Niedziela, 24 maja 2015
Psssss....i po planach
Plany były ambitne. Wyciągnąłem w końcu z odmętów zapomnienia moją szosówkę. Trzy dni wcześniej sprawdziłem czy wszystko po zimie działa, czy powietrze nie schodzi. Odkurzyłem, umyłem itp. W niedzielny ranek wsiadłem na Rubi z zamiarem wypuszczenia się dawną trójką do Lipian i z powrotem. Warunki idealne, bo ze względu na święto tiry nie jeździły. I pojechałem.
W Kijewie zorientowałem się, że jest coś nie tak z moją głową...Aha kasku nie założyłem :) Chwila zastanowienia i wracam. Oczywiście tym razem już obudziłem żonę, która stwierdziła, to może lepiej nie jedź. Nie, no spoko, jadę... Znów ten sam odcinek, znów Kijewo, tempomat ustawiony na 30 km.h ... i puff. Strzeliła dętka w tylnym kole. Hmmm. No to wymieniamy, choć od domu tylko 3 km, ale przecież nie będę prowadził roweru. Jak się już uporałem z wymianą, to przyszła pora napompować. No to przetestujemy w końcu to cudo techniki jakie ze sobą wożę, czyli pompkę na CO2. Włożyłem nabój, sprawdziłem czy aby zworek jest zamknięty. OK. To teraz dokręcamy, zakładamy końcówkę na wentyl i odkręcamy zawór. Psssss i....dupa. Gaz się skończył, a opona dalej flak. Tylko wentyl, pokrył się imponującym szronem i zmroził mi palce. Ciekawy jestem co poszło nie tak. No bo przecież, chyba gazu powinno być tyle, aby coś napompować, choć ten syk naprawdę był krótki.
Suma sumarum i tak skończyło się na prowadzeniu roweru do domu, a plany szosowej wycieczki rozpłynęły się jak obłok CO2. Myślałem, że może trafi się po drodze jakaś litościwa dusza z normalną pompką, ale nie miałem farta. W domu od razu sprawdziłem, czy z dętką jest wszystko OK. Jak najbardziej przyjmuje powietrze.
W efekcie zamiast rowerowej wyprawy zabrałem żonę na dawno obiecaną pieszą wycieczkę wałem przeciwpowodziowym wzdłuż Dąbskiego z Załomia do Dąbia. 10 kilometrów pięknych widoków i dzikiej natury.
Po powrocie do domu, zjedzeniu obiadu i obejrzeniu transmisji z Giro nie wytrzymałem :) Zrobiłem rundkę Axisem do Lubczyny. Jakbym znów złapał gumę, to przynajmniej będzie wiadomo, gdzie ma przyjechać wóz techniczny :) Tym razem obyło się bez przygód. Sama trasa dobrze znana. Za to w Lubczynie poprawiła się infrastruktura gastronomiczna. W budzie z niedobrymi lodami, są teraz też GOFRY. Trzeba będzie tak planować trasy, aby na gofra wpadać w drodze powrotnej do domu. No chyba, że jakość jego będzie taka jak lodów...
Kilometry ranne i popołudniowe zsumowałem razem.
W Kijewie zorientowałem się, że jest coś nie tak z moją głową...Aha kasku nie założyłem :) Chwila zastanowienia i wracam. Oczywiście tym razem już obudziłem żonę, która stwierdziła, to może lepiej nie jedź. Nie, no spoko, jadę... Znów ten sam odcinek, znów Kijewo, tempomat ustawiony na 30 km.h ... i puff. Strzeliła dętka w tylnym kole. Hmmm. No to wymieniamy, choć od domu tylko 3 km, ale przecież nie będę prowadził roweru. Jak się już uporałem z wymianą, to przyszła pora napompować. No to przetestujemy w końcu to cudo techniki jakie ze sobą wożę, czyli pompkę na CO2. Włożyłem nabój, sprawdziłem czy aby zworek jest zamknięty. OK. To teraz dokręcamy, zakładamy końcówkę na wentyl i odkręcamy zawór. Psssss i....dupa. Gaz się skończył, a opona dalej flak. Tylko wentyl, pokrył się imponującym szronem i zmroził mi palce. Ciekawy jestem co poszło nie tak. No bo przecież, chyba gazu powinno być tyle, aby coś napompować, choć ten syk naprawdę był krótki.
Suma sumarum i tak skończyło się na prowadzeniu roweru do domu, a plany szosowej wycieczki rozpłynęły się jak obłok CO2. Myślałem, że może trafi się po drodze jakaś litościwa dusza z normalną pompką, ale nie miałem farta. W domu od razu sprawdziłem, czy z dętką jest wszystko OK. Jak najbardziej przyjmuje powietrze.
W efekcie zamiast rowerowej wyprawy zabrałem żonę na dawno obiecaną pieszą wycieczkę wałem przeciwpowodziowym wzdłuż Dąbskiego z Załomia do Dąbia. 10 kilometrów pięknych widoków i dzikiej natury.
Po powrocie do domu, zjedzeniu obiadu i obejrzeniu transmisji z Giro nie wytrzymałem :) Zrobiłem rundkę Axisem do Lubczyny. Jakbym znów złapał gumę, to przynajmniej będzie wiadomo, gdzie ma przyjechać wóz techniczny :) Tym razem obyło się bez przygód. Sama trasa dobrze znana. Za to w Lubczynie poprawiła się infrastruktura gastronomiczna. W budzie z niedobrymi lodami, są teraz też GOFRY. Trzeba będzie tak planować trasy, aby na gofra wpadać w drodze powrotnej do domu. No chyba, że jakość jego będzie taka jak lodów...
Kilometry ranne i popołudniowe zsumowałem razem.
- DST 50.30km
- Czas 02:02
- VAVG 24.74km/h
- VMAX 34.60km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 1600kcal
- Podjazdy 80m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Jarek polecam bardzo pompkę firmy Lezyne które są dostępne u Turowskiego mi jak pomogła pożyczona na szlaku od razu pojechałem kupić.
strus - 16:55 wtorek, 26 maja 2015 | linkuj
Spacer z małżonką zawsze jest OK. Te najnowocześniejsze wynalazki ... Ja bym sobie tym co najwyżej zrobił krzywdę :-) Nie ma jak pompa :-)
leszczyk - 13:00 poniedziałek, 25 maja 2015 | linkuj
Co za pechowy dzień :) Dobrze że chociaż spacer się udał :)
Trendix - 11:42 poniedziałek, 25 maja 2015 | linkuj
Komentuj