Niedziela, 7 czerwca 2015
Dookoła Rugii dzień II
Etap II: Dranske-Sellin via Kap Arkona via Tron Króla
Najbardziej malownicza, a za razem najtrudniejsza część wycieczki. Suma przewyższeń 831 metrów daje do myślenia. Droga prowadziła nas ścieżkami wzdłuż morskiego brzegu i przez lasy Nationalpark Jasmund. Oczywiście gwoździem programu były słynne białe klify. Ale po kolei:)
Po grzecznie spędzonej nocy dziarsko wystartowaliśmy w kierunku Kap Arkona, czyli miejsca gdzie ponoć do dziś działają moce słowiańskich bogów. Rok temu byłem tam w czasie przesilenia letniego i nie zadziałało nic na mnie, w tym roku niestety podobnie. Po drodze takie widoczki
Jadąc brzegiem morza
Las zabierany przez morze
Po dotarciu do przylądka obowiązkowa wspinaczka na latarnie, coś ze 150 schodów. Widok przepiękny
Kap Arkona
W miejscu za tą drugą latarnią był słynny gród Arkona zniszczony przez Wikingów. Niestety droga na teren wykopalisk jest zamknięta. Po pokrzepieniu się miejscowym specjałem na nazwie Störtebeker ...Pils wyruszyłem do malowniczej wioseczki Vitt. Parę domków rybackich przeniesionych jako żywo z wieków minionych.
Widok z Vitt na Kap Arkona
Gryfus w Vitt ©Gryfus. Humory dopisują :)
Z Witt wąską mierzeją pojechaliśmy do portu Glowe, tam kolejna przerwa na nabranie sił przed atakiem na górki Jasmundu.
Ruszamy raźno po nabraniu sił w knajpce na pirsie © Paweł K.
Szmaragdowe wody Bałtyku. Pirs w Glowe
Od Glowe non stop lasami ala Puszcze Bukowa przedzieraliśmy się w kierunku białych klifów. Po drodze trochę asfaltu, ale głównie piach i bruk.
Panie Prezesie można już się wspinać?© Paweł K.
Po dojechaniu na miejsce postanowiłem tym razem obejrzeć klify z dołu. Zajście i wejście 137 metrów w pionie i kilkusetmetrowy spacer kamienistą plażą nadwyrężył moją kostkę bardziej niż dwa dni jazdy rowerem. Poniżej widoki z tego spaceru, Chyba warto było.
Woda oligoceńska wprost ze źródła, lub efekt wizyty reszty grupy w WC 137 metrów wyżej. Nie sprawdzałem organoleptycznie :)
Tron Króla, czyli 137 metrowa kreda
Selfi, a co mi tam :)
Plaża :)
Po kredowych wrażaniach szybki transfer do Sassnitz. Przyznam, że tak się zająłem kebabem u turka, że zapomniałem poszukać w porcie U-bota, który tam cumuje. Właściwie to podróby u-bota, bo to jakaś angielska łódź podwodna więc strata nie była wielka.
Pokrzepieni jedzeniem i z wyrównanym bilansem płynów udaliśmy się w kierunku noclegu.
Nie ma to jak pełny brzuszek, czyli humory przednie © Paweł K.
Zanim jednak dotarliśmy do Sellin, to czekał nas jeszcze jeden smaczek. Zameczek Jagdschloss Granitz. Niby nic takiego tyle, że na górce. 68 metrów przewyższenia na 1200 metrach. Niby nie tak strasznie, ale miejscami było z 15%, a finał brukowany też coś tyle %. Nawet się trochę zagiąłem i wjechałem szybko. Niestety segment zacząłem się w miejscu jak jeszcze staliśmy więc średnia wyszła... 7 km/h :(. Szkoda, ale będzie motywacja aby przyjechać tu jeszcze raz.
Po podjeździe © Paweł K
Wdrapali się prawie wszyscy w lepszej czy gorszej formie ;). Po pamiątkowej fotce, zjazd w drugą stronę po bruku. Cześć ludzi tak pomknęła, że nie zauważyła skrętu i się pogubiliśmy.
No i gdzie oni pojechali? © Paweł K
Prezes też myśli © Paweł K
No dobra jedziemy na nocleg, może reszta się znajdzie. Na miejscu okazało się, że grupa która się urwała znalazła inną drogę i dotarła przed nami. Była ulga.
Sellin - letniskowa miejscowość. Piaszczyste plaże i przepiękne zabytkowe molo. Idealne miejsce na nocne zwiedzania :). Niestety po raz jedyny na Rugii noga wygrała. Na brukach, dziurach i zjazdach dostała troszkę w kość. Jak pomyślałem o 2 kilometrach marszu w jedną i drugą stroną to ...zostałem w łóżku ze Störtebekerem. I wcale nie jest to oficjalna wersja dla żony :)
Najbardziej malownicza, a za razem najtrudniejsza część wycieczki. Suma przewyższeń 831 metrów daje do myślenia. Droga prowadziła nas ścieżkami wzdłuż morskiego brzegu i przez lasy Nationalpark Jasmund. Oczywiście gwoździem programu były słynne białe klify. Ale po kolei:)
Po grzecznie spędzonej nocy dziarsko wystartowaliśmy w kierunku Kap Arkona, czyli miejsca gdzie ponoć do dziś działają moce słowiańskich bogów. Rok temu byłem tam w czasie przesilenia letniego i nie zadziałało nic na mnie, w tym roku niestety podobnie. Po drodze takie widoczki
Jadąc brzegiem morza
Las zabierany przez morze
Po dotarciu do przylądka obowiązkowa wspinaczka na latarnie, coś ze 150 schodów. Widok przepiękny
Kap Arkona
W miejscu za tą drugą latarnią był słynny gród Arkona zniszczony przez Wikingów. Niestety droga na teren wykopalisk jest zamknięta. Po pokrzepieniu się miejscowym specjałem na nazwie Störtebeker ...Pils wyruszyłem do malowniczej wioseczki Vitt. Parę domków rybackich przeniesionych jako żywo z wieków minionych.
Widok z Vitt na Kap Arkona
Gryfus w Vitt ©Gryfus. Humory dopisują :)
Z Witt wąską mierzeją pojechaliśmy do portu Glowe, tam kolejna przerwa na nabranie sił przed atakiem na górki Jasmundu.
Ruszamy raźno po nabraniu sił w knajpce na pirsie © Paweł K.
Szmaragdowe wody Bałtyku. Pirs w Glowe
Od Glowe non stop lasami ala Puszcze Bukowa przedzieraliśmy się w kierunku białych klifów. Po drodze trochę asfaltu, ale głównie piach i bruk.
Panie Prezesie można już się wspinać?© Paweł K.
Po dojechaniu na miejsce postanowiłem tym razem obejrzeć klify z dołu. Zajście i wejście 137 metrów w pionie i kilkusetmetrowy spacer kamienistą plażą nadwyrężył moją kostkę bardziej niż dwa dni jazdy rowerem. Poniżej widoki z tego spaceru, Chyba warto było.
Woda oligoceńska wprost ze źródła, lub efekt wizyty reszty grupy w WC 137 metrów wyżej. Nie sprawdzałem organoleptycznie :)
Tron Króla, czyli 137 metrowa kreda
Selfi, a co mi tam :)
Plaża :)
Po kredowych wrażaniach szybki transfer do Sassnitz. Przyznam, że tak się zająłem kebabem u turka, że zapomniałem poszukać w porcie U-bota, który tam cumuje. Właściwie to podróby u-bota, bo to jakaś angielska łódź podwodna więc strata nie była wielka.
Pokrzepieni jedzeniem i z wyrównanym bilansem płynów udaliśmy się w kierunku noclegu.
Nie ma to jak pełny brzuszek, czyli humory przednie © Paweł K.
Zanim jednak dotarliśmy do Sellin, to czekał nas jeszcze jeden smaczek. Zameczek Jagdschloss Granitz. Niby nic takiego tyle, że na górce. 68 metrów przewyższenia na 1200 metrach. Niby nie tak strasznie, ale miejscami było z 15%, a finał brukowany też coś tyle %. Nawet się trochę zagiąłem i wjechałem szybko. Niestety segment zacząłem się w miejscu jak jeszcze staliśmy więc średnia wyszła... 7 km/h :(. Szkoda, ale będzie motywacja aby przyjechać tu jeszcze raz.
Po podjeździe © Paweł K
Wdrapali się prawie wszyscy w lepszej czy gorszej formie ;). Po pamiątkowej fotce, zjazd w drugą stronę po bruku. Cześć ludzi tak pomknęła, że nie zauważyła skrętu i się pogubiliśmy.
No i gdzie oni pojechali? © Paweł K
Prezes też myśli © Paweł K
No dobra jedziemy na nocleg, może reszta się znajdzie. Na miejscu okazało się, że grupa która się urwała znalazła inną drogę i dotarła przed nami. Była ulga.
Sellin - letniskowa miejscowość. Piaszczyste plaże i przepiękne zabytkowe molo. Idealne miejsce na nocne zwiedzania :). Niestety po raz jedyny na Rugii noga wygrała. Na brukach, dziurach i zjazdach dostała troszkę w kość. Jak pomyślałem o 2 kilometrach marszu w jedną i drugą stroną to ...zostałem w łóżku ze Störtebekerem. I wcale nie jest to oficjalna wersja dla żony :)
- DST 95.90km
- Teren 40.00km
- Czas 06:11
- VAVG 15.51km/h
- VMAX 48.20km/h
- Temperatura 21.0°C
- Kalorie 3000kcal
- Podjazdy 831m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
ten Stortebeker to ma jakieś lecznicze właściwości ?
coolertrans - 13:37 poniedziałek, 15 czerwca 2015 | linkuj
:D Barwna relacja :) Dziwne że ta noga Ci jeszcze wytrzymała :)
Trendix - 21:13 czwartek, 11 czerwca 2015 | linkuj
świetne miejsce, byłem kilka razy. i na łodzi podwodnej też :-)
davidbaluch - 18:32 czwartek, 11 czerwca 2015 | linkuj
Komentuj