Niedziela, 2 sierpnia 2015
W poszukiwaniu fiszbuły, czyli desant z ekipą z Goleniowa
Stało się. Zostałem uczestnikiem desantu przeprowadzonego przez Goleniowską Masę Krytyczną na bezbronne tereny po drugiej stronie wielkiej wody. Akcja została wymyślona i zorganizowana przez Adam "Coolertransa", czyli niezłomnego Pancernika przy udziale aktywistów z GMK. Od czasu wojny (II Światowej) mieszkańcy powiatu polickiego i goleniowskiego mogą na siebie tylko popatrzeć przez wody Zalewu Szczecińskiego, a dokładniej Roztoki Odrzańskiej. Ewentualnie spróbować drogi wpław. Najbliższe przeprawy to Szczecin i Świnoujście, a po promie pływającym "za niemca" między Świętą a Policami zostały tylko zrujnowane nabrzeża. Pomysł, aby przeprawić się rowerami przy pomocy "barki desantowej" i dokonać nietypowego objazdu zalewu przypadł mi do gustu.
Zbiórka w Goleniowie była wyznaczona na 8, więc aby dojechać na czas musiałem zwlec się z łóżka o barbarzyńskiej 6 rano. Niby nic takiego, ale po dwóch tygodniach urlopu organizmowi troszkę zmienił się rytm dobowy :) O 6.40 siedziałem na rowerze i pomału starałem się zmusić ciało do aktywności nietypowej jak na tą godzinę. Oj szło opornie.
Dojechałem na miejsce startu jakoś tak za 15 ósma. Na miejscu zastałem czekającego czujnie Komandora rajdu, czyli Adam. Stopniowo uzbierał się 10-cio osoba grupa, pozostała piątka oddziału desantowego miała dołączyć na trasie.
Droga do Stepnicy, przebiegła dość nudno. Trasa dobrze znana i rutynowa. Jakoś tak odpłynęło mi się na rowerze i wrąbałem się w wyrwę w asfalcie na krawędzi jezdni. Przednie koło się uślizgnęło, kierownicę wyrwało z dłoni i trach leżę :) Kompromitacja na maksa. Na prostej drodze, przy 20km/h się wywalić.Trochę stłukłem sobie kolano i nadgarstek. Przynajmniej się obudziłem i byłem już czujny :)
Dzięki mojej "przygodzie" dogonili nas spóźnialscy ze Szczecina a w Stepnicy dołączyły dziewczyny z Przybiernowa. Barki desantowe już czekały.
Załadunek rumaków
Zaokrętowani © Goleniowska Masa Krytyczna
Rejs przebiegł sielsko. Cieplutko, leciuteńki wiaterek, prawie bez fal. Aż się z łodzi nie chciało schodzić.
Zamyślenie © Goleniowska Masa Krytyczna
Okręt desantowy nr 2. Zwiadowcy
Komandor nadzoruje wejście do portu :)
No nic, jak desant do desant. Po wyładowaniu na nabrzeżu w Trzebieży dosiedliśmy ponownie rumaków i do boju. Kierunek Nowe Warpno. Droga z lekkim bocznym wiaterkiem i z małym natężeniem ruch samochodowego. W Nowym Warpnie obowiązkowa sesja foto przy rybaku...
Na kolanach u faceta? Coś nieswojo :)
i pierwszy dłuższy postój w kawiarence na to co kto miał ochotę :) Ja wciągnąłem loda i oranżadę smakującą dzieciństwem. Odnotować warto kawy mrożone, które zamówiły niektóre dziewczyny. Kawy gigant - z olbrzymią ilością bitej śmietany, wyglądające jak deser. Bomba kaloryczna na maksa.
Po uzupełnieniu zapasów obraliśmy kierunek na Rieth. Droga, którą znam z mojej niedawnej eksploracji terytoriów północnych. Na granicy obowiązkowa fotka.
Na granicy humory dopisują © Goleniowska Masa Krytyczna
Przez Rieth przemknęliśmy jak husaria pod Kircholmem i po kilku kilometrach byliśmy w Warsin. Tam, krótka narada, czy szukamy fiszbuły w Altwarp, czy od razu kierujemy się Uckermunde. Wygrała opcja turystyczna, czyli Stare Warpno. Dojazd bardzo fajną DDR wzdłuż głównej drogi. Tam rzut oka przez wodę na Nowe Warpno. A można było promem te kilkaset metrów, zamiast kilkudziesięciu na rowerze.... :)
I udaliśmy się na poszukiwaniu posiłku. Było słabo, bo celu wycieczki ani ani. Okazało się jednak, że w jednym miejscu są śledzie, tylko bułek brak, ale Pani pojedzie i będą fiszbuły. W oczekiwaniu na ten przysmak, uraczyłem się browarkiem. Podobnie jak większość męskiej części naszej wyprawy....Bułki dojechały i udało się spożyć czerwonego śledzia w chrupiącej otoczce.
No i gdzie ta ryba? © Goleniowska Masa Krytyczna
W oczekiwaniu....© Goleniowska Masa Krytyczna
....Fiszbuła!!! © Goleniowska Masa Krytyczna
Z Altwarp już lekko rozleniwieni pojechaliśmy w kierunku Uckermunde. Od tego momentu troszkę posypała się dyscyplina w oddziale...
W Uckermunde troszkę się pogubiliśmy, szczególnie grupka w której jechałem. Po zrobieniu małej rundki, telefonie do komandora i spojrzeniu na nawigację udało się odnaleźć resztę oddziału, spożywającego małe co nie co na starówce. Ja uzupełniłem płyny i przy okazji spotkałem koleżankę z Polic. Sytuacja o tyle, ciekawa, że jak się widzieliśmy na rajdzie w Policach to padło stwierdzenie, że się spotkamy na rowerach w wakacje. No i się spotkaliśmy bez umawiania. Zbieg okoliczności niesamowity.
Po uzupełnieniu płynów udaliśmy się w poszukiwaniu słynnej ławeczki dla krasnali ....
© Goleniowska Masa Krytyczna
i na kuter w celu uzupełnienia kalorii. Dzięki temu miałem okazję podziwiać manewr podnoszenia mostu zwodzonego
Był most - nie ma mostu
Pełna erekcja :)
Tak było sielsko anielsko, że zaczęło robić się późnawo. Trzeba było się streszczać i od Uckermunde do Szczecina to już droga najkrótsza i w możliwie wysokim tempie.
Uff nareszcie Polska © Goleniowska Masa Krytyczna
Za granicą nasza grupa zaczęła się sypać. Po koleżanki z Przybiernowa przyjechało wsparcie samochodowe. Szacunek za życiówki przekroczone dwukrotnie :) My zrobiliśmy sobie jeszcze postój w Tanowie w Lawandowej. Uzupełnienie płynów i kalorii. Na Głębokim grupa goleniowska skorzystała ze wsparcia komunikacji miejskiej, aby zdążyć na ostatni pociąg do Goleniowa.
Ja z nowo poznanym kolegą pomknęliśmy do domu. Robiło się już ciemnawo , ja bez świateł więc trzeba było zdążyć przed zmrokiem. Co się udało.
Super wyprawa. Wielkie podziękowania dla Adama "Colertransa" i współorganizatorów. Towarzystwo również świetne.
Zbiórka w Goleniowie była wyznaczona na 8, więc aby dojechać na czas musiałem zwlec się z łóżka o barbarzyńskiej 6 rano. Niby nic takiego, ale po dwóch tygodniach urlopu organizmowi troszkę zmienił się rytm dobowy :) O 6.40 siedziałem na rowerze i pomału starałem się zmusić ciało do aktywności nietypowej jak na tą godzinę. Oj szło opornie.
Dojechałem na miejsce startu jakoś tak za 15 ósma. Na miejscu zastałem czekającego czujnie Komandora rajdu, czyli Adam. Stopniowo uzbierał się 10-cio osoba grupa, pozostała piątka oddziału desantowego miała dołączyć na trasie.
Droga do Stepnicy, przebiegła dość nudno. Trasa dobrze znana i rutynowa. Jakoś tak odpłynęło mi się na rowerze i wrąbałem się w wyrwę w asfalcie na krawędzi jezdni. Przednie koło się uślizgnęło, kierownicę wyrwało z dłoni i trach leżę :) Kompromitacja na maksa. Na prostej drodze, przy 20km/h się wywalić.Trochę stłukłem sobie kolano i nadgarstek. Przynajmniej się obudziłem i byłem już czujny :)
Dzięki mojej "przygodzie" dogonili nas spóźnialscy ze Szczecina a w Stepnicy dołączyły dziewczyny z Przybiernowa. Barki desantowe już czekały.
Załadunek rumaków
Zaokrętowani © Goleniowska Masa Krytyczna
Rejs przebiegł sielsko. Cieplutko, leciuteńki wiaterek, prawie bez fal. Aż się z łodzi nie chciało schodzić.
Zamyślenie © Goleniowska Masa Krytyczna
Okręt desantowy nr 2. Zwiadowcy
Komandor nadzoruje wejście do portu :)
No nic, jak desant do desant. Po wyładowaniu na nabrzeżu w Trzebieży dosiedliśmy ponownie rumaków i do boju. Kierunek Nowe Warpno. Droga z lekkim bocznym wiaterkiem i z małym natężeniem ruch samochodowego. W Nowym Warpnie obowiązkowa sesja foto przy rybaku...
Na kolanach u faceta? Coś nieswojo :)
i pierwszy dłuższy postój w kawiarence na to co kto miał ochotę :) Ja wciągnąłem loda i oranżadę smakującą dzieciństwem. Odnotować warto kawy mrożone, które zamówiły niektóre dziewczyny. Kawy gigant - z olbrzymią ilością bitej śmietany, wyglądające jak deser. Bomba kaloryczna na maksa.
Po uzupełnieniu zapasów obraliśmy kierunek na Rieth. Droga, którą znam z mojej niedawnej eksploracji terytoriów północnych. Na granicy obowiązkowa fotka.
Na granicy humory dopisują © Goleniowska Masa Krytyczna
Przez Rieth przemknęliśmy jak husaria pod Kircholmem i po kilku kilometrach byliśmy w Warsin. Tam, krótka narada, czy szukamy fiszbuły w Altwarp, czy od razu kierujemy się Uckermunde. Wygrała opcja turystyczna, czyli Stare Warpno. Dojazd bardzo fajną DDR wzdłuż głównej drogi. Tam rzut oka przez wodę na Nowe Warpno. A można było promem te kilkaset metrów, zamiast kilkudziesięciu na rowerze.... :)
I udaliśmy się na poszukiwaniu posiłku. Było słabo, bo celu wycieczki ani ani. Okazało się jednak, że w jednym miejscu są śledzie, tylko bułek brak, ale Pani pojedzie i będą fiszbuły. W oczekiwaniu na ten przysmak, uraczyłem się browarkiem. Podobnie jak większość męskiej części naszej wyprawy....Bułki dojechały i udało się spożyć czerwonego śledzia w chrupiącej otoczce.
No i gdzie ta ryba? © Goleniowska Masa Krytyczna
W oczekiwaniu....© Goleniowska Masa Krytyczna
....Fiszbuła!!! © Goleniowska Masa Krytyczna
Z Altwarp już lekko rozleniwieni pojechaliśmy w kierunku Uckermunde. Od tego momentu troszkę posypała się dyscyplina w oddziale...
W Uckermunde troszkę się pogubiliśmy, szczególnie grupka w której jechałem. Po zrobieniu małej rundki, telefonie do komandora i spojrzeniu na nawigację udało się odnaleźć resztę oddziału, spożywającego małe co nie co na starówce. Ja uzupełniłem płyny i przy okazji spotkałem koleżankę z Polic. Sytuacja o tyle, ciekawa, że jak się widzieliśmy na rajdzie w Policach to padło stwierdzenie, że się spotkamy na rowerach w wakacje. No i się spotkaliśmy bez umawiania. Zbieg okoliczności niesamowity.
Po uzupełnieniu płynów udaliśmy się w poszukiwaniu słynnej ławeczki dla krasnali ....
© Goleniowska Masa Krytyczna
i na kuter w celu uzupełnienia kalorii. Dzięki temu miałem okazję podziwiać manewr podnoszenia mostu zwodzonego
Był most - nie ma mostu
Pełna erekcja :)
Tak było sielsko anielsko, że zaczęło robić się późnawo. Trzeba było się streszczać i od Uckermunde do Szczecina to już droga najkrótsza i w możliwie wysokim tempie.
Uff nareszcie Polska © Goleniowska Masa Krytyczna
Za granicą nasza grupa zaczęła się sypać. Po koleżanki z Przybiernowa przyjechało wsparcie samochodowe. Szacunek za życiówki przekroczone dwukrotnie :) My zrobiliśmy sobie jeszcze postój w Tanowie w Lawandowej. Uzupełnienie płynów i kalorii. Na Głębokim grupa goleniowska skorzystała ze wsparcia komunikacji miejskiej, aby zdążyć na ostatni pociąg do Goleniowa.
Ja z nowo poznanym kolegą pomknęliśmy do domu. Robiło się już ciemnawo , ja bez świateł więc trzeba było zdążyć przed zmrokiem. Co się udało.
Super wyprawa. Wielkie podziękowania dla Adama "Colertransa" i współorganizatorów. Towarzystwo również świetne.
- DST 188.70km
- Teren 5.00km
- Czas 08:51
- VAVG 21.32km/h
- VMAX 45.00km/h
- Temperatura 25.0°C
- Kalorie 5600kcal
- Podjazdy 597m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Hahaha Jarek, faktycznie, ten film w ogóle obfituje w serie przypałów :-)
Jeszcze raz gratuluję wielce udanej wyprawy :-) leszczyk - 08:02 środa, 5 sierpnia 2015 | linkuj
Jeszcze raz gratuluję wielce udanej wyprawy :-) leszczyk - 08:02 środa, 5 sierpnia 2015 | linkuj
małe sprostowanko: dziewczyny były z Przybiernowa, kilometrów wyszło za dużo, impreza spontaniczna to i dyscyplinę trudno utrzymać... w końcu to dorośli ludzie...walnęliśmy się jeszcze z pociągiem...ale to wina PKP i ich systemów info, narazie się uczymy w kameralnym gronie...
coolertrans - 14:21 wtorek, 4 sierpnia 2015 | linkuj
REWELACJA! Świetnie wymyślona wycieczka. I jeszcze ta przeprawa przez Zalew. A tereny po niemieckiej stronie należą do moich ulubionych i wszystkie miejsca znane. Dystans też świetny. Pozdrawia miłośnik Fiszbuły :-)
davidbaluch - 07:45 wtorek, 4 sierpnia 2015 | linkuj
No wycieczka prima sort, dobrze, że gleba nie byla zbyt dotkliwa. Pomysły Adama są niebanalne - ale może warto ideę wakacyjnej przeprawy dla rowerów pociagnąć z urzędem marszałkowskim przez Gryfusa ? Żeby czekać na fiszbułę - czysty skandal :-) Ten mały kuter "Lutjens" (czy jakos tak) z Nowego Warpna i tak by Was wszystkich nie zabrał.
Rybak ma rozchachaną minę, jemu chyba się podobało ;-) leszczyk - 06:06 wtorek, 4 sierpnia 2015 | linkuj
Komentuj
Rybak ma rozchachaną minę, jemu chyba się podobało ;-) leszczyk - 06:06 wtorek, 4 sierpnia 2015 | linkuj