Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2014
Dystans całkowity: | 878.00 km (w terenie 105.00 km; 11.96%) |
Czas w ruchu: | 37:23 |
Średnia prędkość: | 23.49 km/h |
Maksymalna prędkość: | 48.60 km/h |
Suma podjazdów: | 3430 m |
Maks. tętno maksymalne: | 186 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 151 (84 %) |
Suma kalorii: | 29150 kcal |
Liczba aktywności: | 14 |
Średnio na aktywność: | 62.71 km i 2h 40m |
Więcej statystyk |
Turystycznie dookoła Miedwia trasą maratonu MTB
Chodził mi pogłowie wyjazd na Sternfahrt w ten weekend ale ze względu na jakieś zatrucie czy coś męczące mnie od paru dni odpuściłem sobie tą atrakcję.Choć, jakbym się uwinął to jeszcze na start o 24 bym zdążył :). Junior miał dziś pomysł aby objechać Miedwie trasą maratonu MTB to pojechałem z nim. Tempo z założenie turystyczne. Szkoda zdrowia i rowerów na forsowne tłuczenie się po dziurach.
Rano, zanim wyszło słońce było dość chłodno więc na długi rękaw, a po nogach trochę ciągnęło. Dopiero nad Miedwiem wyszło słoneczko i można się było rozebrać. Trasa i tereny dobrze znane więc fotek za dużo nie robiłem. Po drodze obejrzeliśmy nowe "molo" w Wierzbnie. Ładne tylko, że ptaki bardzo postarały się je umaić. Oj napracowały się bidulki :)
Pagoda na "molo"
Akurat trwały przygotowania do festynu. Po zjeździe a molo Abarth złapał kapcia. Naucza na przyszłość - nie jeździj rowerem po molach.
Po drugiej stronie Miedwia już był głównie piach i płyty Jubo. Z roku na rok trasa jest gorsza. Bardzo dużo krzaków wyłażących na drogę i jakoś tak więcej piachu. A przecież suszy nie było ostatnio.
Na trasie
W Dębinie kupując picie, uciąłem sobie krótką pogawędką z miejscowymi. Okazuje się, że bardzo nie podoba mi się zabezpieczenie maratonu. Akurat tam na zakręcie jest co roku dużo wypadków i to takich, że pogotowie zabiera ludzi do szpitala. Hmmm, trzeba uważać w tym miejscu.
Po dojechaniu do Rekowa postanowiłem nie zamykać pętli tylko pojechać wzdłuż stawów cysterskich do domu. Po drodze jeszcze spotkanie z małymi dzięciołami, która okropnie darły się w dziupli i już nic ciekawego.
Podsumowując: pogoda fajna a trasy wolę z mniejszą ilością dziur i sypkiego piachu. Kolejne stówka zaliczona.
PS. W maju pobiłem życiówkę w ilości kilometrów przejechanych miesięcznie. Po raz pierwszy przekroczyłem 800 w jednym miesiącu.
- DST 101.05km
- Teren 50.00km
- Czas 04:36
- VAVG 21.97km/h
- VMAX 33.50km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 172 ( 92%)
- HRavg 135 ( 72%)
- Kalorie 3405kcal
- Podjazdy 229m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 29 maja 2014
Po lesie gdzieś między Szczecinem a Stargardem
Tym razem do lasu pooddychać świeżym powietrzem. Pierwsze 20 km w tempie "kardio" czyli puls maksymalnie 130. Przez Wielgowo i dalej drogą na Sowno. Dawno już nie byłem na tej trasie przez Wielgowo i przez ten czas zaszły zaskakujące zmiany. Tej ulicy to niedawno jeszcze nie było.
Nie żebym się czepiał, ale nazwa dość dziwna :)
Droga na Sowno znów w gorszym stanie, sporo luźnych kamyczków. Gdzieś po drodze zamiast skręcić na dobrze znaną drogę w kierunku Cisewa pojechałem eksperymentalnie drogą na Reptowo. I ho ho prawdziwa leśna autostrada. Szeroka, twarda i bez dziur leśna gruntówka.
Leśna autostrada na Reptowo
W Reptowie przejazd przez tory i kierunek na Miedwie. Po drodze przypomniałem sobie, że obiecałem żonie być w domu o 20 i za cholerę nie zdążę jak dalej będę się oddalał od domu. Więc w Kobylance nawrotka i przez Motaniec i Niedźwiedź do Szczecina.
W przejechaniu wiaduktem nad DK10 jak dostałem konkretny "w gymbo luft" (zapożyczenie od Gustava, które bardzo mi się spodobało). Wiatr w twarz nic takiego ale wzbogacony intensywnym zapachem z kurników w Motańcu to mnie prawie zrzucił z roweru. Jeszcze z 10 km dalej czułem w nosie ten smród. To mam na parę dni drobiowstręt.
Przy okazji skończyło się tempo kardio i trzeba było troszkę szybciej się uwinąć. Generalnie dalsza droga dobrze znana i bez przygód. Na drodze przy torach coraz więcej piachu, pomimo niedawnych opadów. Na 20 zdążyłem :).
PS. Odwiedziłem Lidla. O 17 zostały już tylko marne resztki, a po butach i ubraniach tylko wspomnienie. Kupiłem przyrząd do czyszczenia łańcuch, bo za te pieniądze to żal było nie kupić. Zobaczymy jak się to to sprawdzi. Jak grzebałem w rowerowych akcesoriach to to samo robiła obok całkiem fajna kobietka. W końcu wybrała po głębokim namyśle tylko .... urządzenie do dymania. Nie, nie żebym miał jakieś skojarzenia, ale uśmiech nie schodził mi z ust aż do domu :)
Nie żebym się czepiał, ale nazwa dość dziwna :)
Droga na Sowno znów w gorszym stanie, sporo luźnych kamyczków. Gdzieś po drodze zamiast skręcić na dobrze znaną drogę w kierunku Cisewa pojechałem eksperymentalnie drogą na Reptowo. I ho ho prawdziwa leśna autostrada. Szeroka, twarda i bez dziur leśna gruntówka.
Leśna autostrada na Reptowo
W Reptowie przejazd przez tory i kierunek na Miedwie. Po drodze przypomniałem sobie, że obiecałem żonie być w domu o 20 i za cholerę nie zdążę jak dalej będę się oddalał od domu. Więc w Kobylance nawrotka i przez Motaniec i Niedźwiedź do Szczecina.
W przejechaniu wiaduktem nad DK10 jak dostałem konkretny "w gymbo luft" (zapożyczenie od Gustava, które bardzo mi się spodobało). Wiatr w twarz nic takiego ale wzbogacony intensywnym zapachem z kurników w Motańcu to mnie prawie zrzucił z roweru. Jeszcze z 10 km dalej czułem w nosie ten smród. To mam na parę dni drobiowstręt.
Przy okazji skończyło się tempo kardio i trzeba było troszkę szybciej się uwinąć. Generalnie dalsza droga dobrze znana i bez przygód. Na drodze przy torach coraz więcej piachu, pomimo niedawnych opadów. Na 20 zdążyłem :).
PS. Odwiedziłem Lidla. O 17 zostały już tylko marne resztki, a po butach i ubraniach tylko wspomnienie. Kupiłem przyrząd do czyszczenia łańcuch, bo za te pieniądze to żal było nie kupić. Zobaczymy jak się to to sprawdzi. Jak grzebałem w rowerowych akcesoriach to to samo robiła obok całkiem fajna kobietka. W końcu wybrała po głębokim namyśle tylko .... urządzenie do dymania. Nie, nie żebym miał jakieś skojarzenia, ale uśmiech nie schodził mi z ust aż do domu :)
- DST 41.78km
- Teren 18.00km
- Czas 01:51
- VAVG 22.58km/h
- VMAX 33.20km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 160 ( 86%)
- HRavg 142 ( 76%)
- Kalorie 1431kcal
- Podjazdy 180m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 27 maja 2014
Moje Gavia, Stelvio i Val Martello
Nie, nie :) Niestety nie przejechałem dziś maskrycznego etapu Giro. Zrobiłem sobie swój po Puszczy Bukowej. Coś mnie tym razem zainspirowało aby zaliczyć trzy największe "góry" w okolicy. Po prawdzie to zwykłe pagórki ale w naszej nizinnej okolicy chyba tylko "Miodowa" jest trudniejsza. Zrobiłem "Panoramę", "Smoczą" i Drogę Mazowiecką, czyli podjazd od Binowa do Kołowa.
Nie lubię podjazdów, szczególnie tych sztywnych i męczę się na nich więc taka trasa dla mnie to takie moje małe Mount Ventoux.
Wyruszyłem w kierunku Kijewa i przez Zdroje dotarłem do skrętu na autostradę w Podjuchach, czyli podjazd pod Panoramę. Niestety pierwsza góra i od razu porażka. Zacząłem ze średniej tarczy i jak w połowie zrzucałem na małą to...spadł mi łańcuch. No dobra, założyłem i górkę dokończyłem. Przez chwilę miałem ochotę nawet aby powtórzyć ale jak miały być trzy góry to trzy a nie cztery :). No to pojechałem na ul. Smoczą.
Tam po przebiciu się przez odcinek brukowy od wiaduktu asfaltem pod górkę. I tutaj jechało mi się już całkiem dobrze, pewnie dlatego, że ten podjazd pomimo, że najdłuższy nie jest tak sztywny i momentami odpuszcza. Średnia około 18 km/h więc jak na mnie OK. Przy okazji wkręciłem się dwa razy na tętno 186 i takie się przez chwilę utrzymywało, czyli okazuje się, że najwyraźniej moje tętno maksymalne jest wyższe niż zakładałem czyli 179. Fajnie.
Po dojechaniu do rozjazdu na Binowo skierowałem się w dół. Droga jest w fatalnym stanie. Pełno dziur i wyrw. Trzeba naprawdę uważać i non stop przyhamowywać.
Po nawrotce przy polu golfowym z powrotem pod górkę. I tu już poczułem w nogach dwie poprzednie górki. Niestety nie udało mi się jechać szybciej niż 14-15 km/ h. Puls znów 185-186. Wjechałem i pojechałem dalej. Co w tym dziwnego? Ano to, że jak zacząłem jeździć na rowerze półtora roku temu to na tym podjeździe musiałem zatrzymać się 2 czy 3 razy aby złapać oddech, a po dojechaniu na "przełęcz" dłuższa chwila odpoczynku na uspokojenie szalejącego oddechu. Postęp jest.
Wiem, że dla rowerowych harpaganów moje dzisiejsze wyczyny to pikuś, ale mnie cieszą, bo 3 górki jedna po drugiej bez odpoczynku i jakoś nie umarłem kondycyjnie. Spokojnie dalej byłem w stanie kręcić w przyzwoitym tempie i pod wiatr.
Uwaga! Zjazdy w puszczy są niebezpieczne jak cholera. Mnóstwo piachu, kory i różnych śmieci oraz inne niespodzianki...
Po wyjeździe za zakrętu przy prędkości 40 km/h to niezbyt miła niespodzianka
Powyższa niespodzianka skutecznie obniżyłam moją prędkość zjazdową o jakieś 10 km/h. Aby za szybko nie wracać do domu pojechałem jeszcze ostatnio tradycyjną trasą, czyli sprawdzić postęp prac na wiadukcie nad autostradę. Postęp jest. Dziś chłopaki malowali linie, strzałki i inne znaki poziome. O czym nie omieszkali mnie poinformować głośnym okrzykiem "tylko nie po linii !!!". Spoko, spoko ja do malowanie pasków na oponach się nie palę :)
Rzut oka z wiaduktu na Szczecin
Podsumowując. Fajnie było, choć za "górkami" nie przepadam. Suma podjazdów jak na 50 km na nizinach niezła.
Nie lubię podjazdów, szczególnie tych sztywnych i męczę się na nich więc taka trasa dla mnie to takie moje małe Mount Ventoux.
Wyruszyłem w kierunku Kijewa i przez Zdroje dotarłem do skrętu na autostradę w Podjuchach, czyli podjazd pod Panoramę. Niestety pierwsza góra i od razu porażka. Zacząłem ze średniej tarczy i jak w połowie zrzucałem na małą to...spadł mi łańcuch. No dobra, założyłem i górkę dokończyłem. Przez chwilę miałem ochotę nawet aby powtórzyć ale jak miały być trzy góry to trzy a nie cztery :). No to pojechałem na ul. Smoczą.
Tam po przebiciu się przez odcinek brukowy od wiaduktu asfaltem pod górkę. I tutaj jechało mi się już całkiem dobrze, pewnie dlatego, że ten podjazd pomimo, że najdłuższy nie jest tak sztywny i momentami odpuszcza. Średnia około 18 km/h więc jak na mnie OK. Przy okazji wkręciłem się dwa razy na tętno 186 i takie się przez chwilę utrzymywało, czyli okazuje się, że najwyraźniej moje tętno maksymalne jest wyższe niż zakładałem czyli 179. Fajnie.
Po dojechaniu do rozjazdu na Binowo skierowałem się w dół. Droga jest w fatalnym stanie. Pełno dziur i wyrw. Trzeba naprawdę uważać i non stop przyhamowywać.
Po nawrotce przy polu golfowym z powrotem pod górkę. I tu już poczułem w nogach dwie poprzednie górki. Niestety nie udało mi się jechać szybciej niż 14-15 km/ h. Puls znów 185-186. Wjechałem i pojechałem dalej. Co w tym dziwnego? Ano to, że jak zacząłem jeździć na rowerze półtora roku temu to na tym podjeździe musiałem zatrzymać się 2 czy 3 razy aby złapać oddech, a po dojechaniu na "przełęcz" dłuższa chwila odpoczynku na uspokojenie szalejącego oddechu. Postęp jest.
Wiem, że dla rowerowych harpaganów moje dzisiejsze wyczyny to pikuś, ale mnie cieszą, bo 3 górki jedna po drugiej bez odpoczynku i jakoś nie umarłem kondycyjnie. Spokojnie dalej byłem w stanie kręcić w przyzwoitym tempie i pod wiatr.
Uwaga! Zjazdy w puszczy są niebezpieczne jak cholera. Mnóstwo piachu, kory i różnych śmieci oraz inne niespodzianki...
Po wyjeździe za zakrętu przy prędkości 40 km/h to niezbyt miła niespodzianka
Powyższa niespodzianka skutecznie obniżyłam moją prędkość zjazdową o jakieś 10 km/h. Aby za szybko nie wracać do domu pojechałem jeszcze ostatnio tradycyjną trasą, czyli sprawdzić postęp prac na wiadukcie nad autostradę. Postęp jest. Dziś chłopaki malowali linie, strzałki i inne znaki poziome. O czym nie omieszkali mnie poinformować głośnym okrzykiem "tylko nie po linii !!!". Spoko, spoko ja do malowanie pasków na oponach się nie palę :)
Rzut oka z wiaduktu na Szczecin
Podsumowując. Fajnie było, choć za "górkami" nie przepadam. Suma podjazdów jak na 50 km na nizinach niezła.
- DST 48.80km
- Czas 02:01
- VAVG 24.20km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 186 (103%)
- HRavg 150 ( 83%)
- Kalorie 1835kcal
- Podjazdy 690m
- Sprzęt Rubi
- Aktywność Jazda na rowerze
Tour de natur
Tym razem grupowo, czyli 20 edycja Tour de natur, czyli wyjazd na niemiecki piknik w Criewen. Wyjazd szczecińskiej grupy organizował o koordynował Gryfus, więc była okazja zobaczyć się ze znajomymi z objazdu zalewu.
Ze względów logistycznych dołączyliśmy a Abarthem do grup dopiero w Gartz. Człowiek nie nietoperz spać kiedyś musi a i tak aby zdążyć na 8 to trzeba była wstać o 5.30.
Rano pogoda nieciekawa. Gęsta mgła, która osiadała i skraplała się na wszystkim począwszy od jezdni, po przez rower a skończywszy na okularach i kasku.
Abarh poprawie sobie widoczność
Po raz pierwszy jechałem w takiej mgle i nasunęła mi się jedna ważna refleksja. W takich warunkach standardowe światło rowerowe jest zupełnie niewidoczne. Prędzej było widać odblaskową kurtkę niż migającą lampkę. Jazda w takich warunkach normalnymi drogami jest skrajnie niebezpieczna.
Po drodze jadąc przez lasek z Mescherin do Gartz nieźle się pochlapaliśmy. Na ścieżce bardzo mokro i śmieciobłotniście.
Od Gartz jazda z całą grupą po wale już bezpieczna i bardzo przyjemna. Po drodze mgła zaczęła zanikać i zaczęło się robić bardzo ciepło.
W Schwedt na parkingu Oder Center spotkanie z niemieckimi uczestnikami "touru". Dłuższy czas na kupienie biletów, siku i opalanie :)
I w końcu ruszyliśmy do Criwem . Najpierw przejazd przez Schwedt w eskorcie niemieckiej policji w tempie masy krytycznej, a później już ścieżką po wałach.
Wycieczkowo ©Jacek Smoliński
Najazd na Schwedt ©Gryfus
W Criwen typowy niemiecki piknik. Długie ławy i stoły. Piwo i kiełbasa :). Plus możliwość zwidzenia muzeum przyrodniczego, przechadzka po parku, lody i występy artystów z teatru w Schwedt. Ot taka sielanka.
Park z żabami w okresie godowym
Po zaliczeniu atrakcji stwierdziliśmy z Abarthem, że na piwo już nie mamy ochoty, pogoda nie nastraja optymistycznie na drugą cześć dnia a i warto zobaczyć końcówkę Giro więc wracam sami.
Przy wyjeździe spotkaliśmy jeszcze inną grupą bikerów ze Szczecina i w raźnym tempie razem dokręciliśmy do Gartz. My skierowaliśmy się na Gryfino i stamtąd już po porannych śladach do domu. Sorry chłopaki, że się nie pożegnaliśmy ale jakoś tak nagle drogi nam się rozjechały.
Po drodze jeszcze mały pit stop na opłukanie zabłoconych rano rowerów. Na podjazd pod Górę Mistrzów zdążyliśmy, a deszcz się w końcu nie rozpadał.
- DST 131.68km
- Czas 06:01
- VAVG 21.89km/h
- VMAX 37.20km/h
- Temperatura 30.0°C
- Kalorie 4432kcal
- Podjazdy 282m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 23 maja 2014
Nowy wiadukt na Tczewskiej już przejezdy
To był ciężki, pracowity dzień. Jak się uporałem ze wszystkim obowiązkami w pracy i po pracy to okazało się, że jest już godziny 18.30. Niby całkiem dobry czas na rower gdyby nie nadciągający gwałtownie front burzowy. Po zerknięciu na meteo.pl stwierdziłem, że do deszczu są jeszcze ze dwie godzinki wbrew temu co widać za oknem :). No to na rower, żona i syn stwierdzili zgodnie, że mam chyba coś z głową :).
Na wszelki wypadek postanowiłem nie oddalać się zbytnio od domu, bo jak wiadomo prognozy pogody są...tylko prognozami. Tradycyjnie pojechałem sprawdzić postęp pracy na wiadukcie nad autostradą. I tu niespodzianka, zniknęły zapory i można sobie przejechać. Oczywiście jeszcze nielegalnie i ściągając mało przyjazne spojrzenia robotników ale jednak. Jak grzecznie zagadałem to okazało się, że już w poniedziałek jest odbiór techniczny ale prawdopodobnie całość inwestycji nie zostanie odebrana i jeszcze nie wiadomo, kiedy nowa droga zostanie dopuszczona do ruchu.
Nie mniej hurra! W końcu najlepsze "połączenie rowerowe" w kierunku na Stargard jest przejezdne.
Droga prezentuje się nieźle . Szkoda tylko o drodze na rowerów ktoś pamiętał tylko na odcinku wiaduktu.
Widok z wiaduktu. Po prawej śliczna droga dla rowerów, szkoda tylko, że zaczyna się przed i kończy zaraz za wiaduktem. Zamiast dalszego ciągu znak, a nawet ...dwa "Uwaga rowerzyści". Ehhh
Dalej pojechałem drogą do Wielgowa. Jak miło się znów nią przejechać. Później w obliczu gwałtownie narastających podmuchów burzowego wiatru i ciemniejącego nieba wymiękłem i skierowałem się raźno przez Struga w kierunku domu. Co okazało się dobrym wyborem już w Kijewie zaczęły mnie łapać pierwsze krople deszczu, a jak dojechałem do domu to lunęło. Jak bym jeszcze zmarudził gdzieś z 5 minut to darmową kąpiel miałbym zagwarantowaną. Ponoć deszczówka dobrze na włosy robi. Sprawdzę to innym razem :)
Złośliwe endomondo urwało mi kawałek trasy, a co dziwne na telefonie jest a przy transferze na serwer już nie ma.
Na wszelki wypadek postanowiłem nie oddalać się zbytnio od domu, bo jak wiadomo prognozy pogody są...tylko prognozami. Tradycyjnie pojechałem sprawdzić postęp pracy na wiadukcie nad autostradą. I tu niespodzianka, zniknęły zapory i można sobie przejechać. Oczywiście jeszcze nielegalnie i ściągając mało przyjazne spojrzenia robotników ale jednak. Jak grzecznie zagadałem to okazało się, że już w poniedziałek jest odbiór techniczny ale prawdopodobnie całość inwestycji nie zostanie odebrana i jeszcze nie wiadomo, kiedy nowa droga zostanie dopuszczona do ruchu.
Nie mniej hurra! W końcu najlepsze "połączenie rowerowe" w kierunku na Stargard jest przejezdne.
Droga prezentuje się nieźle . Szkoda tylko o drodze na rowerów ktoś pamiętał tylko na odcinku wiaduktu.
Widok z wiaduktu. Po prawej śliczna droga dla rowerów, szkoda tylko, że zaczyna się przed i kończy zaraz za wiaduktem. Zamiast dalszego ciągu znak, a nawet ...dwa "Uwaga rowerzyści". Ehhh
Dalej pojechałem drogą do Wielgowa. Jak miło się znów nią przejechać. Później w obliczu gwałtownie narastających podmuchów burzowego wiatru i ciemniejącego nieba wymiękłem i skierowałem się raźno przez Struga w kierunku domu. Co okazało się dobrym wyborem już w Kijewie zaczęły mnie łapać pierwsze krople deszczu, a jak dojechałem do domu to lunęło. Jak bym jeszcze zmarudził gdzieś z 5 minut to darmową kąpiel miałbym zagwarantowaną. Ponoć deszczówka dobrze na włosy robi. Sprawdzę to innym razem :)
Złośliwe endomondo urwało mi kawałek trasy, a co dziwne na telefonie jest a przy transferze na serwer już nie ma.
- DST 20.26km
- Czas 00:49
- VAVG 24.81km/h
- VMAX 38.70km/h
- Temperatura 29.0°C
- HRmax 170 ( 94%)
- HRavg 142 ( 79%)
- Kalorie 722kcal
- Podjazdy 72m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 21 maja 2014
Niemiecki klasyk bez licznika
Tym razem zabrałem Rubi na wycieczkę do Niemiec. Miało być przyjemnie, piękna pogoda, asfalciki bez dziur i piękne widoki. Tym razem wspomogłem się autem - Rubi bez koła do bagażnika i za 15 minut jesteś pod kościołem w Kołbaskowie. I tu pierwszy zonk dnia dzisiejszego w liczniku "coś się przycisnęło" i wyświetlał jakieś głębokie menu. Dziesięć minut męczarni aby wyjść z tego cholerstwa.
Gotowy w końcu do jazdy ruszyłem w kierunku Rosówka i dalej na Gartz. Zaraz, zaraz a skąd tu taki w mordewind jak w Szczecinie ledwie wiaterek listkami porusza. Nie mniej jechało się przyjemnie. Przed Gartz pierwsza sekcja bruku i konkretny test na szosie na takiej nawierzchni. Dziękuję ale wole aby moje plomby pozostały w zębach. Brrry. Podczas tej trzęsawki licznik przestał działać.
Chwila na szukanie pierwszych objawów choroby wibracyjnej i oględziny licznika
Okazało się, że czujnik na szprysze się odczepił i luźno latał. Po umiejscowieniu go we właściwym miejscu po 30 sekundach znów spadł... i potem znów.... i znów.... aż dałem sobie na luz i naprawię go w domu. Dalej jechałem już bez wskazania prędkości. Na początku trudno się przyzwyczaić a potem to już obojętne było.
Za Gartz obrałem kierunek na Cesaków. Kiedyś sobie obiecałem, że przed jazdą szosą najpierw sprawdzę drogi na trekingu, cóż jakoś mi się o tym zapomniało... Więc miałem kolejne sekcje bruku. Co jeden to gorszy. Oj wytrzęsło mnie wczoraj. A tyle się mówi o wspaniałych niemiecki drogach... Dobrze, że obyło się bez kapcia.
Jak widać droga pozostawia trochę do życzenia, tak tak to niemiecka wioska :)
Z Ceskow pojechałem w kierunku Luckow. Kierunke na nadajnik i 3 kilometry podjazdu. Fajny o umiarkowanej stromiźnie i w końcu równa droga. Z Luckow przez bardzo malownicze pola wąską, gładką drogą w kierunku drogi 113. Szosa prawie jak ścieżka rowerowa, na odcinku 10 kilometrów minęły mnie dwa samochodu. I cały czas góra, dół ,góra dół ani kawałka płaskiego.
Gdzieś na trasie
Po dojechaniu do 112 czyli drogi którą już znam pojechałem na Krackow i tam, co by nie było nudo zamiast ścieżką rowerową do Shwen nenz pojechałem w kierunku Nadrensee. Ruch samochodowy nadal prawie zerowy. Z Nadrensee dalszy ciąg testowania nieznanych mi dróg więc obrałem kierunek na Rosow. Później już tylko dojazd do drogi nr 2 i powrót do Kołbaskowa.
Bardzo miła wycieczka. Urokliwe pola i niesamowity spokój i cisza. Na trasie było wszystko jak w wyścigu klasycznym - stąd tytuł - i sekcje bruku i odcinki płaskie i bardzo dużo hopek (oczywiście jak na nasze nizinne warunki).
Średnia jak na jazdę rowerem szosowym dość żenująca ale tym razem głównie szukałem drogi i podziwiałem widoki. Pewnie brak wskazań prędkości też zrobił swoje, bo zabrakło motywatora :).
PS. Po czym odróżnić polskiego kierowce od niemieckiego bez patrzenia na tablice rejestracyjne?....
....Polski wyprzedza Cię po tym samym pasie a niemiecki po przeciwnym. I to każdy. Kuźwa co z maniera, że nawet jak z przeciwka nic nie jedzie to i tak mija Cię na gazetę. Ehhh rodacy :)
Gotowy w końcu do jazdy ruszyłem w kierunku Rosówka i dalej na Gartz. Zaraz, zaraz a skąd tu taki w mordewind jak w Szczecinie ledwie wiaterek listkami porusza. Nie mniej jechało się przyjemnie. Przed Gartz pierwsza sekcja bruku i konkretny test na szosie na takiej nawierzchni. Dziękuję ale wole aby moje plomby pozostały w zębach. Brrry. Podczas tej trzęsawki licznik przestał działać.
Chwila na szukanie pierwszych objawów choroby wibracyjnej i oględziny licznika
Okazało się, że czujnik na szprysze się odczepił i luźno latał. Po umiejscowieniu go we właściwym miejscu po 30 sekundach znów spadł... i potem znów.... i znów.... aż dałem sobie na luz i naprawię go w domu. Dalej jechałem już bez wskazania prędkości. Na początku trudno się przyzwyczaić a potem to już obojętne było.
Za Gartz obrałem kierunek na Cesaków. Kiedyś sobie obiecałem, że przed jazdą szosą najpierw sprawdzę drogi na trekingu, cóż jakoś mi się o tym zapomniało... Więc miałem kolejne sekcje bruku. Co jeden to gorszy. Oj wytrzęsło mnie wczoraj. A tyle się mówi o wspaniałych niemiecki drogach... Dobrze, że obyło się bez kapcia.
Jak widać droga pozostawia trochę do życzenia, tak tak to niemiecka wioska :)
Z Ceskow pojechałem w kierunku Luckow. Kierunke na nadajnik i 3 kilometry podjazdu. Fajny o umiarkowanej stromiźnie i w końcu równa droga. Z Luckow przez bardzo malownicze pola wąską, gładką drogą w kierunku drogi 113. Szosa prawie jak ścieżka rowerowa, na odcinku 10 kilometrów minęły mnie dwa samochodu. I cały czas góra, dół ,góra dół ani kawałka płaskiego.
Gdzieś na trasie
Po dojechaniu do 112 czyli drogi którą już znam pojechałem na Krackow i tam, co by nie było nudo zamiast ścieżką rowerową do Shwen nenz pojechałem w kierunku Nadrensee. Ruch samochodowy nadal prawie zerowy. Z Nadrensee dalszy ciąg testowania nieznanych mi dróg więc obrałem kierunek na Rosow. Później już tylko dojazd do drogi nr 2 i powrót do Kołbaskowa.
Bardzo miła wycieczka. Urokliwe pola i niesamowity spokój i cisza. Na trasie było wszystko jak w wyścigu klasycznym - stąd tytuł - i sekcje bruku i odcinki płaskie i bardzo dużo hopek (oczywiście jak na nasze nizinne warunki).
Średnia jak na jazdę rowerem szosowym dość żenująca ale tym razem głównie szukałem drogi i podziwiałem widoki. Pewnie brak wskazań prędkości też zrobił swoje, bo zabrakło motywatora :).
PS. Po czym odróżnić polskiego kierowce od niemieckiego bez patrzenia na tablice rejestracyjne?....
....Polski wyprzedza Cię po tym samym pasie a niemiecki po przeciwnym. I to każdy. Kuźwa co z maniera, że nawet jak z przeciwka nic nie jedzie to i tak mija Cię na gazetę. Ehhh rodacy :)
- DST 66.28km
- Czas 02:40
- VAVG 24.86km/h
- VMAX 41.80km/h
- Temperatura 29.0°C
- HRmax 168 ( 93%)
- HRavg 141 ( 78%)
- Kalorie 2238kcal
- Podjazdy 305m
- Sprzęt Rubi
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 19 maja 2014
Dokoła Puszczy Bukowej zdrowotnie
Dziś postanowiłem pojechać czysto zdrowotnie. Zauważyłem, że przyzwyczaiłem mój organizm to mniej więcej dwugodzinnych jazd podczas których jadę praktycznie na glikogenie zgromadzonym w mięśniach. I akurat na tyle czas go starcza. Niby ok dla wyścigowca, ale zaraz zaraz wyścigowcem to ja nie jestem tylko turystą :). Czyli jedziemy teraz turystycznie w strefie fitness i spalamy też tłuszczyk.
Założenie było proste jechać tak aby puls nie przekraczał 140 i tak też sobie jechałem do Gryfina. Wiaterek w twarz ale ok 20 km/ h dało się utrzymać cały czas. Od Gryfina wiatr z boku a i też postanowiłem sobie trochę poluzować kaganiec i puls do 145. Podjazdy no max 150 :). I tak sobie kręciłem ciesząc się nadchodzącym ociepleniem i pięknymi widokami okolicznych pól i dróg.
S3 - prawdziwa Europa
Od Starego Czarnowa miły wiaterek w plecy, równa droga i prędkość pod 30 km/h. I sporo poweru w nogach.
Po dojechaniu do domu zdziwiła mnie moja średnia. Szokująco wysoka przy tak nieśpiesznym kręceniu. Może akurat dzień miałem a może warunki były optymalne. Nie mniej cieszy przy takim pulsie i zerowym zmęczeniu.
Panowie, warto wozić ze sobą klucze. Dzięki temu można pomóc gdzieś na trasie rowerzystce w potrzebie... :)
PS. Pozdrowienia dla kierowcy biało-zielonej cysterny, który mnie prawie zabił gdzieś w okolicach Radziszewa. Ciekawe czy debilu własne dzieci mijasz w odległości 15 cm pędząc z 90 w terenie zabudowanym.
Założenie było proste jechać tak aby puls nie przekraczał 140 i tak też sobie jechałem do Gryfina. Wiaterek w twarz ale ok 20 km/ h dało się utrzymać cały czas. Od Gryfina wiatr z boku a i też postanowiłem sobie trochę poluzować kaganiec i puls do 145. Podjazdy no max 150 :). I tak sobie kręciłem ciesząc się nadchodzącym ociepleniem i pięknymi widokami okolicznych pól i dróg.
S3 - prawdziwa Europa
Od Starego Czarnowa miły wiaterek w plecy, równa droga i prędkość pod 30 km/h. I sporo poweru w nogach.
Po dojechaniu do domu zdziwiła mnie moja średnia. Szokująco wysoka przy tak nieśpiesznym kręceniu. Może akurat dzień miałem a może warunki były optymalne. Nie mniej cieszy przy takim pulsie i zerowym zmęczeniu.
Panowie, warto wozić ze sobą klucze. Dzięki temu można pomóc gdzieś na trasie rowerzystce w potrzebie... :)
PS. Pozdrowienia dla kierowcy biało-zielonej cysterny, który mnie prawie zabił gdzieś w okolicach Radziszewa. Ciekawe czy debilu własne dzieci mijasz w odległości 15 cm pędząc z 90 w terenie zabudowanym.
- DST 60.17km
- Czas 02:28
- VAVG 24.39km/h
- VMAX 43.50km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 150 ( 83%)
- HRavg 139 ( 77%)
- Kalorie 2006kcal
- Podjazdy 232m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 17 maja 2014
Dookoła Miedwia szosowo
Tym razem "objechałem Miedwie" nie jak wcześniej po trasie maratonu MTB, tylko asfaltami na szosówce. Dookoła Miedwia to określenie też trochę na wyrost, bo zwykle od jeziora było daleko. Trasa dość prosta, czyli dom - Stargard Szczeciński- Pyrzyce- dom.
Dziś musiałem pojechać rano i się w miarę uwinąć, bo ze względu na rodzinny grill termin nieprzekraczalny termin powrotu do domu został ustalony na godz. 12. Niby nic ale rano mi się trochę zamarudziło dłużej niż planowałem, więc trzeba się było uwinąć. Dlatego nie było zwiedzania ani podziwiana krajobrazów na piechotę. Fotek też nie :).
Droga do Stargardu drogą nr 10. Zawsze jej unikałem, okazało się, że w sobotni ranek ruch jest niewielki i jedzie się przyjemnie. Mocno przeszkadza żwir leżący na pasie awaryjnym. Najwyraźniej wykruszony z asfaltu. Cały czas się zastanawiałem kiedy przebije oponę. Uff udało się, ale jak dla mnie to ewidentne niechlujstwo służb odpowiedzialny za sprzątanie, bo jak to jest że na dawnej 3 żwiru nie ma ani kamyczka a na 10 jak na torze żużlowym. Wiatr boczy nie przeszkadzał za mocno.
Przy wyjeździe ze Stargardu niespodzianka, spotkanie ze znajomym z objazdu zalewu. Chwila na pogaduch i znów parę minut w plecy, w stosunku do harmonogramu. W kierunku Pyrzyc droga przyjemna z wiatrem mnie więcej w plecy. Do tego stopnia, że za traktorem który jechał 27 km/h było stanowczo za wolno. Mina traktorzysty jak go wyprzedzałem bezcenna, nawet chyba się trochę zagiął aby mnie dogonić, bo przez jakiś czas pyr, pyr, pyr było jakieś intensywniejsze ale potem już ustało.
Od Pyrzyc skończyło się kozaczenie. Mocny konkretny wiatr w twarz. To walczyłem starając się utrzymać 25 km/h na liczniku. Podjazd pod górki koło Starego Czarnowa wyjątkowo nie fajny pod ten wiatr.
Suma sumarum jak dojechałem do Szczecina to zabrakło już czasu aby dokręcić do 100. Szybą kąpiel i na grilla. Też było przyjemnie :).
Dziś musiałem pojechać rano i się w miarę uwinąć, bo ze względu na rodzinny grill termin nieprzekraczalny termin powrotu do domu został ustalony na godz. 12. Niby nic ale rano mi się trochę zamarudziło dłużej niż planowałem, więc trzeba się było uwinąć. Dlatego nie było zwiedzania ani podziwiana krajobrazów na piechotę. Fotek też nie :).
Droga do Stargardu drogą nr 10. Zawsze jej unikałem, okazało się, że w sobotni ranek ruch jest niewielki i jedzie się przyjemnie. Mocno przeszkadza żwir leżący na pasie awaryjnym. Najwyraźniej wykruszony z asfaltu. Cały czas się zastanawiałem kiedy przebije oponę. Uff udało się, ale jak dla mnie to ewidentne niechlujstwo służb odpowiedzialny za sprzątanie, bo jak to jest że na dawnej 3 żwiru nie ma ani kamyczka a na 10 jak na torze żużlowym. Wiatr boczy nie przeszkadzał za mocno.
Przy wyjeździe ze Stargardu niespodzianka, spotkanie ze znajomym z objazdu zalewu. Chwila na pogaduch i znów parę minut w plecy, w stosunku do harmonogramu. W kierunku Pyrzyc droga przyjemna z wiatrem mnie więcej w plecy. Do tego stopnia, że za traktorem który jechał 27 km/h było stanowczo za wolno. Mina traktorzysty jak go wyprzedzałem bezcenna, nawet chyba się trochę zagiął aby mnie dogonić, bo przez jakiś czas pyr, pyr, pyr było jakieś intensywniejsze ale potem już ustało.
Od Pyrzyc skończyło się kozaczenie. Mocny konkretny wiatr w twarz. To walczyłem starając się utrzymać 25 km/h na liczniku. Podjazd pod górki koło Starego Czarnowa wyjątkowo nie fajny pod ten wiatr.
Suma sumarum jak dojechałem do Szczecina to zabrakło już czasu aby dokręcić do 100. Szybą kąpiel i na grilla. Też było przyjemnie :).
- DST 89.53km
- Czas 03:22
- VAVG 26.59km/h
- VMAX 48.60km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 179 (100%)
- HRavg 151 ( 84%)
- Kalorie 2097kcal
- Podjazdy 250m
- Sprzęt Rubi
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 15 maja 2014
Lubczyna z Kasztanami
Dziś głównym punktem programu było oglądanie Giro ze spodziewanym atakiem Polaków na Monte Cassino. Niestety po kraksie na rondzie zostało tylko trzymać kciuki aby rannym rodakom udało się dotrzeć na szczyt z jak najmniejszą stratą. Po telewizji zostało mało czasu i pomysłów na jakąś interesującą trasę więc pojechałem się przejechać tylko do Lubczyny.
Aby nie było tak zupełnie nudnie i standardowo po drodze zahaczyłem o Osiedle Kasztanowe w Załomiu, zwane przez miejscowych drechów "kasztany". Całe lata tam nie byłem i nic... za bardzo się nie zmieniło. Jedna rzecz jest ciekawa - ruch na normalnej dość wąskiej ulicy zrobiono jako jednokierunkowy i z uzyskanej części wydzielono szeroką ścieżkę rowerową. Fajny pomysł.
A tak cóż... droga dobrze znana, silny północy wiatr czyli "wmordewind" w jedną stronę z powrotem w plecy.
Plaża w Lubczynie prawie gotowa do sezonu. Po przebudowie marina wygląda ładniej.
Prawie jak nad morzem
Przy okazji coś dziwnego sfotografowałem nad przystanią. Ptak z długim skrzydłami ?Hmmm ?
Aby nie było tak zupełnie nudnie i standardowo po drodze zahaczyłem o Osiedle Kasztanowe w Załomiu, zwane przez miejscowych drechów "kasztany". Całe lata tam nie byłem i nic... za bardzo się nie zmieniło. Jedna rzecz jest ciekawa - ruch na normalnej dość wąskiej ulicy zrobiono jako jednokierunkowy i z uzyskanej części wydzielono szeroką ścieżkę rowerową. Fajny pomysł.
A tak cóż... droga dobrze znana, silny północy wiatr czyli "wmordewind" w jedną stronę z powrotem w plecy.
Plaża w Lubczynie prawie gotowa do sezonu. Po przebudowie marina wygląda ładniej.
Prawie jak nad morzem
Przy okazji coś dziwnego sfotografowałem nad przystanią. Ptak z długim skrzydłami ?Hmmm ?
- DST 47.17km
- Teren 3.00km
- Czas 01:58
- VAVG 23.98km/h
- VMAX 40.80km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 170 ( 94%)
- HRavg 148 ( 82%)
- Kalorie 1664kcal
- Podjazdy 41m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 12 maja 2014
Puszcza Bukowa nowa droga górska
Szybko wędrujące po niebie chmury i przelotne opady nie nastrajały dziś optymistycznie do jazdy rowerem. Zdobyłem się tylko na krótki wypad do Puszczy Bukowej. Trasa do Płoni przez las od Kijewa tym razem drogą prowadzącą po dawnej linii kolejowej. Troszkę bardziej równa niż droga prowadząca równolegle, za to na koniec więcej bruku. W sumie chyba wyjdzie na jedno, jeżeli chodzi o "komfort przejazdu". Z Płoni do Sosnówka i moim ulubionym podjazdem w kierunku Kołowa. W lesie bardzo mokro i błotniście. Rower uwalony po ostatnim zapędzeniu się do Puszczy Wkrzańskiej i tak do mycia ale niestety następnego komplet bluza+spodnie nie planowałem prać. No niestety.... Z Kołowa zjechałem remontowaną "drogą górską" w kierunku oś. Bukowego. Hmmm.... jeszcze nigdy tak wolną to drogą nie jechałem. Wcześniej była po prostu dobrze ubita ziemia teraz jest mnóstwo szutru i luźnych drobnych ostrych jak cholera kamieni. Miejscami masakra, bo koło na kamieniach ucieka, a upadek na tą tarkę nic miłego nie wróży. Może w przyszłości będzie lepiej, bo prace jeszcze trwają i tam gdzie droga jest mocno ubita i związana czymś w rodzaju jakieś zaprawy cementowo-piachowej jest w miarę gładko i stabilnie. Ciekawe co będzie po obfitych opadach deszczu. Pewnie wyryte kaniony. Droga obiektywnie będzie wyglądała lepiej ale straci swój urokliwy charakter.
Droga górska
Przy okazji nasunęła mi się refleksja. 10 lat w Unii zrobiło swoje i nie chodzi mi o inwestycje czy skok cywilizacyjny ale o ...poczucie wolności i swobodę. Może źle pojmowane ale jednak. Nie,, nie, nie mam na myśli baby z brodą :). Otóż przed wjazdem na drogę jest wyraźny napis "zakaz ruchu - głębokie wykopy" a na drodze ruch pieszy i rowerowy odbywa się w najlepsze. Kiedyś jak zakaz to zakaz a teraz... "a co mi tam zakazy, sam decyduję o tym co robię". Bardzo podobnie jest na budowanej ulicy nowoprzestrzennej - pomimo zakazu wejścia - kijkarze, spacerowicze, rowerzyście. Ot deptak środkiem ulicy.
Wracając do wycieczki - po zjechaniu z drogi górskiej - na majowe na mycie roweru. Później jeszcze króciutka rundka właśnie przez Nowoprzestrzenną, aby sprawdzić jak przebiegają prace na moście nad autostradą i hurra !!! już go asfaltują, czyli lada dzień normalny przejazd w kierunku wschodnim zostanie otwarty. No może nie lada dzień ale już widać światełko w tunelu.
Trasa bez zmoknięcia. Jak wróciłem do domu to 15 minut później się rozpadało, czyli czas wykorzystany idealnie :)
Droga górska
Przy okazji nasunęła mi się refleksja. 10 lat w Unii zrobiło swoje i nie chodzi mi o inwestycje czy skok cywilizacyjny ale o ...poczucie wolności i swobodę. Może źle pojmowane ale jednak. Nie,, nie, nie mam na myśli baby z brodą :). Otóż przed wjazdem na drogę jest wyraźny napis "zakaz ruchu - głębokie wykopy" a na drodze ruch pieszy i rowerowy odbywa się w najlepsze. Kiedyś jak zakaz to zakaz a teraz... "a co mi tam zakazy, sam decyduję o tym co robię". Bardzo podobnie jest na budowanej ulicy nowoprzestrzennej - pomimo zakazu wejścia - kijkarze, spacerowicze, rowerzyście. Ot deptak środkiem ulicy.
Wracając do wycieczki - po zjechaniu z drogi górskiej - na majowe na mycie roweru. Później jeszcze króciutka rundka właśnie przez Nowoprzestrzenną, aby sprawdzić jak przebiegają prace na moście nad autostradą i hurra !!! już go asfaltują, czyli lada dzień normalny przejazd w kierunku wschodnim zostanie otwarty. No może nie lada dzień ale już widać światełko w tunelu.
Trasa bez zmoknięcia. Jak wróciłem do domu to 15 minut później się rozpadało, czyli czas wykorzystany idealnie :)
- DST 37.86km
- Teren 9.00km
- Czas 01:46
- VAVG 21.43km/h
- VMAX 34.90km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 177 ( 98%)
- HRavg 141 ( 78%)
- Kalorie 1254kcal
- Podjazdy 320m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze