Czwartek, 17 marca 2016
Wężykiem przez Bukową, czyli przebiśniegi i pierwsza gleba
Czasami lubię pogapić się na mapę. W zawiązku z tym przychodzą mi czasami do
głowy lepsze lub gorsze pomysł wycieczkowe. Tym razem wypatrzyłem miejsca, w
których jeszcze nie byłem - punkt widokowy nad autostradą w Podjuchach i potok
zwany Wełtyński Strumień lub Omólna, wzdłuż którego prowadzi leśna droga od
Starych Brynek to Radziszewa. To były cele do osiągnięcia na dziś. Warto jeszcze wspomnieć - dla potomności, że to pierwszy naprawę ciepły dzień w tym roku.
Oczywiście, co by nie było nudno to wymyśliłem, że dotarcie do tych miejsc odbędzie się po pętli. W związku z tym pierwszy etap to nieznany wcześniej czarny szlak z cmentarza w Zdrojach do Szmaragdowego. Takiej niespodzianki to się nie spodziewałem. Niewinna ścieżka wzdłuż torów zamienia się w pionową ścianę. W Tatrach na takich szlakach to już pojawiają się łańcuchy… Na Stravie, ktoś zrobił tam segment „Wilcze Doły” i nachylenie miejscami sięga 36 %. Cała droga to wąska piaszczysta ścieżka. Trochę dałem rady wjechać trochę prowadziłem rower. Niestety moich epickich zmagań nie zarejestrowała Strava, bo znów GPS zaczął mi zapisywać, po jakiś 10 km. Kompletnie nie mam już pomysłu, co zrobić aby trasa zapisywała się od początku. Dodam tylko, że KOM na Wilczych Dołach to średnia 10,1 km/h :)
Po wdrapaniu się w okolice Jeziora Szmaragdowego skierowałem przez leśne ścieżki niej więcej w kierunku oczekiwanego punktu widokowego. Na początku niebieskim szlakiem i tu zaliczyłem pierwszą glebę na Canyonie. Nagła stromizna, wystający korzeń, uślizg koła i.. bach. Przewrót przez bark i obyło się bez strat na zdrowiu i w sprzęcie . Niebieski szlak opuściłem za autostradą i wspinając się piaszczystymi, leśnymi duktami dotarłem do punktu nad autostradą. Widok taki sobie.
Dawny poligon
Okazało się, że poniżej prowadzi droga z betonowych płyt. Pojechałem nią kawałek i zaprowadziła mnie do dziwnych obsypanych ziemią i ogrodzonych zbiorników ze stacjami transformatorowymi na czubkach. Za nimi z powrotem wjechałem w las leśną dróżką i po dość karkołomnym zjeździe trafiłem znów na szlak niebieski. Dalej pojechałem leśną ścieżyną w kierunku mniej więcej na Psie Pole. Ścieżyna i owszem malownicza, ale w pewnym momencie zaczęła się wznosić tak stromo, że zaczęło mi się odrywać od gruntu przednie koło.
Zapowiada się niewinnie
Dzielnie wjechałem. I znów trafiłem na niebieski szlak, którym dotarłem do rozjazdu Psie Pole. Tu już odpuściłem sobie dzikie drogi i zjechałem żółtym szlakiem do Drogi Kołowskiej, później kawałek asfaltem pod górkę i kostką w kierunku strzelnicy. Przed strzelnicą pojechałem drogą w kierunku Uroczyska Mosty. Po drodze tylko jedna fotka, bo uświadomiłem sobie, że zaczyna mnie już czas gonić.
Most donikąd, czyli poligon Africa Corps
Przez plątaninę leśnych dróg przebiłem się w okolic S3. Pojechałem w kierunku Chlebowa i po jakimś czasie trafiłem znów na drogę z betonowych płyt, która zaprowadziła mnie do bramy zamkniętej fabryki/jednostki wojskowej? Przejazdu nie było, więc nawrotka i przez pola dojechałem do drogi wspomagającej S3. Tutaj zaznałem chwili relaksu…
W końcu asfalt :)
Po chwili byłem już na drodze nr 119. Kawałek do Chlebowa tam skręt na Stare Brynki. W Brynkach za mostkiem skręciłem w drogę będącą celem nr w wycieczki. Droga o nawierzchni ziemnej, w miarę twarda. Niestety dość daleko od strumienia. Gdy już myślałem, że nic ciekawego nie zobaczę nagle trafiłem na magiczne miejsce. Niespodziewanie ukazała mi się polanka cała porośnięta przebiśniegami.
Nie pamiętam, bym kiedykolwiek widział na raz tyle tych kwiatów dziko rosnących. Na dodatek na polance było stado saren, które dość nieśpiesznie uciekły. Co ciekawe było to miejsce , w którym kiedyś był młyn i tartak. Dziś pozostały tylko marne ruiny i zaburzony bieg wody.
Wełtyńska Struga
Tyle pozostało z tartaku
Z tartakiem związana jest interesująca historia. To w nim w 1945 roku armia radziecka cięła drzewa z Puszczy na bale, z których ułożyła w błyskawicznym tempie prawie zapomnianą dziś przeprawę przez Międzyodrze. Droga miała 5 metrów szerokości i około 3 km długości. Ponoć służyła jeszcze po wojnie, do czasu aż nie odbudowano mostów na autostradzie. Ślady przeprawy jeszcze dziś widać, jeżeli dobrze poszukać wykorzystując zdobycze najnowszej techniki satelitarnej.
Dalsza droga do domu to już dobrze znany standard. Radziszewo-Zdroje-Dąbie. Po Puszczańskich wertepach jazda po asfalcie była prawdziwą przyjemnością.
Jeszcze krótko w kwestiach technicznych. Obróciłem mostek i mam teraz kąt ujemny. Jest lepiej jeżeli chodzi o pozycję, ale jeszcze nie idealnie. Coś jeszcze muszę pokombinować.
Oczywiście, co by nie było nudno to wymyśliłem, że dotarcie do tych miejsc odbędzie się po pętli. W związku z tym pierwszy etap to nieznany wcześniej czarny szlak z cmentarza w Zdrojach do Szmaragdowego. Takiej niespodzianki to się nie spodziewałem. Niewinna ścieżka wzdłuż torów zamienia się w pionową ścianę. W Tatrach na takich szlakach to już pojawiają się łańcuchy… Na Stravie, ktoś zrobił tam segment „Wilcze Doły” i nachylenie miejscami sięga 36 %. Cała droga to wąska piaszczysta ścieżka. Trochę dałem rady wjechać trochę prowadziłem rower. Niestety moich epickich zmagań nie zarejestrowała Strava, bo znów GPS zaczął mi zapisywać, po jakiś 10 km. Kompletnie nie mam już pomysłu, co zrobić aby trasa zapisywała się od początku. Dodam tylko, że KOM na Wilczych Dołach to średnia 10,1 km/h :)
Po wdrapaniu się w okolice Jeziora Szmaragdowego skierowałem przez leśne ścieżki niej więcej w kierunku oczekiwanego punktu widokowego. Na początku niebieskim szlakiem i tu zaliczyłem pierwszą glebę na Canyonie. Nagła stromizna, wystający korzeń, uślizg koła i.. bach. Przewrót przez bark i obyło się bez strat na zdrowiu i w sprzęcie . Niebieski szlak opuściłem za autostradą i wspinając się piaszczystymi, leśnymi duktami dotarłem do punktu nad autostradą. Widok taki sobie.
Dawny poligon
Okazało się, że poniżej prowadzi droga z betonowych płyt. Pojechałem nią kawałek i zaprowadziła mnie do dziwnych obsypanych ziemią i ogrodzonych zbiorników ze stacjami transformatorowymi na czubkach. Za nimi z powrotem wjechałem w las leśną dróżką i po dość karkołomnym zjeździe trafiłem znów na szlak niebieski. Dalej pojechałem leśną ścieżyną w kierunku mniej więcej na Psie Pole. Ścieżyna i owszem malownicza, ale w pewnym momencie zaczęła się wznosić tak stromo, że zaczęło mi się odrywać od gruntu przednie koło.
Zapowiada się niewinnie
Dzielnie wjechałem. I znów trafiłem na niebieski szlak, którym dotarłem do rozjazdu Psie Pole. Tu już odpuściłem sobie dzikie drogi i zjechałem żółtym szlakiem do Drogi Kołowskiej, później kawałek asfaltem pod górkę i kostką w kierunku strzelnicy. Przed strzelnicą pojechałem drogą w kierunku Uroczyska Mosty. Po drodze tylko jedna fotka, bo uświadomiłem sobie, że zaczyna mnie już czas gonić.
Most donikąd, czyli poligon Africa Corps
Przez plątaninę leśnych dróg przebiłem się w okolic S3. Pojechałem w kierunku Chlebowa i po jakimś czasie trafiłem znów na drogę z betonowych płyt, która zaprowadziła mnie do bramy zamkniętej fabryki/jednostki wojskowej? Przejazdu nie było, więc nawrotka i przez pola dojechałem do drogi wspomagającej S3. Tutaj zaznałem chwili relaksu…
W końcu asfalt :)
Po chwili byłem już na drodze nr 119. Kawałek do Chlebowa tam skręt na Stare Brynki. W Brynkach za mostkiem skręciłem w drogę będącą celem nr w wycieczki. Droga o nawierzchni ziemnej, w miarę twarda. Niestety dość daleko od strumienia. Gdy już myślałem, że nic ciekawego nie zobaczę nagle trafiłem na magiczne miejsce. Niespodziewanie ukazała mi się polanka cała porośnięta przebiśniegami.
Nie pamiętam, bym kiedykolwiek widział na raz tyle tych kwiatów dziko rosnących. Na dodatek na polance było stado saren, które dość nieśpiesznie uciekły. Co ciekawe było to miejsce , w którym kiedyś był młyn i tartak. Dziś pozostały tylko marne ruiny i zaburzony bieg wody.
Wełtyńska Struga
Tyle pozostało z tartaku
Z tartakiem związana jest interesująca historia. To w nim w 1945 roku armia radziecka cięła drzewa z Puszczy na bale, z których ułożyła w błyskawicznym tempie prawie zapomnianą dziś przeprawę przez Międzyodrze. Droga miała 5 metrów szerokości i około 3 km długości. Ponoć służyła jeszcze po wojnie, do czasu aż nie odbudowano mostów na autostradzie. Ślady przeprawy jeszcze dziś widać, jeżeli dobrze poszukać wykorzystując zdobycze najnowszej techniki satelitarnej.
Dalsza droga do domu to już dobrze znany standard. Radziszewo-Zdroje-Dąbie. Po Puszczańskich wertepach jazda po asfalcie była prawdziwą przyjemnością.
Jeszcze krótko w kwestiach technicznych. Obróciłem mostek i mam teraz kąt ujemny. Jest lepiej jeżeli chodzi o pozycję, ale jeszcze nie idealnie. Coś jeszcze muszę pokombinować.
- DST 45.00km
- Teren 25.00km
- Czas 02:30
- VAVG 18.00km/h
- VMAX 45.00km/h
- Temperatura 10.0°C
- Kalorie 1500kcal
- Podjazdy 240m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Świetny wpis, Jarek, dawno tak dobrego nie czytałem. Te Wilcze Doły to jak Bielik, szybciej podbiec niż wjechać ;-) Mam nadzieję, ze zabierzesz mnie kiedyś do Twojej Bukowej.
leszczyk - 20:10 sobota, 19 marca 2016 | linkuj
Dobrze, że nic się nie stało tobie i rowerowi.
ja używam endomondo i jakoś nigdy problemu z zapisem nie mam davidbaluch - 07:37 sobota, 19 marca 2016 | linkuj
Komentuj
ja używam endomondo i jakoś nigdy problemu z zapisem nie mam davidbaluch - 07:37 sobota, 19 marca 2016 | linkuj