Informacje

  • Wszystkie kilometry: 21929.71 km
  • Km w terenie: 3652.47 km (16.66%)
  • Czas na rowerze: 42d 02h 41m
  • Prędkość średnia: 21.70 km/h
  • Więcej informacji.
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Follow me on Strava

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jarro.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Czwartek, 2 czerwca 2016

Góry Sowie dzień I Wielka Sowa

No to żem się wyprawił w góry. Trochę dla sportu, a trochę to wyjazd sentymentalny. Moi dziadkowie mieszkali u podnóża Gór Sowich, a ja urodziłem się niedaleko i mieszkałem do 5 roku życia. Każde szczenięce wakacje to łąki, pola i sad z pysznymi czereśniami, który był na zboczu Czeszki.Teraz zatrzymałem się po drugiej stronie gór. Teren, którego praktycznie nie znam.

Przyjechałem o 13, kolacja umówiona na 18 więc trzeba zrobić jakiś mały rekonesans. Miałem jechać pomarańczową MTB, ale Pan gospodarz, który sam też jeździ stwierdził, że zielona jest ciekawsza. No to pojechałem. W stronę Rzeczki, pod górkę. Po mniej więcej 2,5km… umarłem. W pionie zrobiłem ze 200 metrów. Czyli dwa razy więcej niż największy podjazd w Puszczy Bukowej.


Tu mnie zmogło ;)

Po chwili odpoczynku pojechałem dalej mierząc już zamiary (czyli przełożenie) na możliwości. Po osiągnięciu szczytu, szaleńczy zjazd. Tak mi się wydawało, ale nie uprzedzajmy faktów.


No to z górki

Później znów pod górkę i tak to się znalazłem w Sokolcu u podnóża Wielkiej Sowy, czyli najwyższego szczytu Gór Sowich, na którą to prowadził wspomniany zielony MTB.


O kurcze jak tu ładnie

Hmmm… skoro wjechałem już ze 350 metrów do góry to jeszcze to 200 zrobię i zaliczę wspomnianą Sowę. To to jedziemy. Do schroniska jeszcze jakoś było, choć jak widać poniżej nie lekko.


25 - 30 % ?

Alibi na złapanie oddechu. Pomnik Carla Wiesena

Za schroniskiem, gdzie jakiś cudem wyłączyłem Stravę i nie zapisałem dotychczasowego szlaku zaczął się hardcor. Kamienie i dosłownie ściana nie do wjechania rowerem. Okazało się, że mi się szlaki pomyliły i pojechałem pieszym. Z połowę drogi prowadziłem rower.


Tu jeszcze próbowałem jechać

W końcu Sowa zdobyta. Akurat złapał mnie tam deszcz.


Zdobywca z nizin



Widoczki z Wielkiej Sowy

Zjazd już na pewno zielonym rowerowym MTB. Było OK… do czasu. Tutaj też fragment szlaku to kamienisty żleb, którym na dodatek płynęła woda. Śmierć w oczach. Przyznam się, że wymiękłem i sprowadziłem rower w najgorszym odcinku. Decyzja to prawdopodobnie ocaliła mi zdrowie, bo w jednym miejscu, był z metrowy uskok i raczej na pewno skończyło by się glebą. Na kamienie.


Tu podjąłem decyzję, że będzie zejście z buta. Na szczęście

Dalszy zjazd w terenie jak widać poniżej to już lajcik ;) Od trzymania pozycji zjazdowej i manewrowania rowerem uda piekły gorzej niż na podjeździe. A dzień później kiedy robię wpis, mam zakwasy w …rękach. MTB ;)




Szlaki strefy MTB

Tak to przez świerkowe bory najpierw pomarańczowym, a potem żółtym MTB dojechałem do Walimia. Po drodze jedno z wejść do kompleksu Rise.



W Walimia pojechałem na skróty, czyli przez górkę wąską asfaltówką. 2 km średnie nachylenie 9%. No to mi na dziś już starczy. Zjazd mega malowniczy. Ale już nawet fotek mi się nie chciało robić. Zresztą już dość mocno deszcz padał.

Tak to zakończył się pierwszy dzień Jarka Zdobywcy Gór z Nizin ;) Zrobiłem raptem 30 km, a czułem się jakbym przejechał 100 w Puszczy Bukowej. Tak długo i tyle wrażeń. Zmęczenie do ogarnięcia.

Może na koniec trochę danych faktograficznych. Mieszkam w Sierpnicy, czyli tam gdzie diabeł mówi dobranoc. Nie ma nawet sklepu. Zatrzymałem się w agroturystyce mającej certyfikat Sudeckiej Strefy MTB. Jest myjka dla rowerów, trochę żeli i batonów, zapasowe dętki, mapa strefy MTB do kupienia. Pewnie jak coś się zepsuje to można liczyć na pomoc z narzędziami. Mili gospodarze. Posiłki da się dogadać w godzinach takich aby mi pasowało. To propozycja gospodarzy. Jeszcze, żeby było kolarskie to byłoby pełne szczęście.


Punkt dostępu do Strefy MTB, czyli miejsce gdzie można dojechać autem i wsiąść na rower. Tu Przełęcz Walimska. Fajnie widać profile tras :)

P.S.W piątek bez roweru, bo lało całą noc, wszędzie błoto a czarne chmury zwiastowały dalsze ulewy. Było więc zwiedzania podziemi Rise i trochę turystyki pieszej. W sobotę dalej katujemy Cieniostwora.


  • DST 31.00km
  • Teren 31.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 13.29km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 1500kcal
  • Podjazdy 850m
  • Sprzęt Cieniostwór
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Ja pierniczę :-o Jarek jesteś szalony, nie skręć tam karku :) Ale znajdę chwilę to poczytam relacje z kolejnych dni bo fotki w tej są super :)
Trendix
- 21:43 środa, 8 czerwca 2016 | linkuj
Tak naprawdę na 41, bo cześć śladu się nie zapisała. Ha,ha właśnie muszę odwiedzić słynny 65 kilometr w Wałbrzychu. Za to serio dziś słyszałem poszukiwacza skarbów? w środku lasu. Motor MTB na bezludziu opartu o drzewo, a z krzaków dochodził dźwięk jakby licznika Gaigera.
Jarro
- 21:51 sobota, 4 czerwca 2016 | linkuj
No proszę - 850 m w pionie na 30 km, miazga.... Jeździj na młynku, to nie wstyd :-) No i faktycznie uważaj na zjazdach.
Dobra nawigacja, a te inne gadgety o których wspominałeś to pewnie wykrywacz metali i szpadel. Po prostu pojechałeś po złoty pociąg, albo przynajmniej po złotego mercedesa :-)
leszczyk
- 21:26 sobota, 4 czerwca 2016 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa dziki
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl