Informacje

  • Wszystkie kilometry: 21929.71 km
  • Km w terenie: 3652.47 km (16.66%)
  • Czas na rowerze: 42d 02h 41m
  • Prędkość średnia: 21.70 km/h
  • Więcej informacji.
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Follow me on Strava

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jarro.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2015

Dystans całkowity:927.30 km (w terenie 143.80 km; 15.51%)
Czas w ruchu:43:07
Średnia prędkość:21.51 km/h
Maksymalna prędkość:55.10 km/h
Suma podjazdów:3649 m
Suma kalorii:24953 kcal
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:66.24 km i 3h 04m
Więcej statystyk
Niedziela, 5 lipca 2015

Sprawdzić czy Puszcza Bukowa jeszcze stoi

Po tygodniu niewidzenie znajomych okolic postanowiłem sprawdzić, czy Puszcza Bukowa jeszcze stoi, czyli objechać ją dookoła. Uff stoi :) Po nocnych burzach pomysł rannej jazdy zapowiadał się nieźle. Niestety z przyczyn obiektywnych, udało mi się wyjść z domu dopiero o 10 i upałowi udało się mi trochę dokuczyć. Większość trasy jednak w przyjemnej temperaturze, fajne było szczególnie na odcinkach leśnych gdzie asfalt jeszcze nie wysechł.

Tym razem zabrałem na wycieczkę Rubi, bo Axis jeszcze nie doszedł do siebie po północnym kacu :) Od miesiąca, czyli skręcania kostki po raz pierwszy założyłem buty SPD. Wcześniej się nie dało. Da się już jeździć, prawie. Co ciekawe miałem wrażenie, że w prawej nodze (tej skręconej) powinienem przestawić blok w bucie. Hmmm czyżby coś mi się w stawie zmieniło? Zobaczę jak jeszcze trochę pojeżdżę. Tak w ogóle to w dalszym ciągu miękko, bez stawania na pedały, ciśnięcia na podjazdach i innych koksiarskich zachowań. 

Po drodze napatoczyłem się na zawody triathlonowe i Pani pilnująca ruchu (w jakiś moro) nie chciał mnie na drogą stronę krzyżówki przepuścić, taka była spięta. Dopiero policjant pomógł.
Przed Starym Czarnowem wyjazd w wielką górę błota, przed nowo położonym asfaltem. "Remont" drogi w tym miejscu to już nawet śmieszny nie jest. Tempo i sposób wykonywania prac, prześcignęło nawet to co śp. Bareja wymyślił.

Połowa trasy bez licznika, bo się bateryjka wyczerpała. Dziwne uczucie jak się jedzie nie wiedząc z jaką prędkością. Okazuje się, że to kolejne uzależnienie, tak jak brak telefonu komórkowego, czy czegoś do czytania jak się idzie do toalety :)




  • DST 57.60km
  • Czas 02:06
  • VAVG 27.43km/h
  • VMAX 47.90km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Kalorie 1269kcal
  • Podjazdy 251m
  • Sprzęt Rubi
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 3 lipca 2015

Rozjeżdżanie Północy V, czyli kot na gorąco

Tym razem wyruszyłem z mocny postanowieniem znalezienia DDR Łęgi -Buk, którą ostatnio haniebnie ominąłem. Pierwsza część trasy to droga przez las z Węgornika do Grzepnicy. Zdecydowanie lepsze niż testowana poprzednio do Bartoszewa ale też fragmentami mocno grzązłem. Z Grzepnicy dobrze znaną już drogą do Dobrej, i tam w końcu skręciłem tak jak trzeba czyli w ulicę Sportową, która doprowadziła mnie do wspomnianej DDR.  Droga w standardzie niemieckim, naprawdę nie ma do czego się przyczepić, tylko żal, że wszystkich nowych DDR tak nie budują.


Fragment DDR. Dalej było jeszcze ładniej i szerzej

Po dojechaniu do ronda granicznego obrałem kierunek na Rothenklempenow ( ja pierdziu - jak lubię niemieckie drogi tak nie lubię nazw niemieckich miejscowości). Pojechałem przez Mewegen. Droga jest rewelacyjna. Muszę się kiedyś tam wybrać Rubi. Takie asfalty to pieszczota dla jej kół. Rothen-tfu-klempenow okazało się bardzo fajną wioską.


"Wiejska chata" na tle kościoła barokowego

Oczywiście odwiedziłem pozostałości dawnego zamku. Wszedłem na schodzi licząc, że wieża będzie otwarta i uda się wejść na szczyt. Niestety drzwi były zamknięte, a ja musiałem czym prędzej ewakuować się na dół ze względu na jej aktualnych mieszkańców.


Wieża zamkowa


Okazałe stado paskowanych Messerchmittów, którym moja wizyta nie przypadła do gustu


Park zamkowy

Niestety nie udało mi się znaleźć gorzelni, która ponoć była w zamkowym folwarku, a piwniczka koło wieży była mocno zaryglowana.
No to o suchym pysku pojechałem nad jeziorko w pobliżu, bo gdzieś czytałem, że ładne. No może być, choć woda brudna.


Haussee

Przy okazji okazało się, że droga do jeziorka prowadzi do Lasu Dorotki.


Las Dorotki tylko 3 km

Po chwili namysłu, doszedłem do wniosku, że odpuszczę sobie penetrowanie zarośli innej Dorotki i wrócę do swojej. Po powrocie na właściwe tory, czyli do Czerwonych Klemp, czekała mnie ważniejsza decyzja. W lewo, czy w prawo, czyli do kot czy znów do Dobieszczyna . Kot wygrał, bo być na północy i nie odwiedzić kota to grzech niewybaczalny. No i w sumie doszedłem, do wniosku, że prędzej piwa napije się w Locknitz niż gdzieś na północnym wygwizdowiu. 
Plan powiódł się tylko częściowo. Wymyśliłem, że napije się na zamku. Niestety na zamku w piwnicy, było punkt informacji turystycznej. Oby was... :)


Zamek w Locknitz. W sumie tylko z nazwy, bo jakaś licha ta budowa

Niepocieszony pojechałem do kota.Jakoś nie trafiłem po drodze na sensowną knajpkę więc zdesperowany kupiłem browca w REWE, a napije się z kotem.


Cwaniak w cieniu się schował

Jak spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy, doszedłem do wniosku, że nie jesteśmy na tyle zaprzyjaźnieni aby wypić razem browara i pojechałem napić się z rybą. Co uczyniliśmy na parkingu przy drodze.


Rybka też była spragniona

Po wyjechaniu z parkingu trafiłem na całkiem spory wmordewind, do tego słoneczko raźnie prażące zamieniło się w full lampę, a nóżki po piwku zrobił mi się ciężkie. No i te hopki. Drogą do granicy umordowałem się nieziemsko. 


Droga przez mękę

Formę odzyskałem dopiero na bruk w kierunku Dobrej. W lesie było chłodniej i wiatr już nie męczył. Bruk odkryłem przypadkiem, bo tą drogą jeszcze nie jechałem. Następny przystanek pod sklepem, gdzie poszła cała 1,5 butelka wody. Większość do żołądka, cześć na głowę i reszta do bidonu. Oj był mi już mocno ciepło.

Taka mała dygresja. Podziwiam hardkorów, którzy dają radę jeździć w największe upały. Mój organizm przegrzewa się w takich warunkach i może to się źle skończyć. Wide setka w tamtym roku w czerwcowym upale i coś na kształt udaru cieplengo, który przeżyłem, pomimo kasku i odpowiedniej ilości picia. Dla odmiany z lekkim zdziwieniem czytam, zimowe wpisy o specjalnych ochraniaczach na stopy, które i tak marzną, grubych rękawicach itp. Mi wystarczą co najwyżej podwójne skarpetki do zwykłych butów, lekko góra i jest OK. Tak do minus 5. Widocznie jedni mają tak inni inaczej.

Po nawodnieniu i schłodzeniu organizmu, dalsza droga była już przyjemnością. Bartoszewo, Tanowo i żużlówka do Węgornika. I koniec.


Gunica - po drodze

Wyszło łącznie 72 km fajnej wycieczki. Okazało się, że na tym zakończyłem moje północe wyprawy. Byłe jeszcze plan na sobotę, ale przegrałem z upałem, jak zobaczyłem, że o 8 rano jest 29 stopni to sobie odpuściłem. Perspektywa siedzenia w wodzie z zimny drinkiem, była zdecydowanie atrakcyjniejsza niż smażenie się na asfalcie.
I tak jestem zadowolony a mojej eksploracji Terytoriów Północnych. Pomimo, trochę dokuczającej kostki i dość nieprzyjaznej temperatury większość planu została zrealizowana. I ekstra bonus, czyli żona wyciągnięta na rower dwa razy.


  • DST 72.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 03:33
  • VAVG 20.28km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Kalorie 2164kcal
  • Podjazdy 300m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 2 lipca 2015

Rozjeżdżanie Północy IV, czyli szukając cienia

To był pierwszy dzień upałów. Czytelników proszę o nie robienie wielkich oczu, bo wpis dodaje z lekki poślizgiem :)
Tym razem w ramach moich północnych wędrówek postanowiłem udać się do Niemiec, a po drodze zwiedzić DDR w kierunku Rieth.
Wyruszyłem o 8 rano i droga przez lasy Puszczy Wkrzańskiej była bardzo przyjemna.


Asfalciki Puszczy Wkrzańskiej

Tak sobie nieśpiesznie kręcąc i wypłaszając różne zwierzaki z zarośli dotarłem do drogi najpierw na Myślibórz Wielki, a potem w kierunku Nowego Warpna. Ta ostatnia jak dla mnie to jedna z fajniejszych dróg w okolicy. MA w sobie dużo uroku do tego gładziutki asfalt. Miałem też szczęście do malutkiego ruch samochodowego.
W końcu dotarłem do skrętu w DDR.


DDR do granicy

Droga jest fajna i malownicza. Zastanawia mnie tylko dlaczego w Polsce DDR-ki zwykle są robione z chropowatego asfaltu. Wystarczy tylko podpatrzyć technologię budowy u Niemców. Abstrahując już od samego komfortu jazdy to jest przecież w zimie w takie pory wchodzi woda, potem zamarza i potem to wszystko pęka się i kruszy. A może o to właśnie chodzi. Będzie robota przy naprawach. DDR kończy się na rzece granicznej :)


Rzeka graniczna
Po niemieckiej stronie małe rozczarowanie, bo tam już nie ma tak dobrze jak w Polsce.


Zjazd z DDR po niemieckiej stronie i widoczny po lewej stronie szlak rowerowy. Kolarką nie pojedziesz :)

Po jakimś kilometrze czy dwóch jazdy przez wertepy dotarłem do cywilizacji czy asfaltu i miejscowości Rieth. Tam się trochę pokręciłem szukają primo jakiegoś widoku na zalew a secundo dalszej drogi.

Oznaczenia jak to w Germanii mnogie, aż za mnogie

W końcu udało mi się znaleźć przystań jachtową i rzucić okiem na zalew.


Widok z przystani

Po wjechaniu do "centrum" Rieth miałem szansę spełnić rowerowy dobry uczynek. Pomogłem wydostać się z tej miejscowości niemieckiej rowerowej turystce, która stał bezradna pod kierunkowskazami. Przy okazji odkryłem, że na niemieckich mapach nazwy polskich miejscowości są po niemiecku, to raz a dwa, że jakoś nie mieści się im w głowie, że prom który jest zaznaczony na mapie nie pływa jakoś regularnie. Chodzi o ten w Nowym Warpnie. Turystka objeżdżała mały zalew i chciał tam przepłynąć. Suma sumarum i tak pojechała do Nowego Warpna, bo założyła, że widocznie źle mnie rozumie. Pojechała w końcu w kierunku, z którego ja przyjechałem a ja na Warsin. Po drodze bardzo fajna DDR przez las i nad zalewem. Postój przy wieży widokowej. W Warsin chwila zastanowienia, czy jechać do Starego Warpna, decyzja na nie, bo obiecałem żonie, że do 12 wrócę. Od tych rozmyślań zapomniałem w końcu poszukać widoku na Zalew.
Następny postój to Luckow, gdzie w kościele z przyjemnością skorzystałem z napojów i ciasteczek dla strudzonego wędrowca. Słońce zdrowo już przygrzewało, a w bidonie robiły się coraz większe pustki.


Poczęstunek. Ciasteczka były tylko 4, więc grzecznie zażarłem tylko dwa.


Wpisałem się do księgi pamiątkowej :)


Kościół w Luckow


Po drodze zajechałem jeszcze Christianbergu, ale stwierdziłem, że 5 ojro na oglądaniu ogrodu nie dam. Przyjadę ze sponsorką, czyli żoną :). Zresztą ciepło było.
Z Ahlbecku pojechałem drogą wzdłuż poligonu. Po drodze ostrzeżenie przed kolegą Adamem Z Goleniowa, czyli Pancernikiem z Legionów Ulicy :)


i spotkanie ze Strusiem prawdziwym a nie rowerowym.


Upał plus zwierzęta - poczułem się jak w Afryce

Z Hintersee do Dobieszczyna i na bazę. Bidon skończył się na granicy, więc już nie miałem ochoty na dalszej jeżdżenie. Dopiero z perspektywy czasu widzę, że nie było jeszcze aż tak gorąco :)





  • DST 74.10km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:35
  • VAVG 20.68km/h
  • VMAX 38.20km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 2050kcal
  • Podjazdy 298m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 1 lipca 2015

Rozjeżdżanie Północy III, czyli z Dorotką do Stolca

Za dużo to się w tym odcinku nie narozjeżdzałem Terytoriów Północnych. Dorotka dała się namówić na wieczorną wycieczką nad jezioro w Stolcu. Warunki były dwa - rower z miękkim siodełkiem i trasa 10 km. Pojechała więc rowerem z koszykiem, który ma siodło ho ho Selle Italia. Odkryłem to jak zdjąłem z niego żelowy pokrowiec :) Hmmm muszę poważnie z kolegą (właścicielem roweru) porozmawiać ;) Co do drugiego warunku powiedziałem, że nie będzie nawet 10 km, zapomniałem tylko dodać, że w jedną stronę.
Droga, która gdy była skuta lodem, jak to na północ przystało, była całkiem dobra. O tej porze roku okazała się w jednej trzeciej jedną wielką łachą piachu, po pozostałej części niewiele lepiej + sporo dziur i kamieni. No i węży i jaszczurek, bo padalec to też jaszczurka choć nie wygląda ;) Chyba płaz ,ale to Ula będzie wiedziała lepiej ;) Akurat chyba była ich pora wygrzewania, bo co kawałek można coś pełzało. Dobrze, że Dorotka była skupiona na trzymaniu kierownicy i nie zwracał uwagi na takie szczegóły, bo byśmy chyba nie dojechali :) Na szczęście raczej zaskrońce, choć jedna sztuka to mi pod żmiję podała.
Tak to studiując herpetologię dojechaliśmy na miejsce. Chwilka odpoczynku nad jeziorkiem. Łączka-plaża cała była wypełniona stolczanami w tym kwiatem lokalnej młodzieży więc warunków do odpoczynku nie było. Pojechaliśmy jeszcze obejrzeć pałacyk, który mój pracodawca :) przejął klika lat temu i ...tyle. Z tego co wiem, oddał w tym roku gminie, bo budynek od nie dbania o niego zaczął się zawalać. Teraz jest szansa, że coś w niego będzie.


Pałacyk, choć to Axis na pierwszy planie

Chciałem małżowinę namówić na powrót inną drogą, ale nie dała się tym razem naciągnąć na jakieś pętelki i wróciliśmy tak samo.


No to wracamy i grzęźniemy

Po drodze jeszcze rzut oka na Ośrodek Edukacji Ekologicznej w Bolkowie.  Chłopaki z WFOŚ to mają klawe życie. Ciekawe jak tam dojeżdżają potencjalne wycieczki jak nie ma żadnej drogi utwardzonej.


Ośrodek w Bolkowie, czyli 50% zabudowy w tej miejscowości

Na koniec jeszcze wizyta nad Świdwiem. Widok z wieży był malowniczy o tej godzinie, niestety żadna fotka nie wyszła sensownie. Miałem jeszcze ochotę na dalszą wycieczkę przy blasku księżyca, ale przyziemnie obowiązki (czyli szukanie kota) mnie uziemiły. Kot się i tak znalazł dopiero rano. Widocznie jego też ciepła noc i księżyc w pełni zafascynowały.





  • DST 16.80km
  • Teren 16.80km
  • Czas 01:35
  • VAVG 10.61km/h
  • VMAX 31.70km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Kalorie 374kcal
  • Podjazdy 21m
  • Sprzęt Kellys Axis
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl