Niedziela, 19 kwietnia 2015
Powrót ze Szwecji
Desant po szwedzkiej wyprawie nastąpił w Świnoujściu. Polska powitała nas znacznie cieplejszym powietrzem i przeraźliwym krzykiem mew. Prom Polonia - mistrzostwo świata w pakowaniu pasażerów w kabinach (śledzie w beczce to mają apartamenty) - wypuścił nas ze swojego brzucha o 7 rano. Wcześniej bardzo klimatyczne śniadanie w restauracji na dziobie z widokiem promu wpływającego do portu.
W brzuchu lewiatana
Po kolejnej grupowej fotce wyruszyliśmy w kierunku Szczecina. Tempo, pomimo że to już trzeci dzień wyprawy było całkiem raźne. Bez kłopotu dotarliśmy do pierwszego pit stopu w tradycyjnym już miejscu, czyli stacji benzynowej pod Wolinem.
Na "górkach" między Międzydrojami a Wolinem © Gryfus
Chwilka na siku i przebranie się w lżejszą odzież. Tam też dogoniła nas grupka, której wydostanie się ze Świnoujścia zajęło trochę więcej czasu...
Po podziale na grupy ruszyliśmy dalej. Droga płynęła leniwie na pogaduchach i podziwianiu widoków.
W drodze
Następny postój również tradycyjne w Stepnicy. Część grupy udała się coś zjeść na szybko, a część oddała się odpoczynkowi po trudach wyprawy.
Kilometry w nogach © coolertrans
Ze Stepnicy do Goleniowa drogą pokonaliśmy z jednym poważnym zdarzeniem. Wyprzedzający naszą kolumnę samochód poszedł na czołówką z jadącą z naprzeciwka motocyklistką, która ratując się przed zderzeniem zjechała pobocze i wpadła do rowu. Pirat oczywiście odjechał, my się zatrzymaliśmy. Po wstępnych oględzinach jej stanu zdrowia - na pierwszy rzut było OK, pojechaliśmy dalej a z nią został jej motocyklowy towarzysz, który jechał za nią. Naprawę niewiele brakowało, aby to zdarzenie mogło skończyć się znacznie gorzej. Dość szybko dotarliśmy do Goleniowa, gdzie Prezes zarządził godzinną przerwę. Ja pożegnałem się z grupą i pojechałem indywidualnie do domu, w którym byłem praktycznie za godzinę. Pomimo, że przygotowany w Goleniowie obiad okazał się całkiem imponujący to wolałem wybrać domowy. A i też mój brzuszek, zmęczony wycieczką domagał się wizyty w domowej toalecie :) W domu byłem o 13.40 i jeszcze przez chwilę po ogarnięciu się miałem zamiar na powrót dołączyć do grupy i razem wjechać na Jasne Błonia. Żona jednak dość skutecznie zniechęciła mnie do tego pomysłu ;) Dzięki temu obejrzałem Amstel Gold Race i wspaniały triumf Kwiatka.
Finał wycieczki - już beze mnie :(
Podsumowując całą wyprawę. Super. Gigantyczna praca włożona w organizację przez Pawła, Roberta i Krzyśka i innych osób za co wielkie podziękowania. Pogoda generalnie dopisała, bo nie padało, a to najważniejsze. Brać rowerowa też jak najbardziej pozytywna. Pozostaną same miłe wspomnienia.
W brzuchu lewiatana
Po kolejnej grupowej fotce wyruszyliśmy w kierunku Szczecina. Tempo, pomimo że to już trzeci dzień wyprawy było całkiem raźne. Bez kłopotu dotarliśmy do pierwszego pit stopu w tradycyjnym już miejscu, czyli stacji benzynowej pod Wolinem.
Na "górkach" między Międzydrojami a Wolinem © Gryfus
Chwilka na siku i przebranie się w lżejszą odzież. Tam też dogoniła nas grupka, której wydostanie się ze Świnoujścia zajęło trochę więcej czasu...
Po podziale na grupy ruszyliśmy dalej. Droga płynęła leniwie na pogaduchach i podziwianiu widoków.
W drodze
Następny postój również tradycyjne w Stepnicy. Część grupy udała się coś zjeść na szybko, a część oddała się odpoczynkowi po trudach wyprawy.
Kilometry w nogach © coolertrans
Ze Stepnicy do Goleniowa drogą pokonaliśmy z jednym poważnym zdarzeniem. Wyprzedzający naszą kolumnę samochód poszedł na czołówką z jadącą z naprzeciwka motocyklistką, która ratując się przed zderzeniem zjechała pobocze i wpadła do rowu. Pirat oczywiście odjechał, my się zatrzymaliśmy. Po wstępnych oględzinach jej stanu zdrowia - na pierwszy rzut było OK, pojechaliśmy dalej a z nią został jej motocyklowy towarzysz, który jechał za nią. Naprawę niewiele brakowało, aby to zdarzenie mogło skończyć się znacznie gorzej. Dość szybko dotarliśmy do Goleniowa, gdzie Prezes zarządził godzinną przerwę. Ja pożegnałem się z grupą i pojechałem indywidualnie do domu, w którym byłem praktycznie za godzinę. Pomimo, że przygotowany w Goleniowie obiad okazał się całkiem imponujący to wolałem wybrać domowy. A i też mój brzuszek, zmęczony wycieczką domagał się wizyty w domowej toalecie :) W domu byłem o 13.40 i jeszcze przez chwilę po ogarnięciu się miałem zamiar na powrót dołączyć do grupy i razem wjechać na Jasne Błonia. Żona jednak dość skutecznie zniechęciła mnie do tego pomysłu ;) Dzięki temu obejrzałem Amstel Gold Race i wspaniały triumf Kwiatka.
Finał wycieczki - już beze mnie :(
Podsumowując całą wyprawę. Super. Gigantyczna praca włożona w organizację przez Pawła, Roberta i Krzyśka i innych osób za co wielkie podziękowania. Pogoda generalnie dopisała, bo nie padało, a to najważniejsze. Brać rowerowa też jak najbardziej pozytywna. Pozostaną same miłe wspomnienia.
- DST 98.92km
- Czas 04:49
- VAVG 20.54km/h
- VMAX 40.90km/h
- Temperatura 12.0°C
- Kalorie 3253kcal
- Podjazdy 883m
- Sprzęt Kellys Axis
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Przed Wolinem (na wysokości wiatraków) mijałem się z kilkuosobową grupką, może to był ktoś od Was? Swoją drogą, patrząc na ten tłum to aż dziw, że nie spotkałem nikogo więcej. Jechałem przez Stepnicę i Wolin, a do Międzyzdrojów zjechałem z DK 3 ok. 09:40.
4gotten - 09:47 wtorek, 21 kwietnia 2015 | linkuj
Jeszcze raz brawa i gratulacje za zmierzenie się z dużymi dystansami dzień po dniu przy rześkiej pogodzie. Jak widać organizatorzy spisali się na medal, ogarnąć taką olbrzymią grupę to dla wielu zadanie nie do wykonania. Ciekawie coś takiego obserwować kibicując na blogu, ale chyba taki tłum by mnie przytłoczył :-)
leszczyk - 08:38 wtorek, 21 kwietnia 2015 | linkuj
Komentuj