Czwartek, 11 września 2014
30-tka po okolicy
Po tygodniu spędzonym głównie na siedzeniu w autokarze i dreptaniu w żółwim tempie od zabytku do zabytku przyszedł w końcu czas na rowerowe rozruszanie mięśni. Z powodu późnej godziny wyjazdu i braku przedniego oświetlenia ograniczyłem się do jazdy po okolicy i do zmroku. Wyszło 31 km. Dobre i to :)
- DST 31.00km
- Czas 01:19
- VAVG 23.54km/h
- VMAX 38.40km/h
- Temperatura 19.0°C
- Kalorie 1083kcal
- Podjazdy 331m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 2 września 2014
Runda grzybowa
Popołudniowa przejażdżka w celu rozruszania mięśni i znalezienia paru grzybków do jajecznicy na kolację.
Założone cele zostały zrealizowane :)
Wybrałem drogę prowadzącą akurat przez znane tereny grzybonośne - nawet o 19 w lesie sporo ludzi a lasy zadeptana i zaśmiecone jakby jakiś kataklizm przez nie się przetoczył. Biedne zwierzęta.
Założone cele zostały zrealizowane :)
Wybrałem drogę prowadzącą akurat przez znane tereny grzybonośne - nawet o 19 w lesie sporo ludzi a lasy zadeptana i zaśmiecone jakby jakiś kataklizm przez nie się przetoczył. Biedne zwierzęta.
- DST 40.38km
- Teren 11.00km
- Czas 01:49
- VAVG 22.23km/h
- VMAX 34.30km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 165 ( 88%)
- HRavg 140 ( 75%)
- Kalorie 1369kcal
- Podjazdy 180m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 sierpnia 2014
Iński Park Krajobrazowy
Postanowiłem przerwać rowerową rutynę, w którą popadłem i wybrać się gdzieś, gdzie jeszcze nie byłem. Niestety ze względu na tradycyjne ostatnio ograniczenia czasowe szaleństw być nie mogło i nie było. Wymyśliłem, że pojadę zobaczyć Wstęgę Ińską, czyli malowniczą drogę, biegnącą przez Iński Park Krajobrazowy, o której gdzieś kiedyś wyczytałem. Ze względu na wspomniane wyżej ograniczenia musiałem wspomóc się w dojeździe autem. Przy okazji oprócz wstęgi, która ma raptem coś z 10 km coś jeszcze zobaczyć. Rzut oka na mapę Ińska i okolic, która do tej pory niewykorzystana poniewierała się w domu i pomysł na trasę gotowy.
Transfer autem do miejscowości Długie, ot tak pasowała mi na punkt startowy. Pogoda nie nastrajała optymistycznie - jak wyjeżdżałem z domu o 9 to świeciło słońce i były 23 stopnie. Kawałek za Szczecinem pojawiła się mgła, która była coraz większa i na miejscu widoczność ze 100 metrów i temperatura 16. A ja na krótko i bez światła przedniego... No dobra, słońce grzeje to się przetrze :)
Samochód zostawiłem pod kościołem, wyładowałem Axisa i jazda. Kierunek Ińsko.
Na początku zimno jak cholera, mgła na polach i babie lato. Jesień na maksa. Ale słoneczko zaczęło się przedzierać i dosłownie w pół godziny zrobiło się ładnie, tak nagle, że nawet nie zdążyłem zrobić fotki babiego lata. Droga wzdłuż odnogi Jeziora Ińsko w sumie za dużo nie widać, bo drzewa i co chwila "teren prywatny".
Drawsko, czyli pierwsze jezioro na trasie. Widok na długą zatokę.
W Ińsku skręt w kierunku na drogę 151 w kierunku na Recz. Tereny w drugą stronę, czyli na północ udało mi się już kiedyś odwiedzić.
Przy wyjeździe zaskoczył mnie idealnie gładki asfalt i widok zakładu przemysłowego z imponującej wielkości kolumnami z blachy nierdzewnej. Po chwili już było jasne jaka to branża tak prężnie rozwija się na tych terenach.
Gładki asfalt i gigantyczna fabryka ...spirytusu :)
Upojony li tylko gładkim asfaltem, bo oparów nie było ani tyci, tyci raźno dotarłem do pierwszych zabudowań miejscowości Ciemnik, przed którą to następuje rozjazd w kierunku Dobrzan, czyli wjazd na słynną Wstęgę Ińską.
Początek Wstęgi Ińskiej - wygląda zachęcająco :)
Stosunkowo gładki asfalt widoczny powyżej dość szybko się skończył, droga wjechała w las, asfalt jeszcze bardziej się pogorszył i zaczęły się PŁYTY, których za chwilę.
Wstęga Ińska - zdjęcie z siodełka.
Droga rzeczywiście prowadzi malowniczo przez lasy mijając po drodze dwa jeziora ( fotki poniżej). Zakręt za zakrętem i lekkie górki. Ale szału nie ma.
Myślę, że to nie ta pora roku. Idealna wydaje się złota polska jesień, wtedy jeziora nie będę tak przesłonięte drzewami a jesienne kolory lasu dostarczą odpowiedniej oprawy. Niestety też droga nie sprzyja skupianiu się na podziwianiu widoków. Przez większą cześć prowadzi po betonowych płytach, których stan został przez lata mocno nadszarpnięty. Dziura za dziurą i trzeba po prostu patrzeć na drogę.
Jezioro Stubnica - bliżej podejść się nie dało
Jezioro Okunie
Wstęga Ińska kończy się po dojechaniu do drogi Chociwel - Dobrzany na wysokości miejscowości Kozy. Stamtąd pojechałem w kierunku Dobrzan i w mieście skręciłem na Krzemień. Po drodze bardzo urokliwe bliskie spotkanie z orłem bielikiem, który krążył nad pobliskim zagajnikiem. Niestety jak stanąłem, żeby mu zrobić fotkę i nagrać na filmiku usiadł na gałęzi i tak sobie czekaliśmy parę minut kto pierwszy się ruszy. Patową sytuację rozwiązał przejeżdżający ciągnik - bielik się poderwał i zanurkował na drugą stronę zagajnika i tyle go widziałem. Cóż pojechałem dalej :(
Droga do Krzemienia
W wiosce pojechałem na miejscową plażę i przez chwilę podziwiałem zarówno jezioro jak towarzyszącą mu świeżo zbudowaną infrastrukturę. Plaża, pomost, ławki, plac zabaw dla dzieci, sprzęt wody - i krystalicznie czysta woda z mnóstwem ryb. Czego chcieć więcej.
Jezioro Krzemień
Po chwili kontemplacji i uzupełnieniu zapasów energetycznych pojechałem w kierunku Bytowa. Tam przegapiłem miejscowe jezioro i pojechałem dalej oznakowanym szlakiem rowerowym. Po drodze planowałem skręcić na drogę oznakowaną jako szlak niebieski i wrócić do Dobrzan. Niestety ją też jakoś przegapiłem. Jak się zorientowałem to już nie chciało mi się wracać, tym bardziej, że jakaś po droga, którą mijałem miała oznaczenie "brak przejazdu za 2,5 km". Możliwe, że to właśnie ta.
No to sobie dalej jechałem podziwiając ińskie krajobrazy.
Czasami, było trochę pod górkę :)
Po drodze jeszcze rzut oka na jezioro Błotno. Widok zgodnie z nazwą nie był porywający i po dojechani do głównej drogi powrót przez Dobrzany do samochodu.
Podsumowując: Fajna wycieczka w urokliwe tereny, ładne jeziora i czystej wodzie. Myślę, że jesienią podczas słonecznych dni jest tam prześlicznie. Niestety drogi w znacznej większości mają fatalną nawierzchnię. Tym razem podczs tej dość krótkiej wycieczki miałem niezłą amplitudę temperatur od +16 (odczuwana znacznie mnie) do +25 a w słońcu +32 (tyle pokazywał termometr w aucie). Konfiguracja terenu też ciekawa, sporo górek niby niepozornych a wykres wysokości na endomondo wygląda jak z królewskiego etapu wielkiego touru. Sam rysunek a nie przewyższenia rzecz jasna :). Miło było szkoda, że tak krótko.
Transfer autem do miejscowości Długie, ot tak pasowała mi na punkt startowy. Pogoda nie nastrajała optymistycznie - jak wyjeżdżałem z domu o 9 to świeciło słońce i były 23 stopnie. Kawałek za Szczecinem pojawiła się mgła, która była coraz większa i na miejscu widoczność ze 100 metrów i temperatura 16. A ja na krótko i bez światła przedniego... No dobra, słońce grzeje to się przetrze :)
Samochód zostawiłem pod kościołem, wyładowałem Axisa i jazda. Kierunek Ińsko.
Na początku zimno jak cholera, mgła na polach i babie lato. Jesień na maksa. Ale słoneczko zaczęło się przedzierać i dosłownie w pół godziny zrobiło się ładnie, tak nagle, że nawet nie zdążyłem zrobić fotki babiego lata. Droga wzdłuż odnogi Jeziora Ińsko w sumie za dużo nie widać, bo drzewa i co chwila "teren prywatny".
Drawsko, czyli pierwsze jezioro na trasie. Widok na długą zatokę.
W Ińsku skręt w kierunku na drogę 151 w kierunku na Recz. Tereny w drugą stronę, czyli na północ udało mi się już kiedyś odwiedzić.
Przy wyjeździe zaskoczył mnie idealnie gładki asfalt i widok zakładu przemysłowego z imponującej wielkości kolumnami z blachy nierdzewnej. Po chwili już było jasne jaka to branża tak prężnie rozwija się na tych terenach.
Gładki asfalt i gigantyczna fabryka ...spirytusu :)
Upojony li tylko gładkim asfaltem, bo oparów nie było ani tyci, tyci raźno dotarłem do pierwszych zabudowań miejscowości Ciemnik, przed którą to następuje rozjazd w kierunku Dobrzan, czyli wjazd na słynną Wstęgę Ińską.
Początek Wstęgi Ińskiej - wygląda zachęcająco :)
Stosunkowo gładki asfalt widoczny powyżej dość szybko się skończył, droga wjechała w las, asfalt jeszcze bardziej się pogorszył i zaczęły się PŁYTY, których za chwilę.
Wstęga Ińska - zdjęcie z siodełka.
Droga rzeczywiście prowadzi malowniczo przez lasy mijając po drodze dwa jeziora ( fotki poniżej). Zakręt za zakrętem i lekkie górki. Ale szału nie ma.
Myślę, że to nie ta pora roku. Idealna wydaje się złota polska jesień, wtedy jeziora nie będę tak przesłonięte drzewami a jesienne kolory lasu dostarczą odpowiedniej oprawy. Niestety też droga nie sprzyja skupianiu się na podziwianiu widoków. Przez większą cześć prowadzi po betonowych płytach, których stan został przez lata mocno nadszarpnięty. Dziura za dziurą i trzeba po prostu patrzeć na drogę.
Jezioro Stubnica - bliżej podejść się nie dało
Jezioro Okunie
Wstęga Ińska kończy się po dojechaniu do drogi Chociwel - Dobrzany na wysokości miejscowości Kozy. Stamtąd pojechałem w kierunku Dobrzan i w mieście skręciłem na Krzemień. Po drodze bardzo urokliwe bliskie spotkanie z orłem bielikiem, który krążył nad pobliskim zagajnikiem. Niestety jak stanąłem, żeby mu zrobić fotkę i nagrać na filmiku usiadł na gałęzi i tak sobie czekaliśmy parę minut kto pierwszy się ruszy. Patową sytuację rozwiązał przejeżdżający ciągnik - bielik się poderwał i zanurkował na drugą stronę zagajnika i tyle go widziałem. Cóż pojechałem dalej :(
Droga do Krzemienia
W wiosce pojechałem na miejscową plażę i przez chwilę podziwiałem zarówno jezioro jak towarzyszącą mu świeżo zbudowaną infrastrukturę. Plaża, pomost, ławki, plac zabaw dla dzieci, sprzęt wody - i krystalicznie czysta woda z mnóstwem ryb. Czego chcieć więcej.
Jezioro Krzemień
Po chwili kontemplacji i uzupełnieniu zapasów energetycznych pojechałem w kierunku Bytowa. Tam przegapiłem miejscowe jezioro i pojechałem dalej oznakowanym szlakiem rowerowym. Po drodze planowałem skręcić na drogę oznakowaną jako szlak niebieski i wrócić do Dobrzan. Niestety ją też jakoś przegapiłem. Jak się zorientowałem to już nie chciało mi się wracać, tym bardziej, że jakaś po droga, którą mijałem miała oznaczenie "brak przejazdu za 2,5 km". Możliwe, że to właśnie ta.
No to sobie dalej jechałem podziwiając ińskie krajobrazy.
Czasami, było trochę pod górkę :)
Po drodze jeszcze rzut oka na jezioro Błotno. Widok zgodnie z nazwą nie był porywający i po dojechani do głównej drogi powrót przez Dobrzany do samochodu.
Podsumowując: Fajna wycieczka w urokliwe tereny, ładne jeziora i czystej wodzie. Myślę, że jesienią podczas słonecznych dni jest tam prześlicznie. Niestety drogi w znacznej większości mają fatalną nawierzchnię. Tym razem podczs tej dość krótkiej wycieczki miałem niezłą amplitudę temperatur od +16 (odczuwana znacznie mnie) do +25 a w słońcu +32 (tyle pokazywał termometr w aucie). Konfiguracja terenu też ciekawa, sporo górek niby niepozornych a wykres wysokości na endomondo wygląda jak z królewskiego etapu wielkiego touru. Sam rysunek a nie przewyższenia rzecz jasna :). Miło było szkoda, że tak krótko.
- DST 62.10km
- Teren 5.00km
- Czas 02:52
- VAVG 21.66km/h
- VMAX 44.60km/h
- Temperatura 22.0°C
- HRmax 176 ( 94%)
- HRavg 144 ( 77%)
- Kalorie 2460kcal
- Podjazdy 444m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 27 sierpnia 2014
Puszcza Bukowa - standardowa rundka
Dziś nie planowałem roweru, ale żona umówiła się z koleżanką, więc nie chciałem im się narzucać moją skromną osobą :).
Była więc rundka przez Puszczę Bukową. Standardową trasą i bez przygód.
Była więc rundka przez Puszczę Bukową. Standardową trasą i bez przygód.
- DST 35.26km
- Czas 01:36
- VAVG 22.04km/h
- VMAX 40.10km/h
- Temperatura 21.0°C
- HRmax 175 ( 94%)
- HRavg 144 ( 77%)
- Kalorie 1189kcal
- Podjazdy 384m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 26 sierpnia 2014
Puszcza Goleniowska drogą pożarową
Kolejna trasa z cyklu "szukanie dróg alternatywnych". Tym razem po analizie google maps postanowiłem sprawdzić jak wyglądaj drogi ciągnące się od szutrówki Wilegowo-Sowno do dziurawej asfaltówki Kliniska - Stawno.
Na początku dobrze znaną drogą do Wilegowa i wspomnianą szutrówka w kierunku Sowna. Na wysokości kopalni torfu skręt w drogą pożarową prowadzącą prosto do "chociwelki". Droga znana z racji zbierania grzybów w pobliżu, czy choćby...jazdy na nartach biegowych - do czego zresztą niezbyt się nadaje. Rowerem jakoś jej jeszcze nie przejechałem więc była pora najwyższa.
Po drodze trochę pustyni i wrzosowisk....
Gobi koło Wielgowa :)
Idzie jesień :(
Po dojechaniu do "chociwelki" kawałek w prawo po poboczu i udało się znaleźć zjazd w nową drogę pożarową. Ta to już dla mnie terra incognita. Na początku nawet nawierzchnia z czegoś na kształt asfaltu, później piaskowo-kamieniście. Jeżeli ktoś ma opony nieodporne na przebicia to nie polecam, bo długimi odcinkami droga jest wysypana ostrymi kamieniami. Uff udało się przejechać bez kapcia.
Droga pożarowa - w tej części z przyjazną nawierzchnią
Droga generalnie prowadzi prosto jak strzelił i zaprowadziła mnie do wspomnianej dziurawej asfaltówki Kliniska - Stawno tuż za rozjazdem na Strumiany.
Stamtąd skierowałem się do Klinisk i jeszcze zrobiłem rundkę przez Lubczynę do domu. Po drodze dość nieoczekiwane spotkanie z nisko lecącym obiektem....
Prawie za nogi go można było złapać :)
Leciało ich nad polami trzech ale tylko jednemu udało mi się cyknąć fotkę podczas jazdy. Po za tym bez sensacji.
Po urlopie forma w końcu zaczyna wracać do normy, bo dziś kręciło mi się już jak przed a na asfalcie średnia wyszła prawie 26 km/h przy tętnie 130-140.
Na początku dobrze znaną drogą do Wilegowa i wspomnianą szutrówka w kierunku Sowna. Na wysokości kopalni torfu skręt w drogą pożarową prowadzącą prosto do "chociwelki". Droga znana z racji zbierania grzybów w pobliżu, czy choćby...jazdy na nartach biegowych - do czego zresztą niezbyt się nadaje. Rowerem jakoś jej jeszcze nie przejechałem więc była pora najwyższa.
Po drodze trochę pustyni i wrzosowisk....
Gobi koło Wielgowa :)
Idzie jesień :(
Po dojechaniu do "chociwelki" kawałek w prawo po poboczu i udało się znaleźć zjazd w nową drogę pożarową. Ta to już dla mnie terra incognita. Na początku nawet nawierzchnia z czegoś na kształt asfaltu, później piaskowo-kamieniście. Jeżeli ktoś ma opony nieodporne na przebicia to nie polecam, bo długimi odcinkami droga jest wysypana ostrymi kamieniami. Uff udało się przejechać bez kapcia.
Droga pożarowa - w tej części z przyjazną nawierzchnią
Droga generalnie prowadzi prosto jak strzelił i zaprowadziła mnie do wspomnianej dziurawej asfaltówki Kliniska - Stawno tuż za rozjazdem na Strumiany.
Stamtąd skierowałem się do Klinisk i jeszcze zrobiłem rundkę przez Lubczynę do domu. Po drodze dość nieoczekiwane spotkanie z nisko lecącym obiektem....
Prawie za nogi go można było złapać :)
Leciało ich nad polami trzech ale tylko jednemu udało mi się cyknąć fotkę podczas jazdy. Po za tym bez sensacji.
Po urlopie forma w końcu zaczyna wracać do normy, bo dziś kręciło mi się już jak przed a na asfalcie średnia wyszła prawie 26 km/h przy tętnie 130-140.
- DST 50.69km
- Teren 12.00km
- Czas 02:14
- VAVG 22.70km/h
- VMAX 30.80km/h
- Temperatura 21.0°C
- HRmax 161 ( 86%)
- HRavg 142 ( 76%)
- Kalorie 1740kcal
- Podjazdy 120m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 24 sierpnia 2014
Do Wirowa
Rano tradycyjne już rozmyślanie - gdzie by tu pojechać, aby nie było nudo. Tym razem wymyśliłem, że pojadę zobaczyć chyba ostatnie już jezioro w okolicy, którego nie widziałem, czyli Jezioro Wirów. Przy okazji zaliczę kawałek nieznanej drogi z Gryfina w kierunku na Linie.
Wyjazd dopiero o 9:30 bo coś zimny ranek był a kurtki nie chciało mi się brać. Droga do Gryfina bez przygód cały czas pod zimny wiatr.
Z Gryfina na Linie miła niespodzianka droga całkiem malownicza, pełna lekkich hopek więc jechało się bardzo przyjemnie, pomimo dziurawego asfaltu - na przeciwnym pasie ruchu jest lepszy. Za wsią Wirów zjechałem na brzeg jeziora, niestety nie dało się go objechać w koło, bo ktoś kupił cześć terenu i droga się kończy pod bramą. Jezioro całe dookoła zarośnięte drzewami. Może z drugiej strony widok byłby lepszy, ale tam już nie dotarłem.
Jezioro Wirów
Czując narastający zimny wiatr i widząc coraz ciemniejsze chmury postanowiłem już nie kombinować i kierować się mniej więcej w kierunku domu. Pojechałem przez Chwarstnicę i Sobieradz w kierunku Dzenina.
Droga Sobieradz- Dzenin teżhopki
Z Dzenina zabawiłem się w odkrywce i zamiast grzecznie asfaltówką do Garda to pojechałem żwirówką przez pola- okazało się, że do Żelisławca. Na drodze spotkałem stado bażantów i dwie sarny. Niestety wszystkie zwierzaki zdążyły czmychnąć zanim wyjąłem aparat.
Aleja kasztanowców nie dała rady i jest sfotografowana :). Fajna droga.
Aleja usychających kasztanowców
Z Żelisławca pojechałem już dobrze znaną drogą w kierunku Starego Czarnowa i dalej już przez Wielgowo do domu. Po drodze cały czas dokuczał dość zimny, silny wiatr. Czasami pomagał ale w większości boczy albo w twarz. Ogólnie trasa na odcinku Gryfino - Starcze Czarnowo bardzo fajna, bo prawie ciągle składająca się z niewielkich wzniesień.
Trasa przejechana na 0,5 wody z sokiem, 0,25 coli i 1 bananie. Po urlopie wzrósł mi o 1 % poziom tłuszczu w organizmie więc tym razem był "fat burning" a nie tylko jazda na cukrze :). Ot taki cel co by nie było nudno.
Wyjazd dopiero o 9:30 bo coś zimny ranek był a kurtki nie chciało mi się brać. Droga do Gryfina bez przygód cały czas pod zimny wiatr.
Z Gryfina na Linie miła niespodzianka droga całkiem malownicza, pełna lekkich hopek więc jechało się bardzo przyjemnie, pomimo dziurawego asfaltu - na przeciwnym pasie ruchu jest lepszy. Za wsią Wirów zjechałem na brzeg jeziora, niestety nie dało się go objechać w koło, bo ktoś kupił cześć terenu i droga się kończy pod bramą. Jezioro całe dookoła zarośnięte drzewami. Może z drugiej strony widok byłby lepszy, ale tam już nie dotarłem.
Jezioro Wirów
Czując narastający zimny wiatr i widząc coraz ciemniejsze chmury postanowiłem już nie kombinować i kierować się mniej więcej w kierunku domu. Pojechałem przez Chwarstnicę i Sobieradz w kierunku Dzenina.
Droga Sobieradz- Dzenin teżhopki
Z Dzenina zabawiłem się w odkrywce i zamiast grzecznie asfaltówką do Garda to pojechałem żwirówką przez pola- okazało się, że do Żelisławca. Na drodze spotkałem stado bażantów i dwie sarny. Niestety wszystkie zwierzaki zdążyły czmychnąć zanim wyjąłem aparat.
Aleja kasztanowców nie dała rady i jest sfotografowana :). Fajna droga.
Aleja usychających kasztanowców
Z Żelisławca pojechałem już dobrze znaną drogą w kierunku Starego Czarnowa i dalej już przez Wielgowo do domu. Po drodze cały czas dokuczał dość zimny, silny wiatr. Czasami pomagał ale w większości boczy albo w twarz. Ogólnie trasa na odcinku Gryfino - Starcze Czarnowo bardzo fajna, bo prawie ciągle składająca się z niewielkich wzniesień.
Trasa przejechana na 0,5 wody z sokiem, 0,25 coli i 1 bananie. Po urlopie wzrósł mi o 1 % poziom tłuszczu w organizmie więc tym razem był "fat burning" a nie tylko jazda na cukrze :). Ot taki cel co by nie było nudno.
- DST 73.72km
- Teren 5.00km
- Czas 03:12
- VAVG 23.04km/h
- VMAX 39.10km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 171 ( 91%)
- HRavg 145 ( 77%)
- Kalorie 2548kcal
- Podjazdy 303m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 22 sierpnia 2014
Popołudniowy wypadzik do puszczy
Trzeba było zobaczyć niewidzianą od ponad miesiąca Puszczę Bukową. Tym razem trasa przez oś. Bukowe wyremontowaną drogą górską i po wjechaniu na przełęcz kierunek na Podjuchy. Drogą podjeżdżało mi się gorzej niż kiedyś, bo na szutrze koła mi się uślizgiwały. Przy zjeżdżaniu asfaltówką w kierunku Podjuch odbiłem w las brukowaną drogą na szlak niebieski. Po niecałym kilometrze trzęsawki w lewo po górę wąską leśną ścieżką.
Bagnisko przy zjeździe z bruku
Po chwili wspinaczki dotarłem do skrzyżowania szlaków i rezerwatu Bukowe Zdroje
Chwila na łyk z bidonu i wyrównanie oddechu :)
Ze skrzyżowania udałem się żółtym szlakiem. Droga wybitnie malownicza. Namiastka prawdziwych gór.
Na żółtym szlaku, niestety zdjęcia nie oddają uroku tej drogi
Żółty szlak dochodzi z powrotem do brukowanej drogi. Niestety od tego miejsca kocie łby zamieniają się w koszmarne błoto.
Ehhh a taki miałem czysty rowerek...
Z Puszczy Bukowej wyjechałem na ulicę Mączną w okolicach szpitala. Dalej do Zdroji i do Dąbia. Na koniec jeszcze rundka w kierunku Wielgowa, co by trochę obtłuc błoto z opon.
Forma nadal jeszcze nie taka jak przed urlopem, ale już troszkę lepiej.
Bagnisko przy zjeździe z bruku
Po chwili wspinaczki dotarłem do skrzyżowania szlaków i rezerwatu Bukowe Zdroje
Chwila na łyk z bidonu i wyrównanie oddechu :)
Ze skrzyżowania udałem się żółtym szlakiem. Droga wybitnie malownicza. Namiastka prawdziwych gór.
Na żółtym szlaku, niestety zdjęcia nie oddają uroku tej drogi
Żółty szlak dochodzi z powrotem do brukowanej drogi. Niestety od tego miejsca kocie łby zamieniają się w koszmarne błoto.
Ehhh a taki miałem czysty rowerek...
Z Puszczy Bukowej wyjechałem na ulicę Mączną w okolicach szpitala. Dalej do Zdroji i do Dąbia. Na koniec jeszcze rundka w kierunku Wielgowa, co by trochę obtłuc błoto z opon.
Forma nadal jeszcze nie taka jak przed urlopem, ale już troszkę lepiej.
- DST 31.50km
- Teren 11.00km
- Czas 01:36
- VAVG 19.69km/h
- VMAX 37.90km/h
- Temperatura 21.0°C
- HRmax 178 ( 95%)
- HRavg 140 ( 75%)
- Kalorie 1033kcal
- Podjazdy 515m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 22 sierpnia 2014
Test roweru miejskiego
No i stało się. Mamy w Szczecinie rower miejski. System o dumnej nazwie Bike_S ruszył z dwutygodniowym opóźnieniem. Oczywiście nie mogłem się powstrzymać aby się przejechać. Zrobiłem rundką tak aby zaliczyć i podjazd (górka na Jagiellońskiej) i zjazd i kostkę i nawet szuter w Parku Kasprowicza.
Wrażenia - dobrze, że coś takiego jak system "rower miejski" powstało. I koniec pozytywów. Sam rower mi się nie podoba. To, że jest ciężki to jeszcze rozumiem, ale czy nie można było masy bardziej zrównoważyć? Przód jest nieproporcjonalnie ciężki w stosunku do tyłu. Bagażnik ze stalowych rurek i zamek magnetyczny robią swoje. W efekcie miałem cały czas dziwne uczucie niestabilności. Może jednak bagażnik powinien być z tyłu?
Rower jak dla mnie ma bardzo niewygodną kierownicę. Dosłownie po 5 minutach zaczęły boleć mnie ręce w łokciach i dalej jechałem jeżeli się tylko dało z przedramionami położonymi na kierownicy - jak zawodowi kolarze po 200 km ...:)
Siodełko niby miękkie ale jakieś taki dupoodparzające. I największy minus na koniec - byłem pewnie drugim, trzecim a może i pierwszym użytkownikiem danego egzemplarza - i niestety łańcuch przeskakiwał przy mocniejszym naciśnięciem na padał. Jeżeli to norma a nie tylko wada mojego egzemplarza to jakoś nie wyobrażam sobie co będzie już z miesiąc.
Ale żeby nie było, że tylko negatywy - stosunkowo dobrze rower zachowuje się na szutrze, całkiem nieźle jak na sprzęt bez amora tłumi drgania na kostce no i fajnie się rozpędza z górki, chyba dzięki super ciężkiemu przodowi. Z Mickiewicza udało cię wyciągnąć około 35 km/h. Biegi wchodzą dobrze, choć trzy to jakoś za mało. Aha jak dla mnie hamulec w pedale to maskara, mało się nie zabiłem ze dwa razy:), no ale to kwestia przyzwyczajenia.
Podsumowując: Fajnie, że rower miejski jest. Wydaje mi się jednak, że sam sprzęt powinien być jednak lepszy. Nie podobało mi się, że prawobrzeże Szczecina zostało wyłączone z systemu, teraz po przejażdżce jakoś już mniej tego żałuję...
Wrażenia - dobrze, że coś takiego jak system "rower miejski" powstało. I koniec pozytywów. Sam rower mi się nie podoba. To, że jest ciężki to jeszcze rozumiem, ale czy nie można było masy bardziej zrównoważyć? Przód jest nieproporcjonalnie ciężki w stosunku do tyłu. Bagażnik ze stalowych rurek i zamek magnetyczny robią swoje. W efekcie miałem cały czas dziwne uczucie niestabilności. Może jednak bagażnik powinien być z tyłu?
Rower jak dla mnie ma bardzo niewygodną kierownicę. Dosłownie po 5 minutach zaczęły boleć mnie ręce w łokciach i dalej jechałem jeżeli się tylko dało z przedramionami położonymi na kierownicy - jak zawodowi kolarze po 200 km ...:)
Siodełko niby miękkie ale jakieś taki dupoodparzające. I największy minus na koniec - byłem pewnie drugim, trzecim a może i pierwszym użytkownikiem danego egzemplarza - i niestety łańcuch przeskakiwał przy mocniejszym naciśnięciem na padał. Jeżeli to norma a nie tylko wada mojego egzemplarza to jakoś nie wyobrażam sobie co będzie już z miesiąc.
Ale żeby nie było, że tylko negatywy - stosunkowo dobrze rower zachowuje się na szutrze, całkiem nieźle jak na sprzęt bez amora tłumi drgania na kostce no i fajnie się rozpędza z górki, chyba dzięki super ciężkiemu przodowi. Z Mickiewicza udało cię wyciągnąć około 35 km/h. Biegi wchodzą dobrze, choć trzy to jakoś za mało. Aha jak dla mnie hamulec w pedale to maskara, mało się nie zabiłem ze dwa razy:), no ale to kwestia przyzwyczajenia.
Podsumowując: Fajnie, że rower miejski jest. Wydaje mi się jednak, że sam sprzęt powinien być jednak lepszy. Nie podobało mi się, że prawobrzeże Szczecina zostało wyłączone z systemu, teraz po przejażdżce jakoś już mniej tego żałuję...
- DST 5.87km
- Czas 00:21
- VAVG 16.77km/h
- VMAX 34.60km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 193kcal
- Podjazdy 77m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 19 sierpnia 2014
Spacerowo po lesie
Tym razem naszła mnie ochota odwiedzić nie widziane od miesiąca lasy Puszczy Goleniowskiej. Pomimo mało optymistycznej prognozy - miało padać w ciągu godziny - nie mogłem się oprzeć i hop na rower. Kierunek i trasa dobrze znana i sprawdzona, czyli przez Wielgowo szutrówką w kierunku Sowna, za torfowiskiem skręt na Reptowo, a dalej Kobylanka i leśną drogą powrót przez Płonie i Kijewo do domu. Po drodze jeszcze na chwilkę do rodziców. Udało się zdążyć przed deszczem, który rozpadał się 10 minut po powrocie do domu.
Trasa w tempie spacerowym, puls w granicach 120 -130. Po drodze trochę pogadałem ze rowerzystą, który przeciągał na rowerze młodego (syna lub wnuczka). Pogaduch na różne tematy i przy okazji dowiedziałem, że tą "obrzydliwą, brudną wodę" z Miedwia pije tylko Szczecin, a Stargard ma inne ujęcie znacznie lepszej wody.
Po za tym, że w lesie nie ma jeszcze grzybów to już nic ciekawego.
Trasa w tempie spacerowym, puls w granicach 120 -130. Po drodze trochę pogadałem ze rowerzystą, który przeciągał na rowerze młodego (syna lub wnuczka). Pogaduch na różne tematy i przy okazji dowiedziałem, że tą "obrzydliwą, brudną wodę" z Miedwia pije tylko Szczecin, a Stargard ma inne ujęcie znacznie lepszej wody.
Po za tym, że w lesie nie ma jeszcze grzybów to już nic ciekawego.
- DST 42.67km
- Teren 21.00km
- Czas 02:07
- VAVG 20.16km/h
- VMAX 37.20km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 1398kcal
- Podjazdy 156m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 16 sierpnia 2014
IX Maraton MTB Dookoła Jeziora Miedwie
To nie był mój dzień. Co prawda spodziewałem się kiepskiego wyniku, bo trudno o inny jak się jedzie na zawody wprost po urlopie ale nie myślałem, że się tak umęczę.
W tym roku start punktualnie o 10. Udało mi się nawet wystartować w pierwszej połowie ponad 200 osobowej grupy. Po wyjeździe na DK10 od razu poszedł ostry gaz, mając w zasięgu wzroku czołówkę postanowiłem nie tracić czasu tak jak w tamtym roku tylko trzymać koło dużej grupy. Nie wiem czy to doby pomysł, bo i tak nie jechałem w zwartym peletonie. Przez mniej więcej 5 km wszystko było ok, potem paskudnie rozbolał mnie żołądek. Nie wiem czy to po śniadaniu - makaron a lekkim sosem mięsnym czy od batonu energetycznego zjedzonego 10 min przed startem. natychmiast spadła mi prędkość, grupa odjechała i coraz więcej osób zaczeło mnie wyprzedzać- walczyłem jeszcze z bólem jeszcze jakieś 10 km utrzymując prędkość koło 30 km/h. Zacząłem się zastanawiać czy to aby na pewno żołądek a nie serce, z którym mam od czasu do czasu pewne problemy. No to sobie odpuściłem. Zwolniłem jeszcze bardziej i tak w swoim tempie jechałem do mety. Głównie sam, czasami w 2-3 osobowej grupce. Na płytach dodatkowo doszedł ból w biodrze i przejechałem je z prędkością około 20 km/h. Podjazdy pokonane bez większych problemów, niestety na pierwszym - tym za łachą piachu musiałem rower prowadzić, bo ...prowadzili wszyscy i nie sposób było przejechać.
W tym roku pierwsza kobieta wyprzedziła mnie przed płytami, rok temu 5 km przed metą...Na cóż :).
Na mecie spotkałem znajomych z Gryfusa, którzy praktycznie wszyscy startowali w grupie M3, nie licząc kobiet :), Chwila na pogaduchy, potem poszukałem syna, który jako M2 przyjechał dużo wcześniej i już zaczął się poważnie martwić czy aby mi się coś nie stało, że mnie jeszcze nie ma :). Potem obiad, niestety zimny i pojechaliśmy do domu się trochę ogarnąć i przebrać. Wróciliśmy na dekorację i losowanie nagród. Niestety osłody nie były i znów nic nie wylosowaliśmy.
Podsumowując: Czas gorszy niż rok temu o ponad 12 minut. Spodziewałem się kiepskiego wyniku, ale nie myślałem, że trasa mnie tak umęczy. Rok temu wystartowałem kiepsko ale na trasie miałem dużo frajdy jak wyprzedzałem mnóstwo osób, tym razem mnóstwo osób wyprzedzało mnie. No ale jak się 16 sierpnia siada na rower drugi raz w miesiącu to nie ma co narzekać ....:)
Na trasie
Na mecie © Madbike
W tym roku start punktualnie o 10. Udało mi się nawet wystartować w pierwszej połowie ponad 200 osobowej grupy. Po wyjeździe na DK10 od razu poszedł ostry gaz, mając w zasięgu wzroku czołówkę postanowiłem nie tracić czasu tak jak w tamtym roku tylko trzymać koło dużej grupy. Nie wiem czy to doby pomysł, bo i tak nie jechałem w zwartym peletonie. Przez mniej więcej 5 km wszystko było ok, potem paskudnie rozbolał mnie żołądek. Nie wiem czy to po śniadaniu - makaron a lekkim sosem mięsnym czy od batonu energetycznego zjedzonego 10 min przed startem. natychmiast spadła mi prędkość, grupa odjechała i coraz więcej osób zaczeło mnie wyprzedzać- walczyłem jeszcze z bólem jeszcze jakieś 10 km utrzymując prędkość koło 30 km/h. Zacząłem się zastanawiać czy to aby na pewno żołądek a nie serce, z którym mam od czasu do czasu pewne problemy. No to sobie odpuściłem. Zwolniłem jeszcze bardziej i tak w swoim tempie jechałem do mety. Głównie sam, czasami w 2-3 osobowej grupce. Na płytach dodatkowo doszedł ból w biodrze i przejechałem je z prędkością około 20 km/h. Podjazdy pokonane bez większych problemów, niestety na pierwszym - tym za łachą piachu musiałem rower prowadzić, bo ...prowadzili wszyscy i nie sposób było przejechać.
W tym roku pierwsza kobieta wyprzedziła mnie przed płytami, rok temu 5 km przed metą...Na cóż :).
Na mecie spotkałem znajomych z Gryfusa, którzy praktycznie wszyscy startowali w grupie M3, nie licząc kobiet :), Chwila na pogaduchy, potem poszukałem syna, który jako M2 przyjechał dużo wcześniej i już zaczął się poważnie martwić czy aby mi się coś nie stało, że mnie jeszcze nie ma :). Potem obiad, niestety zimny i pojechaliśmy do domu się trochę ogarnąć i przebrać. Wróciliśmy na dekorację i losowanie nagród. Niestety osłody nie były i znów nic nie wylosowaliśmy.
Podsumowując: Czas gorszy niż rok temu o ponad 12 minut. Spodziewałem się kiepskiego wyniku, ale nie myślałem, że trasa mnie tak umęczy. Rok temu wystartowałem kiepsko ale na trasie miałem dużo frajdy jak wyprzedzałem mnóstwo osób, tym razem mnóstwo osób wyprzedzało mnie. No ale jak się 16 sierpnia siada na rower drugi raz w miesiącu to nie ma co narzekać ....:)
Na trasie
Na mecie © Madbike
- DST 57.80km
- Teren 25.00km
- Czas 02:20
- VAVG 24.77km/h
- VMAX 40.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Kalorie 1709kcal
- Podjazdy 168m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze