Czwartek, 2 czerwca 2016
Góry Sowie dzień I Wielka Sowa
No to żem się wyprawił w góry. Trochę dla sportu, a trochę
to wyjazd sentymentalny. Moi dziadkowie mieszkali u podnóża Gór Sowich, a ja urodziłem
się niedaleko i mieszkałem do 5 roku życia. Każde szczenięce wakacje to łąki,
pola i sad z pysznymi czereśniami, który był na zboczu Czeszki.Teraz zatrzymałem się po drugiej stronie gór. Teren, którego
praktycznie nie znam.
Przyjechałem o 13, kolacja umówiona na 18 więc trzeba zrobić jakiś mały rekonesans. Miałem jechać pomarańczową MTB, ale Pan gospodarz, który sam też jeździ stwierdził, że zielona jest ciekawsza. No to pojechałem. W stronę Rzeczki, pod górkę. Po mniej więcej 2,5km… umarłem. W pionie zrobiłem ze 200 metrów. Czyli dwa razy więcej niż największy podjazd w Puszczy Bukowej.
Tu mnie zmogło ;)
Po chwili odpoczynku pojechałem dalej mierząc już zamiary (czyli przełożenie) na możliwości. Po osiągnięciu szczytu, szaleńczy zjazd. Tak mi się wydawało, ale nie uprzedzajmy faktów.
No to z górki
Później znów pod górkę i tak to się znalazłem w Sokolcu u podnóża Wielkiej Sowy, czyli najwyższego szczytu Gór Sowich, na którą to prowadził wspomniany zielony MTB.
O kurcze jak tu ładnie
Hmmm… skoro wjechałem już ze 350 metrów do góry to jeszcze to 200 zrobię i zaliczę wspomnianą Sowę. To to jedziemy. Do schroniska jeszcze jakoś było, choć jak widać poniżej nie lekko.
25 - 30 % ?
Alibi na złapanie oddechu. Pomnik Carla Wiesena
Za schroniskiem, gdzie jakiś cudem wyłączyłem Stravę i nie zapisałem dotychczasowego szlaku zaczął się hardcor. Kamienie i dosłownie ściana nie do wjechania rowerem. Okazało się, że mi się szlaki pomyliły i pojechałem pieszym. Z połowę drogi prowadziłem rower.
Tu jeszcze próbowałem jechać
W końcu Sowa zdobyta. Akurat złapał mnie tam deszcz.
Zdobywca z nizin
Widoczki z Wielkiej Sowy
Zjazd już na pewno zielonym rowerowym MTB. Było OK… do czasu. Tutaj też fragment szlaku to kamienisty żleb, którym na dodatek płynęła woda. Śmierć w oczach. Przyznam się, że wymiękłem i sprowadziłem rower w najgorszym odcinku. Decyzja to prawdopodobnie ocaliła mi zdrowie, bo w jednym miejscu, był z metrowy uskok i raczej na pewno skończyło by się glebą. Na kamienie.
Tu podjąłem decyzję, że będzie zejście z buta. Na szczęście
Dalszy zjazd w terenie jak widać poniżej to już lajcik ;) Od trzymania pozycji zjazdowej i manewrowania rowerem uda piekły gorzej niż na podjeździe. A dzień później kiedy robię wpis, mam zakwasy w …rękach. MTB ;)
Szlaki strefy MTB
Tak to przez świerkowe bory najpierw pomarańczowym, a potem żółtym MTB dojechałem do Walimia. Po drodze jedno z wejść do kompleksu Rise.
W Walimia pojechałem na skróty, czyli przez górkę wąską asfaltówką. 2 km średnie nachylenie 9%. No to mi na dziś już starczy. Zjazd mega malowniczy. Ale już nawet fotek mi się nie chciało robić. Zresztą już dość mocno deszcz padał.
Tak to zakończył się pierwszy dzień Jarka Zdobywcy Gór z Nizin ;) Zrobiłem raptem 30 km, a czułem się jakbym przejechał 100 w Puszczy Bukowej. Tak długo i tyle wrażeń. Zmęczenie do ogarnięcia.
Może na koniec trochę danych faktograficznych. Mieszkam w Sierpnicy, czyli tam gdzie diabeł mówi dobranoc. Nie ma nawet sklepu. Zatrzymałem się w agroturystyce mającej certyfikat Sudeckiej Strefy MTB. Jest myjka dla rowerów, trochę żeli i batonów, zapasowe dętki, mapa strefy MTB do kupienia. Pewnie jak coś się zepsuje to można liczyć na pomoc z narzędziami. Mili gospodarze. Posiłki da się dogadać w godzinach takich aby mi pasowało. To propozycja gospodarzy. Jeszcze, żeby było kolarskie to byłoby pełne szczęście.
Punkt dostępu do Strefy MTB, czyli miejsce gdzie można dojechać autem i wsiąść na rower. Tu Przełęcz Walimska. Fajnie widać profile tras :)
P.S.W piątek bez roweru, bo lało całą noc, wszędzie błoto a czarne chmury zwiastowały dalsze ulewy. Było więc zwiedzania podziemi Rise i trochę turystyki pieszej. W sobotę dalej katujemy Cieniostwora.
Przyjechałem o 13, kolacja umówiona na 18 więc trzeba zrobić jakiś mały rekonesans. Miałem jechać pomarańczową MTB, ale Pan gospodarz, który sam też jeździ stwierdził, że zielona jest ciekawsza. No to pojechałem. W stronę Rzeczki, pod górkę. Po mniej więcej 2,5km… umarłem. W pionie zrobiłem ze 200 metrów. Czyli dwa razy więcej niż największy podjazd w Puszczy Bukowej.
Tu mnie zmogło ;)
Po chwili odpoczynku pojechałem dalej mierząc już zamiary (czyli przełożenie) na możliwości. Po osiągnięciu szczytu, szaleńczy zjazd. Tak mi się wydawało, ale nie uprzedzajmy faktów.
No to z górki
Później znów pod górkę i tak to się znalazłem w Sokolcu u podnóża Wielkiej Sowy, czyli najwyższego szczytu Gór Sowich, na którą to prowadził wspomniany zielony MTB.
O kurcze jak tu ładnie
Hmmm… skoro wjechałem już ze 350 metrów do góry to jeszcze to 200 zrobię i zaliczę wspomnianą Sowę. To to jedziemy. Do schroniska jeszcze jakoś było, choć jak widać poniżej nie lekko.
25 - 30 % ?
Alibi na złapanie oddechu. Pomnik Carla Wiesena
Za schroniskiem, gdzie jakiś cudem wyłączyłem Stravę i nie zapisałem dotychczasowego szlaku zaczął się hardcor. Kamienie i dosłownie ściana nie do wjechania rowerem. Okazało się, że mi się szlaki pomyliły i pojechałem pieszym. Z połowę drogi prowadziłem rower.
Tu jeszcze próbowałem jechać
W końcu Sowa zdobyta. Akurat złapał mnie tam deszcz.
Zdobywca z nizin
Widoczki z Wielkiej Sowy
Zjazd już na pewno zielonym rowerowym MTB. Było OK… do czasu. Tutaj też fragment szlaku to kamienisty żleb, którym na dodatek płynęła woda. Śmierć w oczach. Przyznam się, że wymiękłem i sprowadziłem rower w najgorszym odcinku. Decyzja to prawdopodobnie ocaliła mi zdrowie, bo w jednym miejscu, był z metrowy uskok i raczej na pewno skończyło by się glebą. Na kamienie.
Tu podjąłem decyzję, że będzie zejście z buta. Na szczęście
Dalszy zjazd w terenie jak widać poniżej to już lajcik ;) Od trzymania pozycji zjazdowej i manewrowania rowerem uda piekły gorzej niż na podjeździe. A dzień później kiedy robię wpis, mam zakwasy w …rękach. MTB ;)
Szlaki strefy MTB
Tak to przez świerkowe bory najpierw pomarańczowym, a potem żółtym MTB dojechałem do Walimia. Po drodze jedno z wejść do kompleksu Rise.
W Walimia pojechałem na skróty, czyli przez górkę wąską asfaltówką. 2 km średnie nachylenie 9%. No to mi na dziś już starczy. Zjazd mega malowniczy. Ale już nawet fotek mi się nie chciało robić. Zresztą już dość mocno deszcz padał.
Tak to zakończył się pierwszy dzień Jarka Zdobywcy Gór z Nizin ;) Zrobiłem raptem 30 km, a czułem się jakbym przejechał 100 w Puszczy Bukowej. Tak długo i tyle wrażeń. Zmęczenie do ogarnięcia.
Może na koniec trochę danych faktograficznych. Mieszkam w Sierpnicy, czyli tam gdzie diabeł mówi dobranoc. Nie ma nawet sklepu. Zatrzymałem się w agroturystyce mającej certyfikat Sudeckiej Strefy MTB. Jest myjka dla rowerów, trochę żeli i batonów, zapasowe dętki, mapa strefy MTB do kupienia. Pewnie jak coś się zepsuje to można liczyć na pomoc z narzędziami. Mili gospodarze. Posiłki da się dogadać w godzinach takich aby mi pasowało. To propozycja gospodarzy. Jeszcze, żeby było kolarskie to byłoby pełne szczęście.
Punkt dostępu do Strefy MTB, czyli miejsce gdzie można dojechać autem i wsiąść na rower. Tu Przełęcz Walimska. Fajnie widać profile tras :)
P.S.W piątek bez roweru, bo lało całą noc, wszędzie błoto a czarne chmury zwiastowały dalsze ulewy. Było więc zwiedzania podziemi Rise i trochę turystyki pieszej. W sobotę dalej katujemy Cieniostwora.
- DST 31.00km
- Teren 31.00km
- Czas 02:20
- VAVG 13.29km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 1500kcal
- Podjazdy 850m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Ja pierniczę :-o Jarek jesteś szalony, nie skręć tam karku :) Ale znajdę chwilę to poczytam relacje z kolejnych dni bo fotki w tej są super :)
Trendix - 21:43 środa, 8 czerwca 2016 | linkuj
No proszę - 850 m w pionie na 30 km, miazga.... Jeździj na młynku, to nie wstyd :-) No i faktycznie uważaj na zjazdach.
Dobra nawigacja, a te inne gadgety o których wspominałeś to pewnie wykrywacz metali i szpadel. Po prostu pojechałeś po złoty pociąg, albo przynajmniej po złotego mercedesa :-) leszczyk - 21:26 sobota, 4 czerwca 2016 | linkuj
Komentuj
Dobra nawigacja, a te inne gadgety o których wspominałeś to pewnie wykrywacz metali i szpadel. Po prostu pojechałeś po złoty pociąg, albo przynajmniej po złotego mercedesa :-) leszczyk - 21:26 sobota, 4 czerwca 2016 | linkuj