Informacje

  • Wszystkie kilometry: 21929.71 km
  • Km w terenie: 3652.47 km (16.66%)
  • Czas na rowerze: 42d 02h 41m
  • Prędkość średnia: 21.70 km/h
  • Więcej informacji.
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Follow me on Strava

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jarro.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2015

Dystans całkowity:666.51 km (w terenie 43.00 km; 6.45%)
Czas w ruchu:32:46
Średnia prędkość:20.34 km/h
Maksymalna prędkość:51.30 km/h
Suma podjazdów:3588 m
Suma kalorii:22662 kcal
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:60.59 km i 2h 58m
Więcej statystyk
Środa, 29 kwietnia 2015

Leniwe kręcenie

Tym razem wybrałem się pojeździć trochę wbrew sobie. Dopadło mnie wiosenne zmęczenie, albo po prostu wirus, który żona przywlekła z pracy zaczął skutecznie przebijać się przez mój system immulogiczny. Ale pogoda było ładna więc jak tu w domu zostać. Suma sumarum pojechałem, ale i tak nie chciało mi się kręcić pedałami. Na początek pojechałem do Turowskiego, bo mi coś biegi wchodzą z lekkim opóźnieniem i liczyłem, że może od ręki serwisant coś zaradzi. Tym razem zostałem spławiony z takim drobiazgiem. No dobra może przyjadę kiedy indziej albo poszukam innego fachowca.

Potem pokręciłem się po okolicy. Pojechałem między innymi na nieczynny odcinek drogi między Załomiem a dawnym wyjazdem na S3. Tam wzięło mnie na eksperymenty, czyli kręcenie jedną nogą. Szybko doszedłem do wniosku, że... mam źle ustawione siodełko i bloki w butach. Rychło w czas :). Zająłem się przestawianiem, tak aby kręcenie jedną nogą było bardziej płynne. Stanęło na tym, że siodełko poszło w górę o jakiś centymetr, a bloki o jakieś dwa milimetry do środka buta. Hmmm...na pierwsze wrażenie, po tej regulacji jechało mi się lepiej nawet kręcąc obojgiem nóg. Zobaczymy jak będzie dalej. Od roku jeżdżę w SPD, a dobiera teraz wzięło mnie na takie regulacje. Ot taki to ze mnie biker, który nie przywiązuję uwagi do drobiazgów.


Daje już nie pojedziemy

Podpis pod zdjęciem nie do końca jest prawdziwy. Przed widocznym powyżej końcem drogi jest z lewej strony droga do lasu. Polna, ale całkiem nieźle wyjeżdżona. Pojechałem nią i myślałem, że doprowadzi mnie do Klinisk. Jakie było moje zdziwienia jak po klikuset metrach dojechałem do S3. Wniosek: Polak potrafi. A co tam zamknięty wałem ziemny wyjazd jak można sobie wyjeździć przez las objazd.

Jak, że jak wspomniałem wyżej miałem strasznego lenia i jakoś dziwnie się męczyłem to pojechałem do domu. Zamiast tam grzecznie trafić to skusiła mnie plaża w Dąbiu, gdzie na ławeczce pogrzałem sobie moje stare kości. Akurat tam wiatr nie wiał i świeciło słoneczko. Było miło:)


Prawie jak w lecie


  • DST 35.73km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:38
  • VAVG 21.88km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Kalorie 1205kcal
  • Podjazdy 243m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 kwietnia 2015

Rajd Rowerowy szlakiem niemieckich obozów

Wybrałem się do Polic na Historyczny Rajd Rowerowy szlakiem niemieckich obozów zorganizowany z okazji 70-lecie zdobycia Polic przez armię czerwoną i przy okazji wyzwolenie tychże obozów. Zwykle wolę zwiedzać samotnie, ale tym razem jednym z organizatorów była moja koleżanka więc ...pojechałem do Polic ;) Dla kronikarskiego porządku organizatorami byli SPZP Skarb oraz Sama Rama.
Wyruszyłem niedzielnym bladym świtem, czyli o godz. 8.30 jak rodzina jeszcze spała :). Miasto o tej godzinie też mocno wymarłe. Po drodze co chwilę mijałem pędzących w drugą stronę zawodników na start Gryf Maratonu. Niektórzy autami, a niektórzy rowerami. Pomyślałem sobie, że jak mnie dopadnie na dobre kryzys wieku średniego i kupię sobie wypasionego karbonowego "górala" to też wtedy wystartuję :)   
Nie mniej musiało coś zadziałać na moją podświadomość, bo zamiast pojechać grzecznie ścieżką rowerową to "skróciłem" sobie drogę i z Pilchowa pojechałem drogą na Siedlice. Na trasie jest całkiem fajny podjazd, no i jeszcze fajniejszy zjazd. Na miejsce startu, czyli OSiR Police dotarłem akurat na czas. Łącznie zgromadziło się około 30 osób w wieku od przedszkola do Opola, czyli 5 - 75 :) Po wprowadzeniu w wykonaniu organizatorów pojechaliśmy na trasę rajdu. Na początku droga była dość hardkorowa, czyli wąska ścieżka z piachem, szkłami i innymi atrakcjami. Trochę mi szczęka opadła - pomyślałem ho ho ho trzeba było jechać na Gryf Maraton, było by lżej.


Na ścieżce

Za ścieżką była chybotliwa kładka przez strumyczek i leśna piaszczysta droga. Tak dojechaliśmy do pierwszego miejsca lokalizacji dawnego obozu, czyli Miasteczka Rzemieślniczego, gdzie znajdują się pomniki upamiętniające ofiary. Trafiliśmy akurat na Pan Burmistrza, który przyjechał zapalić znicze. Towarzyszyło mu trzech asystentów, w tym kamerzysta i fotograf. Każdy, łącznie z Panem Burmistrzem mógłby z powodzeniem startować w zawodach sumo. Mocno śmiesznie to wyglądało. Ot taka lokalna władza. Aha - Pan burmistrz mocno się ucieszył, że będzie mógł się pokazać w mediach z tak licznym, aczkolwiek dość przypadkowym towarzystwem.
Dalej już nie było rajdu terenowego i pojechaliśmy asfaltem. Następny przystanek to "starówka". Tam Magda poopowiadała o kolejnym obozie pracy, czyli statku Bremerhaven. Ten całkiem spory statek handlowy był używany w latach 39-43 jako obóz karny.


Magda opowiada

Następny przystanek był pod bramą Zakładów Chemiczny i znów opowieść o kolejnym obozie mieszczącym się w tym miejscu.


W drodze

Jak dla mnie hitem, był pies, który jeździ rowerem. Właściciel zbudował mu specjalną przyczepkę i wozi swojego sympatycznego kundelka wszędzie ze sobą. Ten najwyraźniej bardzo to lubi.
Ostatni przystanek rajdu był w Trzeszczynie pod Pomnikiem Ofiar Faszyzmu. Tam też mieścił się obóz pracy Hydrierwerke Pölitz.


Pomnik upamiętniający więźniów, którzy umarli w Poliach. 13 tysięcy.

Później "rajdowicze" udali się do siedzimy SPZP Skarb, gdzie czekało ognisko i zwiedzanie muzeum. Mnie niestety czas już gonił i pojechałem do domu. Drogę z Polic pokonałem tym razem przez Szosę Polską. Tam również mamy fajny podjazd pod Przęsocin i bardzo fajne zjazdy. Z Polic do domu udało dojechać mi się w niewiele ponad godzinę. Niestety tego wyczynu, nie zanotowało endomondo, bo je spauzowałem pod pomnikiem i zapomniałem włączyć.

Fajna i pouczająca wycieczka po nieznanych mi terenach. Dla zainteresowanych większą ilości informacji historycznych polecam stronę SPZP Skarb <klik>






  • DST 70.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:20
  • VAVG 21.00km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Kalorie 2600kcal
  • Podjazdy 404m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 24 kwietnia 2015

Masa Krytyczna

Pierwsza (!) w tym roku szczecińska masa krytyczna odbyła się na prawobrzeżu. Nie jestem wielkim fanem blokowania w piątkowe popołudnie ruchu na ulicach miasta, ale skoro impreza ruszała prawie spod mojego domu to grzechem było by nie być na niej. Masa rozpoczęła się od przemówienia oficera rowerowego i przedstawiciela policji. Niestety niewiele było słychać z powodu braku nagłośnienia.
W imprezie wzięło udział około 150 rowerzystów, którzy w eskorcie policji przejechali 9 kilometrów po ulicach Dąbie i oś. Słoneczne. Atmosfera była...hmmm...stonowana.


Przed startem

Ja w tłumie rowerzystów © Newsbike


Spotkanie w realu :) © Newsbike




Na trasie

Impreza taka sobie. Widać, że przeżywa regres. Może przez zatracenie swojej cykliczności, a może już wyczerpała swoją formułę.
Nie mniej była okazją aby spotkać kilku znajomych, w tym Adam "Coolertransa", z którym znaliśmy się do tej pory z bikestata.

Po masie zrobiłem jeszcze dookoła lotniska rundkę z interwałami, bo na 9 km szkoda było rower ruszać :)


  • DST 24.08km
  • Czas 01:21
  • VAVG 17.84km/h
  • VMAX 39.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 795kcal
  • Podjazdy 171m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 23 kwietnia 2015

Księżnej Anny i lipa św. Ottona

Pomimo, że mieszkam już 40 lat w Szczecinie to są takie miejsca nawet na Prawobrzeżu, gdzie jeszcze nie byłem. Tym razem postanowiłem przejechać ulicą Księżnej Anny. Jest tajemniczy ciąg komunikacyjny, który ciągnie się wzdłuż torów kolejowych od "dołka" między wiaduktem kolejowym a Mostem Cłowym do mostu na Regalicy w Podjuchach. Na google maps wygląda jak normalna ulica. A w rzeczywistości? Da się przejechać ale tylko porządnym rowerem MTB lub samochodem terenowym. Co ciekawe nigdzie nie ma zakazu wjazdu, czy też znaku "droga bez przejazdu" a dla zwykłej osobówki droga jest praktycznie nieprzejezdna. Nawierzchnia składa się w większości z płytek sześciokątnych, które od czasu II Wojny Światowej raczej nie wiedziały ręki ekipy remontowej, a tak gdzie rozmyła je woda albo spadła bomba aliancka są zwykłe płyty betonowe. Nawierzchnia uzupełniona jest o jedne odcinek szutrowy (całkiem niezły) a na ostatnim swoim etapie to już tylko polna drga z dziurami mniej więcej półmetrowej głębokości. Plus oczywiście gruz, szkło itp.

Ks. Anny. Odcinek z nawierzchnią o najlepszej jakości 

Szkoda, że droga ta jest w tak fatalnym stanie, bo może służyć jako dobra alternatywa dla kierunku na Gryfino i Puszcza Bukowa, z ominięciem Zdrojów. Co ciekawe planiści z UM z maniackim uporem rysują na swoich planach ścieżkę rowerową w kierunku Gryfina, która biegnie przez ul. Batalionów Chłopskich, co jest w praktyce całkowicie nierealne, a zapomnieli o ks. Anny. Szkoda.

Po przebiciu się przez powyższe wertepy pojechałem powspinać się trochę ul. Smoczą. Dziś noga nie podawała, więc się trochę zmęczyłem. W ramach złapania oddechu chwilka relaksu nad cudownie zrewitalizowanym bajorkiem w Kołowie.


Kołowo

Dalej wybór padł na zjazd Drogą Bieszczadzką do Sosnówka. Ciekawe, czy i tym razem jest na trasie Gryf Maratonu. Jeżeli tak to może być niebezpiecznie, bo jest na niej sporo piachu i żwiru szczególnie na zakrętach. Ja miałem uślizg przy 30 a "zawodowcy" na maratonie gnają tam dobrze powyżej 40. I tak to zjechałem do Płoni. Tam przypomniałem sobie, że mam w końcu kiedyś obejrzeć lipę św. Ottona. Jedna z najstarszych lip w Polsce, obwód pnia 9 metrów a ja jej jeszcze nie widziałem. Wstyd :)
Chwilę musiałem jej poszukać, bo jest rzeczywiście na uboczu. Rośnie sobie spokojnie na terenie kościoła, tak jakby na dawnym cmentarzu.


Lipa św. Ottona

Lipa wg tradycyjnych przekazów ma prawie 900 lat, a według badaczy około 600. I tak, i tak widziała ładny kawał historii. Od lipy pojechałem do domu przez Wielgowo już bez szczególnych wrażeń.

P.S. Włączłem sobie też Stravę oprócz endomondo. Oczywiście realne przewyższenia mniejsze o połowę niż w endo. Przy okazji można złapać deprechę jak się spojrzy, jakie czasy wykręcają cyborgi na segmentach. Mnie pocieszyło tylko to, że jadąc swoim standardowym tempem segment Smocza podjechałem szybciej niż słynny Jarek-gadzik :). Marna to pociecha ale zawsze ;)


  • DST 46.15km
  • Teren 6.00km
  • Czas 02:08
  • VAVG 21.63km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 1547kcal
  • Podjazdy 330m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 21 kwietnia 2015

Nad Miedwie z Pyszczkiem

Wnikliwi obserwatorzy zdjęć na moim blogu zauważyli zapewne, że coś nowego, żółtego pojawiło się od pewnego czasu na kierownicy mojego roweru. Nie jest to jakiś wypasiony gadżet typu Garmin, a po prostu "dzwonek". Od dłuższego czasu myślałem, o zakupie czegoś co by skutecznie przeganiało ze ścieżek rowerowych wszelkiego typu ruchome zawalidrogi. W końcu dość przypadkowo udało mi się znaleźć ...piszczącą rybę :). Na dodatek przypominającego mojego domowego rybka - zwanego Pyśkiem, który pochodzi z gatunku pyszczaków złocistych.
Dziś, wstrząśnięty chyba słynną już ucieczką do Belgi Leszczykowego Magneta postanowiłem z moim rowerowym Pyszczkiem przeprowadzić poważną rozmowę. Zabrałem go w tym celu nad Miedwie. Jak też chce wolności to proszę - jest jezioro gdzie będzie mu dobrze.


No Pysiu droga wolna...

Jak była moja radość jak bez wahania postanowił ze mną zostać. Przytulił się do kierownicy i ani myślał wskoczyć w kuszące odmęty. Po tej próbie wierności udaliśmy się przez lasy Puszczy Goleniowskiej do domu.


Płyniemy

Tak po za tym do dziś głównie teren. Dziurawo i piaszczyście. No i wiało dziś jak cholera.  Po Szwecji, gdzie lasów nie było ani na lekarstwo, a sosny to chyba nie widziałem ani jednej miałem nieodpartą potrzebę pojechać właśnie między drzewa i powdychać swojskim olejków eterycznych. Co uczyniłem. Pogoda dziwna, niby słońce grzeje a wiatr bardzo zimny. Pojechałem z krótkim rękawem i w kamizelce wiatrochronnej co było niezłym rozwiązaniem, ale jednak trochę zimnawo na odkrytych przestrzeniach.

PS. Jeszcze tylko fotka domowego Pysia :





  • DST 48.69km
  • Teren 25.00km
  • Czas 02:14
  • VAVG 21.80km/h
  • VMAX 35.40km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Kalorie 1643kcal
  • Podjazdy 300m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 19 kwietnia 2015

Powrót ze Szwecji

Desant po szwedzkiej wyprawie nastąpił w Świnoujściu. Polska powitała nas znacznie cieplejszym powietrzem i przeraźliwym krzykiem mew. Prom Polonia - mistrzostwo świata w pakowaniu pasażerów w kabinach (śledzie w beczce to mają apartamenty) - wypuścił nas ze swojego brzucha o 7 rano. Wcześniej bardzo klimatyczne śniadanie w restauracji na dziobie z widokiem promu wpływającego do portu. 


W brzuchu lewiatana

Po kolejnej grupowej fotce wyruszyliśmy w kierunku Szczecina. Tempo, pomimo że to już trzeci dzień wyprawy było całkiem raźne. Bez kłopotu dotarliśmy do pierwszego pit stopu w tradycyjnym już miejscu, czyli stacji benzynowej pod Wolinem.


Na "górkach" między Międzydrojami a Wolinem © Gryfus

Chwilka na siku i przebranie się w lżejszą odzież. Tam też dogoniła nas grupka, której wydostanie się ze Świnoujścia zajęło trochę więcej czasu...
Po podziale na grupy ruszyliśmy dalej. Droga płynęła leniwie na pogaduchach i podziwianiu widoków.


W drodze

Następny postój również tradycyjne w Stepnicy. Część grupy udała się coś zjeść na szybko, a część oddała się odpoczynkowi po trudach wyprawy.


Kilometry w nogach © coolertrans

Ze Stepnicy do Goleniowa drogą pokonaliśmy z jednym poważnym zdarzeniem. Wyprzedzający naszą kolumnę samochód poszedł na czołówką z jadącą z naprzeciwka motocyklistką, która ratując się przed zderzeniem zjechała pobocze i wpadła do rowu. Pirat oczywiście odjechał, my się zatrzymaliśmy. Po wstępnych oględzinach jej stanu zdrowia - na pierwszy rzut było OK, pojechaliśmy dalej a z nią został jej motocyklowy towarzysz, który jechał za nią. Naprawę niewiele brakowało, aby to zdarzenie mogło skończyć się znacznie gorzej. Dość szybko dotarliśmy do Goleniowa, gdzie Prezes zarządził godzinną przerwę. Ja pożegnałem się z grupą i pojechałem indywidualnie do domu, w którym byłem praktycznie za godzinę. Pomimo, że przygotowany w Goleniowie obiad okazał się całkiem imponujący to wolałem wybrać domowy. A i  też mój brzuszek, zmęczony wycieczką domagał się wizyty w domowej toalecie :) W domu byłem o 13.40 i jeszcze przez chwilę po ogarnięciu się miałem zamiar na powrót dołączyć do grupy i razem wjechać na Jasne Błonia. Żona jednak dość skutecznie zniechęciła mnie do tego pomysłu ;) Dzięki temu obejrzałem Amstel Gold Race i wspaniały triumf Kwiatka.


Finał wycieczki - już beze mnie :(

Podsumowując całą wyprawę. Super. Gigantyczna praca włożona w organizację przez Pawła, Roberta i Krzyśka i innych osób za co wielkie podziękowania. Pogoda generalnie dopisała, bo nie padało, a to najważniejsze. Brać rowerowa też jak najbardziej pozytywna. Pozostaną same miłe wspomnienia.


  • DST 98.92km
  • Czas 04:49
  • VAVG 20.54km/h
  • VMAX 40.90km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Kalorie 3253kcal
  • Podjazdy 883m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 18 kwietnia 2015

Szwecja z Gryfusem

Wybrałem się wraz z ponad setką innych rowerzystów na wyprawę do Szwecji. Krótka noc spędzona na promie (czyli jakoś tak od 1.30 do 5 spania) nie wpłynęła negatywnie na chęć najazdu szwedzkiej ziemi :)  Po zjedzeniu śniadania o 5.30 szybkie pakowanie i wyjazd z promu.


Wszyscy idą w stronę światła, no to ja też...:)

Szwedzki poranek powitał nas słońcem i przejmującym zimnem. Dobrze, że na wycieczkę przygotowałem zimowy wariant ubioru. 


Gotowi do najazdu na Szwecję © Gryfus

Pierwszy odcinek trasy biegł z Ystad do Trelleborga. Droga cały czas nad brzegiem morza w większości szeroką drogą dla rowerów.


W drodze do Trelleborga © Gryfus

Krajobraz zupełnie inny niż w Polsce. Przede wszystkim zamiast ośrodków, ogrodzeń, terenów prywatnych itp - łąki, pastwiska, pola. Pełen dostęp do morza. Widać, że Szwecja to mało zaludniony kraj. Trochę dziwne uczucie mieć morze i słońce dokładnie po drugiej stronie niż w Polsce :)
Niestety jazdę utrudniał przenikliwi ziąb.

Opatulony jak w zimie © Paweł Krupiński

Miejscami szlak rowerowy skręca i prowadzi przez malutkie wioseczki. I tak to nieśpiesznie dojechaliśmy do Trelleborga. Na rynku chwila dla dłuższy odpoczynek, kanapkę czy kto co lubi. Niektórym widocznie było ciepło i skusili się na lody. Na rynku trwał akurat kiermasz z jakimiś ciuchami.


Rynek w Trelleborgu

Od tego miejsca wycieczka miała podzielić się na grupy. Długodystansową (Malmo) i krótko dystansową ( powrót do Ystad). Okazało się, że forma była taka dobra, że prawie wszyscy zdecydowali się jechać pełen dystans.

Za Trelleborgiem skierowaliśmy się na północ. Zaczęły się lekkie pagórki, wiatr zaczął wiać prosto w twarz. Tempo jeszcze bardziej spadło i zrobiło się mi jeszcze bardzo zimno.


W drodze do Malmo

Droga minęła bez większych przygód. Nie licząc kliku awarii rowerowych i wypadku Prezesa - jedyna krew na wyjeździe :). Paweł jakoś się zahaczył o żywopłot i rąbnął kolanem o asfalt. Pomoc medyczna została udzielona szybko i sprawnie. W Malmo dłuższy czas przebijaliśmy się do centrum i nie obyło się bez różnych akcji typu jazda bus pasem, przejeżdżanie na czerwonym świetle itp manewry. Szwedzi oglądający filmy z monitoringu będę mieć interesujący materiał poglądowy na temat rowerzystów z Polski :)
Na miejscy dotarliśmy na jakiś piknik ekologiczny, gdzie miał nas przywitać ktoś z władz miasta. Okazało się, że piknik jest przy... meczecie, a nami zainteresował się jakiś nawiedzony radny-ekolog, który wkręcił nas w jakieś ustawianie się w X, niby że popieramy czyste środowisko. Fotki robił z drzewa a ja tylko mam nadzieję, że to nie chodziło o coś innego...


O co chodzi temu gościowi na drzewie ? © Jewti

Jako, że piknik był średnio ciekawy a większość uczestników tworzyli śniadzi ludzie, którzy lubią się czasami rozerwać...to na wszelki wypadek udałem się na zwiedzanie starówki.
Tam z głodem wiedzy historycznej wygrał głód bardziej przyziemny i udałem się do Burger Kinga. Z przyjemnością zjadłem hamburgera z frytkami i popiłem colą. Pełni szczęścia dopełniła toaleta i ciepłe pomieszczenie.
Pokrzepiony wykorzystałem ostatnie wolne minuty, na podziwianie starówki.



Starówka w Malmo

Po powrocie na teren pikniku okazało się, że znalazł się właściwy polityk ...:), czyli wiceburmistrz Malmo, który wręczył nam pamiątkowe medale. Okazało się, że Malmo otrzymało prawa miejskie w roku 1437 z rąk skandynawskiego króla Eryka, który urodził się jako pomorski książę. Na proszę, okazuje się, że kiedyś my też eksportowaliśmy do Szwecji królów, a oni parę wieków później jak przysłali nam swojego to w pakiecie z potopem. Ot naród.
Po części oficjalnej wyruszyliśmy w drogę powrotną. Trochę się ociepliło i wiatr wiał w plecy więc do Trelleborga jechało się bardzo przyjemnie. Ale też wolno.


Wolniej, wolniej czyli Paweł znów hamuje tempo :)


Czasami jednak dał się wyprzedzić

Po drodze zielona pola i malownicze cycki. Przypuszczam, że to kurhany ale niestety nie było okazji bliżej podjechać.


Kurhany?

I tak to sobie przyjechaliśmy znów do Trelleborga. Tam spotkaliśmy grupę autokarową, która zgotowała nam gorące powitanie. Miło :)
Po przerwie na siku i uzupełnienie zapasów energetyczną, trzeba się było znów cieplej ubrać i w drogę na prom. W drodze znów podziwianie dzikiego wybrzeża. Dużo ptaków: bażanty, łabędzie, gęsi gęgawy, gołębie grzywacze i sporo mniejszych.


Takie tam widoczki

© Gryfus

Ostatnie 10 kilometrów jak już udało nam się zerwać ze smyczy prezesa. Jakoś tak czołowa grupka zaczęła jechać coraz szybciej i szybciej, w efekcie w kilku pogoniliśmy na prom z prędkością pod 30km/h. Ufff w końcu ciepło się zrobiło :)
Na koniec jeszcze stylowa focia na tle promu


160 km zrobione czas na Polonie :)

Zaokrętowanie tym razem poszło szybko i sprawnie. Szybki prysznic i pora na rozdanie medali. Okazało się, że każdy z nas otrzymał pamiątkowy medal, zawieszony na szyi osobiście przez Prezesa :)


Okolicznościowa koszulka i pamiątkowe medale

Potem udaliśmy się na kolację "obiadową". Unity Line stanęło na wysokości zadania - kolacja była i smaczna i bardzo urozmaicona. Później jeszcze browarek na lepsze trawienie i rozluźnienie mięśni i...do łóżeczka do kajuty. Tym razem wszyscy byli tak zmęczeni, że posnęli i nie było tańców. Nie ma to jak świeże szwedzkie powietrze :)
I na tym zakończyłem rajd po Szwecji.
Kondycyjnie wytrzymałem trasę bez problemu. Tyłek też dał radę przez tyle godzin na siodełku. Trochę szyja bolała i  niestety rano dość mocno zmarzłem i moje wrażliwe zatoki spowodowały ból głowy. Po za tym rajd super. Mało zwiedzania, ale chyba inaczej nie dało się zrobić w tak licznym towarzystwie. Organizacja i prowadzenie grup na najwyższym poziomie.
W następnym odcinku powrót do Szczecina.


 
  • DST 159.22km
  • Czas 09:07
  • VAVG 17.46km/h
  • VMAX 33.90km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Kalorie 5257kcal
  • Podjazdy 553m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 17 kwietnia 2015

Latarnia i Fort Gerharda

Wyprawiłem się z SKR Gryfus na podbój Szwecji. Ekipa licząca ponad 100 wyruszyła ze Szczecina i 9 rano, pożegnana przez Prezydenta Miasta i ambasadorów Szwecji, Norwegii i Danii. Uroczysta oprawa związana, była z tym, że rajd rowerowy zorganizowany był w ramach obchodów Dni Skandynawskich.
Ja ze względu na obowiązki w pracy i musiałem wybrać alternatywny wariant dojazdu na prom. Pojechałem pociągiem o 17.30. Wylądowałem w Świnoujściu o 19.00 czyli prawie dwie godziny za wcześnie. Postanowiłem ten czas wykorzystać na zwiedzanie okolicy. Pojechałem zobaczyć latarnię, Fort Gerharda i gazoport, czy też raczej jego niekończącą się budowę. Latarni i fort ładne, ale obudowanie ich infrastrukturą portową znacznie zmniejsza efekt turystyczny. Po prostu w okolicy jest industrialny krajobraz i to ten z kategorii tych najpaskudniejszych.


Axis i pantera :)

Po drodze wjechałem też na plażę i akurat udało mi się zobaczyć nasz prom wchodzący do portu.


Skania wchodzi do portu


Terminal gazoportu

Wycieczka miała być trochę dłuższa, ale wyleczyło mnie najechanie na reszki rozbitej butelki Uświadomiłem sobie, że jak złapię gumę i nie coś pójdzie nie tak z wymianą to sobie zostanę w Świnoujściu zamiast przeprawić się za morze. Grzecznie więc wróciłem na dworzec i przesiedziałem godzinkę w poczekalni :)


  • DST 11.03km
  • Czas 00:39
  • VAVG 16.97km/h
  • VMAX 26.10km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Kalorie 354kcal
  • Podjazdy 135m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 15 kwietnia 2015

Serwisowo

Gruntowne mycie roweru i czyszczenie napędu, ze smarobłocka nagromadzonego przez zimę, a usuwanego tylko doraźnie. Przed Szwecją Axis musi się jakoś prezentować :). Zmiana pedałów na platformy, bo jakoś nie mam ochoty jechać całego dnia od świtu do nocy i zwiedzać Malmo w butach SPD. O dyskotece na promie nie wspomnę..., a przecież nie będę pakował 3 par butów na zmianę :). Później mała rundka po okolicy. Odzwyczaiłem się od zwykłych pedałów i trochę musiałem inaczej wyregulować siodełko.
Ciepło jak w lecie.


  • DST 32.86km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:38
  • VAVG 20.12km/h
  • VMAX 37.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 1081kcal
  • Podjazdy 100m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 kwietnia 2015

Górki Niziny Pyrzyckiej

Trasa: dom-Gryfino-Banie-Pyrzyce-dom.

W końcu pogoda zrobiła się prawdziwie rowerowa. Słońce i pogoda powyżej 20 stopni. Chyba wszyscy znajomi wybrali się dłuższe i krótsze wycieczki. Ja postanowiłem w końcu zrobić jakąś setkę w tym roku. Niestety ze względu na niezmienialne plany na popołudnie musiałem uwinąć się w miarę szybko i samotnie. Wyjechałem o 9 kiedy było jeszcze rześko, więc nie było całkiem na krótko, co dało mi się trochę we znaki jak zrobiło się koło 12 naprawdę ciepło. 
Trasa jedna z moich ulubionych, czyli przez Gryfino i Banie do Pyrzyc. Lubię odcinek Gryfino-Pyrzyce. Trasa pomimo, że leży teoretycznie na nizinie to jednak dzięki krajobrazowi polodowcowemu jest fajnie pofałdowana i się nie nudzi. Do tego malownicze pola, dość gładki asfalt i mały ruch samochód - czego oczekiwać więcej. Tym razem trochę zmęczyła mnie ta jazda, bo do Bani było pod wiatr i do momentami dość solidny. Nad jeziorem w Baniach pierwszy przystanek, pora na bułkę z dżemem i chwilka relaksu.


Ławka odpoczynkowa

Z Bani już wiaterek wiał z boku i do Pyrzyc bez przygód.


Krajobraz Niziny Pyrzyckiej

W Pyrzycach poczułem, że zrobiło się ciepło. Krótki postój na Orlenie w celu zatankowania bidonu. Gościu przede mną kupował flaszkę i fajki. Cóż... jedni spędzają ładny dzień na rowerze a inni inaczej. Każdy to co lubi :)
Od Pyrzyc komfortowa jazda dawną trójką. Wiaterek w plecy i gładziutki asfalt. Na wysokość Starego Czarnowa dogoniłem szosowca w wieku 60+, trochę pogadaliśmy i doholowałem go na kole do Płoni. W okolicach Szczecina wiatr zmienił się na boczny i przestał już być taki przyjazny. Do domu dotarłem o 13.30, czyli z półgodzinny zapasem w stosunku do ustalonej granicy.
Fotek mało, bo coś ostatnio porobiło mi się tak, że jak już wsiądę na rower to nie chce mi się zatrzymywać. Tym razem tylko dwa przystanki - pierwszy w Baniach, drugi w Pyrzycach, bo picie się skończyło.
Bardzo przyjemna wycieczka, już trochę zapomniałem jak to jest fajnie jeździć w słońcu i ciepełku :)






  • DST 100.09km
  • Czas 04:18
  • VAVG 23.28km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 3497kcal
  • Podjazdy 449m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl