Czwartek, 21 kwietnia 2016
Lubczyna wałem i asfaltem
Do Lubczyny z Dąbia wałem przeciwpowodziowym, powrót
asfaltem. Droga jest niezwykle malownicza, ale uciążliwa. Odcinek przyjazny dla
roweru kończy się za pierwszym zakrętem, czyli po jakiś 200 metrach. Pozostałe
19 km to wertepy. Dłuższymi odcinkami jest wąska wydeptana ścieżyna. Czasami nie
ma nic - jest po prostu jak na łące. Dużo piachu, czasami bardzo dużo i
głęboko. Generalnie czy na ścieżynie czy nie i tak faktura terenu jak na kartoflisku.
Ale za to jakie widoki….
Canyon w takim terenie spisał się nieźle… jak po jakiś 5 km wypuściłem połowę powietrza z opon i amora :) Dało się trzymać średnią koło 15 km/h.
Po dojechaniu do Dąbia zrobiłem jeszcze rundkę po okolicy na spalanie tłuszczyku :) Ot akurat po ponad dwóch godzinach w tempie na puls około 120- 130. Tak na wszelki wypadek, co bym nie musiał za jakiś czas jeść tylko marchewek ;)
Dziś moja pseudosportowa ambicja została urażona. W Załomiu łyknął mnie szosowiec. W sumie normalne i nie warte wspomnienia. Ale okazało się, że to akurat on i to dziś wydarł mi KOM-a na segmencie „Do Załomia tylko po co”. O żeś, gdybym wiedział to jakiś kij w szprychy :)
Na serio - pozdrowienia jakby przypadkiem tu zajrzał. Jeszcze powalczę o odzyskanie :)
PS. Wylęgły się komary. Chmury komarów.
Canyon w takim terenie spisał się nieźle… jak po jakiś 5 km wypuściłem połowę powietrza z opon i amora :) Dało się trzymać średnią koło 15 km/h.
Po dojechaniu do Dąbia zrobiłem jeszcze rundkę po okolicy na spalanie tłuszczyku :) Ot akurat po ponad dwóch godzinach w tempie na puls około 120- 130. Tak na wszelki wypadek, co bym nie musiał za jakiś czas jeść tylko marchewek ;)
Dziś moja pseudosportowa ambicja została urażona. W Załomiu łyknął mnie szosowiec. W sumie normalne i nie warte wspomnienia. Ale okazało się, że to akurat on i to dziś wydarł mi KOM-a na segmencie „Do Załomia tylko po co”. O żeś, gdybym wiedział to jakiś kij w szprychy :)
Na serio - pozdrowienia jakby przypadkiem tu zajrzał. Jeszcze powalczę o odzyskanie :)
PS. Wylęgły się komary. Chmury komarów.
- DST 51.00km
- Teren 20.00km
- Czas 02:42
- VAVG 18.89km/h
- VMAX 43.00km/h
- Temperatura 14.0°C
- Kalorie 1660kcal
- Podjazdy 71m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Adaś, KOM = King Of the Mountain, czyli rekordzista danego segmentu (popularnego fragmentu, np.podjazdu labo sprintu), na którym rywalizują konie :-) Mówi się, że każdy ma na Stravie swój KOM, w miejscu, gdzie nikt inny nie jeździ (bo możesz założyć swój, tylko musisz odkliknąć "private", żeby innym też się rejestrował) ;-) Mi posiadanie KOMów nie grozi :-)
leszczyk - 19:21 piątek, 22 kwietnia 2016 | linkuj
tak ogarniam Stravę powoli i co to jest ten KOM ?
coolertrans - 18:39 piątek, 22 kwietnia 2016 | linkuj
Widoki piękne miałeś przynajmniej. Czasem nie prędkość i dystans są najważniejsze
davidbaluch - 08:42 piątek, 22 kwietnia 2016 | linkuj
Ładne wertepy, czasem fajnie się tak wytrząść dla fantastycznych widoków, jakie nam zaprezentowałeś :-)
leszczyk - 06:54 piątek, 22 kwietnia 2016 | linkuj
Komentuj