Poniedziałek, 6 czerwca 2016
Góry Sowie dzień IV Przełęcz Walimska + Andrzejówka
To był piękny dzień. Słoneczko, idealna temperatura. Miała być luźna wycieczka. Najpierw nad
Jezioro Bystrzyckie, a potem podjazd pod przełęcz Walimską i do domku. Wyszło trochę inaczej, no ale …Nad jeziorem
liczyłem na jakieś zamoczenie nóg i tego typu atrakcje. Srogo się zawiodłem… Do
jeziorko droga prawie cały czas w dół.I
prawie cały czas wzdłuż Bystrzycy, która z malutkiego potoku (ale o wysoko i
szeroko obmurowanym korycie) zamieniła się w całkiem pokaźną rzeczkę.
Tak to sobie podziwiając Bystrzycę i inne widoki dotarłem do sztucznego zbiornika. Wzdłuż niego biegnie malownicza droga, ale co z tego jak cały brzeg jest szczelnie obudowany domkami letniskowymi wszelkiej maści i rodzaju. No jak można tak spaskudzić dobro ogólnonarodowe. Jakiegoś zejścia do wody też nigdzie nie znalazłem, a poniższą fotkę cyknąłem przez dziurę w płocie.
Zniesmaczony dotarłem do tamy. Imponująca.
Widoki z tamy
Za tamą okazało się, że biegnie w dół szlak strefy MTB. Chociaż, nie planowałem tamtędy to… zjechałem. No i tu chłopaki przegięli. Jeszcze szlaku rowerowego biegnącego po torach to nie widziałem.Na szczęścia po jakiś 300 metrach dało się zjechać boczną ścieżką od restauracji Zagroda. Uff, po podkładach kolejowych po prostu nie da się jeździć.
W zagrodzie jak to w zagrodzie – zwierzęta. Trochę dziwne jak na ten klimat.
Był też kolega Struś ;)
Dalej już według planu dotarłem na drugą stronę Gór Sowich. Na tej drodze nie ma jakieś spektakularnej przełęczy. Skręt w prawo i przez wioseczki u podnóża gór w kierunku walimskiej. W oddali nęci Ślęża.
Ty będziesz na deser
Z Rościszowa podjazd po przełęcz. Tym razem założyłem sobie, że nie będzie przerw na fotki i takie tam popijanie z bidonu ;) Jadę jednym ciągiem.
Od razu odkryłem dlaczego to inne przełęcze są wielbione przez szoszonów. Na początku ze 2 kilometry bruk ze średnim nachyleniem 4-5 %. To już człowieka może zmęczyć, a to tylko preludium. Jak zaczął się asfalt to zrobiło się 7-9 % i tak trzymało do końca. Miejscami było 13 %. Przynajmniej tak Garmin pokazywał.Dałem radę, bez postawienia stopu na asfalcie. Podjazd zajął mi ponad 40 minut, średnia 11,4 km/h. Różnica wysokości 419 metrów. Mogę takie przełęcze podjeżdżać, byle nachylenie nie przekraczało 10 %, po wtedy to już jest ciężko. Przynajmniej na Cieniostoworze.
Zjazd do Walimia to już był z przystankami na fotki. Widoki genialne. Co ciekawe zjazd asfaltowy ,ale jest kilka zakrętów wyłożonych kostką. Jak popada to masakra. Jeden zakręt (czy raczej ich sekwencja) to prawdziwy zakręt śmierci. Oczywiście kostka. Osławiony o tej nazwie koło Szklarskiej Poręby, to jakaś popierdółka w porównaniu z tymi eskami. Przy zakręcie stoi pomnik Bublewicza i Kuliga.
Takie widoki
W Walimu jedząc pączki i lody przypomniałem sobie, że zapomniałem zrobić zdjęcie w schronisku Andrzejówka jak byłem tam poprzednio.
Hmm…Trochę jeszcze było czasu do obiadu, no to pojechałem zrobić. Tym razem wjazd od innej strony, bo poprzednio wypatrzyłem, że jakaś droga asfaltowa tam prowadzi. Tyle, że jakoś nie zwróciłem uwagi, że najpierw muszę zjechać na jakieś 360 m n.p.ma Andrzejówka leży na pond 800… To sobie zafundowałem drugą górę. Generalnie z 15 km podjazdu i im dalej tym bardziej stromo.Tym razem były fotki w trakcie… ;)
Do Rybnicy to jeszcze jakoś szło, ale ostatnie 3 kilometry do schroniska, to już rzeźnia. Skończył mi się cukier w organizmie. I nie było na czym jechać. Jakoś się w końcu wdrapałem., po drodze robiąc oczywiście fotki kopalni tego czerwonego g.., które mi poprzednio opony zalepiało. Malshit a nie malafir to się powinno nazywać.
Kopalnia
W schronisku zaległa fotka i wypita pepsi 0,7.
Zjazd dość łatwym czerwonym MTB do Łomnicy. Ha, ha, jeszcze tydzień temu przed takim to z roweru zsiadałem. Potem już na kwaterę też lekko alternatywną drogą.
Dużo tutaj jest wąskich asfaltówek o doskonałej nawierzchni poprowadzonych gdzieś bokami przez górki, pola. Raj dla szoszonów. No prawie, bo notorycznie leżą na tych droga naniesione przez wodę piach i kamienie.
Tak to sobie podziwiając Bystrzycę i inne widoki dotarłem do sztucznego zbiornika. Wzdłuż niego biegnie malownicza droga, ale co z tego jak cały brzeg jest szczelnie obudowany domkami letniskowymi wszelkiej maści i rodzaju. No jak można tak spaskudzić dobro ogólnonarodowe. Jakiegoś zejścia do wody też nigdzie nie znalazłem, a poniższą fotkę cyknąłem przez dziurę w płocie.
Zniesmaczony dotarłem do tamy. Imponująca.
Widoki z tamy
Za tamą okazało się, że biegnie w dół szlak strefy MTB. Chociaż, nie planowałem tamtędy to… zjechałem. No i tu chłopaki przegięli. Jeszcze szlaku rowerowego biegnącego po torach to nie widziałem.Na szczęścia po jakiś 300 metrach dało się zjechać boczną ścieżką od restauracji Zagroda. Uff, po podkładach kolejowych po prostu nie da się jeździć.
W zagrodzie jak to w zagrodzie – zwierzęta. Trochę dziwne jak na ten klimat.
Był też kolega Struś ;)
Dalej już według planu dotarłem na drugą stronę Gór Sowich. Na tej drodze nie ma jakieś spektakularnej przełęczy. Skręt w prawo i przez wioseczki u podnóża gór w kierunku walimskiej. W oddali nęci Ślęża.
Ty będziesz na deser
Z Rościszowa podjazd po przełęcz. Tym razem założyłem sobie, że nie będzie przerw na fotki i takie tam popijanie z bidonu ;) Jadę jednym ciągiem.
Od razu odkryłem dlaczego to inne przełęcze są wielbione przez szoszonów. Na początku ze 2 kilometry bruk ze średnim nachyleniem 4-5 %. To już człowieka może zmęczyć, a to tylko preludium. Jak zaczął się asfalt to zrobiło się 7-9 % i tak trzymało do końca. Miejscami było 13 %. Przynajmniej tak Garmin pokazywał.Dałem radę, bez postawienia stopu na asfalcie. Podjazd zajął mi ponad 40 minut, średnia 11,4 km/h. Różnica wysokości 419 metrów. Mogę takie przełęcze podjeżdżać, byle nachylenie nie przekraczało 10 %, po wtedy to już jest ciężko. Przynajmniej na Cieniostoworze.
Zjazd do Walimia to już był z przystankami na fotki. Widoki genialne. Co ciekawe zjazd asfaltowy ,ale jest kilka zakrętów wyłożonych kostką. Jak popada to masakra. Jeden zakręt (czy raczej ich sekwencja) to prawdziwy zakręt śmierci. Oczywiście kostka. Osławiony o tej nazwie koło Szklarskiej Poręby, to jakaś popierdółka w porównaniu z tymi eskami. Przy zakręcie stoi pomnik Bublewicza i Kuliga.
Takie widoki
W Walimu jedząc pączki i lody przypomniałem sobie, że zapomniałem zrobić zdjęcie w schronisku Andrzejówka jak byłem tam poprzednio.
Hmm…Trochę jeszcze było czasu do obiadu, no to pojechałem zrobić. Tym razem wjazd od innej strony, bo poprzednio wypatrzyłem, że jakaś droga asfaltowa tam prowadzi. Tyle, że jakoś nie zwróciłem uwagi, że najpierw muszę zjechać na jakieś 360 m n.p.ma Andrzejówka leży na pond 800… To sobie zafundowałem drugą górę. Generalnie z 15 km podjazdu i im dalej tym bardziej stromo.Tym razem były fotki w trakcie… ;)
Do Rybnicy to jeszcze jakoś szło, ale ostatnie 3 kilometry do schroniska, to już rzeźnia. Skończył mi się cukier w organizmie. I nie było na czym jechać. Jakoś się w końcu wdrapałem., po drodze robiąc oczywiście fotki kopalni tego czerwonego g.., które mi poprzednio opony zalepiało. Malshit a nie malafir to się powinno nazywać.
Kopalnia
W schronisku zaległa fotka i wypita pepsi 0,7.
Zjazd dość łatwym czerwonym MTB do Łomnicy. Ha, ha, jeszcze tydzień temu przed takim to z roweru zsiadałem. Potem już na kwaterę też lekko alternatywną drogą.
Dużo tutaj jest wąskich asfaltówek o doskonałej nawierzchni poprowadzonych gdzieś bokami przez górki, pola. Raj dla szoszonów. No prawie, bo notorycznie leżą na tych droga naniesione przez wodę piach i kamienie.
- DST 88.00km
- Teren 10.00km
- Czas 05:05
- VAVG 17.31km/h
- VMAX 56.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 3645kcal
- Podjazdy 1659m
- Sprzęt Cieniostwór
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj