Środa, 2 września 2015
15 k
Odrobinę sentymentalnie. Mały jubileusz. Wykręciłem 15 tysięcy
kilometrów od czasu jak zacząłem jeździć rowerem, czyli od marca 2013.
Dokładnie 30 miesięcy. Średnio 500 km na miesiąc. Okrągłe liczby. Niby
nie wiele. Są tacy, którzy robię więcej w jeden sezon, ale dla mnie te
30 miesięcy to takie moje Mount Ventoux. Zdobyte. Nie jeździłem rowerem
przez jakieś ...30 lat, czyli od czasu jak rozwaliłem kolarzówkę na
wybojach koło ciepłowni Dąbska. Pamiętam do dziś. Potem to już zamiast
roweru były inne atrakcje wieku dojrzewania ;) Później praca, rodzina. Rower pojawił się znów w moim życiu trochę w trosce o poprawę kondycji, ale głównie za względu na inne wcale nie fajne okoliczności.
15 tysięcy "stuknęło" mi gdzieś między Wielgowem a Drogą Bieszczadzką. Pojechałem tam nie przypadkowo. Jest to "góra", z którą mierzyłem się na początku moim rowerowych przejażdżek. Nie udawało mi się wjechać całego podjazdu bez odpoczynku, a jak w końcu wjeżdżałem to oddech łapałem jak ryba a serce chciało wyskoczyć z piersi. Ławeczka na górze była zabawieniem. Teraz ...mam KOM-a na Bieszczadzkiej (czyli rekord podjazdu wg Stravy), co jest dla mnie małym zwycięstwem nad słabościami i miarą przebytej drogi.
Ławeczka. Toast wzniesiony, niestety tylko izotonikem ;)
Co mi dało blisko 600 godzin na siodełku? Oprócz niezaprzeczalnej poprawy kondycji poznałem sporo fajnych ludzi, zwiedziłem mnóstwo miejsce, do których w inny sposób bym nie dotarł. Polubiłem ten sposób spędzania czasu.
Co dalej. Myślę, że zbyt dużo nie zmienię. Rower zawsze i tak będzie tylko miłym dodatkiem, a nie sensem życia. Amatorem wyczynowcem nie zostanę, bo i tak nie mam predyspozycji. Chodzi mi po głowie kupno porządnego 29 i więcej jazdy po bezdrożach. Może mając taki sprzęt przy okazji skuszę się na jakieś maratony MTB. A może nie :)
W przyszłym roku pewnie będzie 20k . Ciekawe co wtedy napiszę.
15 tysięcy "stuknęło" mi gdzieś między Wielgowem a Drogą Bieszczadzką. Pojechałem tam nie przypadkowo. Jest to "góra", z którą mierzyłem się na początku moim rowerowych przejażdżek. Nie udawało mi się wjechać całego podjazdu bez odpoczynku, a jak w końcu wjeżdżałem to oddech łapałem jak ryba a serce chciało wyskoczyć z piersi. Ławeczka na górze była zabawieniem. Teraz ...mam KOM-a na Bieszczadzkiej (czyli rekord podjazdu wg Stravy), co jest dla mnie małym zwycięstwem nad słabościami i miarą przebytej drogi.
Ławeczka. Toast wzniesiony, niestety tylko izotonikem ;)
Co mi dało blisko 600 godzin na siodełku? Oprócz niezaprzeczalnej poprawy kondycji poznałem sporo fajnych ludzi, zwiedziłem mnóstwo miejsce, do których w inny sposób bym nie dotarł. Polubiłem ten sposób spędzania czasu.
Co dalej. Myślę, że zbyt dużo nie zmienię. Rower zawsze i tak będzie tylko miłym dodatkiem, a nie sensem życia. Amatorem wyczynowcem nie zostanę, bo i tak nie mam predyspozycji. Chodzi mi po głowie kupno porządnego 29 i więcej jazdy po bezdrożach. Może mając taki sprzęt przy okazji skuszę się na jakieś maratony MTB. A może nie :)
W przyszłym roku pewnie będzie 20k . Ciekawe co wtedy napiszę.
- DST 32.90km
- Teren 5.00km
- Czas 01:29
- VAVG 22.18km/h
- VMAX 32.60km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 1122kcal
- Podjazdy 250m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Ławeczka mojej Iwonki i kolegów którzy pierwszy raz się do niej wspinają.
strus - 17:48 piątek, 4 września 2015 | linkuj
No gratulacje, Prawie pół ziemi już objechałeś. Życzę kolejnych udanych kilometrów
davidbaluch - 06:56 piątek, 4 września 2015 | linkuj
:) Gratulacje, następne 15tki już pójdą z górki. Nawet się nie obejrzysz jak będziesz świętował... 30 tys!
lenek1971 - 20:17 czwartek, 3 września 2015 | linkuj
Graty Jarek :) 500 średnio miesięcznie to jest coś :)
Trendix - 20:03 czwartek, 3 września 2015 | linkuj
Bardzo dobry wpis, aż mi się nie chce żartować. Szczerze gratuluję, dla ludzi normalnie rodzinnych to bardzo dobry wynik. Życzę kolejnych miłych chwil na siodle, kolejnych fajnych ludzi na szlaku no i zdrowia. Venga, venga Jarek!
leszczyk - 17:56 czwartek, 3 września 2015 | linkuj
Komentuj