięć o tym jest kultywowana, a mieszkańcy są dumni ze swoich podwójnych nazwisk. I jak widać powyżej są dumni ze swojej tożsamości.
Hmmm :)
Pojechałem trasą, która przez większość drogi pokrywała się ze szlakiem czarnym Kaszubskiej Marszruty. Do Konarzyn była to DDR, a dalej boczne drogi asfaltowe.
W Zielonej Chocinie zamiast pojechać szlakiem, pojechałem asfaltem w kierunku Konarzyn, bo dobrze wiedziałem jakie to piaskowe pułapki czekają na mnie w lesie. Przy okazji niechcący wyłączyła mi się strava.
Na DDR przed Konarzynami warty odnotowania znak, którego jeszcze nigdy nie spotkałem w ciągu przejechanych prawie 15 tys. km na rowerze.
Dość gruntownie obejrzałem okolicę i nie znalazłem przyczyn jego postawienia.
Powrót do Sworów dobrze już znaną DDR. Na śniadanie zdążyłem. Ssanie w brzuchu już było konkretne. Ponad 40 km tylko na bananie to nie jest dobra opcja.
Pora na małe podsumowanie. Trochę bardziej ogólne, bo rower był tylko dodatkiem na nie głównym celem. Na rowerze pojeździłem trochę mniej niż zamierzałem i do wielu miejsc nie dotarłem, choć i tak jestem bardzo zadowolony.
Swornegacie i okolica jest doskonałym miejscem na wypoczynek. Szczególnie dla osób lubiących pływanie kajakami i turystykę rowerową. Wypożyczalni kajaków jest kilka i praktycznie o dowolnej porze można zamówić dowóz z kajakami do wskazanego miejsca lub odbiór z tego dokąd się dopłynie. Rzeki do rekreacyjnego pływania idealne, płytkie, szerokie z leniwym nurtem. Kilkanaście jezior większych mniejszych. O sieci szlaków rowerowych pisałem wcześniej. Dodatkowo we wsie trzy porządne knajpy ze smacznym i niedrogim jedzeniem + smażalnia ryb i bar z fast foodami. Ze 3 wypożyczalnie rowerów. Ja mieszkałem akurat w środki wsi i np do sklepu z pieczywem, domowym ciastem i innymi przekąskami w płynie miałem 50 kroków. Liczyłem :) Mimo to cisza, dostęp do Brdy na posesji, darmowy sprzęt pływający, co wieczór ognisko jak ktoś miał ochotę. Sympatyczny gospodarz. Największa wady to akurat trwająca susza i upierdliwe czarno-żółte towarzystwo podczas posiłków....Ale z tym to w tym roku była ponoć plaga w całej Polsce.
Ta to tak się urąbała piwem, że spadła na podłogę i nie miała siły polecieć. Innej dwa dni później udało się upierdzielić mnie w kolano.
Po za tym Park Narodowy Bory Tucholskie taki sobie. Zwykłe lasy sosnowe, z ładnymi dzikimi jeziorami o krystalicznej wodzie. Ryb jak mrówek. Jesienią ponoć mega dużo grzybów rośnie w okolicznych lasach. Warto zobaczyć rezerwat Cisy Staropolskie, który jest na drugim końcu borów. Sercem borów są Chojnice, ładne miasteczko z ogromną galerią handlową Brama Pomorza na przedmieściach, jeżeli ktoś lubi, lub nie ma co zrobić z żoną :)
- DST 44.00km
- Teren 10.00km
- Czas 02:00
- VAVG 22.00km/h
- VMAX 44.60km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 1000kcal
- Podjazdy 150m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze