Sobota, 6 czerwca 2015
Dookoła Rugii dzień I
Etap I :Stralsund-Dranske
Decyzja podjęta. Pojechałem z SKR Gryfus na Rugię pomimo skręconej dwa dni wcześniej nogi. Wyjazd autokarem do Stralsundu o 4 nad ranem więc pobudka o 2.45 szybkie ogarnięcie i o 3.15 jadę na miejsce zbiórki. Jazda o tej godzinie przez Szczecin to czysta przyjemność. Zaczynam się nie dziwić night rajderce Uli :)
Most Cłowy 3:30... kiedy ranne wstają zorze ...:)
Po zapakowaniu roweru na przyczepę a siebie do autokaru mogłem znów zapaść w słodki sen, barbarzyńsko przerwany w środku nocy :) Tym razem prawie całą drogę do Stralsundu przespałem.
Na miejscu po 7 było całkiem ciepło, więc szybka przebieranka w krzakach z długich na krótkie gacie. Jeszcze tylko śniadanie, czyli kanapka i o 8 jedziemy.
Ekipa na starcie © Gryfus
Po przejechaniu mostu szybko znaleźliśmy się na wyspie, jeszcze tylko rzut oka za plecy i zagłębiamy się w głąb tajemniczej wyspy.
Panorama Stralsundu
Od początku zbierały się coraz ciemniejsze chmury, z których w końcu popadał deszcz. Na szczęście nie mocny i może łącznie z godzinkę kropiło. Były to pierwsze i ostatnie krople wody spadające z nieba w ciągu tych 3 dni.
Pierwszy etap prowadził polnym a czasami betonowymi drogami wzdłuż morza. Z jednej strony błękintno-szare fale morskie a z drugie zielone pola i krzewy.
Wzdłuż morza
Też wzdłuż morza...falującego jęczmienia
Pusto, cicho, śpiewające ptaki i piękne widoki. Cóż chcieć więcej. I tak sobie jechaliśmy zatrzymując się co 20-30 kilometrów na przerwy techniczne, polegające głównie na wyrównaniu bilansu płynów ;)
Widoczki po drodze, czyli dom dla kaczek z anteną satelitarną
Pierwszą większą atrakcją miał być przylądek Ummanz, słynna mekka kitesurferów, ale tym razem za słabo wiało i nikt nie latał. Tak do w końcu dokręciliśmy do promu i po krótkiej przeprawie znaleźliśmy na najdalej wysuniętym na północ przylądku Rugii.
Na promie - sprawniej niż w Świnoujściu, ale za to za 2,40 euro
W Wiek pora na jakiś obiad. Wybór padł na pizze u Włocha. Całkiem niezła i do tego miejscowe ciemne piwko, ooo to już bardzo dobre. Cholera zapomniałem nazwę :)
Degustacja zajęła nam troszkę więcej czasu niż reszcie wycieczki więc nasza 8 osobowa grupka wielbicieli włoskiego jedzenia musiał samodzielnie dotrzeć do mety pierwszego etapu, co nam się udało z lekkim opóźnieniem :)
Na miejscu zakwaterowanie i szybka wyprawa do sklepu po zapasy picia na wieczór i dzień jutrzejszy. Potem chwilka relaksu nad morzem i grill integracyjny, który skończył się oglądaniem finału ligi mistrzów. Po wysłuchaniu niemieckiego komentarza, zacząłem doceniać kunszt Szpakowskiego :)
Po meczu zmęczenie nieprzespaną nocą wzięło górę i grzecznie poszedłem spać.
Noga jakoś dała radę....
Zdjęcie niestety nie oddaje pełnej gamy kolorów kostki :)
Decyzja podjęta. Pojechałem z SKR Gryfus na Rugię pomimo skręconej dwa dni wcześniej nogi. Wyjazd autokarem do Stralsundu o 4 nad ranem więc pobudka o 2.45 szybkie ogarnięcie i o 3.15 jadę na miejsce zbiórki. Jazda o tej godzinie przez Szczecin to czysta przyjemność. Zaczynam się nie dziwić night rajderce Uli :)
Most Cłowy 3:30... kiedy ranne wstają zorze ...:)
Po zapakowaniu roweru na przyczepę a siebie do autokaru mogłem znów zapaść w słodki sen, barbarzyńsko przerwany w środku nocy :) Tym razem prawie całą drogę do Stralsundu przespałem.
Na miejscu po 7 było całkiem ciepło, więc szybka przebieranka w krzakach z długich na krótkie gacie. Jeszcze tylko śniadanie, czyli kanapka i o 8 jedziemy.
Ekipa na starcie © Gryfus
Po przejechaniu mostu szybko znaleźliśmy się na wyspie, jeszcze tylko rzut oka za plecy i zagłębiamy się w głąb tajemniczej wyspy.
Panorama Stralsundu
Od początku zbierały się coraz ciemniejsze chmury, z których w końcu popadał deszcz. Na szczęście nie mocny i może łącznie z godzinkę kropiło. Były to pierwsze i ostatnie krople wody spadające z nieba w ciągu tych 3 dni.
Pierwszy etap prowadził polnym a czasami betonowymi drogami wzdłuż morza. Z jednej strony błękintno-szare fale morskie a z drugie zielone pola i krzewy.
Wzdłuż morza
Też wzdłuż morza...falującego jęczmienia
Pusto, cicho, śpiewające ptaki i piękne widoki. Cóż chcieć więcej. I tak sobie jechaliśmy zatrzymując się co 20-30 kilometrów na przerwy techniczne, polegające głównie na wyrównaniu bilansu płynów ;)
Widoczki po drodze, czyli dom dla kaczek z anteną satelitarną
Pierwszą większą atrakcją miał być przylądek Ummanz, słynna mekka kitesurferów, ale tym razem za słabo wiało i nikt nie latał. Tak do w końcu dokręciliśmy do promu i po krótkiej przeprawie znaleźliśmy na najdalej wysuniętym na północ przylądku Rugii.
Na promie - sprawniej niż w Świnoujściu, ale za to za 2,40 euro
W Wiek pora na jakiś obiad. Wybór padł na pizze u Włocha. Całkiem niezła i do tego miejscowe ciemne piwko, ooo to już bardzo dobre. Cholera zapomniałem nazwę :)
Degustacja zajęła nam troszkę więcej czasu niż reszcie wycieczki więc nasza 8 osobowa grupka wielbicieli włoskiego jedzenia musiał samodzielnie dotrzeć do mety pierwszego etapu, co nam się udało z lekkim opóźnieniem :)
Na miejscu zakwaterowanie i szybka wyprawa do sklepu po zapasy picia na wieczór i dzień jutrzejszy. Potem chwilka relaksu nad morzem i grill integracyjny, który skończył się oglądaniem finału ligi mistrzów. Po wysłuchaniu niemieckiego komentarza, zacząłem doceniać kunszt Szpakowskiego :)
Po meczu zmęczenie nieprzespaną nocą wzięło górę i grzecznie poszedłem spać.
Noga jakoś dała radę....
Zdjęcie niestety nie oddaje pełnej gamy kolorów kostki :)
- DST 109.30km
- Teren 45.00km
- Czas 06:27
- VAVG 16.95km/h
- VMAX 46.80km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 2850kcal
- Podjazdy 350m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Jarek szacun :) z tą nogą tyle przejechać :) ja potrzebował bym przynajmniej tydzień na objechanie Rugii :)
Trendix - 08:33 czwartek, 11 czerwca 2015 | linkuj
Komentuj