Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2016
Dystans całkowity: | 657.90 km (w terenie 142.50 km; 21.66%) |
Czas w ruchu: | 34:29 |
Średnia prędkość: | 19.08 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.00 km/h |
Suma podjazdów: | 8150 m |
Suma kalorii: | 23877 kcal |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 50.61 km i 2h 39m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 28 czerwca 2016
Ogród Hesperyd
Spontaniczny wypad na Rubi do Bukowej. Trochę wspinaczki i doskonalenie techniki zjazdu serpentynkami. Sądząc po PR nałapanych zarówno pod górkę, jak i z górki to technika trochę się poprawiła, a i noga też podaje :)
Niestety nie mogłem przetestować zbyt wielu dróg, bo na tych bocznych mokro było.
W Dobropolu trafiłem na tytułowy ogród. Nic nie smakuje lepiej od czereśni prosto z drzewa. Z cudzego sadu :)
Co prawda ogrodu pilnowała bestia straszliwa, przy której mityczny stugłowy Lagon to milusi kotek, ale dałem radę.
Strażnik ogrodu
Dzięki czereśniom popitym wodą z bidonu, udało mi się również zrobić PR na drodze ze Starego Czarnowa do domu. Nie ma to jak dobry paliwo :)
Ogólnie bardzo miła wycieczka.
Niestety nie mogłem przetestować zbyt wielu dróg, bo na tych bocznych mokro było.
W Dobropolu trafiłem na tytułowy ogród. Nic nie smakuje lepiej od czereśni prosto z drzewa. Z cudzego sadu :)
Co prawda ogrodu pilnowała bestia straszliwa, przy której mityczny stugłowy Lagon to milusi kotek, ale dałem radę.
Strażnik ogrodu
Dzięki czereśniom popitym wodą z bidonu, udało mi się również zrobić PR na drodze ze Starego Czarnowa do domu. Nie ma to jak dobry paliwo :)
Ogólnie bardzo miła wycieczka.
- DST 54.40km
- Czas 01:58
- VAVG 27.66km/h
- VMAX 49.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 1204kcal
- Podjazdy 431m
- Sprzęt Rubi
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 27 czerwca 2016
DPD
Pierwszy raz na rowerze do pracy. Brzmi to pewnie trochę dziwnie zważywszy, że trochę jeżdżę, ale moja praca nie bardzo współgra z przyjeżdżaniem na rowerze. Podobało mi się średnio. Rano, pomimo przeprawy przez most Pionierów jeszcze jako tako. Powrót niefajny. Wolę jednak chyba autem, muzyczka, klima luzik. A na rowerze - walka o przetrwanie, pędzące auta, śnięci piesi, hałas , smród spalin. Eeeee. Wolę las i śpiew ptaków. No, nic zobaczymy jeszcze. Może się przekonam i czasami będę jeździł.
Jak już byłem na rowerze w centrum to grzechem by było nie zrobić miodowych cycków. Dla nie wtajemniczonych - dwa razy podjazd i zjazd Miodową, dzięki czemu na wykresie wysokości powstaje malowniczy kształt. Na górze koksów, żadnego nie spotkałem.
Powrót z Miodowej ścieżkami przez las, Arkońską strzałą i przez Jasne Błonia. Po drodze odwiedziłem dziewczynę Piotra. Mam wrażenie, że Betka jest ostatnio zaniedbywana. Kusząco pomalowane usta sugerują, że chyba nie będzie zbyt długo czekać.
Jak już byłem na rowerze w centrum to grzechem by było nie zrobić miodowych cycków. Dla nie wtajemniczonych - dwa razy podjazd i zjazd Miodową, dzięki czemu na wykresie wysokości powstaje malowniczy kształt. Na górze koksów, żadnego nie spotkałem.
Powrót z Miodowej ścieżkami przez las, Arkońską strzałą i przez Jasne Błonia. Po drodze odwiedziłem dziewczynę Piotra. Mam wrażenie, że Betka jest ostatnio zaniedbywana. Kusząco pomalowane usta sugerują, że chyba nie będzie zbyt długo czekać.
- DST 46.40km
- Teren 6.00km
- Czas 02:09
- VAVG 21.58km/h
- VMAX 49.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 1614kcal
- Podjazdy 269m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 czerwca 2016
Dookoła Puszczy Bukowej
Tradycyjna rundka w wersji szosowej. Tym razem najpierw przez Gryfino. Na początku spotkanie z końcówką maratończyków. Wielki szacunek dla wszystkich a szczególnie dla gościa z flagą, który przebiegł całą trasę.
Po za tym trip bez ciekawszych zdarzeń.
Po za tym trip bez ciekawszych zdarzeń.
- DST 64.50km
- Czas 02:23
- VAVG 27.06km/h
- VMAX 43.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 1358kcal
- Podjazdy 271m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 24 czerwca 2016
Wieczorna wycieczka na plażę
Standardowy "balonik" do Lubczyny. Wyjazd o 20 jak upał lekko zelżał. Jechało się bardzo przyjemnie, przy zachowaniu prędkosci rekreacyjnej.
Niespodzianka na drodze do Borzysławca (ciekawe dlaczego przez "rz" ). Na polach gdzie uprawiane są warzywa stoją gigantyczne podlewaczki. Dwie taka ustawione, że lały jak z sikawki strażackiej ja drogę. Parę chwil postałem i pokombinowałem, jaki jest ich cykl pracy, aby się nie załapać na prysznic ze śmierdzącej wody. Jaka radość jak udało się przejechać tylko w lekkiej mgiełce. Przypomniał mi się film Twierdza, z tym że tam to był ogień :)
Na plaży w Lubczynie czuć wakacje :)
Niespodzianka na drodze do Borzysławca (ciekawe dlaczego przez "rz" ). Na polach gdzie uprawiane są warzywa stoją gigantyczne podlewaczki. Dwie taka ustawione, że lały jak z sikawki strażackiej ja drogę. Parę chwil postałem i pokombinowałem, jaki jest ich cykl pracy, aby się nie załapać na prysznic ze śmierdzącej wody. Jaka radość jak udało się przejechać tylko w lekkiej mgiełce. Przypomniał mi się film Twierdza, z tym że tam to był ogień :)
Na plaży w Lubczynie czuć wakacje :)
- DST 50.80km
- Czas 02:09
- VAVG 23.63km/h
- VMAX 41.40km/h
- Temperatura 28.0°C
- Kalorie 1800kcal
- Podjazdy 65m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 21 czerwca 2016
W poszukiwaniu przejścia północno-zachodniego ;)
Krótka wycieczka przed meczem. Pojechałem sprawdzić jak dojechać do centrum bez narażania się na wpadniecie do Regalicy wraz z przykładem dalekowzroczności i dbałości włodarzy miasta o infrastrukturę miejską . Na Cłowym usypano zapory z piachu, ale da się go przejechać na "nocnego Jamesa" :) No, ale nie o to chodziło.
Od Cłowego pojechałem wzdłuż rzeki i po kilkuset metrach można wjechać na Most Pionierów. Nawet ciekawy podjazd, może jakiś segment tam zrobić :)?
Taka serpentynka. Te hopki są strome, a ze 40%
Po przejechaniu mostu już nie jest tak różowo. Trzeba z buta.
Zejście z Pionierów
Po zrobieniu nawrotki pod estakadą zaatakowałem "przejście północo-zachodnie" z drugiej strony. Tu całkiem inne klimaty. Najpierw malowniczy sigielek, na który można wjechać ze zjazdu na Dąbie jak się pokona 30 centymetrowy krawężnik. Singielek łączy się płynnie z chodnikiem na moście.
Prawie jak w Górach Sowich :)
Na moście Pionierów. Tego chodnika to chyba nikt nie sprzątał od powstanie mostu.
Zjazd z mostu też nie nastręcza większych trudności... zaawansowanym zawodnikom MTB :)
Jak człowiek nabierze prędkości na zjeździe to miejsce powyżej dostarcza fajnych emocji. W bonusie jak się na rozwali nogi na tym kamulcu to można wpaść prosto pod koła samochodu. Akurat mi się trafiło, że jechał.
Dalej to już znana droga z polbruku w kierunku Zdrojów. Nuda. Reasumując. Da się dojechać do centrum z ominięciem Cłowego. Nie jest to droga wygoda, ale jest.
Na koniec ciachnąłem jeszcze dwie zmarszczki. Najpierw Szmaragdowe w koło. W sumie fajny podjazd jest od strony prawej (Kopalniana, serpentynka pod Widok i dalej pod górkę): 1,5 km, 93 m przewyższenia średnia 6%. Później jeszcze wzgórek na Bukowym i na mecz.
Chłopaki pięknie się spisali, bo to był trudny mecz.
P.S. Tytuł pod wpływem książki, którą niedawno czytałem. Odkrywcy, a szczególnie Ci polarni to mieli jednak grande kojones.
Od Cłowego pojechałem wzdłuż rzeki i po kilkuset metrach można wjechać na Most Pionierów. Nawet ciekawy podjazd, może jakiś segment tam zrobić :)?
Taka serpentynka. Te hopki są strome, a ze 40%
Po przejechaniu mostu już nie jest tak różowo. Trzeba z buta.
Zejście z Pionierów
Po zrobieniu nawrotki pod estakadą zaatakowałem "przejście północo-zachodnie" z drugiej strony. Tu całkiem inne klimaty. Najpierw malowniczy sigielek, na który można wjechać ze zjazdu na Dąbie jak się pokona 30 centymetrowy krawężnik. Singielek łączy się płynnie z chodnikiem na moście.
Prawie jak w Górach Sowich :)
Na moście Pionierów. Tego chodnika to chyba nikt nie sprzątał od powstanie mostu.
Zjazd z mostu też nie nastręcza większych trudności... zaawansowanym zawodnikom MTB :)
Jak człowiek nabierze prędkości na zjeździe to miejsce powyżej dostarcza fajnych emocji. W bonusie jak się na rozwali nogi na tym kamulcu to można wpaść prosto pod koła samochodu. Akurat mi się trafiło, że jechał.
Dalej to już znana droga z polbruku w kierunku Zdrojów. Nuda. Reasumując. Da się dojechać do centrum z ominięciem Cłowego. Nie jest to droga wygoda, ale jest.
Na koniec ciachnąłem jeszcze dwie zmarszczki. Najpierw Szmaragdowe w koło. W sumie fajny podjazd jest od strony prawej (Kopalniana, serpentynka pod Widok i dalej pod górkę): 1,5 km, 93 m przewyższenia średnia 6%. Później jeszcze wzgórek na Bukowym i na mecz.
Chłopaki pięknie się spisali, bo to był trudny mecz.
P.S. Tytuł pod wpływem książki, którą niedawno czytałem. Odkrywcy, a szczególnie Ci polarni to mieli jednak grande kojones.
- DST 25.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:13
- VAVG 20.55km/h
- VMAX 56.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 900kcal
- Podjazdy 150m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 19 czerwca 2016
Dookoła Puszczy Bukowej przez Kobylankę
Takie tam po okolicy, aby zdmuchnąć kurz i pajęczyn z Rubi. Ostatni tydzień to praca, praca i praca. Nie było kiedy wyrwać się nawet na chwilę na rower. Tempo dość rekreacyjne, bo coś moim nogą nie chciało się kręcić :)
Dziś pojechałem akurat tak, że było pod wiatr przez większą część trasy.
Na ścieżce rowerowej przed Kobylanką spotkałem siwiutkiego dziadka, który jechał na nartolorkach, oczywiście z kijami. Tempo z 10 km/h, cała szerokość ścieżki zajęta, bo machał tymi kijami na boki i...słuchawki w uszach. Zero kontaktu z otoczeniem.
A myślałem, że już nic mnie na DDR nie zaskoczy...
Dziś pojechałem akurat tak, że było pod wiatr przez większą część trasy.
Na ścieżce rowerowej przed Kobylanką spotkałem siwiutkiego dziadka, który jechał na nartolorkach, oczywiście z kijami. Tempo z 10 km/h, cała szerokość ścieżki zajęta, bo machał tymi kijami na boki i...słuchawki w uszach. Zero kontaktu z otoczeniem.
A myślałem, że już nic mnie na DDR nie zaskoczy...
- DST 67.70km
- Czas 02:36
- VAVG 26.04km/h
- VMAX 42.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 1237kcal
- Podjazdy 242m
- Sprzęt Rubi
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 czerwca 2016
Powrót na niziny
Pojechałem zobaczyć statki na Dniach Morza. Lipa. Fajna tylko replika okrętu Magellana. W głowie się nie mieści, że można popłynąć taką łupiną w nieznane i przez oceany opłynąć Świat.
Na prawobrzeże wróciłem przez Krygiera i ciachnąłem podjazd pod Kołowo. Wrażenie trochę śmieszne. To jest pod górę na nie po płaskim ? :)
Zmęczyć się jednak też można, jak się jedzie 20 km/h a nie 10 jak to bywało w górach.
Zamiast fotek statków, pominięte wcześniej zdjęcie industrialne z Gór Sowich.
Na prawobrzeże wróciłem przez Krygiera i ciachnąłem podjazd pod Kołowo. Wrażenie trochę śmieszne. To jest pod górę na nie po płaskim ? :)
Zmęczyć się jednak też można, jak się jedzie 20 km/h a nie 10 jak to bywało w górach.
Zamiast fotek statków, pominięte wcześniej zdjęcie industrialne z Gór Sowich.
- DST 46.00km
- Teren 4.00km
- Czas 02:11
- VAVG 21.07km/h
- VMAX 40.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 1500kcal
- Podjazdy 250m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 8 czerwca 2016
Ślęża na deser
O dawna chciałem wejść/wjechać na szczyt tej mitycznej góry i pogłaskać niedźwiedzia stojącego tam od czasów prechrześcijańskich. Pomimo, że kilkanaście razy zdarzyło mi się przejeżdżać w pobliżu to jakoś zawsze brakowało czasu. Tym razem musiał to być punkt obowiązkowy mojej wyprawy w Góry Sowie.
Ułożyło się tak, że zostawiłem sobie to na deser. Właściwie to przerywnik w powrocie do Szczecina. Ze tego względu wariant minimum. Czyli zostawiłem auto na przełęczy Tąpadła i pojechałem w górę i dookoła Ślęży. Możliwości wjazdu jest kilka, ja wybrałem najprostszy co nie znaczy, że najłatwiejszy. Pojechałem drogą szutrowo-brukową oznaczoną jako szlak żółty. Jest kawałek góry do jechania. 3 km, średnie nachylenie 11%. Miejscami jest powyżej 20%. Szuter, luźne kamienie, dziury i co kawałek szeroki rynny odwadniające. Kostka w miejscach najbardziej stromych. Trudna trasa. Wjechałem ją z przerwami na fotki i przepuszczanie grup wycieczkowych więc średnia wyszła mi prawie jakbym wszedł na piechotę :)
Droga na Ślężę
Na szczycie lekkie rozczarowanie. Paskudna wieża TV, kościół, krzyż, dom turysty-pielgrzyma. Brak spektakularnych widoków.
Widoki są w kierunku Legnicy, czyli akurat w najmniej interesującym kierunku
Kościół na szczycie
Był też oczywiście niedźwiadek
Został pogłaskany i przytulony
Na szczycie jest też platforma widokowa w kierunku południowym. Akurat w remoncie i zakaz wstępu. Ale nie po to tyle jechałem kilometrów wzdłuż i w pionie, aby tam nie wejść...
Zakaz wstępu
...i widok z platformy
Dobry był tekst robotników pracujących na wyższym poziomie.
- Słyszałeś coś?
- Nie, a co?
- Bo chyba ktoś jest na dole...
Dalszego ciągu dialogu nie słyszałem, bo się ulotniłem po angielsku. Choć spdy trochę zgrzytała po kamieniach.
Zjazd z góry bardzo trudny. Stromo, sypko i cholerne rynny odwadniające (szerokie na jakieś 30 centymetrów). Trafiły mi się schodzące z góry grupy dzieci z nieprzytomnymi nauczycielkami, między którymi musiałem lawirować. Na dole odetchnąłem z ulgą. Akurat jak rozglądałem się na przełęczy, w którą stronę pojechać to wdrapał się tam szosowiec. Cały mokry. Zdawkowe cześć, rzucił na mnie okiem i tekst:
- kondycja dopisuje?
- a nie narzekam. Odpowiedziałem.
Po chwil sobie uświadomiłem, że wyglądałem jakbym też wjechał z drugiej strony. Gość na MTB, z plecakiem, bez śladu zmęczenia. Ha, ha. Można kogoś zdołować. Jak wjechałem tam naprawdę za 1,5 godziny to też byłem mokry.
Dalej pojechałem dookoła Ślęży przez Sobótkę. Jest to kultowa trasa dla szosowców. To na niej rozgrywane są mistrzostwa Polski. O czym przypominały co jakieś czas różne napisy na asfalcie. Typo: Kwiato, forza itp. Niestety pojechałem przeciwnym kierunku niż robią to zwykle kolarze wiec miałem wszystko do góry nogami. No i z górki tam gdzie oni mają pod i odwrotnie. Trochę szkoda.
Gładziutkim asfaltem dotarłem do Sobótki. Po drodze sady z dojrzewającymi czereśniami i widoki na przedpola Wrocławia.
W Sobótce drugie śniadanie na rynku specjałami zakupionymi w pobliskiej piekarni
Produkt regionalny
Była też plastyczna mapa okolicy
Po zjedzeniu pączka i kilku niedźwiedzi pojechałem dalej. Po drodze cały czas widok na Ślężę.
Tylko Śląsk :) i czereśnie
Na koniec podjazd po przełęcz. Upał był ponad 30 stopniowy, a podjazd sztywny. Wjechałem więc na górę mokry. Rower do auta, przebieranka i koniec wyprawy.
Małe podsumowanie:
Łącznie przejechane: 300 km
Suma przewyższeń: ponad 6 km
Góry: dużo trudniejsze niż się spodziewałem, bardzo duże względne przewyższenia. Za to bardzo ładne, piękna przyroda. Genialne widoki.
Strefa MTB: dobrze oznaczona. Trasy miejscami bardzo trudne. Stromo, dużo kamieni i tych dużych i tych luźnych. Miejscami śmierć w oczach. W porównaniu to trasy w Izerach w pobliżu Jakuszyc to bułka z masłem.
Kwatera: bardzo dobry wybór, dobra lokalizacja, fajni właściciele. Domowe jedzenie. Jakoś coś to polecam i służę kontaktem.
Stopień zadowolenia z wyprawy: 10/10.
Ułożyło się tak, że zostawiłem sobie to na deser. Właściwie to przerywnik w powrocie do Szczecina. Ze tego względu wariant minimum. Czyli zostawiłem auto na przełęczy Tąpadła i pojechałem w górę i dookoła Ślęży. Możliwości wjazdu jest kilka, ja wybrałem najprostszy co nie znaczy, że najłatwiejszy. Pojechałem drogą szutrowo-brukową oznaczoną jako szlak żółty. Jest kawałek góry do jechania. 3 km, średnie nachylenie 11%. Miejscami jest powyżej 20%. Szuter, luźne kamienie, dziury i co kawałek szeroki rynny odwadniające. Kostka w miejscach najbardziej stromych. Trudna trasa. Wjechałem ją z przerwami na fotki i przepuszczanie grup wycieczkowych więc średnia wyszła mi prawie jakbym wszedł na piechotę :)
Droga na Ślężę
Na szczycie lekkie rozczarowanie. Paskudna wieża TV, kościół, krzyż, dom turysty-pielgrzyma. Brak spektakularnych widoków.
Widoki są w kierunku Legnicy, czyli akurat w najmniej interesującym kierunku
Kościół na szczycie
Był też oczywiście niedźwiadek
Został pogłaskany i przytulony
Na szczycie jest też platforma widokowa w kierunku południowym. Akurat w remoncie i zakaz wstępu. Ale nie po to tyle jechałem kilometrów wzdłuż i w pionie, aby tam nie wejść...
Zakaz wstępu
...i widok z platformy
Dobry był tekst robotników pracujących na wyższym poziomie.
- Słyszałeś coś?
- Nie, a co?
- Bo chyba ktoś jest na dole...
Dalszego ciągu dialogu nie słyszałem, bo się ulotniłem po angielsku. Choć spdy trochę zgrzytała po kamieniach.
Zjazd z góry bardzo trudny. Stromo, sypko i cholerne rynny odwadniające (szerokie na jakieś 30 centymetrów). Trafiły mi się schodzące z góry grupy dzieci z nieprzytomnymi nauczycielkami, między którymi musiałem lawirować. Na dole odetchnąłem z ulgą. Akurat jak rozglądałem się na przełęczy, w którą stronę pojechać to wdrapał się tam szosowiec. Cały mokry. Zdawkowe cześć, rzucił na mnie okiem i tekst:
- kondycja dopisuje?
- a nie narzekam. Odpowiedziałem.
Po chwil sobie uświadomiłem, że wyglądałem jakbym też wjechał z drugiej strony. Gość na MTB, z plecakiem, bez śladu zmęczenia. Ha, ha. Można kogoś zdołować. Jak wjechałem tam naprawdę za 1,5 godziny to też byłem mokry.
Dalej pojechałem dookoła Ślęży przez Sobótkę. Jest to kultowa trasa dla szosowców. To na niej rozgrywane są mistrzostwa Polski. O czym przypominały co jakieś czas różne napisy na asfalcie. Typo: Kwiato, forza itp. Niestety pojechałem przeciwnym kierunku niż robią to zwykle kolarze wiec miałem wszystko do góry nogami. No i z górki tam gdzie oni mają pod i odwrotnie. Trochę szkoda.
Gładziutkim asfaltem dotarłem do Sobótki. Po drodze sady z dojrzewającymi czereśniami i widoki na przedpola Wrocławia.
W Sobótce drugie śniadanie na rynku specjałami zakupionymi w pobliskiej piekarni
Produkt regionalny
Była też plastyczna mapa okolicy
Po zjedzeniu pączka i kilku niedźwiedzi pojechałem dalej. Po drodze cały czas widok na Ślężę.
Tylko Śląsk :) i czereśnie
Na koniec podjazd po przełęcz. Upał był ponad 30 stopniowy, a podjazd sztywny. Wjechałem więc na górę mokry. Rower do auta, przebieranka i koniec wyprawy.
Małe podsumowanie:
Łącznie przejechane: 300 km
Suma przewyższeń: ponad 6 km
Góry: dużo trudniejsze niż się spodziewałem, bardzo duże względne przewyższenia. Za to bardzo ładne, piękna przyroda. Genialne widoki.
Strefa MTB: dobrze oznaczona. Trasy miejscami bardzo trudne. Stromo, dużo kamieni i tych dużych i tych luźnych. Miejscami śmierć w oczach. W porównaniu to trasy w Izerach w pobliżu Jakuszyc to bułka z masłem.
Kwatera: bardzo dobry wybór, dobra lokalizacja, fajni właściciele. Domowe jedzenie. Jakoś coś to polecam i służę kontaktem.
Stopień zadowolenia z wyprawy: 10/10.
- DST 27.70km
- Teren 6.00km
- Czas 01:44
- VAVG 15.98km/h
- VMAX 53.00km/h
- Temperatura 28.0°C
- Kalorie 1184kcal
- Podjazdy 623m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 7 czerwca 2016
Góry Sowie dzień V grzbietami gór
Dziś pechowo. Plan był taki, że aby nie marnować czasu na jeżdżenie wzdłuż gór podjadę sobie autem na Przełęcz Jugowską i pojadę do Srebrnej Góry i z powrotem. W większości różnymi drogami, bo na mapie namalowana jest tak możliwość.
Niestety już na początku wycieczki zepsuł mi się telefon. Nic nie widać na ekranie. Dość mocno zważyło mi to humor, bo już abstrahując od wydatków związanych z naprawą lub kupnem nowego i utratą różnych danych, to kłopot jest podczas wycieczki. I tak jest niebezpiecznie jeździć samemu po tych bezludnych i trudnych trasach. Bez kontaktu ze światem, to już samobójstwo. Dodatkowo telefonem robię zdjęcia i dzięki mapom OSM jest najlepszym narzędziem nawigacji. Papierowa mapa strefy MTB jest niezła, ale trudno uchwycić punkty charakterystyczne, w których się jest. Do Garmina nie wgrałem śladów, bo trasa miała być po kilku łączonych. Bez gpxa niewiele widać.
Po koszmarnym podjeździe i zjeździe pod Kalenice (z buta było nawet z góry) zacząłem kombinować szukając lepszych dróg. W efekcie zjechałem nie tam, gdzie trzeba i wylądowałem w Woliborzu, czyli u podnóża. W efekcie kawałek po asfalcie i trochę na przełaj wróciłem do żółtej MTB, którą jechałem wcześniej po zjechaniu z Kalenicy. Ciekawa droga. Leśnicy wybudowali sobie białą szutrówkę do wywozu drewna ciągnącą się od przełączy do przełęczy. Stan prawie idealny. Nią dotarłem do samochodu.
Sporo fajnych widoków. Widok z wieży widokowej na Kalenicy taki jak z Wielkiej Sowy. Zapiera dech. Widać wszystko jak na dłoni od Wrocławia po Śnieżkę. Trochę skałek. Ciemne lasy świerkowe i bukowe. Szemrzące potoki skrzące się w słońcu. Na płyciznach jest sporo miki, która wygląda jak płatki srebra. Ehhh
Zamiast fotek, których nie udało się zrobić dziś - coś z wczoraj.
Niestety już na początku wycieczki zepsuł mi się telefon. Nic nie widać na ekranie. Dość mocno zważyło mi to humor, bo już abstrahując od wydatków związanych z naprawą lub kupnem nowego i utratą różnych danych, to kłopot jest podczas wycieczki. I tak jest niebezpiecznie jeździć samemu po tych bezludnych i trudnych trasach. Bez kontaktu ze światem, to już samobójstwo. Dodatkowo telefonem robię zdjęcia i dzięki mapom OSM jest najlepszym narzędziem nawigacji. Papierowa mapa strefy MTB jest niezła, ale trudno uchwycić punkty charakterystyczne, w których się jest. Do Garmina nie wgrałem śladów, bo trasa miała być po kilku łączonych. Bez gpxa niewiele widać.
Po koszmarnym podjeździe i zjeździe pod Kalenice (z buta było nawet z góry) zacząłem kombinować szukając lepszych dróg. W efekcie zjechałem nie tam, gdzie trzeba i wylądowałem w Woliborzu, czyli u podnóża. W efekcie kawałek po asfalcie i trochę na przełaj wróciłem do żółtej MTB, którą jechałem wcześniej po zjechaniu z Kalenicy. Ciekawa droga. Leśnicy wybudowali sobie białą szutrówkę do wywozu drewna ciągnącą się od przełączy do przełęczy. Stan prawie idealny. Nią dotarłem do samochodu.
Sporo fajnych widoków. Widok z wieży widokowej na Kalenicy taki jak z Wielkiej Sowy. Zapiera dech. Widać wszystko jak na dłoni od Wrocławia po Śnieżkę. Trochę skałek. Ciemne lasy świerkowe i bukowe. Szemrzące potoki skrzące się w słońcu. Na płyciznach jest sporo miki, która wygląda jak płatki srebra. Ehhh
Zamiast fotek, których nie udało się zrobić dziś - coś z wczoraj.
- DST 35.30km
- Teren 35.30km
- Czas 02:38
- VAVG 13.41km/h
- VMAX 49.00km/h
- Temperatura 24.0°C
- Kalorie 1345kcal
- Podjazdy 864m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 6 czerwca 2016
Góry Sowie dzień IV Przełęcz Walimska + Andrzejówka
To był piękny dzień. Słoneczko, idealna temperatura. Miała być luźna wycieczka. Najpierw nad
Jezioro Bystrzyckie, a potem podjazd pod przełęcz Walimską i do domku. Wyszło trochę inaczej, no ale …Nad jeziorem
liczyłem na jakieś zamoczenie nóg i tego typu atrakcje. Srogo się zawiodłem… Do
jeziorko droga prawie cały czas w dół.I
prawie cały czas wzdłuż Bystrzycy, która z malutkiego potoku (ale o wysoko i
szeroko obmurowanym korycie) zamieniła się w całkiem pokaźną rzeczkę.
Tak to sobie podziwiając Bystrzycę i inne widoki dotarłem do sztucznego zbiornika. Wzdłuż niego biegnie malownicza droga, ale co z tego jak cały brzeg jest szczelnie obudowany domkami letniskowymi wszelkiej maści i rodzaju. No jak można tak spaskudzić dobro ogólnonarodowe. Jakiegoś zejścia do wody też nigdzie nie znalazłem, a poniższą fotkę cyknąłem przez dziurę w płocie.
Zniesmaczony dotarłem do tamy. Imponująca.
Widoki z tamy
Za tamą okazało się, że biegnie w dół szlak strefy MTB. Chociaż, nie planowałem tamtędy to… zjechałem. No i tu chłopaki przegięli. Jeszcze szlaku rowerowego biegnącego po torach to nie widziałem.Na szczęścia po jakiś 300 metrach dało się zjechać boczną ścieżką od restauracji Zagroda. Uff, po podkładach kolejowych po prostu nie da się jeździć.
W zagrodzie jak to w zagrodzie – zwierzęta. Trochę dziwne jak na ten klimat.
Był też kolega Struś ;)
Dalej już według planu dotarłem na drugą stronę Gór Sowich. Na tej drodze nie ma jakieś spektakularnej przełęczy. Skręt w prawo i przez wioseczki u podnóża gór w kierunku walimskiej. W oddali nęci Ślęża.
Ty będziesz na deser
Z Rościszowa podjazd po przełęcz. Tym razem założyłem sobie, że nie będzie przerw na fotki i takie tam popijanie z bidonu ;) Jadę jednym ciągiem.
Od razu odkryłem dlaczego to inne przełęcze są wielbione przez szoszonów. Na początku ze 2 kilometry bruk ze średnim nachyleniem 4-5 %. To już człowieka może zmęczyć, a to tylko preludium. Jak zaczął się asfalt to zrobiło się 7-9 % i tak trzymało do końca. Miejscami było 13 %. Przynajmniej tak Garmin pokazywał.Dałem radę, bez postawienia stopu na asfalcie. Podjazd zajął mi ponad 40 minut, średnia 11,4 km/h. Różnica wysokości 419 metrów. Mogę takie przełęcze podjeżdżać, byle nachylenie nie przekraczało 10 %, po wtedy to już jest ciężko. Przynajmniej na Cieniostoworze.
Zjazd do Walimia to już był z przystankami na fotki. Widoki genialne. Co ciekawe zjazd asfaltowy ,ale jest kilka zakrętów wyłożonych kostką. Jak popada to masakra. Jeden zakręt (czy raczej ich sekwencja) to prawdziwy zakręt śmierci. Oczywiście kostka. Osławiony o tej nazwie koło Szklarskiej Poręby, to jakaś popierdółka w porównaniu z tymi eskami. Przy zakręcie stoi pomnik Bublewicza i Kuliga.
Takie widoki
W Walimu jedząc pączki i lody przypomniałem sobie, że zapomniałem zrobić zdjęcie w schronisku Andrzejówka jak byłem tam poprzednio.
Hmm…Trochę jeszcze było czasu do obiadu, no to pojechałem zrobić. Tym razem wjazd od innej strony, bo poprzednio wypatrzyłem, że jakaś droga asfaltowa tam prowadzi. Tyle, że jakoś nie zwróciłem uwagi, że najpierw muszę zjechać na jakieś 360 m n.p.ma Andrzejówka leży na pond 800… To sobie zafundowałem drugą górę. Generalnie z 15 km podjazdu i im dalej tym bardziej stromo.Tym razem były fotki w trakcie… ;)
Do Rybnicy to jeszcze jakoś szło, ale ostatnie 3 kilometry do schroniska, to już rzeźnia. Skończył mi się cukier w organizmie. I nie było na czym jechać. Jakoś się w końcu wdrapałem., po drodze robiąc oczywiście fotki kopalni tego czerwonego g.., które mi poprzednio opony zalepiało. Malshit a nie malafir to się powinno nazywać.
Kopalnia
W schronisku zaległa fotka i wypita pepsi 0,7.
Zjazd dość łatwym czerwonym MTB do Łomnicy. Ha, ha, jeszcze tydzień temu przed takim to z roweru zsiadałem. Potem już na kwaterę też lekko alternatywną drogą.
Dużo tutaj jest wąskich asfaltówek o doskonałej nawierzchni poprowadzonych gdzieś bokami przez górki, pola. Raj dla szoszonów. No prawie, bo notorycznie leżą na tych droga naniesione przez wodę piach i kamienie.
Tak to sobie podziwiając Bystrzycę i inne widoki dotarłem do sztucznego zbiornika. Wzdłuż niego biegnie malownicza droga, ale co z tego jak cały brzeg jest szczelnie obudowany domkami letniskowymi wszelkiej maści i rodzaju. No jak można tak spaskudzić dobro ogólnonarodowe. Jakiegoś zejścia do wody też nigdzie nie znalazłem, a poniższą fotkę cyknąłem przez dziurę w płocie.
Zniesmaczony dotarłem do tamy. Imponująca.
Widoki z tamy
Za tamą okazało się, że biegnie w dół szlak strefy MTB. Chociaż, nie planowałem tamtędy to… zjechałem. No i tu chłopaki przegięli. Jeszcze szlaku rowerowego biegnącego po torach to nie widziałem.Na szczęścia po jakiś 300 metrach dało się zjechać boczną ścieżką od restauracji Zagroda. Uff, po podkładach kolejowych po prostu nie da się jeździć.
W zagrodzie jak to w zagrodzie – zwierzęta. Trochę dziwne jak na ten klimat.
Był też kolega Struś ;)
Dalej już według planu dotarłem na drugą stronę Gór Sowich. Na tej drodze nie ma jakieś spektakularnej przełęczy. Skręt w prawo i przez wioseczki u podnóża gór w kierunku walimskiej. W oddali nęci Ślęża.
Ty będziesz na deser
Z Rościszowa podjazd po przełęcz. Tym razem założyłem sobie, że nie będzie przerw na fotki i takie tam popijanie z bidonu ;) Jadę jednym ciągiem.
Od razu odkryłem dlaczego to inne przełęcze są wielbione przez szoszonów. Na początku ze 2 kilometry bruk ze średnim nachyleniem 4-5 %. To już człowieka może zmęczyć, a to tylko preludium. Jak zaczął się asfalt to zrobiło się 7-9 % i tak trzymało do końca. Miejscami było 13 %. Przynajmniej tak Garmin pokazywał.Dałem radę, bez postawienia stopu na asfalcie. Podjazd zajął mi ponad 40 minut, średnia 11,4 km/h. Różnica wysokości 419 metrów. Mogę takie przełęcze podjeżdżać, byle nachylenie nie przekraczało 10 %, po wtedy to już jest ciężko. Przynajmniej na Cieniostoworze.
Zjazd do Walimia to już był z przystankami na fotki. Widoki genialne. Co ciekawe zjazd asfaltowy ,ale jest kilka zakrętów wyłożonych kostką. Jak popada to masakra. Jeden zakręt (czy raczej ich sekwencja) to prawdziwy zakręt śmierci. Oczywiście kostka. Osławiony o tej nazwie koło Szklarskiej Poręby, to jakaś popierdółka w porównaniu z tymi eskami. Przy zakręcie stoi pomnik Bublewicza i Kuliga.
Takie widoki
W Walimu jedząc pączki i lody przypomniałem sobie, że zapomniałem zrobić zdjęcie w schronisku Andrzejówka jak byłem tam poprzednio.
Hmm…Trochę jeszcze było czasu do obiadu, no to pojechałem zrobić. Tym razem wjazd od innej strony, bo poprzednio wypatrzyłem, że jakaś droga asfaltowa tam prowadzi. Tyle, że jakoś nie zwróciłem uwagi, że najpierw muszę zjechać na jakieś 360 m n.p.ma Andrzejówka leży na pond 800… To sobie zafundowałem drugą górę. Generalnie z 15 km podjazdu i im dalej tym bardziej stromo.Tym razem były fotki w trakcie… ;)
Do Rybnicy to jeszcze jakoś szło, ale ostatnie 3 kilometry do schroniska, to już rzeźnia. Skończył mi się cukier w organizmie. I nie było na czym jechać. Jakoś się w końcu wdrapałem., po drodze robiąc oczywiście fotki kopalni tego czerwonego g.., które mi poprzednio opony zalepiało. Malshit a nie malafir to się powinno nazywać.
Kopalnia
W schronisku zaległa fotka i wypita pepsi 0,7.
Zjazd dość łatwym czerwonym MTB do Łomnicy. Ha, ha, jeszcze tydzień temu przed takim to z roweru zsiadałem. Potem już na kwaterę też lekko alternatywną drogą.
Dużo tutaj jest wąskich asfaltówek o doskonałej nawierzchni poprowadzonych gdzieś bokami przez górki, pola. Raj dla szoszonów. No prawie, bo notorycznie leżą na tych droga naniesione przez wodę piach i kamienie.
- DST 88.00km
- Teren 10.00km
- Czas 05:05
- VAVG 17.31km/h
- VMAX 56.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 3645kcal
- Podjazdy 1659m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze