Wtorek, 27 maja 2014
Moje Gavia, Stelvio i Val Martello
Nie, nie :) Niestety nie przejechałem dziś maskrycznego etapu Giro. Zrobiłem sobie swój po Puszczy Bukowej. Coś mnie tym razem zainspirowało aby zaliczyć trzy największe "góry" w okolicy. Po prawdzie to zwykłe pagórki ale w naszej nizinnej okolicy chyba tylko "Miodowa" jest trudniejsza. Zrobiłem "Panoramę", "Smoczą" i Drogę Mazowiecką, czyli podjazd od Binowa do Kołowa.
Nie lubię podjazdów, szczególnie tych sztywnych i męczę się na nich więc taka trasa dla mnie to takie moje małe Mount Ventoux.
Wyruszyłem w kierunku Kijewa i przez Zdroje dotarłem do skrętu na autostradę w Podjuchach, czyli podjazd pod Panoramę. Niestety pierwsza góra i od razu porażka. Zacząłem ze średniej tarczy i jak w połowie zrzucałem na małą to...spadł mi łańcuch. No dobra, założyłem i górkę dokończyłem. Przez chwilę miałem ochotę nawet aby powtórzyć ale jak miały być trzy góry to trzy a nie cztery :). No to pojechałem na ul. Smoczą.
Tam po przebiciu się przez odcinek brukowy od wiaduktu asfaltem pod górkę. I tutaj jechało mi się już całkiem dobrze, pewnie dlatego, że ten podjazd pomimo, że najdłuższy nie jest tak sztywny i momentami odpuszcza. Średnia około 18 km/h więc jak na mnie OK. Przy okazji wkręciłem się dwa razy na tętno 186 i takie się przez chwilę utrzymywało, czyli okazuje się, że najwyraźniej moje tętno maksymalne jest wyższe niż zakładałem czyli 179. Fajnie.
Po dojechaniu do rozjazdu na Binowo skierowałem się w dół. Droga jest w fatalnym stanie. Pełno dziur i wyrw. Trzeba naprawdę uważać i non stop przyhamowywać.
Po nawrotce przy polu golfowym z powrotem pod górkę. I tu już poczułem w nogach dwie poprzednie górki. Niestety nie udało mi się jechać szybciej niż 14-15 km/ h. Puls znów 185-186. Wjechałem i pojechałem dalej. Co w tym dziwnego? Ano to, że jak zacząłem jeździć na rowerze półtora roku temu to na tym podjeździe musiałem zatrzymać się 2 czy 3 razy aby złapać oddech, a po dojechaniu na "przełęcz" dłuższa chwila odpoczynku na uspokojenie szalejącego oddechu. Postęp jest.
Wiem, że dla rowerowych harpaganów moje dzisiejsze wyczyny to pikuś, ale mnie cieszą, bo 3 górki jedna po drugiej bez odpoczynku i jakoś nie umarłem kondycyjnie. Spokojnie dalej byłem w stanie kręcić w przyzwoitym tempie i pod wiatr.
Uwaga! Zjazdy w puszczy są niebezpieczne jak cholera. Mnóstwo piachu, kory i różnych śmieci oraz inne niespodzianki...
Po wyjeździe za zakrętu przy prędkości 40 km/h to niezbyt miła niespodzianka
Powyższa niespodzianka skutecznie obniżyłam moją prędkość zjazdową o jakieś 10 km/h. Aby za szybko nie wracać do domu pojechałem jeszcze ostatnio tradycyjną trasą, czyli sprawdzić postęp prac na wiadukcie nad autostradę. Postęp jest. Dziś chłopaki malowali linie, strzałki i inne znaki poziome. O czym nie omieszkali mnie poinformować głośnym okrzykiem "tylko nie po linii !!!". Spoko, spoko ja do malowanie pasków na oponach się nie palę :)
Rzut oka z wiaduktu na Szczecin
Podsumowując. Fajnie było, choć za "górkami" nie przepadam. Suma podjazdów jak na 50 km na nizinach niezła.
Nie lubię podjazdów, szczególnie tych sztywnych i męczę się na nich więc taka trasa dla mnie to takie moje małe Mount Ventoux.
Wyruszyłem w kierunku Kijewa i przez Zdroje dotarłem do skrętu na autostradę w Podjuchach, czyli podjazd pod Panoramę. Niestety pierwsza góra i od razu porażka. Zacząłem ze średniej tarczy i jak w połowie zrzucałem na małą to...spadł mi łańcuch. No dobra, założyłem i górkę dokończyłem. Przez chwilę miałem ochotę nawet aby powtórzyć ale jak miały być trzy góry to trzy a nie cztery :). No to pojechałem na ul. Smoczą.
Tam po przebiciu się przez odcinek brukowy od wiaduktu asfaltem pod górkę. I tutaj jechało mi się już całkiem dobrze, pewnie dlatego, że ten podjazd pomimo, że najdłuższy nie jest tak sztywny i momentami odpuszcza. Średnia około 18 km/h więc jak na mnie OK. Przy okazji wkręciłem się dwa razy na tętno 186 i takie się przez chwilę utrzymywało, czyli okazuje się, że najwyraźniej moje tętno maksymalne jest wyższe niż zakładałem czyli 179. Fajnie.
Po dojechaniu do rozjazdu na Binowo skierowałem się w dół. Droga jest w fatalnym stanie. Pełno dziur i wyrw. Trzeba naprawdę uważać i non stop przyhamowywać.
Po nawrotce przy polu golfowym z powrotem pod górkę. I tu już poczułem w nogach dwie poprzednie górki. Niestety nie udało mi się jechać szybciej niż 14-15 km/ h. Puls znów 185-186. Wjechałem i pojechałem dalej. Co w tym dziwnego? Ano to, że jak zacząłem jeździć na rowerze półtora roku temu to na tym podjeździe musiałem zatrzymać się 2 czy 3 razy aby złapać oddech, a po dojechaniu na "przełęcz" dłuższa chwila odpoczynku na uspokojenie szalejącego oddechu. Postęp jest.
Wiem, że dla rowerowych harpaganów moje dzisiejsze wyczyny to pikuś, ale mnie cieszą, bo 3 górki jedna po drugiej bez odpoczynku i jakoś nie umarłem kondycyjnie. Spokojnie dalej byłem w stanie kręcić w przyzwoitym tempie i pod wiatr.
Uwaga! Zjazdy w puszczy są niebezpieczne jak cholera. Mnóstwo piachu, kory i różnych śmieci oraz inne niespodzianki...
Po wyjeździe za zakrętu przy prędkości 40 km/h to niezbyt miła niespodzianka
Powyższa niespodzianka skutecznie obniżyłam moją prędkość zjazdową o jakieś 10 km/h. Aby za szybko nie wracać do domu pojechałem jeszcze ostatnio tradycyjną trasą, czyli sprawdzić postęp prac na wiadukcie nad autostradę. Postęp jest. Dziś chłopaki malowali linie, strzałki i inne znaki poziome. O czym nie omieszkali mnie poinformować głośnym okrzykiem "tylko nie po linii !!!". Spoko, spoko ja do malowanie pasków na oponach się nie palę :)
Rzut oka z wiaduktu na Szczecin
Podsumowując. Fajnie było, choć za "górkami" nie przepadam. Suma podjazdów jak na 50 km na nizinach niezła.
- DST 48.80km
- Czas 02:01
- VAVG 24.20km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 186 (103%)
- HRavg 150 ( 83%)
- Kalorie 1835kcal
- Podjazdy 690m
- Sprzęt Rubi
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj