Środa, 8 czerwca 2016
Ślęża na deser
O dawna chciałem wejść/wjechać na szczyt tej mitycznej góry i pogłaskać niedźwiedzia stojącego tam od czasów prechrześcijańskich. Pomimo, że kilkanaście razy zdarzyło mi się przejeżdżać w pobliżu to jakoś zawsze brakowało czasu. Tym razem musiał to być punkt obowiązkowy mojej wyprawy w Góry Sowie.
Ułożyło się tak, że zostawiłem sobie to na deser. Właściwie to przerywnik w powrocie do Szczecina. Ze tego względu wariant minimum. Czyli zostawiłem auto na przełęczy Tąpadła i pojechałem w górę i dookoła Ślęży. Możliwości wjazdu jest kilka, ja wybrałem najprostszy co nie znaczy, że najłatwiejszy. Pojechałem drogą szutrowo-brukową oznaczoną jako szlak żółty. Jest kawałek góry do jechania. 3 km, średnie nachylenie 11%. Miejscami jest powyżej 20%. Szuter, luźne kamienie, dziury i co kawałek szeroki rynny odwadniające. Kostka w miejscach najbardziej stromych. Trudna trasa. Wjechałem ją z przerwami na fotki i przepuszczanie grup wycieczkowych więc średnia wyszła mi prawie jakbym wszedł na piechotę :)
Droga na Ślężę
Na szczycie lekkie rozczarowanie. Paskudna wieża TV, kościół, krzyż, dom turysty-pielgrzyma. Brak spektakularnych widoków.
Widoki są w kierunku Legnicy, czyli akurat w najmniej interesującym kierunku
Kościół na szczycie
Był też oczywiście niedźwiadek
Został pogłaskany i przytulony
Na szczycie jest też platforma widokowa w kierunku południowym. Akurat w remoncie i zakaz wstępu. Ale nie po to tyle jechałem kilometrów wzdłuż i w pionie, aby tam nie wejść...
Zakaz wstępu
...i widok z platformy
Dobry był tekst robotników pracujących na wyższym poziomie.
- Słyszałeś coś?
- Nie, a co?
- Bo chyba ktoś jest na dole...
Dalszego ciągu dialogu nie słyszałem, bo się ulotniłem po angielsku. Choć spdy trochę zgrzytała po kamieniach.
Zjazd z góry bardzo trudny. Stromo, sypko i cholerne rynny odwadniające (szerokie na jakieś 30 centymetrów). Trafiły mi się schodzące z góry grupy dzieci z nieprzytomnymi nauczycielkami, między którymi musiałem lawirować. Na dole odetchnąłem z ulgą. Akurat jak rozglądałem się na przełęczy, w którą stronę pojechać to wdrapał się tam szosowiec. Cały mokry. Zdawkowe cześć, rzucił na mnie okiem i tekst:
- kondycja dopisuje?
- a nie narzekam. Odpowiedziałem.
Po chwil sobie uświadomiłem, że wyglądałem jakbym też wjechał z drugiej strony. Gość na MTB, z plecakiem, bez śladu zmęczenia. Ha, ha. Można kogoś zdołować. Jak wjechałem tam naprawdę za 1,5 godziny to też byłem mokry.
Dalej pojechałem dookoła Ślęży przez Sobótkę. Jest to kultowa trasa dla szosowców. To na niej rozgrywane są mistrzostwa Polski. O czym przypominały co jakieś czas różne napisy na asfalcie. Typo: Kwiato, forza itp. Niestety pojechałem przeciwnym kierunku niż robią to zwykle kolarze wiec miałem wszystko do góry nogami. No i z górki tam gdzie oni mają pod i odwrotnie. Trochę szkoda.
Gładziutkim asfaltem dotarłem do Sobótki. Po drodze sady z dojrzewającymi czereśniami i widoki na przedpola Wrocławia.
W Sobótce drugie śniadanie na rynku specjałami zakupionymi w pobliskiej piekarni
Produkt regionalny
Była też plastyczna mapa okolicy
Po zjedzeniu pączka i kilku niedźwiedzi pojechałem dalej. Po drodze cały czas widok na Ślężę.
Tylko Śląsk :) i czereśnie
Na koniec podjazd po przełęcz. Upał był ponad 30 stopniowy, a podjazd sztywny. Wjechałem więc na górę mokry. Rower do auta, przebieranka i koniec wyprawy.
Małe podsumowanie:
Łącznie przejechane: 300 km
Suma przewyższeń: ponad 6 km
Góry: dużo trudniejsze niż się spodziewałem, bardzo duże względne przewyższenia. Za to bardzo ładne, piękna przyroda. Genialne widoki.
Strefa MTB: dobrze oznaczona. Trasy miejscami bardzo trudne. Stromo, dużo kamieni i tych dużych i tych luźnych. Miejscami śmierć w oczach. W porównaniu to trasy w Izerach w pobliżu Jakuszyc to bułka z masłem.
Kwatera: bardzo dobry wybór, dobra lokalizacja, fajni właściciele. Domowe jedzenie. Jakoś coś to polecam i służę kontaktem.
Stopień zadowolenia z wyprawy: 10/10.
Ułożyło się tak, że zostawiłem sobie to na deser. Właściwie to przerywnik w powrocie do Szczecina. Ze tego względu wariant minimum. Czyli zostawiłem auto na przełęczy Tąpadła i pojechałem w górę i dookoła Ślęży. Możliwości wjazdu jest kilka, ja wybrałem najprostszy co nie znaczy, że najłatwiejszy. Pojechałem drogą szutrowo-brukową oznaczoną jako szlak żółty. Jest kawałek góry do jechania. 3 km, średnie nachylenie 11%. Miejscami jest powyżej 20%. Szuter, luźne kamienie, dziury i co kawałek szeroki rynny odwadniające. Kostka w miejscach najbardziej stromych. Trudna trasa. Wjechałem ją z przerwami na fotki i przepuszczanie grup wycieczkowych więc średnia wyszła mi prawie jakbym wszedł na piechotę :)
Droga na Ślężę
Na szczycie lekkie rozczarowanie. Paskudna wieża TV, kościół, krzyż, dom turysty-pielgrzyma. Brak spektakularnych widoków.
Widoki są w kierunku Legnicy, czyli akurat w najmniej interesującym kierunku
Kościół na szczycie
Był też oczywiście niedźwiadek
Został pogłaskany i przytulony
Na szczycie jest też platforma widokowa w kierunku południowym. Akurat w remoncie i zakaz wstępu. Ale nie po to tyle jechałem kilometrów wzdłuż i w pionie, aby tam nie wejść...
Zakaz wstępu
...i widok z platformy
Dobry był tekst robotników pracujących na wyższym poziomie.
- Słyszałeś coś?
- Nie, a co?
- Bo chyba ktoś jest na dole...
Dalszego ciągu dialogu nie słyszałem, bo się ulotniłem po angielsku. Choć spdy trochę zgrzytała po kamieniach.
Zjazd z góry bardzo trudny. Stromo, sypko i cholerne rynny odwadniające (szerokie na jakieś 30 centymetrów). Trafiły mi się schodzące z góry grupy dzieci z nieprzytomnymi nauczycielkami, między którymi musiałem lawirować. Na dole odetchnąłem z ulgą. Akurat jak rozglądałem się na przełęczy, w którą stronę pojechać to wdrapał się tam szosowiec. Cały mokry. Zdawkowe cześć, rzucił na mnie okiem i tekst:
- kondycja dopisuje?
- a nie narzekam. Odpowiedziałem.
Po chwil sobie uświadomiłem, że wyglądałem jakbym też wjechał z drugiej strony. Gość na MTB, z plecakiem, bez śladu zmęczenia. Ha, ha. Można kogoś zdołować. Jak wjechałem tam naprawdę za 1,5 godziny to też byłem mokry.
Dalej pojechałem dookoła Ślęży przez Sobótkę. Jest to kultowa trasa dla szosowców. To na niej rozgrywane są mistrzostwa Polski. O czym przypominały co jakieś czas różne napisy na asfalcie. Typo: Kwiato, forza itp. Niestety pojechałem przeciwnym kierunku niż robią to zwykle kolarze wiec miałem wszystko do góry nogami. No i z górki tam gdzie oni mają pod i odwrotnie. Trochę szkoda.
Gładziutkim asfaltem dotarłem do Sobótki. Po drodze sady z dojrzewającymi czereśniami i widoki na przedpola Wrocławia.
W Sobótce drugie śniadanie na rynku specjałami zakupionymi w pobliskiej piekarni
Produkt regionalny
Była też plastyczna mapa okolicy
Po zjedzeniu pączka i kilku niedźwiedzi pojechałem dalej. Po drodze cały czas widok na Ślężę.
Tylko Śląsk :) i czereśnie
Na koniec podjazd po przełęcz. Upał był ponad 30 stopniowy, a podjazd sztywny. Wjechałem więc na górę mokry. Rower do auta, przebieranka i koniec wyprawy.
Małe podsumowanie:
Łącznie przejechane: 300 km
Suma przewyższeń: ponad 6 km
Góry: dużo trudniejsze niż się spodziewałem, bardzo duże względne przewyższenia. Za to bardzo ładne, piękna przyroda. Genialne widoki.
Strefa MTB: dobrze oznaczona. Trasy miejscami bardzo trudne. Stromo, dużo kamieni i tych dużych i tych luźnych. Miejscami śmierć w oczach. W porównaniu to trasy w Izerach w pobliżu Jakuszyc to bułka z masłem.
Kwatera: bardzo dobry wybór, dobra lokalizacja, fajni właściciele. Domowe jedzenie. Jakoś coś to polecam i służę kontaktem.
Stopień zadowolenia z wyprawy: 10/10.
- DST 27.70km
- Teren 6.00km
- Czas 01:44
- VAVG 15.98km/h
- VMAX 53.00km/h
- Temperatura 28.0°C
- Kalorie 1184kcal
- Podjazdy 623m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Świetny wypad, super, że sobie dałeś radę, bo nie sądzę, żebym temu podołał. Aż nogi bolą od czytania. Rewelacyjna liczba pionometrów !
leszczyk - 10:52 czwartek, 9 czerwca 2016 | linkuj
Komentuj